Rozdział 104
Rachunki z przeszłości
Draco był
wyraźnie niepocieszony z przebiegu wydarzeń w magicznej Wielkiej Brytanii.
Wiele różnych źródeł informowało o możliwym zaostrzeniu kursu ministerstwa
przeciwko rodom czystej krwi jeżeli pogłoski o dziwnych relacjach pana Chang z
dawnymi szmalcownikami okażą się prawdą.
Początkowo aurorzy nie odnosili żadnych
postępów w sprawie swojego zamordowanego informatora. Podczas jednej z
konferencji reporter „Głosu Wolnościowych Obywateli” zadawał kpiące pytania
Gwainowi Robardsowi. Od tego czasu sześć liczących po 5 aurorów zespołów
przeszukiwało każdy kąt i zaułek na Nokturnie, lecz nie udało im się nic
znaleźć. Szczerze mówiąc wątpił aby ktokolwiek ze zwycięskich sił mógł odnaleźć
zbiegłego szmalcownika. W końcu nie codzienne jest nim ex- uciekinier przed
swoimi późniejszymi kolegami po fachu…
10 kolejnych lat rządów Kinsleya
Shacklebolta także nie napawało go przesadną radością. Co prawda minister był
czarodziej czystej krwi, lecz nigdy nie było mu nawet blisko do ideologii jaką
wyznawał Lord Voldemort i jego śmierciożercy. Co prawda Malfoy nie czuł się z
tego powodu smutny, wiedział jednak, że na takiego ministra szybciej mógłby
zyskać wpływ on, a już na pewno jego ojciec. W samych wyborach Kingsley zdobył
aż 65% głosów co oznaczało jego zdecydowanego zwycięstwo już w pierwszej turze
głosowania. Drugi był jawnie promugolski Thomas Fox z 11% głosów, a o jeden
punkt procentowy zdobył Lucjusz Malfoy.
Zdecydowana porażka ojca z jednej strony
ucieszyła Draco. Dzięki temu on i „młode pokolenie Czystokrwistych” mogli
działać nowymi metodami i ze zmodernizowanymi poglądami. „Starzy” mieli
pozostać już tylko w defensywie i bronić się przed zaciekłymi medialnymi i
politycznymi atakami tych, których jeszcze niedawno eksterminowali na dużą
skalę. Z drugiej strony 10% zdobytych w wyborach pokazały, że wciąż jest
jeszcze nadzieja dla czarodziejów na powrót do rządów prawdziwych, brytyjskich
czarodziejów.
Pod wpływem tych zdarzeń jeszcze raz
musiał przemyśleć czy decyzja o jego starcie z list ojca w wyborach do
parlamentu okazała się słuszna. Ostatecznie nic nie zyskał, co więcej Platforma
Czystej Krwi jego ojca tym startem umniejszyła wrażenie jakie jej lider zrobił
swoim wynikiem w wyborach na ministra. W wyborach do parlamentu zdobyli raptem
4%, podczas gdy wynik o 1% wyższy pozwoliłby im zyskać jednego
parlamentarzystę. Jego koleżanka ze Związku Ślizgońskiego startowała z list
radykałów Jacka Wolanda i także nie weszła, ale w odróżnieniu od PCK udało się
to Wolandowi.
Serie klęsk udało się powstrzymać tylko na
froncie młodzieżowym. Dafne Greengras poprzez swoją siostrę informowała, że jej
przedszkole okazuje się sukcesem. Liczba zapisywanych do niego dzieci – na kolejny
rok szkolny stale rośnie. Ostatnio zdecydowała się nawet na ogłoszenie letnich
zajęć dla dzieci, których rodzice nie będą mogli się nimi zająć we wakacje.
Liczyła też, że profesor McGonagall pozwoli jej przejąć uczniów Hogwartu,
którzy nie będą mieli co ze sobą zrobić w tym okresie.
- Musimy coś zrobić ze sprawą Changa – powiedziała do niego
Astoria jednego z wieczorów w pokoju wspólnym.
- Dlaczego? – spytał Malfoy tłumiąc ziewnięcie.
Astoria
spojrzała na niego jak na wioskowego głupka. Jej twarz wyrażała rozbawienie i
politowanie zarazem. Obok niej siedziała Pansy, która aż trzęsła się z
ciekawości dlaczego mieli ingerować w nie swoje sprawy.
- Nie zauważyłeś, że Black kręci się podejrzanie koło młodej
Chang? – spytała chłodno Greengras.
- Podobno jest tak uzdolniona, że daje jej prywatne lekcje –
rzucił Teodor, który właśnie się do nich dosiadł.
- Ciekawe… - zamyślił się Draco.
- Pewnie ją pierdoli! – warknęła zdecydowanie zbyt głośno
Pansy.
Astoria
uciszyła ją spojrzeniem. Malfoy w tym czasie gestem uzmysłowił kilku młodszym
Ślizgonom, że nie ma powodu do sensacji i podsłuchiwania ich rozmowy.
- Kwestią czasu jest, aż młoda opowie mu wszystko co wie o
sprawach ojca – wyjaśniła Astoria – a według Dafne i Jacka… wie całkiem sporo.
- Jacka? – zdziwił się Nott.
- Wolanda – tłumaczyła Astoria.
Wymienili
porozumiewawcze spojrzenia.
- Czy twoja siostra nie zadaje się zbyt często z tym
Wolandem? – zapytał Dracon.
- Nie częściej niż tego wymagają nasze sprawy – odparła ze
spokojem Astoria – sami nic nie zdziałamy co pokazały wybory. Woland jest
magoparlamentarzystą. Daje mu to większy wpływ na ministerstwo niż nam czy
twojemu ojcu – objaśniała patrząc na dawnego śmierciożerce – w razie gdyby noga
się nam omsknęła może nas poratować.
- Coś w tym jest – przyznał Nott.
- Bardziej myślę, że interesuje go to co… Dafne ma między
nogami – syknął jadowicie Malfoy.
Astoria
spiorunowała go wzrokiem.
- Chcesz wysłuchać ich propozycji? – spytała przybierając
kamienną twarz.
Potwierdził
ruchem głowy.
- Nasze źródła mówią, że aurorzy szykują większą akcję
przeciwko Changowi – mówiła Greengras – kontrola celna wjechała wczoraj do jego
firmy. Kwestią czasu jest aż odkryją co szmuglują dla niego…
- … szmalcownicy – zakończył zamiast niej Draco.
Wiedział już do czego zmierza jego
koleżanka. Musiał przyznać, że wobec tego przywództwo sióstr Greengras było najlepszym
co mogło spotkać ich „Ruch”. Wyłapanie przez aurorów dostawców Changa wywołałoby
falę przesłuchań, które mogłyby zmienić układ sił w czarodziejskiej Wielkiej
Brytanii jeszcze bardziej na niekorzyść sił proczarodziejskich jak nazywali
ogół grup po ich stronie barykady.
- Co możemy zrobić? – spytał.
Sami byli uziemieni w szkole jako, że był
przełom lutego i marca. Ich organizacyjni przyjaciele poza murami Hogwartu byli
zbyt nieliczni by posprzątać po starszych od siebie czarodziejach.
- Nasi muszą połączyć się z radykałami i załatwić to nim
zrobią to aurorzy – wyznała szeptem Astoria.
Od tego
czasu Malfoy oraz jego najbliżsi przyjaciele żyli w nieustannym strachu o
powodzenie misji ich wątłych sił w „realnym świecie”. W pierwszym tygodniu
marca do szkoły zawitała Dafne oraz Montague. Spotkali się z młodszą z sióstr
Greengras oraz Draco na błoniach.
- Słyszałem, że pierdolisz Gryfonkę – rzucił na przywitanie
dawny zawodnik domowej drużyny Qutiditcha.
- To prawda – potwierdziła Astoria.
- Kiedy akcja? – Malfoy zignorował słowa kolegi.
Dafne popatrzyła
na niego z uznaniem. Zachował swój spokój i chłodne myślenie. Być może dorósł
na tyle by nie wybuchać tak często jak w czasie swoich szkolnych sprzeczek z
Potterem czy jego rudym przydupasem?
- Wkrótce – odparła tajemniczo się uśmiechając.
- Flint, Milcenta i Warrington są gotowi – burknął Montague.
- A wy? – spytała Astoria patrząc na siostrę.
- Ja nie mogę – odparła ta ostatnia – kieruje ośrodkiem
założonym przez Pottera i Blacka, a także przedszkolem. Wiecie, że tylko dzięki
temu mamy jakieś sensowne wpływy na społeczeństwo.
Przytaknęli
ruchem głów.
- A on? – dopytała Astoria.
- Zajmuję się pozyskiwaniem nam nowych stronników – Ślizgon
z dumą wypiął pierś – spotykam się wkrótce z Tracey Davis, Zoe Accrington i
Adrianem Pucey – wyrecytował Graham.
- Nowe nabytki? – spytał kpiąco Draco.
- Lepsze to niż nic – Graham rozłożył ręce.
- Czym się zajmują na co dzień? – spytała żywo
zainteresowana Astoria.
- Adrian gra w lidze rezerw, w zespole Os – opowiadała
Dafne – Tracey pracuje w Patrolu, a Zoe w firmie Changa.
- Całkiem interesujący zestaw – stwierdził Draco – domyślam
się, że ostatnia dwójka jest dla nas bardzo cenna?
- Tak, o ile Tracey nie jest na dyżurze z twoim ulubionym
kolegą – zaśmiała się starsza Greengras.
- To on nie jest aurorem? – zdziwił się Malfoy.
- No nie, nie wiem co poszło nie tak.
- Ja wiem, był sobą, Longbottomem – dziedzic Lucjusza
parsknął śmiechem.
Zawtórowała
mu pozostała trójka.
- Musimy kończyć tę pogawędkę – stwierdził po chwili Malfoy
– nim zauważy nas szlama Granger albo ktoś jej podobny.
- Masz rację – przyznała liderka grupy – Graham zajmij się
naszymi sprawami w Hogsmeade – poleciła – Draco wracaj do swoich spraw, a ja
spędzę jeszcze trochę czasu z młodszą siostrzyczką – zaszczebiotała tonem jakby
mówiła do małego dziecka.
Malfoy
posłuchał jej polecenia. Jego duma była trochę sponiewierana faktem swojego
upadku w hierarchii wychowanków Domu Salazara, lecz jeśli dzięki temu on, jego
rodzina oraz ludzie podzielający jego poglądy mieli odbudować swoją pozycję
mógł przymknąć na to oko. Zwłaszcza, że już wkrótce powinna mu to wynagrodzić
pewna Gryfonka.
Spotkał się
z panną Vane obok wejścia do Wielkiej
Sali. Dali sobie po buziaku w policzek i trzymając się za ręce ruszyli na
zewnątrz. Chłopak nie był przesadnie zachwycony z powrotu na zewnątrz w zimne
marcowe południe. Informacje ze szkolnego obozu wroga, jednakże były tego
warte.
Romilda
opowiadała mu, że Weasleyówna i Potter pogodzili się z jej przygłupim bratem.
Komplikowało to trochę ich pozycję w szkole. Gryfoni nie będą już tak wybuchowo
reagować na przytyki o pobycie wśród czubków przez Rona. Szkoda – pomyślał Malfoy.
Nie wiadomym natomiast pozostawało jak ułożą się relacje rudego i szlamy.
Prawdę mówiąc Malfoy liczył, że nie zejdą się, ponieważ oznaczałoby to rozbicie
tria. Ciekawe, po której stronie stanąłby wtedy Potter?
- Gotowy na OWUTEM-y? – spytała go w pewnej chwili Romilda.
- Coraz bardziej – odparł zgodnie z prawdą.
On i Zabini
każdą wolną chwilę, w której nie spiskowali przeciwko Nowemu Porządkowi
poświęcali na naukę. Chcieli jak najlepiej zdać kończące Hogwart egzaminy.
Dzięki temu liczyli na lepszy start w dorosłość – zwłaszcza że rodzinne
koneksje obecnie bardziej przeszkadzały niż pomagały.
Właściwie to
Draco nie wiedział jeszcze co będzie robić po zakończeniu Hogwartu. Droga do
ministerstwa była dla niego zamknięta – jeszcze przez kilka najbliższych lat. W
związku z tym nie mógł liczyć na karierę polityczną. Lucjusz wciąż trzymał się
na tyle dobrze, że to on doglądał rodzinnych interesów, które z uwagi na upadek
Voldemorta i fiasko ostatnich wyborów zdecydowanie się pogorszyły, ale wciąż
utrzymywały ich wśród klas wyższych, posiadających spory majątek. W związku z
powyższym najpewniej sam będzie musiał znaleźć coś do roboty.
- Bardziej od egzaminów przejmuje się tym co potem – wyznał
niespodziewanie szczerze.
Romilda
rozczuliła się nad nim. Najwyraźniej uznała, że chodzi mu o problemy z
kontynuowaniem ich związku. Była taka urocza w swojej naiwności. Draco
postanowił jej to wynagrodzić. Oparł dziewczynę o drzewo i pocałował zachłannie
w usta.
Spędziwszy
upojne chwile wracali, pod rękę, do zamku. Na zewnątrz było całkowicie pusto. W
oddali słyszeli odgłosy wydawane przez mieszkańców Zakazanego Lasu. Dało się
słyszeć tętent kopyt centaurów, wrzaski przygłupiego brata gajowego, wycie
wilków – oboje woleli nie myśleć że mogą to być wilkołaki – oraz wiele innych.
W
towarzystwie takich odgłosów dotarli do schodów prowadzących ku głównemu
wejściu. Ku ich zaskoczeniu wrota były niedomknięte. Chłopak odniósł nawet
wrażenie, że coś blokuje je przed zamknięciem. Powoli szli w górę.
Stłumiony
pisk Vane zwrócił uwagę Draco, że jego spostrzeżenia były prawdziwe. W progu
leżała nieprzytomna dziewczyna. Od zewnątrz leżały jej nogi, głowa była w
środku, co więcej leżała na brzuchu przez co nie mogli od razu jej
zidentyfikować. Co prawda mogli zawęzić już krąg podejrzanych do zaledwie
jednego domu – jego domu – dziewczyna była bowiem ubrana w szatę z emblematami
Slytherinu
- Biegnij po nauczycieli! – polecił swojej partnerce.
Sam czując
jak gula w gardle rośnie mu z każdym krokiem postanowił zidentyfikować ofiarę.
Kiedy tylko Romilda przeskoczyła nad jej ciałem i pobiegła dalej on stanął nad
koleżanką z domu. Jej włosy wydały mu się znajome. Chwycił ją za ramiona i
jednym ruchem przewrócił na plecy. To właśnie wtedy serce mu zamarło.
- Astoria… - wychrypiał usiłując nie wpaść w panikę.
Opadł
plecami na pobliską ścianę i zjechał po niej na podłogę. Dotyk zimnej posadzki
ocucił go nieco. Spojrzał na nieprzytomną przyjaciółkę i dopiero teraz zdał
sobie sprawę co powinien zrobić. Przede wszystkim sprawdzić czy jest żywa.
Wyszukał puls na jej nadgarstku. Żyła! To pierwsza dobra wiadomość w tej
sprawie. Rozważał oprzytomnienie jej za pomocą zaklęcia uznał, jednak to za
zbyt ryzykowne. W końcu nie wiedział co jej się stało. Lepiej niech zrobi to
ktoś bardziej wykwalifikowany.
Kiedy doszedł
do takiego wniosku na progu pojawił się profesor Black we własnej osobie. Za
nim stała Romilda.
- Slughorn jest w drodze – poinformowała go nastolatka.
Black rzucił
jakiś czar na Greengras. Przez cały czas był bardzo skupiony. Przyglądał się
dziewczynie i mamrotał coś pod nosem. Draco wychwycił takie słowa jak „cierpią
niewinni”, „cholerni” oraz kilka niezbyt cenzuralnych epitetów skierowanych w
bliżej nieokreśloną stronę.
- Widzieliście co jej się stało? – spytał nie podnosząc
wzroku znad Astorii.
- Nie – odparli jednocześnie Vane i Malfoy.
Ciężkie
kroki mistrza eliksirów rozległy się za plecami Blacka.
- Według mnie nie oberwała żadną klątwą – oświadczył nauczyciel
Obrony.
- Trucizna? – spytał z niedowierzaniem Horacy.
- Zbierzmy ją do ciebie – zdecydował daleki krewny Dracona.
Rzucił czar
na Astorię i lewitował ją do lochów. Za nim podążał Slughorn, który na odchodne
zwrócił się jeszcze do znalazców ofiary trucizny:
- Idźcie do pokojów wspólnych. Jutro po śniadaniu chciałbym
żebyście przyszli do mojego gabinetu.
- Dobrze, profesorze – odpowiedziała Vane.
Draco
ograniczył się do skinięcia głową. Stał w miejsce nie wierząc w to do czego
doszło jeszcze przez dobrych kilka minut. Wreszcie Romilda szturchnęła go
łokciem po żebrach i zebrał się w sobie na tyle żeby odprowadzić ją do wieży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz