Rozdział 90
1 września
- Harry pojawisz się na
kolacji? – głos Ginewry dobiegł z
wyższego piętra.
- Mam dyżur…
- Z kim?
- Chinką …
- I?! – ruda nie dawała za
wygraną.
Harry nabrał powietrza. Od jakiegoś czasu temat jego
koleżanki z pracy o trudnym do wymówienia nazwisku stał się dla nich drażliwy,
a przynajmniej dla Ginny. Chłopak nie miał pojęcia co może być tego powodem, bo
przecież nawet nie poznał jeszcze
koleżanki z pracy.
- Harry! – głos Ginny stał się
niebezpiecznie piskliwy.
- Z naszego zespołu tylko my –
odparł łagodnie Potter – poza nami mają być jeszcze e… osoby z dwóch innych
zespołów.
Tupot stóp na schodach zwiastował nadciągnięcie rudowłosego
tornado.
- Co miało znaczyć to e
Potter?! – spytała mrużąc oczy.
- No… - Harry zbyt długo
przeciągał pewne kwestie, tego był pewien – nie chciałem pomylić liczby.
- A… - nim zdołała sformułować
myśl do końca chłopak zamknął jej usta pocałunkiem.
***
Hermiona denerwowała się przed powrotem do szkoły. Po raz
pierwszy wracała do Hogwartu bez towarzystwa Harry’ego i Rona. Pozbawiona więc
była wsparcia swoich najbliższych przyjaciół. W związku z tym czuła się tak
bardzo samotna jak jeszcze nigdy. Co prawda mogła liczyć na obecność swojej
najbliższej przyjaciółki, jednak nie mogła jej zdradzić tego co wymazała ze
swojej pamięci lub co chciała zrobić w najbliższym roku w szkole. A plany
Hermiony były bardzo… ambitne. Zachęcona zabawami z Syriuszem, dziewczyna postanowiła
wyszaleć się w ciągu najbliższego roku, tak aby następnie móc spokojnie układać
sobie życie z Ronem lub kimkolwiek innym gdyby stwierdziła, że z inną osobą
będzie jej lepiej
***
Wielka Sala w Hogwarcie udekorowana była w tradycyjny dla
rozpoczęcia nowego roku szkolnego sposób. Dominowały barwy domów: złoto i
czerwień Gryfindoru, błękit oraz brąz Ravenclaw, żółć i czerń nad stołem
Puchonów oraz zieleń oraz srebro odizolowanego od reszty Slytherinu.
Prostopadle do nich znajdowała się ława ciała pedagogicznego.
To właśnie tam przesiadywał Syriusz Black. Znajdował się
blisko miejsca nowej dyrektorki, profesor Minewry McGonagall. Pomiędzy nimi
siedział tylko profesor Flitwick. Z drugiej strony Syriusza usiadł profesor
Jose Enrique de la Pena.
- Jak rada patrzy na kontakty
z uczennicami? – spytał Hiszpan półgębkiem.
- W jakim sensie? –
odpowiedział Black.
Nauczyciel runów wywrócił oczami.
- Lubię udzielać… jak wy to
mówicie… korepetyji… - zakończył z uśmiechem.
- Korepetycji – poprawił go
machinalnie Łapa.
- No tak.
- Można, ale nie jest to
powszechne.
- Fantastico! – Jose Enrique
aż zaklaskał.
Nim Syriusz zapytał co jest tak fantastycznego w dodatkowych
zajęciach z uczennicami profesor
McGonagall zajęła miejsce przeznaczone dla dyrektorki. Pomimo tego nauczyciel
Obrony zdawał się wiedzieć co tak pociąga Jose w wizji spotkań jeden na jeden
ze starszymi uczennicami w swoim gabinecie…
Drzwi otworzyły się i weszli przez nie uczniowie i
uczennice. Syriusz dostrzegł w tłumie Gryfonów Hermionę i Ginny. Obok nich szła
Luna, która jednak musiała oddalić się do stołu Krukonów. Innych znajomych
twarzy jak na razie nie zaobserwował.
W oczy rzuciła się też inna rzecz – pod ścianami znajdowała
się kilka postaci ubranych w czarne szaty. Nie byli do jednak śmierciożercy.
Najbliżej stołu nauczycielskiego stała młoda kobieta o azjatyckich rysach
twarzy. Pod przeciwległą ścianą stała sztywno niczym słup mulatka. Pomiędzy
nimi pod ścianą stał… Harry Potter we własnej osobie. Naprzeciwko niego stał
starzy czarodziej. Łapa domyślił się, że chcąc zgrać wszystko perfekcyjnie i
zadbać o bezpieczeństwo uczniów McGonagall zdecydowała się poprosić aurorów o
pomoc. Przypominając sobie niedawne zaprzysiężenie Syriusz domyślił się, że
szef biura aurorów wysłał nowych funkcjonariuszy na tą nudną i rutynową misję.
Nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią rzucił okiem na stół
Gryfonów. Hermiona wpatrywała się jak oniemiała w Pottera. Z kolei Ginny…
rudowłosa piękność sztyletowała ukochanego spojrzeniem. Syriusz poczuł się
nieswojo i spodziewał się, że po kolacji jego chrześniak dostanie solidny
opieprz.
Drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się ponownie i Hagrid
wprowadził nowych pierwszoroczniaków. Dzieciaki były przemoczone po podróży
przez jezioro i to pomimo braku padającego deszczu. Widać zadbanie o
odpowiednią wilgotność ubrań „kotów” na powitalną ucztę było jednym z zadań
gajowego.
Profesor Flitwick udał się do stołka na, którym spoczywała
już Tiara Przydziału. Tym razem odśpiewała ona pieśń o chwalebnym zwycięstwie i
potrzebie odbudowy i oczyszczenia szkolnych murów z krwi i wzajemnej nienawiści.
W odpowiednim momencie wszyscy zgromadzeni skierowali wzrok na stół Slytherinu.
Uczniowie tego domu z kolei rzucali niepewne spojrzenia na pozostałe stoły.
Nastąpiła szybka segregacja uczniów. Zajęli oni miejsca
przy swoich stołach. Wtedy powstała profesor McGonagall. Wszyscy zebrani
skierowali swój wzrok w jej stronę.
- Witajcie! – uniosła w górę
prawą dłoń – Niezwykle się cieszę, że
pomimo niedawnych zdarzeń jest nam dane spotkać się tu w takim licznym gronie –
omiotła całą salę wzrokiem – Sądzę, jednak że nim przyjdzie nam rozpocząć ucztę
powinniśmy oddać hołd ofiarom niedawnej bitwy jak i całej wojny. Wstańmy i
uczcijmy minutą ciszy wszystkich zmarłych i pomordowanych uczniów Hogwartu oraz
ich bliskich.
Cała gawiedź uczniowska oraz kadra pedagogiczna powstała. Kiedy
ex-nauczycielka transmutacji skinęła delikatnie głową ponownie zajęto miejsca
siedzące.
- Na kilka pouczających słów
przyjdzie jeszcze czas – kontynuowała monolog – tymczasem pora się posilić!
W mig stoły aż ugięły się od ciężaru mis, waz i półmisków z
jedzeniem oraz dzbankami z sokiem dyniowym. Wielka Sala pogrążyła się w
konsumpcji i gwarze rozmów. Black
skończył pałaszować pieczeń i rzucił okiem na front stołu Ślizgonów. Po jego
brzegach siedziały osoby, których nie spodziewał się tutaj ujrzeć. Po prawej
stronie miejsce zajął Dracon Malfoy. Towarzyszyła mu nierozłączna z nim Pansy
Parkinson. Naprzeciwko miejsca zajęli – sądząc po rysach twarzy – młody Nott i
Astoria Greengras. Obok siedział jeszcze wysoki, ciemnoskóry Blaise Zabini.
- Mocna reprezentacja
Ślizgonów – zauważył nauczyciel zaklęć.
- Będą kłopoty? – spytał nieświadomy
zdolności czarno magicznych czterech osób z wymienionej piątki Jose.
- Mogą. – uciął krótko Black.
Kiedy wszyscy napełnili już swoje brzuchy najpyszniejszymi
potrawami przyrządzonymi przez skrzaty domowe, Minerwa wstała ponownie.
- Cisza. – poleciła zebranym dobitnym
tonem. – Na początek chciałabym przedstawić waszych nowych nauczycieli. Obrony
Przed Czarną Magią przez co najmniej najbliższy rok uczył będzie, Syriusz
Black! – Łapa wstał i pomachał dłoniom Ginny, Hermionie i Lunie. – Z kolei
magię starożytnych runów zgłębiać będziecie z pochodzącym z Hiszpanii,
profesorem Jose Enrique de la Pena – wymieniony powstał i z gracją pokłonił się
w stronę każdego ze stołów. Uczennice, które zaczęły interesować się już płcią
przeciwną westchnęły na ogół głośno co z kolei wywołała ciche cichy tych, które
powstrzymały się przed ową reakcją.
McGonagall przedstawiała kolejne nowe osoby w kadrze, lecz
Syriusz bardziej zajęty był obserwacją jak jedyna pozostała w szkole osoba
nazwiskiem Weasley najpierw piorunuje spojrzeniem, a następnie żywo
gestykulując tłumaczy Hermionie, że jej reakcja była nie na miejscu.
Osobnym szokiem było to, że właśnie panna Granger była
wśród dziewcząt, które momentalnie stały się fankami nowego profesora. Syriusz
miał jednak w pamięci czego dotyczyło wspomnienie, którego się pozbył i… które
zawsze mógł sobie dokładnie odtworzyć przy użyciu myślodsiewni.
- Nowym opiekunem Gryfonów
będzie także profesor Black! Dzisiaj wyjątkowo opiekunowie domów w towarzystwie
jednego z aurorów poprowadzą was do domów. – zakończyła swoją wypowiedź
dyrektorka.
Syriusz wstał i ruszył do stołu Gryfonów. Czekał tam już na
niego Harry Potter, który gorączkowo coś tłumaczył swojej ukochanej. Black
wyłapał tylko słowa „niespodziewanie” i „nie spodziewałem się tego”.
- Gotowi? – spytał uczniów.
Odpowiedzieli mu gromkim „TAK!”. Oznajmił, więc że mają
podążać za nim. Bokiem szli Harry i Ginny, która najwyraźniej wybaczyła mu to o
co miała wcześniej pretensje. Syriuszowi towarzyszyła panna prefekt, Hermiona.
- Gotowy na jutrzejsze
zajęcia? – spytała z uśmiechem.
- Z wami zawsze – odpowiedział
puszczając jej oczko.
- Zobaczymy czy w klasie
będzie pan profesor tak samo wygadany – odrzekła zaczepnie.
- Ty na pewno będziesz –
wtrąciła mulatka o długich, czarnych, kręconych włosach.
- Czego chcesz Romilda? –
spytała z chłodem Hermiona.
Mulatka wzruszyła tylko ramionami i cofnęła się do
chichoczących koleżanek z klasy.
- Dwa lata temu chciała podać
Harry’emu eliksir miłosny, który ostatecznie wypił Ron – wyjaśniła prymuska.
Na te słowa Łapę zmroziło. Odwrócił się dyskretnie i
zmierzył Romildę od stóp do czubka głowy. Nie była zbyt wysoka. Miała szczupłą
sylwetkę i całkiem ładną buzię. Egzotyczna uroda z pewnością pozwała jej
wzbudzić pożądanie u wielu chłopaków. Nowy nauczyciel nie sądził żeby tej
uczennicy potrzebny był eliksir miłosny do poderwania chłopaka. No chyba, że
obiektem jej westchnień był -zakochany po uszy w Ginny – Harry Potter.
- Jesteśmy – powiedział Black
pod portretem Grubej Damy – hasło brzmi: „Odrodzenie”. O zmianach w przyszłości
informować was będą prefekci. Nie szalejcie dziś, jutro czeka was nauka –
zakończył puszczając im oko.
Grupka dziewczyn w wieku około piętnastu lat zachichotała. Hermiona
wymówiła hasło i portret strzegący wejścia do Pokoju Wspólnego ustąpił.
- Profesorze – powiedziała Granger,
kiedy jej koledzy i koleżanki wchodzili do wnętrza Wieży Gryfindoru. – mogę prosić
na chwilę.
- Jasne – odpowiedział Black i
odszedł z panią prefekt kilka kroków w
bok, tak by nikt ich nie słyszał.
Kilka dziewczyn i młodszych uczniów rzuciło w jej stronę
epitety typu „lizuska”, czy „kujonka”. Dziewczyna pozostała jednak
niewzruszona.
- Jeżeli pojawi się tutaj
wielki, czarny pies to będę mogła przedstawić go jako mojego zwierzaka, który
wabi się Łapa? – spytała cicho.
- Do czego zmierzasz?
- Chcę ci ułatwić pilnowanie
porządku w wieży. Przecież jeśli zjawisz się w niej normalnie to uczniowie będą
chować się po dormitoriach i zachowywać nienaturalnie sztywno. Nikt nie będzie
krępował się być sobą wobec mojego pieska.
- Twojego pieska – powtórzył chytrze
Black.
Dziewczyna ściągnęła ku sobie brwi w grymasie. Nauczyciel
uniósł w górę dłoń w geście przeprosin.
- Ok, jutro o tej samej porze
będzie tu TWÓJ PIES – zakończył głośniej.
- Dziękuję – odpowiedziała równie
głośno Hermiona.
Weszła przez dziurę w portrecie jako ostatnia. Syriusz
mimowolnie doszedł do wniosku, że dziewczyn bardzo się zmieniła po wiadomym
zdarzeniu, wiadomej nocy w Londynie.
***
Szczęśliwi ze spokojnego rozpoczęcia nowego roku szkolnego
uczniowie postanowili urządzić skromną imprezkę. Ginny i Harry ulotnili się z
niej jeszcze nim się rozpoczęła. Wobec tego Hermiona przesiadywała w
towarzystwie Parvati Patil, która zdecyodwała się kontynuować naukę tak samo
jak ucząca się w Ravenclaw jej siostra Padma, Seamusa Finnigana i Deana
Thomasa, którzy także zdecydowali się wrócić do szkoły.
- Wiecie nie wiedziałem co
chcę robić po szkole, to wróciłem tu jeszcze na rok – wyjaśniał Dean – a poza
tym…
- … Dean się zakochał –
wtrącił Seamus.
- Och, w kim? – spytała Patil.
- Lunie Lovegood.
- Co?! – zdziwiła się Parvati.
- To wspaniale – ucieszyła się
Hermiona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz