Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

piątek, 24 sierpnia 2018

104. Rachunki z przeszłości


Rozdział 104
Rachunki z przeszłości

          Draco był wyraźnie niepocieszony z przebiegu wydarzeń w magicznej Wielkiej Brytanii. Wiele różnych źródeł informowało o możliwym zaostrzeniu kursu ministerstwa przeciwko rodom czystej krwi jeżeli pogłoski o dziwnych relacjach pana Chang z dawnymi szmalcownikami okażą się prawdą.

Początkowo aurorzy nie odnosili żadnych postępów w sprawie swojego zamordowanego informatora. Podczas jednej z konferencji reporter „Głosu Wolnościowych Obywateli” zadawał kpiące pytania Gwainowi Robardsowi. Od tego czasu sześć liczących po 5 aurorów zespołów przeszukiwało każdy kąt i zaułek na Nokturnie, lecz nie udało im się nic znaleźć. Szczerze mówiąc wątpił aby ktokolwiek ze zwycięskich sił mógł odnaleźć zbiegłego szmalcownika. W końcu nie codzienne jest nim ex- uciekinier przed swoimi późniejszymi kolegami po fachu…

10 kolejnych lat rządów Kinsleya Shacklebolta także nie napawało go przesadną radością. Co prawda minister był czarodziej czystej krwi, lecz nigdy nie było mu nawet blisko do ideologii jaką wyznawał Lord Voldemort i jego śmierciożercy. Co prawda Malfoy nie czuł się z tego powodu smutny, wiedział jednak, że na takiego ministra szybciej mógłby zyskać wpływ on, a już na pewno jego ojciec. W samych wyborach Kingsley zdobył aż 65% głosów co oznaczało jego zdecydowanego zwycięstwo już w pierwszej turze głosowania. Drugi był jawnie promugolski Thomas Fox z 11% głosów, a o jeden punkt procentowy zdobył Lucjusz Malfoy.

Zdecydowana porażka ojca z jednej strony ucieszyła Draco. Dzięki temu on i „młode pokolenie Czystokrwistych” mogli działać nowymi metodami i ze zmodernizowanymi poglądami. „Starzy” mieli pozostać już tylko w defensywie i bronić się przed zaciekłymi medialnymi i politycznymi atakami tych, których jeszcze niedawno eksterminowali na dużą skalę. Z drugiej strony 10% zdobytych w wyborach pokazały, że wciąż jest jeszcze nadzieja dla czarodziejów na powrót do rządów prawdziwych, brytyjskich czarodziejów.

Pod wpływem tych zdarzeń jeszcze raz musiał przemyśleć czy decyzja o jego starcie z list ojca w wyborach do parlamentu okazała się słuszna. Ostatecznie nic nie zyskał, co więcej Platforma Czystej Krwi jego ojca tym startem umniejszyła wrażenie jakie jej lider zrobił swoim wynikiem w wyborach na ministra. W wyborach do parlamentu zdobyli raptem 4%, podczas gdy wynik o 1% wyższy pozwoliłby im zyskać jednego parlamentarzystę. Jego koleżanka ze Związku Ślizgońskiego startowała z list radykałów Jacka Wolanda i także nie weszła, ale w odróżnieniu od PCK udało się to Wolandowi.

Serie klęsk udało się powstrzymać tylko na froncie młodzieżowym. Dafne Greengras poprzez swoją siostrę informowała, że jej przedszkole okazuje się sukcesem. Liczba zapisywanych do niego dzieci – na kolejny rok szkolny stale rośnie. Ostatnio zdecydowała się nawet na ogłoszenie letnich zajęć dla dzieci, których rodzice nie będą mogli się nimi zająć we wakacje. Liczyła też, że profesor McGonagall pozwoli jej przejąć uczniów Hogwartu, którzy nie będą mieli co ze sobą zrobić w tym okresie.

W samym Hogwarcie dzięki niewyparzonej gębie Pansy Parkinson oraz związkowi Draco i Romildy Vane, Slytherin odzyskał wewnętrzną jedność. Udało im się też popsuć morale wśród Gryfonów, a pozostałe domy traktowali zgodnie z zasadą „dziel i rządź”.

- Musimy coś zrobić ze sprawą Changa – powiedziała do niego Astoria jednego z wieczorów w pokoju wspólnym.
- Dlaczego? – spytał Malfoy tłumiąc ziewnięcie.

          Astoria spojrzała na niego jak na wioskowego głupka. Jej twarz wyrażała rozbawienie i politowanie zarazem. Obok niej siedziała Pansy, która aż trzęsła się z ciekawości dlaczego mieli ingerować w nie swoje sprawy.

- Nie zauważyłeś, że Black kręci się podejrzanie koło młodej Chang? – spytała chłodno Greengras.
- Podobno jest tak uzdolniona, że daje jej prywatne lekcje – rzucił Teodor, który właśnie się do nich dosiadł.
- Ciekawe… - zamyślił się Draco.
- Pewnie ją pierdoli! – warknęła zdecydowanie zbyt głośno Pansy.

          Astoria uciszyła ją spojrzeniem. Malfoy w tym czasie gestem uzmysłowił kilku młodszym Ślizgonom, że nie ma powodu do sensacji i podsłuchiwania ich rozmowy.

- Kwestią czasu jest, aż młoda opowie mu wszystko co wie o sprawach ojca – wyjaśniła Astoria – a według Dafne i Jacka… wie całkiem sporo.
- Jacka? – zdziwił się Nott.
- Wolanda – tłumaczyła Astoria.

          Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Czy twoja siostra nie zadaje się zbyt często z tym Wolandem? – zapytał Dracon.
- Nie częściej niż tego wymagają nasze sprawy – odparła ze spokojem Astoria – sami nic nie zdziałamy co pokazały wybory. Woland jest magoparlamentarzystą. Daje mu to większy wpływ na ministerstwo niż nam czy twojemu ojcu – objaśniała patrząc na dawnego śmierciożerce – w razie gdyby noga się nam omsknęła może nas poratować.
- Coś w tym jest – przyznał Nott.
- Bardziej myślę, że interesuje go to co… Dafne ma między nogami – syknął jadowicie Malfoy.

          Astoria spiorunowała go wzrokiem.

- Chcesz wysłuchać ich propozycji? – spytała przybierając kamienną twarz.

          Potwierdził ruchem głowy.

- Nasze źródła mówią, że aurorzy szykują większą akcję przeciwko Changowi – mówiła Greengras – kontrola celna wjechała wczoraj do jego firmy. Kwestią czasu jest aż odkryją co szmuglują dla niego…
- … szmalcownicy – zakończył zamiast niej Draco.

Wiedział już do czego zmierza jego koleżanka. Musiał przyznać, że wobec tego przywództwo sióstr Greengras było najlepszym co mogło spotkać ich „Ruch”. Wyłapanie przez aurorów dostawców Changa wywołałoby falę przesłuchań, które mogłyby zmienić układ sił w czarodziejskiej Wielkiej Brytanii jeszcze bardziej na niekorzyść sił proczarodziejskich jak nazywali ogół grup po ich stronie barykady.

- Co możemy zrobić? – spytał.

Sami byli uziemieni w szkole jako, że był przełom lutego i marca. Ich organizacyjni przyjaciele poza murami Hogwartu byli zbyt nieliczni by posprzątać po starszych od siebie czarodziejach.

- Nasi muszą połączyć się z radykałami i załatwić to nim zrobią to aurorzy – wyznała szeptem Astoria.

          Od tego czasu Malfoy oraz jego najbliżsi przyjaciele żyli w nieustannym strachu o powodzenie misji ich wątłych sił w „realnym świecie”. W pierwszym tygodniu marca do szkoły zawitała Dafne oraz Montague. Spotkali się z młodszą z sióstr Greengras oraz Draco na błoniach.

- Słyszałem, że pierdolisz Gryfonkę – rzucił na przywitanie dawny zawodnik domowej drużyny Qutiditcha.
- To prawda – potwierdziła Astoria.
- Kiedy akcja? – Malfoy zignorował słowa kolegi.

          Dafne popatrzyła na niego z uznaniem. Zachował swój spokój i chłodne myślenie. Być może dorósł na tyle by nie wybuchać tak często jak w czasie swoich szkolnych sprzeczek z Potterem czy jego rudym przydupasem?

- Wkrótce – odparła tajemniczo się uśmiechając.
- Flint, Milcenta i Warrington są gotowi – burknął Montague.
- A wy? – spytała Astoria patrząc na siostrę.
- Ja nie mogę – odparła ta ostatnia – kieruje ośrodkiem założonym przez Pottera i Blacka, a także przedszkolem. Wiecie, że tylko dzięki temu mamy jakieś sensowne wpływy na społeczeństwo.

          Przytaknęli ruchem głów.

- A on? – dopytała Astoria.
- Zajmuję się pozyskiwaniem nam nowych stronników – Ślizgon z dumą wypiął pierś – spotykam się wkrótce z Tracey Davis, Zoe Accrington i Adrianem Pucey – wyrecytował Graham.
- Nowe nabytki? – spytał kpiąco Draco.
- Lepsze to niż nic – Graham rozłożył ręce.
- Czym się zajmują na co dzień? – spytała żywo zainteresowana Astoria.
- Adrian gra w lidze rezerw, w zespole Os – opowiadała Dafne – Tracey pracuje w Patrolu, a Zoe w firmie Changa.
- Całkiem interesujący zestaw – stwierdził Draco – domyślam się, że ostatnia dwójka jest dla nas bardzo cenna?
- Tak, o ile Tracey nie jest na dyżurze z twoim ulubionym kolegą – zaśmiała się starsza Greengras.
- To on nie jest aurorem? – zdziwił się Malfoy.
- No nie, nie wiem co poszło nie tak.

- Ja wiem, był sobą, Longbottomem – dziedzic Lucjusza parsknął śmiechem.

          Zawtórowała mu pozostała trójka.

- Musimy kończyć tę pogawędkę – stwierdził po chwili Malfoy – nim zauważy nas szlama Granger albo ktoś jej podobny.
- Masz rację – przyznała liderka grupy – Graham zajmij się naszymi sprawami w Hogsmeade – poleciła – Draco wracaj do swoich spraw, a ja spędzę jeszcze trochę czasu z młodszą siostrzyczką – zaszczebiotała tonem jakby mówiła do małego dziecka.

          Malfoy posłuchał jej polecenia. Jego duma była trochę sponiewierana faktem swojego upadku w hierarchii wychowanków Domu Salazara, lecz jeśli dzięki temu on, jego rodzina oraz ludzie podzielający jego poglądy mieli odbudować swoją pozycję mógł przymknąć na to oko. Zwłaszcza, że już wkrótce powinna mu to wynagrodzić pewna Gryfonka.

          Spotkał się z panną Vane  obok wejścia do Wielkiej Sali. Dali sobie po buziaku w policzek i trzymając się za ręce ruszyli na zewnątrz. Chłopak nie był przesadnie zachwycony z powrotu na zewnątrz w zimne marcowe południe. Informacje ze szkolnego obozu wroga, jednakże były tego warte.

          Romilda opowiadała mu, że Weasleyówna i Potter pogodzili się z jej przygłupim bratem. Komplikowało to trochę ich pozycję w szkole. Gryfoni nie będą już tak wybuchowo reagować na przytyki o pobycie wśród czubków przez Rona. Szkoda – pomyślał Malfoy. Nie wiadomym natomiast pozostawało jak ułożą się relacje rudego i szlamy. Prawdę mówiąc Malfoy liczył, że nie zejdą się, ponieważ oznaczałoby to rozbicie tria. Ciekawe, po której stronie stanąłby wtedy Potter?

- Gotowy na OWUTEM-y? – spytała go w pewnej chwili Romilda.
- Coraz bardziej – odparł zgodnie z prawdą.

          On i Zabini każdą wolną chwilę, w której nie spiskowali przeciwko Nowemu Porządkowi poświęcali na naukę. Chcieli jak najlepiej zdać kończące Hogwart egzaminy. Dzięki temu liczyli na lepszy start w dorosłość – zwłaszcza że rodzinne koneksje obecnie bardziej przeszkadzały niż pomagały.

          Właściwie to Draco nie wiedział jeszcze co będzie robić po zakończeniu Hogwartu. Droga do ministerstwa była dla niego zamknięta – jeszcze przez kilka najbliższych lat. W związku z tym nie mógł liczyć na karierę polityczną. Lucjusz wciąż trzymał się na tyle dobrze, że to on doglądał rodzinnych interesów, które z uwagi na upadek Voldemorta i fiasko ostatnich wyborów zdecydowanie się pogorszyły, ale wciąż utrzymywały ich wśród klas wyższych, posiadających spory majątek. W związku z powyższym najpewniej sam będzie musiał znaleźć coś do roboty.

- Bardziej od egzaminów przejmuje się tym co potem – wyznał niespodziewanie szczerze.

          Romilda rozczuliła się nad nim. Najwyraźniej uznała, że chodzi mu o problemy z kontynuowaniem ich związku. Była taka urocza w swojej naiwności. Draco postanowił jej to wynagrodzić. Oparł dziewczynę o drzewo i pocałował zachłannie w usta.

          Spędziwszy upojne chwile wracali, pod rękę, do zamku. Na zewnątrz było całkowicie pusto. W oddali słyszeli odgłosy wydawane przez mieszkańców Zakazanego Lasu. Dało się słyszeć tętent kopyt centaurów, wrzaski przygłupiego brata gajowego, wycie wilków – oboje woleli nie myśleć że mogą to być wilkołaki – oraz wiele innych.

          W towarzystwie takich odgłosów dotarli do schodów prowadzących ku głównemu wejściu. Ku ich zaskoczeniu wrota były niedomknięte. Chłopak odniósł nawet wrażenie, że coś blokuje je przed zamknięciem. Powoli szli w górę.

          Stłumiony pisk Vane zwrócił uwagę Draco, że jego spostrzeżenia były prawdziwe. W progu leżała nieprzytomna dziewczyna. Od zewnątrz leżały jej nogi, głowa była w środku, co więcej leżała na brzuchu przez co nie mogli od razu jej zidentyfikować. Co prawda mogli zawęzić już krąg podejrzanych do zaledwie jednego domu – jego domu – dziewczyna była bowiem ubrana w szatę z emblematami Slytherinu

- Biegnij po nauczycieli! – polecił swojej partnerce.

          Sam czując jak gula w gardle rośnie mu z każdym krokiem postanowił zidentyfikować ofiarę. Kiedy tylko Romilda przeskoczyła nad jej ciałem i pobiegła dalej on stanął nad koleżanką z domu. Jej włosy wydały mu się znajome. Chwycił ją za ramiona i jednym ruchem przewrócił na plecy. To właśnie wtedy serce mu zamarło.

- Astoria… - wychrypiał usiłując nie wpaść w panikę.

          Opadł plecami na pobliską ścianę i zjechał po niej na podłogę. Dotyk zimnej posadzki ocucił go nieco. Spojrzał na nieprzytomną przyjaciółkę i dopiero teraz zdał sobie sprawę co powinien zrobić. Przede wszystkim sprawdzić czy jest żywa. Wyszukał puls na jej nadgarstku. Żyła! To pierwsza dobra wiadomość w tej sprawie. Rozważał oprzytomnienie jej za pomocą zaklęcia uznał, jednak to za zbyt ryzykowne. W końcu nie wiedział co jej się stało. Lepiej niech zrobi to ktoś bardziej wykwalifikowany.

          Kiedy doszedł do takiego wniosku na progu pojawił się profesor Black we własnej osobie. Za nim stała Romilda.

- Slughorn jest w drodze – poinformowała go nastolatka.

          Black rzucił jakiś czar na Greengras. Przez cały czas był bardzo skupiony. Przyglądał się dziewczynie i mamrotał coś pod nosem. Draco wychwycił takie słowa jak „cierpią niewinni”, „cholerni” oraz kilka niezbyt cenzuralnych epitetów skierowanych w bliżej nieokreśloną stronę.

- Widzieliście co jej się stało? – spytał nie podnosząc wzroku znad Astorii.
- Nie – odparli jednocześnie Vane i Malfoy.

          Ciężkie kroki mistrza eliksirów rozległy się za plecami Blacka.

- Według mnie nie oberwała żadną klątwą – oświadczył nauczyciel Obrony.
- Trucizna? – spytał z niedowierzaniem Horacy.
- Zbierzmy ją do ciebie – zdecydował daleki krewny Dracona.

          Rzucił czar na Astorię i lewitował ją do lochów. Za nim podążał Slughorn, który na odchodne zwrócił się jeszcze do znalazców ofiary trucizny:

- Idźcie do pokojów wspólnych. Jutro po śniadaniu chciałbym żebyście przyszli do mojego gabinetu.
- Dobrze, profesorze – odpowiedziała Vane.

          Draco ograniczył się do skinięcia głową. Stał w miejsce nie wierząc w to do czego doszło jeszcze przez dobrych kilka minut. Wreszcie Romilda szturchnęła go łokciem po żebrach i zebrał się w sobie na tyle żeby odprowadzić ją do wieży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz