Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

sobota, 25 sierpnia 2018

106. Nieustanna czujność


Rozdział 106
Nieustanna czujność

          Ginny środowy poranek spędzała w dormitorium z Hermioną. Pozostałe dziewczyny, z którymi mieszkały udały się już na śniadanie. Im się nie spieszyło. Tego dnia miały odwołane poranne zajęcia, oficjalnie przez chorobę nauczyciela, a nieoficjalnie mówiło się o tym, że kadra pedagogiczna musi najpierw załagodzić spór jaki wywołał zamach na Astorię.

- Wiesz niepokoi mnie to – wyznała Hermiona podczas szczotkowania włosów.
- Yhm… - przytknęła Ginny przeszukując swój kufer.
- Na początku zeszłego semestru byłam świadkiem jak Bem z ekipą chcieli skatować Draco i Romildę -  kontynuowała perfekt – oczywiście im to uniemożliwiłam, ale nie myślał wtedy, że posuną się aż tak daleko.
- Zaraz, zaraz! – Ginewra wróciła duchem do dormitorium – Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałaś? – zapytała oburzona.
- Wiesz sporo się wtedy działo… - próbowała się tłumaczyć Hermiona.
- …. Ale mówiłaś o tym komuś, tak? Jakiemuś nauczycielowi? Syriuszowi? – dopytywała rudowłosa.

          Hermiona zrobiła zawstydzoną minę.

- No właśnie nie bardzo.

          Ginny nie mogła uwierzyć własnym uszom. Hermiona nie tylko nie informująca o takim zachowaniu jakiegokolwiek profesora, ale bagatelizująca sprawę. 

- Uważasz, że to naprawdę może być ich sprawka? – spytała konspiracyjnym tonem.
- Na litość Merlina, a czyja? – oburzyła się Hermiona – Nikt o zdrowych zmysłach nie zaatakowałby Astorii. Rozumiem Malfoya. Był śmierciożercą jak jego ojciec. Mogli komuś zajść za skórę podczas wojny, ale Astoria? Bardziej neutralna od jej rodziny może być tylko Szwajcaria!
- Szwajcaria? – zdziwiła się Ginny.
- Nie ważne! Idziemy na śniadanie! – zadecydowała Hermiona wciągając sweter przez głowę.

          Ginny za jej przykładem założyła stare jeansy i sweter uszyty przez jej matkę na ostatnią normalną wigilię. Ruszyły przed siebie. W Pokoju Wspólnym czekała na nie niespodzianka. Nie miła. Drogę zatarasował im Bem we własnej osobie.

- Hej, możesz nas przepuścić? – odezwała się Ginny.
- Czego chciał od was Black?
- Nie rozmawiałyśmy z nim wczoraj – zaprzeczyła ruda.
- Wcześniej – odezwał się zza jej pleców męski głos.

          Chciała się odwrócić, lecz wiedziała że gdy to zrobi da szansę Bemowi do obezwładnienia siebie. Jeżeli dobrze zinterpretowała sytuację to przed sobą miała wroga jak i za sobą, obok przyjaciółkę. Brakowało jej trójki innych Gryfonów zamieszanych według Hermiony w niedawne, bulwersujące zdarzenia.

- Zadałem ci pytanie! – warknął Bem.
- Rozmawialiśmy… - odezwała się Hermiona drżącym głosem - …o
- … nie mów im! – Ginny usiłowała ją uciszyć.
- O Harry’m – zakończyła wciąż drżącym głosem.
- O kim? – zdziwił się ten stojący za Ginny.
- O Harry’m – powtórzyła spokojniejsza już Hermiona – Harry Potter na pewno go znacie.
- I co z nim? – spytał tępo Murzyn.

          Ginny zdawało się, że rozumie grę Hermiony. Postanowiła jej pomóc.
- Syriusz jest ojcem chrzestnym Harry’ego – tłumaczyła z miną jakby mówiła do dzieci -  Hermiona najlepszą przyjaciółką, a ja dziewczyną. Widzicie związek? – widząc brak zrozumienia na twarzy Bema kontynuowała – niedługo kończymy szkołę. On już to zrobił. Wiecie dorosłość wiąże się pewnymi decyzjami. Chociażby podjęcie pracy, miejsce gdzie będzie się mieszkać i inne takie – kpiła z nich.

- Czyli byłyście na plotkach? – spytał nieśmiało inny głos.

          Tym razem Ginny rozpoznała czarodzieja, który się odezwał. Był to Jake Slopper. Chciał się w tym sezonie dostać do reprezentacji domu w Quidditchu. Nigdy w życiu Ginny nie czuła takiej satysfakcji z tego, że kogoś odrzuciła – w sporcie -  jak teraz.

- Można to tak nazwać – zgodziła się Hermiona życzliwym tonem.

          Wtedy do pokoju weszli Dean z Seamusem. Gawędzili o czymś wesoło do chwili aż zobaczyli co dzieje się w Pokoju Wspólnym.

- Co tu się dzieje? – spytał zszokowany Irlandczyk.
- Opuście różdżki – dodał Dean.

          Bem obrócił się w ich stronę. Ginny wiedziała, że może go rozbroić, ale wolała nie ryzykować mając za sobą kolejną dwójkę napastników. Kątem oka dostrzegła, że Hermiona ma swoją różdżkę w ręce.

- Nie wyjmuj różdżki, Thomas – warknął nerwowo Bem.
- Bo co? – odrzekł tamten.
- Bo skrzywdzę którąś z nich! – krzyknął niezidentyfikowany głos za plecami Ginewry.
- Tylko spróbuj! – wypalił Seamus wyjmując różdżkę.

          Irlandczyk spojrzał w oczy pochodzącego z Nigerii grubasa. Mierzyli się przez chwilę wzorkiem, kiedy nagle Bem wrzasnął:

- Drętvota!

          Czerwony strumień uderzył w ścianę ponad barkiem Finnigana. Inny wystrzelony zza pleców Weasley chybił o dobre dwa metry. Dziewczyna rzuciła się wtedy na podłogę, a w pomieszczeniu rozpętała się walka.

- Expelliarmus! – syknął Dean.
- Drętvota! – ryknął Seamus.

          Tym samym urokiem odpowiedziała trójka tamtych. Atak Seamusa i Bema zderzył się. Iskry rozsypały się po całym pokoju. Ginny zakryła oczy leżąc obok kanapy. Przez palce zobaczyła jak Dean trzyma w dłoniach dwie różdżki – musiał wiec kogoś rozbroić. Przeturlała się w stronę schodów szukając wzorkiem Hermiony. Panna perfekt w tym czasie robiła za żywą tarczę Zakira – dopiero teraz Ginny zdała sobie sprawę, że to on przez cały czas stał za jej plecami.

- Oddaj moją różdżkę – syknął Slopper.
- Puść ją! – wycedził Dean.
- Odłóżcie różdżki! – krzyknął Bem, który w toku walki schował się za stolikiem. Przykucał za nim celując różdżką w stronę dwójki niespodziewanych gości. To samo robił Zakir stojący za plecami Hermiony.

          Przy wejściu natomiast Dean celował w Azjatę, a Seamus ruszał różdżką tak aby w razie czego móc ogłuszyć bądź Sloppera bądź Bema. Żaden z chłopaków będących kiedyś w dormitorium z Potterem nie miał się za czym schować. Sytuacja wydawała się patowa.

          Wtedy Ginny zdała sobie sprawę, że nikt do niej nie celuje. Starając się zbytnio nie ruszać tak aby im o sobie nie przypominać próbowała wyjąć różdżkę. Udało jej się. Oceniła sytuację. Miała szanse trafić w Bema. Był nie osłonięty od strony, w którą się przetoczyła. Wiedziała, że jeśli go zaatakuje to jego wspólnik może zrobić krzywdę Hermionie. Prawdę mówiąc jeszcze wczoraj nie podejrzewałaby ich o bycie zdolnym do czegoś takiego, jednak teraz nie miała już żadnych złudzeń. Nie była pewna czy zdoła trafić w Zakira. Hermiona osłaniała go zarówno od strony Deana i Seamusa jak i jej.

          Podjęła decyzję. Usiłowała uspokoić oddech i robiąc jak najmniej ruchów wycelować różdżkę w Akrama. Wydawało jej się, że obrała już dobry kurs. Wstrzymała oddech i zastygła w bezruchu.

- Drętvota – wysyczała z jadem.

          Czerwony promień rąbnął Zakira w czoło. Chłopak mimowolnie puścił Hermioną – ta zapiszczała – i opadł na podłogę z hukiem. Wtedy dwa uroki puszczone przez Deana i Seamusa unieszkodliwiły zszokowanego Jake’a. Sytuację wykorzystał Bem i oszołomił Thomasa. Nie czekając dłużej ruszył pędem w stronę wyjścia. Oszołamiacz rzucony przez Ginny śmignął mu minimalnie nad uchem. Zaskoczony Seamus zapomniał o czarach i próbował własnym ciałem zastawić wyjście. Nie miał szans z rozpędzonym ciałem znacznie cięższego od siebie Murzyna. Zderzenie z Bemem pchnęło go na ścianę, po której zjechał na podłogę. Główny sprawca zamieszania zdołał uciec z Pokoju Wspónego.

          Ginny ruszyła za nim biegiem. Nie przejmowała się pozostałymi w pokoju. Napastnicy byli unieszkodliwieni, a pozostałą dwójką zajmie się Hermiona. Szybka nadrabiała stracony dystans do grubasa. Ten rzucił w nią dwa uroki, ale były tak niechlujnie rzucone w czasie biegu, że nawet nie musiała robić uników. Sama starała się odpowiedzieć próbą rozbrojenia, ale także miała problemy z celnością.

- To przez ten głód – próbowała się wyjaśnić przed samą sobą.

          Kiedy Bem wbiegł w pierwszy zakręt była pewna, że już go ma. Niestety czekał ją zawód. Wbiegła w zakręt po wewnętrznej licząc na skrócenie dystansu do Bema, ale nie wzięła pod uwagę, że ktoś może tamtędy iść. Wpadła na jakiegoś ucznia i odbiła się do tyłu lądując pupą na zimnej posadce. Napastnik wykorzystał tę chwilę i uciekł.

- Szlag! – zaklęła pod nosem Ginny.

          Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wpadła na Lucy Host, która wczoraj do samego końca stała z triem dzisiejszych napastników.

- Jak łazisz? – warknęła do niej Host.

          W odpowiedzi Ginny wycelowała w nią różdżką. Nie wiedziała czy dziewczyna wracała ze śniadania – na co wskazywało jabłko jakie miała w dłoni – czy nadchodziła ze wsparciem towarzyszom niedawno popełnionej zbrodni.

- Pomagasz im? – krzyknęła na nią Ginewra.
- O co ci chodzi? Oszalałaś? – pytała Host wstając.

          Za jej plecami pojawili się kolejni uczniowie wracający z Wielkiej Sali. Pośród nich dostrzegła znajomych z klasy oraz koleżeństwo z drużyny. Nie zważała na nich i dalej celowała w drugą Gryfonkę.

- Co ci odwaliło, Weasley? – kpiła Lucy.
- Ginny, co się dzieje? – z daleka zabrzmiał głos Demelzy.
- Może to u was rodzinne, co? Chcesz skończyć w wariatkowie jak twój braciszek? – kpiła dalej Host.
- Jeszcze słowo!

          Wtem za plecami Lucy ktoś przedarł się pomiędzy uczniami. Syriusz! Profesor zmierzał w ich stronę szybkim krokiem z różdżką w ręce.

- Co tu się dzieje? – spytał cierpkim tonem.
- Weasley zwariowała – odparła Host.

          Syriusz spojrzał na rudą. Ta w dalszym ciągu celowała w głowę drugiej dziewczyny. Oddychała przy tym ciężko. Nie zdołała nic odpowiedzieć, kiedy zza jej pleców rozległ się głos Hermiony.

- Może my wyjaśnimy?
- Słucham – zachęcił ją do mówienia Black.
- Szłyśmy z Ginny na śniadanie, kiedy Bem, Zakir i Jake zaatakowali nas – wytłumaczyła Granger – pewnie byłoby z nami kiepsko, ale szybszy powrót z Wielkiej Sali Seamusa i Deana pokrzyżował im plany. Szybko rozbroili Sloppera, ale ten tchórz Akram zrobił sobie ze mnie żywą tarczę – mówiła, a większość zebranych Gryfonów wydała z siebie dźwięki oburzenia.
- To prawda – potwierdził Seamus – w zamieszaniu oszołomiła go Ginny, a wtedy Bem trafił Deana no i… przepchnął mnie – dodał zawstydzony.
- Uciekł, a Ginny pobiegła za nim – kontynuowała Hermiona.
- Do czasu aż nie wpadłam na nią! – wtrąciła oskarżycielskim tonem rudowłosa.

          Tłum Gryfonów otoczył zainteresowanych. Część domagała się ukarania Lucy i reszty. Część krzyczała aby ich wyrzucić z Gryfindoru a nawet i szkoły. Jeszcze inni szeptali pomiędzy sobą w geście solidarności z kolegami, którzy nie bali się walczyć z Czystokrwistymi.

- Walczyć?! – wybuchła Ginny usłyszawszy szepty – wojna się skończyła!
- To prawda – poparł ją Seamus.
- CISZA! – wydarł się Black – gdzie Akram i Slopper?
- W Pokoju Wspólnym – wyjaśniła Hermiona – Dean ich pilnuje.

          Syriusz skierował się w tamtą stronę, a gestem dał znać by pozostali poszli za nim – zwłaszcza Ginny i Lucy. Wchodząc przez dziurę za portretem Grubej Damy dostrzegli pierwsze ślady niedawnej potyczki.

- Hermiono idź do pani dyrektor – polecił jej Black - i powiedz, że chyba złapaliśmy sprawców ataku na pannę Greengras. Ich akta przyjmą trochę więcej zarzutów niż tamta napaść.

          Szatynka kiwnęła posłusznie głową i opuściła po raz kolejny Pokój Wspólny. Syriusz w tym czasie za pomocą magii spętał sznurem dwójkę napastników. Ułożył ich wzdłuż kominka. Obok posadził Lucy.

- Reszta rozejść się do dormitoriów! – polecił. Gestem ręki nakazał Ginny, Seamusowi i Deanowi aby pozostali.

          Pozostałe dzieciaki z niechęcią wypełniły polecenie. W tym czasie on sam rozsiadł się w fotelu. Zapadło milczenie. Niecały kwadrans później do pomieszczenia wróciła Hermiona, a za nią McGonagall.

- Syriuszu… - rzuciła oburzona widokiem skrępowanych uczniów dyrektorka.
- Hermiona opowiedziała pani co się stało, tak? – spytał ignorując jej oburzenie.
- Tak.
- Tutaj leży dwójka sprawców ataku na Greengras – odpowiedział – Host podejrzewam o współpracę z nimi, Bem gdzieś uciekł, ale kwestią czasu jest aż go znajdziemy.

          Minerwa obrzuciła badawczym spojrzeniem jego oraz wszystkich obecnych w pomieszczeniu Gryfonów. Podeszła bez słowa do domniemanych sprawców i jednym ruchem różdżki uwolniła ich. Spowodowało to natychmiastowe wycelowanie różdżek w nich przez pozostałą trójkę Gryfonów. Hermiona zakryła usta w niemym krzyku.

- Przejdziemy się do miejsca, gdzie bardziej swobodnie będziemy mogli wyjaśnić zarzuty wobec was – oznajmiła kierując się do wyjścia.

          Wyszła jako pierwsza, za nią Hermiona i Dean, potem trójka oskarżonych, a pochód zamykał Seamus, Ginny i Syriusz. Dyrektorka nie prowadziła ich do swojego gabinetu, lecz do jednej  pustych klas na czwartym piętrze. Machnięciem różdżki zapaliła świece w sali.

- Słucham – odezwała się siadając za biurkiem – może najpierw Ginewra…

          Ginny opowiedziała jak z jej punktu widzenia przebiegły wydarzenia dzisiejszego dnia. Po niej to samo zrobili Slopper i Akram. Nie przyznali się do winy, a co więcej oskarżyli wypowiadających się po nich Seamusa z Deanem o napaść na nich. Na koniec wypowiedziała się Host. Dziewczyna w żaden sposób nie odniosła się do zdarzeń w Pokoju Wspólnym. Oskarżyła za to Ginny o napaść na nią.

- Syriuszu opowiedz o tym jak ich znalazłeś.

          Syriusz zrobił to zgodnie z tym jak to wyglądało. Następnie dyrektorka zamyśliła się nad sprawą. Splotła ręce i nic nie mówiła przez dłuższą chwilę.

- Panie Finnigan, idź do lochów – Slopper i Akram zadrżeli na dźwięk tych słów – powiedz profesorowi Slughornowi żeby udał się do mojego gabinetu – dwójka napastników odetchnęła z ulgą – Panie Thomas napisz na drzwiach do klasy profesora Blacka, że wszystkie jego lekcje są dzisiaj odwołane. Syriuszu, zostań tutaj z tą trójką – wskazała na domniemanych napastników – Panna Granger, może wracać do swoich zajęć, a panna Weasley proszę za mną.

          Ginny wyszła posłusznie z dawną opiekunką Gryfindoru. Po chwili Hermiona także opuściła klasę mrugając wcześniej porozumiewawczo do Syriusza.

piątek, 24 sierpnia 2018

105. Kolejna komplikacje


Rozdział 105
Kolejne komplikacje
          Syriusz towarzyszył Slughornowi w badaniu co dokładnie dolega najmłodszej przedstawicielce rodu Greengras. Był przerażony, ale i zdeterminowany by po pierwsze odkryć co takiego zaszło w drzwiach do zamku, a po drugie jaki związek miała z tym mieszana para gryfońsko – ślizgońka.

- Wydaje mi się, że mam – odezwał się Horacy.
- Co takiego?
- Co się stało tej biedaczce – odpowiedział z troską opiekun najbardziej znienawidzonego domu w Hogwarcie – podobny przypadek miał miejsce dwa lata temu, lecz wtedy ofiarą padła Gryfonka – wyjaśniał odbiegając co raz bardziej od tematu – zdaje się, że grała w drużynie z twoim chrześniakiem. Nazywała się Bell, jeśli mnie pamięć nie myli.
- Co jej się stało? – Syriusz przerwał wywód kolegi po fachu warknięciem.
- Och, wracała z Hogsmeade wraz z koleżanką, kiedy dotknęła zaklętego przedmiotu. Całe szczęście, że znalazł ją nasz drogi Harry…
- … pytałem o Greengras! – przerwał mu ponownie Black.

          Slughorn zrobił nieco urażoną minę. Czoło pokryte miał potem.

- To samo – wyjaśnił robiąc obrażoną minę – dotknęła przeklętego przedmiotu.
- Co to było?
- Wtedy nie pamiętam, teraz nie wiem…

          Syriusz poczuł jak robi mu się słabo. Slughorn ewidentnie powinien udać się na zasłużoną emeryturę. Ten człowiek nie przepuścił żadnej okazji żeby opowiedzieć zdarzenia ze swojej przeszłości, które w jakikolwiek sposób łączyły go z kimś sławnym. Zwłaszcza jeśli był to Harry Potter.

- Wiesz jak ją uratować? – zagadnął ponownie Syriusz.
- Oczywiście – zapewnił stanowczo Horacy – zatrzymałem już rozprzestrzenianie się trucizny. Teraz muszę tylko przywrócić ją do zdrowia. To zajmie tydzień, może dwa.
- Wspaniale! – Łapa aż zaklaskał – pójdę poinformować panią dyrektor o tym… incydencie.

          Pobiegł prosto do gabinetu Minerwy McGonagall. Po drodze ignorował zupełnie zaskoczone spojrzenia uczniów jak i innych przedstawicieli kadry pedagogicznej. Zatrzymał się dopiero przed kamienną chimerą strzegącą wejścia do biura dyrektorki.

- Moody – szepnął nowe hasło, a pomnik odsłonił przed nim schody.

          W kilku susach pokonał je i zatrzymał się przed właściwymi drzwiami. Zapukał do nich nieco zbyt mocno i nerwowo.

- Wejdź – odpowiedział głos Minerwy.

          Syriusz otworzył drzwi i zdyszany wkroczył do znajomego gabinetu, w którym tak często wraz z Jamesem Potterem tłumaczył się ze swoich przewinień i dowcipów przed Albusem Dumbeldore.

- Co cię do mnie sprowadza, Syriuszu? – spytała łagodnie dyrektorka.
- W szkole miał miejsce zamach! – wypalił na bezdechu.
- Co?! – nie dowierzała kobieta – Kto? Co? Jak?

          Syriusz usiadł przy biurku naprzeciw niej. Blat jak zwykle wypełniały różne magiczne przedmioty. Wśród nich w oczy rzucał się fałszoskop jak i różdżka rezydentki gabinetu.
- Weź głęboki oddech i opowiedz mi co się stało.

          Posłuchał jej rady. Zaczerpnął powietrza do płuc i wypuścił się powoli.

- Astoria Greengras – wycedził przez zęby – została znaleziona nieprzytomna w progu głównego wejścia.
- Przez kogo?
- Vane i Malfoy – odpowiedział ociekając niechęcią przy nazwisku podopiecznego Slughorna – jutro będą wyjaśniać sprawę u opiekuna swojego domu.

          McGonagall przyjrzała mu się badawczo. Ściągnęła brwi ku sobie myśląc nad czymś gorączkowo.

- Wiadomo co stało się dziewczynie? – spytała wreszcie.
- Slughorn twierdzi, że to samo co 2 lata temu jedną z Gryfonek. Dotknęła przeklętego przedmiotu.

          Minerwa wciągnęła ze świstem powietrze.

- I znalazł ją Malfoy, tak?
- Tak – potwierdził Łapa.
- Nie wiem czy słyszałeś o tym co stało się 2 lata temu? – spytała dyrektorka a kiedy jej rozmówca zaprzeczył ruchem głowy mówiła dalej: - Malfoy podrzucił ten naszyjnik Katie Bell. Potem w skutek jego nierozważnych ruchów ofiarą padł jeszcze Ron Weasley.
- Co? Dlaczego?
- Myślę, że to lepiej wyjaśni ci Potter – odrzekła profesorka – wracając jednak do współczesności… Trzeba wziąć pod uwagę, że i tym razem stoi za tym Malfoy. W co szczerze mówiąc wątpię, ale jego przeszłość stawia go w szeregu podejrzanych. Innych szczerze mówiąc nie mam.

          Syriusz zamyślił się. Przede wszystkim musi skontaktować się z Harry’m, chociaż… Harry z reguły nie miał tajemnic przed pozostałymi dwoma częściami gryfońskiego, złotego trio. Hermiona ciągle przebywała w Hogwarcie, więc być może nie będzie musiał zawracać głowy chrześniakowi. Zwłaszcza, że ten miał na głowie sprawę Changa, a nie zdecydowano jeszcze czy dyrekcja poinformuje o zdarzeniu aurorów czy też oszczędzi sobie wywoływania afery, która kilka miesięcy po zakończeniu wojny, kiedy nie odbudowano jeszcze nawet wszystkich murów, nie była jej zupełnie potrzebna. Wojna…

- Bierze pani pod uwagę zemstę? – zapytał.
- Jej rodzina nie brała udziału w wojnie.
- To prawda, lecz coś w tej sprawie nie daje mi spokoju.
- Będziemy musieli to dokładnie zbadać – stwierdziła McGonagall – jutro po przesłuchaniu Vane i Malfoya zwołaj zebranie całego grona pedagogicznego.
- Tak, jest!

          Pożegnali się i każde z nich odeszło w swoją stronę. Black do swojej kwatery, a McGonagall do sypialni. Po drodze Syriusz rozglądał się we wszystkie strony czy gdzieś nie ukrywa się zamachowiec- potencjalny morderca, ale nikogo ani niczego podejrzanego nie dostrzegł. Było 5 po 22 co oznaczało ciszę nocną na korytarzach, ale uczniowie na pewno jeszcze nie śpią – w końcu jutro niedziela. W związku z tym udał się do Pokoju Wspólnego domu, którego był opiekunem.

- Ryk – rzekł do portretu Grubej Damy, która bez słowa przepuściła do środka.

          Wewnątrz tak jak się spodziewał siedziało jeszcze sporo uczniów. Pod oknami dostrzegł Fay Dunbar gawędzącą wesoło z dwójką koleżanek. Dziewczyna zignorowała jego widok. Niedaleko niej Demelza Robins gawędziła z pałkarzami grającymi z nią w reprezentacji domu, Peeksem i Coote’m. Z drugiej strony przy kominku siedziała Hermiona, Ginny i Parvati Patil. Black pomachał do nich nie tyle na przywitanie, co w geście przyzwania ich do siebie.

          Podeszły we trójkę. Podziękował Hindusce za przybycie, ale przyznał że nie jest mu potrzebna. Odeszła z obojętną miną. Pozostałą dwójkę zaprosił do swojego gabinetu. Po drodze nie odezwał się do nich ani słowem.

          Kiedy znaleźli się w jego gabinecie usiadł w fotelu po nauczycielskiej stronie biurka. Dziewczyny zajęły miejsce z drugiej strony. Przywołał karafkę z czerwonym winem oraz trzy kieliszki. Napełnił je nie dotykając nawet na moment karafki.
- Opowiedzcie mi o zdarzeniach sprzed dwóch lat – powiedział spokojnie.
- O śmierci dyrektora? – spytała Granger.
- Nie – uciął Black – o… tym wypadku, który spotkał tę… Bell.

          Hermiona rzuciła zdumione spojrzenie Ginny, a potem prześwidrowała wzrokiem Syriusza. Zamknęła oczy jak gdyby wracała wspomnieniami do tamtych dni.

- Był weekend – zaczęła opowieść – byliśmy wtedy w Hogsmeade. Wracaliśmy już do szkoły, kiedy… kiedy to się stało. Katie dotknęła tego przedmiotu, nie pamiętam co to było dokładnie, może naszyjnik, a może coś innego… i po chwili wyleciała w powietrze. Sprowadziliśmy pomoc, a potem trafiła do Skrzydła Szpitalnego – zakończyła.
- Jaki związek miał z tym Malfoy?
- To on dał jej tę przeklętą biżuterię – wycedziła przez zaciśnięte zęby Hermiona.

          Syriusz zamyślił się. Czegoś mu w tej historii brakowało.

- Po co? – zapytał najinteligentniejszą czarownicę swojego rocznika.
- Voldemort zlecił mu misję zabicia dyrektora – odpowiedziała z grymasem – próbował różnych metod, aż w końcu doszło do tego nieszczęsnego dnia, kiedy Dumbeldore i Harry opuścili Hogowart, a kiedy wrócili… w szkole czekali już śmierciożercy.
- Walczyliśmy z nimi, ale jeden wyczarował taką barierę, której nie mogliśmy przekroczyć ani my ani nikt z Zakonu – zawtórowała jej Ginny.
- Co się stało na wieży Astronomicznej już wiesz – dopowiedziała na zakończenie Hermiona – a dlaczego nas o to pytasz?
- Coś podobnego stało się dzisiaj – rzekł w odpowiedzi.

          Dziewczyny wypuściły ze świstem powietrze.

- Kto?
- Greengras.
- Kto chciałby atakować Astorię? – spytała retorycznie Ginny.
- Liczyłem, że wy mi powiecie – rzekł podłamany Black.
- Krążą plotki, że Astoria jest teraz wiodącą postacią w Slytherinie – wtrąciła Hermiona – podobno miała założyć jakieś tajne stowarzyszenie rekrutujące tylko Ślizgonów.

          Syriusz zamyślił się nad tymi słowami. Jeżeli to prawda to miał już motyw, dla którego Malfoy mógł chcieć skrzywdzić dziewczynę. Z pewnością taki nadęty bufon jak syn Lucjusza nie mógł znieść, że został zepchnięty w cień przez młodszą od siebie dziewczynę, która nie tylko nie popierała Voldemorta, ale nie robił tego także nikt z jej rodziny. W pewnym sensie wydawało się to naturalne, że po klęsce Toma Riddle’a pozycja Ślizgonów, którzy go otwarcie nie popierali wzrosła kosztem niedawnych sługusów Czarnego Pana.

- O czym myślisz? – spytała Ginny.
- Chyba mam podejrzanego – oświadczył – Dziękuję wam za pomoc. Odprowadzę was teraz do Pokoju Wspólnego.
- Nie powiesz nam kogo podejrzewasz? – dopytała Hermiona.
- Słyszeliście o mugolskim powiedzeniu o wchodzeniu do tej samej rzeki? – spytał. Hermiona przytaknęła, Ginny wprost przeciwnie. – Sądzę, że w tym przypadku to przysłowie nie ma zastosowania – powiedział nie chcąc mówić wprost o swoich domysłach.

          Kolejnego dnia Łapa był obecny wraz dyrektorką na przesłuchaniu Vane i Malfoya. Nie przyniosło ono żadnych postępów w śledztwie. Pomimo tego Syriusz w dalszym ciągu był zdania, że to Draco jest sprawcą. Swoimi podejrzeniami podzielił się z resztą nauczycieli na nadzwyczajnym zebraniu zwołanym przez McGonagall.

- To niezwykle poważne oskarżenia – Minerwa ważyła uważanie każde słowo – jeśli to prawda mamy do czynienia z recydywą i nie widzę powodu by tę sprawę tuszować. Nie mamy jednak żadnych dowodów. Przeciwko nikomu. – zaznaczyła dobitnie.
- Będę badać tę sprawę wewnątrz mojego domu – zadeklarował Slughorn – chociaż szczerze wątpię by przypuszczenia kolegi – mówił patrząc na Łapę – miały jakiekolwiek racjonalne podstawy. Obstawiam, że za atakiem stoi przedstawiciel innego domu, chociaż należy zbadać czy liczba pojedyncza jest na pewno adekwatna do sytuacji.

- Poszukam śladów w Ravenclaw – zapewnił Flitwick.
- A ja przyjrzę się moim Puchonom – dodała Sprout.
- Cholibka, pani psor nie podejrzwał żem, że znowu dojdzie tu do takich rzeczy – wtrącił Hagrid.
- Gryfoni także będą na oku – oświadczył niechętnie Black.

          Zapadła cisza, którą przerwał dopiero profesor de la Pena:

- Myślę czy moglibyśmy zrobić coś żeby sprawca się ujawnił.

          Jeszcze tego samego dnia wieść o ataku na Astorię obiegła szkołę. Wywołało to szereg utarczek słownych na korytarzach pomiędzy Ślizgonami a przedstawicielami innych domów, głownie Gryfindoru.

          Kolejny dzień nie tylko nie polepszył sytuacji, ale jeszcze bardziej zaognił sytuację w Hogwarcie. Kwestią czasu było, kiedy słowna szermierka przerodzi się w śmigające po korytarzach uroki. Z pewnością do czegoś takiego doszłoby już dzień po ataku, lecz rozzłoszczeni Ślizgoni nie wiedzieli kto za to odpowiada. W związku z tym nie mogli nic zrobić w ramach odwetu.

          We wtorkowy poranek nad stołem mieszkańców domu założonego przez Salazara wisiał ogromny transparent z wypisanym zielonym atramentem hasłem „Wracaj do zdrowia, nasz droga Astoria”. Osoby siedzące pod nim obrzucały bazyliszkowym wzrokiem każdego kto spojrzał na niego z brakiem odpowiedniej pokory.

- Coś ci się nie podoba w tym haśle? – warczał jeden ze srebrno- zielonych szóstoklasistów na malucha w czerwono- złotych barwach.

          Takich zdarzeń podczas śniadania było mnóstwo. Wychodząc z Wielkiej Sali Ślizgoni pozostawili płótno w miejscu, w którym wisiało podczas posiłku. Kiedy uczniowie i pracownicy szkoły wrócili na obiad już go nie było. To znaczy było, ale hasło się zmieniło. Teraz krwistoczerwony napis głosił „Każdy Ślizgon i szmalcownik odpowie za swoje czyny”.

          Kiedy tylko zauważyli to uczniowie wybuchła wrzawa. Ślizgoni wystrzelili serie zaklęć w materiał. Część Gryfonów, Puchonów i Krukonów aprobowała napis. Inni byli tak samo oburzeni jak Ślizgoni. Wtem materiał zaczął płonąć, zapalony przez jedną z wystrzelonych w niego klątw.

          Rozwścieczeni Ślizgoni ustawili się w tyralierę naprzeciwko pozostałych domów. Wszyscy trzymali w rękach różdżki. Skromna część przedstawicieli pozostałych domów dołączyła do nich oburzona ostatnimi wydarzeniami. Przedstawiciele młodszych klas z trójki pozostałych domów wycofali się z Wielkiej Sali. Przeciwko wściekłym Ślizgonom znalazła się mniejsza od nich grupa. Wybuch zamieszek wydawał się kwestią czasu.

          Syriusz wystrzelił w górę czerwone iskry chcąc zwrócić na siebie uwagę uczniów. Odniósł co najwyżej połowiczny sukces. Większą uwagę przykuwały zdarzenia pomiędzy stołami domów. Przed Ślizgonów wysunął się Blaise Zabini.

- Sprawca tego napisu ma 5 minut aby go usunąć – oświadczył zimnym tonem – potem dom Slytherina wyciągnie konsekwencje.
- Szybciej! – zawołał zza jego pleców Malfoy.
- Czekamy! – krzyczał inny Ślizgon.

          Nikt nie ruszył się aby zdjąć materiał. Wtedy do pomieszczenia wkroczyła profesor McGonagall. Rzuciła spojrzeniem po sali. Zatrzymała dłużej wzrok na wrogich obozach. Niewiele myśląc rzuciła klątwę w transparent, a ten opadł na posadzkę nakrywając przy tym kilkunastu stojących pod nim uczniów.

- Proszę się uspokoić – rozległ się magicznie wzmocniony głos dyrektorki – sprawca zamieszania ma się zjawić u swojego opiekuna domu do godziny 20:00. W innym wypadku czekają go znacznie poważniejsze konsekwencje. A teraz wracajcie do obiadu albo rozejdźcie się!

          Jako pierwsi do stołu wrócili Krukoni z obu grup. Idąc do stołu rzucali sobie podejrzliwe spojrzenia. Zaraz po nich to samo uczynili Puchoni. Młodsi mieszkańcy Slytherinu zrobili niebawem to samo. Pomimo tego wciąż stali Gryfoni oraz starsi Ślizgoni.

- Gryfoni, siadać! – rozległ się zdecydowany głos Hermiony Granger.

          Słowa niedawnej bohaterki wojennej ostudziły zapał mieszkańców jej domu i usiedli. 
W dalszym ciągu stało tylko kilku. Nie uszło to uwadze Syriusza, który od razu zapisał sobie ich imiona i nazwiska. Byli to otyły, pochodzący z Nigerii Bem, Lucy Hurst, Jake Slopper, pochodzący z Bliskiego Wschodu Zakir Akram, a także Alex Wendsurby. Kątem oka nauczyciel dostrzegł jak Malfoy coś żywo gestykuluje wskazując na Murzyna i Sloppera.

- Usiądźcie albo odejmę za każde z was 5 punktów własnemu domowi! – zagroził Black.
          Podziałało. Wszyscy buntownicy obrzucili go wściekłymi spojrzeniami, lecz w końcu ulegli. Kiedy tylko to zrobili ich antagoniści zrobili to samo.

- Mamy chyba nowych podejrzanych – szepnął do Syriusza opiekun Slytherinu.

          W odpowiedzi Black załamał ręce. Postanowił jeszcze dzisiaj działać w sprawie ostudzenia nastrojów mieszkańców własnego domu. Jeśli będzie trzeba podejmie do tego drastyczne kroki włącznie z wykorzystaniem członków dawnej Gwardii Dumbeldore’a.

          Wróciwszy z obiadu do swojej kwatery był w podłym nastroju. Chciał napić się szklaneczki Ognistej na uspokojenie nerwów, lecz nim zdążył to zrobić z kominka rozległ się znajomy głos:

- Syriuszu! – wołał Harry.

          Jednym ruchem doskoczył do kominka.

- Witaj, Harry – odrzekł zmęczonym głosem.
- Nie uwierzysz co się stało! – mówił podekscytowany, ale i rozdrażniony auror – szmalcownicy nie żyją. Wszyscy, którzy współpracowali z Changiem!
- Nie lepiej było ich najpierw przesłuchać? – spytał nieobecnym głosem.
- To nie nasza robota – odparł urażony chłopak – co z tobą? – spytał dostrzegłszy wreszcie podły nastrój chrzestengo.

          Black streścił mu przebieg ostatnich dni w Hogwarcie. Nie pominął ani odnalezienia Astorii przez Draco, ani zdarzeń z dzisiejszego obiadu w Wielkiej Sali, który omal nie przeobraził się w zamieszki.

- Wątpię żeby to zrobił Malfoy – oznajmił Potter a wyraz jego twarzy zdradzał, że nie jest z tego powodu szczególnie usatysfakcjonowany.
- Dlaczego?
- Mamy na oku wszystkich niedawnych stronników Voldemorta – tłumaczył Harry – polecenie samego ministra w związku ze sprawą zamordowanego informatora itp. Według naszych źródeł Malfoy zaprzyjaźniał się z Astorią.
- Zaprzyjaźniał? – zdziwił się Black formą użytą przez aurora.
- No według mnie on nie jest zdolny do wyższych uczuć.
- Hm… - zamyślił się Black – a co mi powiesz o tych Gryfonach?
- Nie szczególnie ich poznałem przed opuszczeniem szkoły, a potem to wiesz… wojna zmienia ludzi.
- Rozumiem… A kto usunął szmalcowników? – Łapa zmienił temat.
- Nie mamy pojęcia – przyznał Harry – możliwe, że umylibyśmy ręce od tej sprawy, ale podejrzanie dużo ostatnio tych samosądów…