Rozdział
67
Likwidacja
Syriusz i Faustowie wyrobili sobie
markę po zlikwidowaniu pierwszych szmalcowników. Co prawda będący prawdziwym
przeciwnikiem Śmierciożerca zdołał zwiać, ale do magicznej społeczności
Wielkiej Brytanii dotarł wreszcie sygnał, że ktoś walczy z siłami czarnej
magii. Po misji w Wschodnim Londynie, wybrali się Wrexham w Walii. Tam wreszcie
udało im się upolować prawdziwego sługę Voldemorta. Niestety w odwecie za to,
reżim ogłosił wymordowanie setki przypadkowych mugoli. Tego samego dnia
światowe media obiegła informacja o katastrofie budowlanej jednego z mostów...
Hans, Jonatan, Łapa i Jonatan jr.
otrzymali zaproszenie na rozmowę w sprawie kolejnej akcji likwidacyjnej. Tym
razem miało być to zlecenie. Syriusz czuł się dziwnie wiedząc, że mają otrzymać
za to okrągłą sumkę galeonów, lecz za coś trzeba było żyć…
Delegacją na spotkanie z tajemniczym
bogaczem mieli być Hans Faust IV oraz właśnie Black. Ryzykowali tym samym
sporo. W końcu o tym, że ten ostatni jest jednak żywy nie miał pojęcia nikt
poza nimi samymi oraz kilkoma innymi osobami.
Teleportowali się na obrzeża Zachodniego
Londynu. Natychmiast po tym rozpoczęli krótki rekonesans. Pobieżne oględziny
nie wskazywały obecności śmierciożerców. Myśl o tym wpływała kojąco na
nerwowego nieco do tej pory Anglika.
-
Chodźmy – Niemiec wskazał na jeden z barów.
Po wejściu do ich nozdrzy dotarł
zapach taniego alkoholu. Wewnątrz było dotychczas niezbyt wiele osób, ale
faktem było, iż godzina była jeszcze wczesna. Większość ludzi pracy brytyjskiej
stolicy w dalszym ciągu walczyła o środki na utrzymanie swoich rodzin. Z
pewnością po zakończeniu dniówki okoliczne lokale zapełnią się przez
spragnionych ucieczki od doczesności mężczyzn.
-
Będą za kwadrans – powiedział Hans.
Syriusz wyrwał się z transu. Poczuł
się znów bardziej spięty. Mięśnie naprężyły mu się niebezpiecznie.
-
Kto z nim będzie? – spytał.
-
Ktoś zaufany – Faust wzruszył ramionami – nie pytaj, bo nie wiem.
-
Aha.
Pogrążyli się w ponurym milczeniu.
-
Nie siedźmy tak, bo wzbudzimy podejrzenia – szepnął German.
-
Słusznie – przytaknął Syriusz.
- Ho
na szota! – powiedział entuzjastycznie staruszek.
Podeszli do baru. Oboje zamówili po
kieliszku cytrynówki i w spokoju opróżnili je. Następnie udali się do stolika w
kącie baru i oczekiwali na przybycie gości.
-
Naszym rozmówca będzie pan Chang – oznajmił w końcu Hans.
-
Jego córka.. – zaczął Black.
- …
przyszła z nim – przerwał mu Hans.
Syriusz obrócił się w stronę
wejścia. Wchodził przez nie mierzący około 1,8 metra wzrostu mężczyzna o
azjatyckich rysach twarzy. Ubrany był w czarne spodnie i białą koszulę.
Wyglądał może nazbyt elegancko jak na ten lokal, ale ważne było to, że potrafił
ubrać się po mugolsku i nie wzbudzać podejrzeń innych niż te, które wskazywały,
że nie jest on przeciętnym zjadaczem chleba.
Tuż za nim szła jego córka. Panna
Chang także miała azjatyckie rysy twarzy oraz karnację. Miała kruczoczarne
włosy. Ubrana była w cieliste rajstopy oraz czarną spódniczkę oraz żakiet a
także białą koszulę z dwoma rozpiętymi guzikami. Na twarzy miała delikatny
makijaż i odrobinę zakręcone rzęsy.
Syriusz nie mógł oderwać wzroku od
córki Changa. Na szczęście jej ojciec zaraz po wejściu nie zwrócił na to uwagi,
gdyż pochłonięty był szukaniem ich na sali. Dopiero, kiedy Chang wskazał dłonią
w ich stronę, Łapa ocknął się na moment.
-
Hans Faust IV – przedstawił się Niemiec – a to mój towarzysz, Syriusz – dodał
wskazując na Brytyjczyka.
Na szczęście dla Łapy, Hans nie
przedstawił jego nazwiska. Jemu samemu dziwne wydało się to, że ujawnił jego
prawdziwe imię. Widocznie jednak rodzina Chang godna była zaufania. Do tej pory
Syriusz raczej nie myślał tak o nich. Ba, w o ogóle nie miał powodów do
myślenia o tej rodzinie. W jego opinii zdarzenia w Wielkiej Brytanii
ograniczały się do jego chrześniaka i jego walki z Czarnym Panem. Pomimo tego
wiedział, że przyszli rozmówcy jego i Fausta, tak samo jak i oni wywodzą się ze
starych rodów czystej krwi.
- …
moja córka Cho – głos pana Chang wyrwał Blacka z refleksji.
Spojrzał na nią. Tak samo jak i ona
zdawała się wyrwana z zamyślenia. Syriusz uznał to za zabawne.
-
Piękna młoda dama – rzekł gładko Hans.
Łapa musiał w duchu przyznać mu
rację. Na głos powiedział jednak zaledwie:
-
Usiądźcie.
Następnie uśmiechnął się delikatnie
do dziewczyny dostrzegawszy, że jest ona jeszcze bardziej zestresowana niż on.
Postanowił wtedy, iż nie da po sobie poznać, iż stresuje się tym o czym będą
rozmawiać. Duet Changów zrobił jak im polecił.
- Co
możemy dla pana zrobić? – zapytał Faust.
-
Mam problemy z… - zaczął Azjata, ale przez chwilę nie mógł powiedzieć nic
więcej – z dobrze… dobrze wiecie kim – mówił chaotycznie i nerwowo – Wiele osób
takich jak my – cały czas nerwowo patrzył na salę – ma teraz z nim problem –
zakończył koślawo.
-
Istotnie – przytaknął Black.
Syriusz miał nadzieję, że być może w
trakcie rozmowy, któreś z egzotycznych Brytyjczyków zdradzi cokolwiek na temat dalszych losów młodego Pottera.
-
Sądzę, że ludzie tacy jak wy mogliby mi pomóc – mówił Chang.
Łapa i Hans IV wymienili spojrzenia.
Dostrzegli w swoich oczach zrozumienie. Pomimo tego wciąż nie wiedzieli czego
konkretnie oczekuje od nich magiczny biznesman. W związku z tym Syriusz
postanowił dać szansę partnerowi na wyciągnięcie więcej z gościa. W tym celu
musiał porwać stąd na chociaż chwilę jego córkę.
-
Nie budźmy sensacji i zamówmy coś do picia – zaproponował.
- Ja
stawiam! – dodał żwawo Faust, który chyba zrozumiał jego intencję.
Black wstał. Jeszcze nim ruszył w
stronę baru to samo zrobiła Cho. Odeszli trochę od stolika nim zadał jej
pytanie:
- Na
co masz ochotę? – wskazał na menu przedstawiające serwowane w lokalu drinki.
-
Może…
Cho spoglądała na rozpiskę mrużąc
przy tym uroczo oczy. Wyglądała naprawdę pięknie. Zdawała się też niewiele
starsza od Harry’ ego czy Hermiony Granger, lecz była o wiele bardziej
atrakcyjna od mugolaczki.
-
„Sex on the beach” – oznajmiła poważnie Chang.
Łapę zdziwiła ta decyzja. Do tej
pory nastolatka wydawała się spięta. Może nawet się bała, ale wybrała drink,
którego samo wymówienie nazwy mogło wskazywać na dwie rzeczy – w opinii
Syriusza. Ograniczył się do wersji mówiącej, iż jest to mimo wszystko odważna
dziewczyna. Starając się nie myśleć o drugiej możliwości, spojrzał na nią
badawczo w milczeniu. Być może Cho stara się wymusić na nim zrobienie czegoś
nierozważnego co rozluźniłoby atmosferę? Tego nie wiedział, więc zaniechał
robienia rzeczy uważanych powszechnie za głupie. Zamiast tego zamówił napoje
(drink dla niewiasty i jasne, niepasteryzowane piwo dla mężczyzn). Podał jej
szarmancko naczynie – przy okazji zaglądając na tyle głęboko, na ile był w
stanie w jej biust. Widok był rzeczywiście oszołamiający. Wpatrywał się w niego
zdecydowanie zbyt długo – o czym świadczyły rumieńce na policzkach Chang. Ona
sama zdawała się tym nie zrażona i taktownie nie czyniła mu wyrzutów z tego
powodu. Był jej za to serdecznie wdzięczny.
-
Wracajmy – powiedział w końcu.
Kiedy wrócili do stolika, Hans pytał
właśnie kontrahenta czy jego córka jest godna zaufania. Black poczuwał się do
tego by to potwierdzić.
- Ja
też – poparł go jej ojciec.
Dopiero teraz Syriusz i Cho
postawili napoje na stole. Byli w mugolskiej knajpie, więc nie mogli użyć do
tego magii. Kiedy wszyscy mieli już swoje „szkło”, panna Chang – Łapa nie
dostrzegł na jej palcach obrączki – pierwsza zanurzyła usta w alkoholu.
-
Bardzo mnie to cieszy – powiedział Faust.
- Do
czego sprowadza się sprawa? – spytał Syriusz.
-
Likwidacja szkodników – odparł Niemiec.
-
Kiedy? – dopytywał.
- Za
3 lub 4 dni – odparł Chang – jak panowie wolą.
- 4
– uciął Black.
-
Lepiej zaplanujmy wszystko przez ten czas – wtrącił Hans.
Po tych słowach zatopił usta w
piwie. Syriusz podążył za jego przykładem.
-
Miejsce i czas – kontynuował Łapa.
-
Sądzę, że najlepiej będzie pod samym wejściem do firmy – stwierdził Chang –
szmalcownicy, których mamy na karku wychodzą z niej zwykle o 16:10. Pod
wyjściem nie ma wtedy zbyt wielu ludzi.
-
Brzmi nie najgorzej – oznajmił Hans.
-
Szybka robota dla max 3 osób – powiedział Black.
W
rzeczywistości nie wiedział jeszcze ilu błaznów liczących na łaskę Voldemorta
będą musieli zabić. Sam nie wiedział czemu to powiedział. Jego partner rzucił
mu ukradkiem zaniepokojone spojrzenie.
-
Potrzeba nam przewodnika – powiedział Hans.
Mężczyźni zbiorowo spojrzeli na Cho.
Dopiero teraz Syriusz domyślił się po co tak właściwie została tu zabrana przez
rodzica. Dziewczyna spłonęła czerwienią na twarzy i opuściła wzrok jak gdyby
chciała zajrzeć w swój dekolt.
-
Córka panów poprowadzi – powiedział Chang.
- W
takim razie będziemy musieli się z nią spotkać żeby to wszystko omówić i
zapoznać się z terenem, na którym będziemy działać – skwitował Niemiec.
-
Kiedy więc… próba?
-
Jutro o tej samej porze, pod tym samym barem – wyznał Łapa.
-
Ok.
Wymienili jeszcze uściski dłoni na
zakończenie spotkania. Ręka Changa była lepka od potu. Dla odmiany jego córka
miała niezwykle gładką cerę i… zimne
dłonie. Dotknęła sztywno wyciągniętej dłoni Fausta, a potem Blacka. Wpatrywała
się przy tym w czubki swoich butów.
- Co
my w ogóle mamy zrobić? - spytał Black, kiedy opuścili bar.
-
Nie tutaj - odparł Hans Faust IV.
Niemiec złapał go za nadgarstek i
obrócił się w miejscu. Syriusz poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku.
Deportowali się z głośnym hukiem.
Po kilku sekundach aportowali się na
jednej z plaż na południu Anglii. Czekali tam na nich pozostali dwaj Niemcy.
Jeden z nich rozpalał ognisko, drugi w tym czasie układał kiełbaski na prymitywnym
ruszcie, który stworzył z opalonego drewna i magii.
- I
jak? - spytał młodszy.
-
Sam chciałbym wiedzieć - wtrącił Black.
-
Podajcie kolację - uciął Hans - to wam opowiem.
Po chwili średni wiekiem Faust
wyczarował talerzyki, a najmłodszy nałożył na każdy po dwie kiełbaski, pajdę
chleba i kapkę czegoś przypominającego ketchup. Pałaszowali posiłek w ciszy.
Dopiero, gdy Hans zakończył swoją porcje, wtajemniczył pozostałych w plan,
który ułożył się w jego głowie po rozmowie z Changiem.
Następnego dnia Syriusz oraz młodszy
Jonatan teleportowali się pod bar, w którym spotkali się z Changiem i jego
córką. Ta ostatnia oczekiwała na nich i tym razem. Ubrana była w czarne,
obcisłe jeansy oraz nieco jaśniejszego koloru sweter. Włosy miała spięte.
Wyglądała na przestraszoną.
-
Witaj - rzekł ciepło Łapa - to Jonatan - wskazał Niemca - pójdzie dziś z nami.
- Ok
- odparła sztywno Cho.
-
Przeniesiesz nas? - spytał Syriusz.
Odpowiedziała skinieniem głową.
Złapała mężczyzn za nadgarstki i okręciła się dokoła miejsca, w którym stała.
Cała trójka poczuła znajome szarpnięcie i zdematerializowała się z cichym
trzaskiem. Po kilku sekundach opadli twardo na błotnistą trawę.
-
Gdzie jesteśmy? - spytał Black.
Rozejrzał się. Ze wschodu i zachodu
otaczały ich pola oraz łąki. Przed nim znajdował się kompleks trzech dużych
budynków oraz kilku małych budek. Całość otoczona była wysokim płotem.
Kilkadziesiąt metrów od nich znajdowała się brama, a przed nią stał ubrany w
brudne, obdarte szaty mężczyzna.
-
Szpicel - warknął Jonatan.
Syriusz musiał przyznać mu w duchu
rację. Obecność tej osoby zdecydowanie komplikowała ich zadanie. Gdyby mieli ze
sobą chociaż skromny zapas Eliksiru Wielosokowego, mogliby usunąć go, a potem
zamienić jednym z nich. Niestety nie mieli takiego zapasu.
- Co
zrobimy? - spytała Cho.
-
Ilu tych szmalcowników ma tam być? - zapytał Faust, lekceważąc Cho.
-
Piątka może szóstka - odparł powoli Black.
Jonatan wskazał dłonią by poszli za
nim. Anglik ustawił się nieco z tyłu po jego prawej stronie a Cho szła tuż za
jego plecami - jak gdyby chciała się ukryć przed całym światem.
-
Skołujemy go - wyjaśnił cicho Niemiec.
Skierował różdżkę w będącą w oddali
postać. Mruknął coś cicho i przezroczysty grot pomknął ku nieświadomej postaci.
Ciężko stwierdzić czy trafił. Nim ktokolwiek zdążył o to zapytać, mężczyzna
położył się pod bramą i nakrył płaszczem.
-
Kazałeś mu spać? - zdziwił się Syriusz.
-
Nie podoba się, to morduj - odwarknął Jonatan.
Łapa nie zrobił tego, więc poszli
dalej. Zatrzymali się dopiero przy bramie.
Nie było w niej klamki, zasuwki czy czegokolwiek co mogłoby służyć im do
otwarcia jej.
-
Jak... - zaczął zadawać pytanie Syriusz, lecz Cho przerwała mu gestem ręki.
Dziewczyna przyłożyła różdżkę do
metalowego pręta w bramie. Kiedy tylko to zrobiła coś zaskrzypiało i metalowy
przedmiot odjechał na bok. Weszli do środka. Panna Chang prowadziła ich dalej
ścieżką do jednego z budynków.
-
Stać! - rozległ się głos za ich plecami.
Syriusz obrócił się. To samo zrobiła
Cho. Jonatan jednak nie myślał, tylko rzucił jakąś klątwą o czerwonym grocie za
siebie. Szczęśliwie nie trafił w idącą za jego plecami przewodniczkę. Chybił
także w reprezentanta komitetu powitalnego, lecz dało to czas na reakcje Łapy.
Jego klątwa oszołamiająca trafiła prosto w pierś ubranego w łachmany mężczyzny.
- Kto
to? - spytał Black.
-
Thomas Blake - odpowiedziała Cho - według mojego ojca jest to jeden z celów...
-
Avada Kedavra - mruknął natychmiast Jonatan.
Zielone światło pozbawiło Thomasa
życia. Chang wydała z siebie zduszony pisk. Syriusz odskoczył do tyłu. Sprawca
całego zamieszania nie poruszył się nawet o centymetr. Twarz miał bez wyrazu.
-
Poczekajcie - powiedział.
Cofnął się przed bramę i uśmiercił
kolejną tego dnia osobę. Wrócił do nich jakby nic się nie stało.
- No
to musimy teraz uważać - oświadczył niemal wesoło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz