Rozdział
53
Rodzina
Prod
Syriusz bardzo szybko dogadał się ze
starszą panią. Prod zaprosiła go nawet do środa nie czekając na męża i zrobiła
im obojgu ciepłą herbatę. Oczekiwanie na powrót domowników upłynęło im w miłej
atmosferze. Gawędzili o życiu w aglomeracji chińskich czarowników. Syriusz
dowiedział się też, że pani Prod ma na imię Lysana.
Po upływie kilku minut powróciła
reszta domowników. Każde z nich dotarło tu w dobrym humorze, zadowolone z życia
i dobrze wykonanego zadania. Syriusz nie dostrzegł po nich żadnych oznak walki.
Możliwe nawet, że nie doszło między nimi do żadnego starcia.
-
Nie sprawiał problemów? - spytał ich Black.
-
Trochę - odparła lakonicznie Blueford.
Syriusz nie wiedział co o tym myśleć.
Był zbyt zdezorientowany samym wybawieniem siebie przez zupełnie obcych
czarodziei angielskiego pochodzenia, którzy akurat przypadkiem się na niego tu
natknęli.
- Co
to znaczy? - dopytał.
-
Moglibyśmy zapytać cię o to samo - odparł pan Prod - wiemy kim jesteś - dodał
widząc szok na twarzy gościa - tak wiemy, kim jesteś Black.
Syriusza zamurowało.
-
Grzeczność wymaga żeby odpowiedzieć naszemu gościowi jak pozbyliśmy się tego
pajaca - rzekła Lucy.
-
Dostał dwa razy oszołamiaczem w klatę i przestał się stawiać - wyjaśniła
Helena.
-
Przywróciłyśmy mu wszystko do normy, kiedy nie mógł nas już dorwać - dodała
brzydsza z wnuczek państwa Prod.
Reszta rodziny usiadła przy stole
razem z Syriuszem i staruszką Lysaną. Blueford trzymała w dłoni różdżkę, co
dopiero teraz zauważył Black. Helena trzymała zaciśniętą dłoń w wewnętrznej
kiszeni szaty, a Angelos zerkał nerwowo to na wnuczkę to na mężczyznę.
Atmosfera raptem stała się napięta i tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
-
Możesz nam wyjaśnić jak to możliwe, że tu jesteś Black? - spytała Yronwood.
Łapa myślał co powiedzieć. Ile
wiedzą? Co słyszeli lub czytali w magicznej prasie lub radiu? Na ile może im
zaufać? Te i wiele innych pytań kotłowało się w jego głowie.
-
Ogłuchłeś - warknęła kobieta.
-
Nie - odrzekł Syriusz siląc się na spokój.
-
Jak to możliwe, że tu jesteś skoro według mediów padłeś trupem w gmachu
ministerstwa w Londynie? - dopytał jej dziadek.
- Bo
tak było - oparł niepewnie ex-trup.
-
Sugerujesz, że rozmawiamy kurwa z pierdolonym trupem?! - wybuchła Helena.
- Helenko..
- upomniała ją babcia.
Syriusz poczuł, że robi mu się
niedobrze. Nie był przygotowany na takie spotkanie - tak szybko. Do tej pory
nie pomyślał nawet co powie bliskim kiedy wreszcie ich spotka. Jego historia
była tak bardzo nieprawdopodobna, że niemożliwym było, iż obcy czarodzieje w
nią uwierzą.
-
Byłaś kiedyś na najniższym piętrze brytyjskiego ministerstwa? - zapytał w końcu
kobietę.
- W
Departamencie Tajemnic? - zdziwiła się ciemnowłosa - co żeś tam szukał? -
dopytywała gorączkowo.
-
Uważam, że Knot byłby bardzo rozżalony gdybym ci to powiedział.
-
Zważaj na słowa - utemperowała go Lucy.
Zapadła chwila milczenia. Black poczuł, że atmosfera się odrobinę rozluźnia, lecz dalej jest bardzo napięta. Chcąc ją rozładować i upewnić się, że jego nowi gospodarze są do niego pozytywnie nastawieni postanowił przerwać milczenie i zapytał ogółu mieszkańców tego domu:
-
Skąd wiecie o moim... "wypadku"?
-
Prenumerujemy "Głos Wolnościowych Obywateli" - wytłumaczyła Helenka -
poświęcili tak kilka stron na temat zdarzeń z ministerstwa.
-
Mogę wiedzieć co tam było napisane? - dopytał Black, wiedząc że GWO pisze
artykuły zgodne z własną linią ideową, nie patrząc przy tym na to co o tym
sądzi Knot lub Dumbeldore.
- Na
okładce zdjęcie Sam- Wiesz- Kogo z czasów kiedy poprzednim razem siał terror -
zaczął mu wyjaśniać Angelos - potem wielka informacja, że on wrócił...
Potwierdzenie tego przez Knota i wyższych urzędników ministerstwa. Na drugiej
stronie jest artykuł o Potterze i o tym jak sobie radził niesłusznie oskarżany
przez większość społeczeństwa o szaleństwa i inne takie - recytował jakby
nauczył się tego na pamięć - potem są jakieś insynuacje na temat tego co zaszło
w samym budynku. Wiadomo, że Potter i jego przyjaciele wpadli po coś do
ministerstwa...
-
... tam jest taki komentarz Lucjusza Malfoya - wtrąciła Blueford - mówiący, że
młodzi należeli do terrorystycznej organizacji i chcieli obalić rząd Knota -
dokończyła z rozbawieniem.
Syriusz w duchu również się
rozweselił. Wiedział, że Lucjusz miał poniekąd rację. Zarówno Harry jak i jego
przyjaciele należeli do tajemnej organizacji pod nazwą "Gwardia Dumbeldore"
i szkolili się do walki... jednak ich przeciwnikiem nie miał być Knot, a Lord
Voldemort. Fakt ten doskonale znany był Lucjuszowi, którego syn brał czynny
udział w zdekonspirowaniu organizacji i wyłapaniu ich członków - w tym Pottera
będącego jej liderem. Syriusz był zdziwiony, jednak faktem, że Lucjusz w sposób
swobodny wypowiadał się dla mediów, a nie siedział uwięziony w Azkabanie.
- On
nie siedzi? - spytał.
- W
Azkabanie? Nie. - odparła Lysana.
W dalszej części rozmowy państwo
Prod wytłumaczyli Łapie, że ministerstwo nie zaczęło nawet wyłapywać
śmierciożerców wskazanych kilka miesięcy temu przez Pottera. Uznanie przez
ministra powrotu Voldemorta za potwierdzoną informację nie zmieniało faktu, że
nie było żadnych dowodów na to, że śmierciożercy będący wcześniej po jego
stronie ponownie dołączyli w szeregi wiernej armii czarnoksiężników. Knot
uznał, że w ministerstwie przebywali wyłącznie zbiegowie z więzienia.
- Co
za debil - skomentował to krótko Black.
Potem Helena wyjaśniła mu, że Thomas
Fox napisał artykuł na temat tego jak niesłusznie Crouch i inni dygnitarze
ministerstwa sprzed lat potraktowali Syriusza, a potem całe społeczeństwo
bagatelizowało słowa Pottera o niewinności Blacka. Było tam też kilka słów o
tym, że ten wyklęty czarodziej zginął oddając życie w obronie tych, o chęć zamordowania których był podejrzewany
przez wszystkich brytyjskich czarodziei i czarownice przez ostatnie trzy lata.
- A
wy co o tym sądzicie? - spytał zgromadzonych Black.
Helena spojrzała na dziadków, a Lucy
opuściła wzrok i schowała różdżkę za pas. Ta reakcja nieco rozluźniła Syriusza.
-
Cóż na początku nie wiedzieliśmy co sądzić o tych wszystkich newsach - mówiła
pani Lysana - napisałam, jednak potem list do rodziny w Anglii żeby zapytać czy
to wszystko to prawda. Wczoraj przyszła odpowiedź, że tak i na potwierdzenie
dorzucili wycinek z "Proroka Codziennego".
-
To, że nie zabiłeś tego Petera czy jak mu tam nie zmienia kilku rzeczy -
powiedziała z kolei Helena Yronwood - w GWO nie pisało nic o tym kto zamordował
tuzin mugoli kilkanaście lat temu podczas twojego spotkania z nim.
- To
on ich zabił! - wybuchnął Black - dorwałem go w Londynie i zadałem kilka pytań
zamiast od razu zabić tę kreaturę - powiedział z żalem - a on się zaśmiał i
huknął tą klątwą, a potem zmienił się w szczura i uciekł do kanałów...
-
Przepraszam - powiedziały równocześnie Lucy i jej babcia.
- Za
co? - zdziwił się Black.
- Za
podejrzenia.
Po tych słowach, domownicy rozeszli
się na jakiś czas do swoich zajęć. Lucy była żoną kupca, ale w skutek choroby
męża to ona wybrała się w podróż do Chin. Helena nie chcąc zostawiać siostrę
samą, wybrała się z nią. Jak dowiedział się wcześniej Black od ich babci,
Yronwood wciąż była panną. Miała w życiu kilku mężczyzn, a nawet dwóch
narzeczonych, lecz jak do tej pory nie udało się jej wyjść za mąż, a miała już
26 lat. Była o trzy lata starsza od swojej brzydszej siostry. I to właśnie
dziwiło Blacka najbardziej. Jak to możliwe, że piękniejsza i starsza siostra
dalej jest samotna, kiedy jej siostra ma już męża i jest z nim od czterech lat.
Pan Prod wyszedł do pracy. Zawodowo
zajmował się pracą w wytwórni mioteł. Mimo 80 lat w dalszym ciągu chodził do
pracy. Jak mawiała jego żona, robił to w trosce o ich małżeństwo, gdyż nie
chciał doprowadzić do rozwodu. Zwykle kiedy to mówiła kończyła zdanie wybuchem
cichego śmiechu. Sama miała 79 lat i już od dawna była na emeryturze.
To właśnie z panią Prod został
Syriusz, kiedy Angelos poszedł do pracy, a Helena i Lucy udały się sfinalizować
ostatnie transakcje przed powrotem na wyspy.
-
Jak to możliwe, że mieszkają państwo w Chinach? - spytał gospodyni.
Lysana spojrzała na niego spod
ciężkich powiek. Wyjęła różdżkę i za jej pomocą wezwała kolejne filiżanki z
herbatą.
-
Wiesz my z mężem mamy już swoje lata - zaczęła swą opowieść - mieszkaliśmy
długo na wyspach. Mąż pochodzi z Didsbury z resztą nasz syn dalej tam mieszka
razem z żoną Elsie. Widzisz syn długo był charłakiem. No może nie był nim, ale
nawet najprostsze zaklęcia były ponad jego siły. Dopiero jakieś kilka lat temu
dzięki kursowi Wmigurok udało mu się coś tam osiągnąć. Mieliśmy też drugie
dziecko... - powiedziała i głos jej zamarł - mieliśmy, aż do lata. Atak na
Londyn mówi ci to coś?
-
Nie - odparł zgodnie z prawdą Black.
-
Grupka śmierciożerców wpadła na Pokątną - tłumaczyła płaczliwym głosem pani
Prod - demolowali wystawy... zabijali... przechodniów, sprzedawców...
każdego... kto... - po każdym słowie nie mogła wypowiedzieć następnego, łkała -
się im... nawinął... Nasza biedna... Kelly... była tam z mężem... - powiedziała
i wybuchła -płaczem.
Więcej nie musiała już mówić.
Syriusz domyślił się, że Kelly Yronwood wraz z mężem byli wtedy na Pokątnej i
natknęli się na sługusów Voldemorta. Nie byli ani pierwszymi, ani ostatnimi
ofiarami tej wojny, lecz na pewno to od ich śmierci zaczął się ponowny terror
czarnoksiężników.
Black nie wiedział jak pocieszyć kobietę.
Patrzył przez chwilę bezradnie jak ta zanosi się płaczem i nie wiedział co
zrobić. Jego nienawiść do Czarnego Pana narastała z każdą wylaną przez
staruszkę łzą. Żaden rodzic nie powinien widzieć śmierci swojego dziecka... To
właśnie powiedział kobiecie, kiedy do domu wróciły Helena z siostrą.
-
Coś jej zrobił?! - warknęła starsza.
-
Nic.
-
Expelliarmus - powiedziała spokojnie Lucy.
Zaklęcie rozbroiło Syriusza. Jego
siła była tak duża, że Black przefrunął cały pokój i uderzył boleśnie plecami w
ścianę. Huk przerwał łkanie pani Prod. Spojrzała na rozgrywającą się wokół
scenę i otworzyła ze zdziwieniem usta.
-
Nie - powiedziała cicho.
- CO
JEJ ZROBIŁEŚ? - ryknęła ze wszystkich sił w płucach Yronwood.
-
Nic - odpowiedział ponownie zgodnie z prawdą Syriusz.
- On
mówi prawdę - potwierdziła Lysana.
Siostry spojrzały zdziwione na
babcię. Nie wiedziały co o tym sądzić. Czyżby zapomniały, że mogła tak
zareagować na wspomnienie śmierci ich rodziców.
-
Rozmawialiśmy o waszej rodzinie i pani Lysana wspomniała o Ataku na Londyn -
wyjaśnił Syriusz.
-
Mama i tata - wydukała Helena.
- Przepraszam - rzuciła krótko Lucy.
Kobieta podała Syriuszowi różdżkę i
opuściła zawstydzona głowę w stronę podłogi. Jej siostra rzuciła się w tym
czasie staruszce na szyję i ściskała ją dopóki ta się nie uspokoiła.
-
Myślałam, że jako znany zbieg nie jesteś taki łatwy do rozbrojenia... -
powiedziała nonszalancko Helena.
- Z
pięknymi damami nie mam zwyczaju się pojedynkować - przerwał jej Black.
-
... a to już drugi raz kiedy jesteś rozbrojony tego dnia - zakończyła jakby
nikt jej nie przerywał i zmrużyła uroczo oczy.
Dopiero teraz Syriusz zauważył jak
długie i czarne miała rzęsy. Zupełnie jak mugolskie dziewczęta, które stosują
te wszystkie kosmetyki na poprawę urody w sztuczny sposób. Mężczyzna poczuł jak
lekko czerwienią się mu poliki.
-
Kiedy wraca panna do Anglii? - spytał chcąc zmienić temat.
- Za
trzy dni, ale nie podróżujemy prosto do Brytanii.
-
Rozumiem.
-
Znany zbieg i pozorant własnej śmierci chce z nami podróżować?
-
Tak.
-
Pomyślimy czy zasłużysz... - zakończyła tajemniczo.
Do tej pory Syriusz zasłużył na
pozostanie do tego czasu w mieszkania państwa Prod. Pomagał w tym czasie
Lysanie wykonywać różne domowe prace. Chwilami czuł się zupełnie jakby znowu
był przy Grimmauld Place w Londynie. Brakowało mu wtedy tylko młodego Pottera i
jego przyjaciół. Życie na Śródmieściu chińskiego miasta czarodziei płynęło
swoim tempem. Życie nie dostarczało tu żadnych "mocnych wrażeń", a
przynajmniej tak myślał Syriusz do dnia swojego wylotu. Helena z siostrą czasem
wybierały się wieczorami na imprezy do miasta, przez trzy noce pod jednym
dachem z nimi Black nauczył się, iż zwykle starsza siostra wraca wtedy solidnie
podpita, a jej humor zależy od tego czy poznała jakiegoś "miłego
tubylca" - jak określały poznanych w tym stanie miejscowych - czy też nie.
Lucy jako zamężna kobieta nie pozwalała sobie na tak wiele, ale ostatniej nocy
wróciła do domu o wiele później i była zbyt rozchełstana jak na zwykłe tańce...
Black nie uczestniczył w tych wypadach. Nie miał na to ani pieniędzy ani stroju
ani chęci.
Ostatniego dnia pobytu w Chéngshì
xiàngdǎo Syriusz obudził się wczesnym rankiem. Był strasznie niewyspany, ale
też bardzo szczęśliwy, dlatego że wreszcie miał opuścić to miejsce i przybliżyć
się w stronę Anglii. W nocy chyba wybuchły jakieś zamieszki, gdyż chwilę po
północy do domu wróciły siostry. Poza tym wcześniej słychać było sporo różnych
huków i eksplozji. Rankiem przy śniadaniu Helena wytłumaczyła mu co się stało:
-
Nadrzeczanie balowali w "Złotym Smoku" to jest w Nowym Mieście -
powiedziała tłumiąc ziewnięcie - było ich z 50 jak nie więcej. Kilku było z
dziewczynami albo żonami. Było tam też sporo typowych mieszkańców tamtej
dzielni... - tłumaczyła.
-
Mugolaków - wpadł jej w słowo Black.
-
Tak - potwierdziła Yronwood - tych było dwa razy więcej. Alko lało się
strumieniami, a do tego było pełno kobiet, które mogłyby się bardziej ubrać -
objaśniła drobiazgowo całą sytuację - w takich sytuacjach wystarczy drobiazg.
Jedną Chinkę z Nadrzecza klepnął w tyłek mugolak. Doszło do małego... spięcia
między jej mężem, a tym typem. Kilka klątw poleciało w obie strony. Do zabawy
włączyli się kumple obu typów. Mugolaków było ponad dwa razy więcej, więc dość
szybko zmusili Nadrzeczan do wycofania się, ale wtedy upokorzyli tych, którzy w
tym mieście upokorzenia nie wybaczają. Wrócili z kumplami.
- I
tak wybuchły walki - skwitował Łapa.
- SMPP
nie interweniowały, bo groziło to eskalacją zamieszek - opowiadała Helena -
zamiast tego otoczyli jakąś barierą całą dzielnicę. Wewnątrz wszyscy
niezamieszani pochowali się po piwnicach.
W tej chwili do kuchni weszła Lucy.
Miała wory pod oczami i przekrwione oczy. Ona też chciała jeszcze pospać. W
dłoni trzymała gazetę.
-
Rozmawiacie o nocy? - spytała robiąc sobie kawę - w gazecie macie bilans -
powiedziała im sprowadzając za pomocą magii chleb i kilka innych rzeczy z
lodówki.
Helena chwyciła gazetę i zlustrowała
kilka pierwszych stron. Według Syriusza nie musiałaby tego robić, ponieważ już
na tytułowej stronie znajdowało się duże zdjęcie kilkudziesięciu czarodziei
miotających w siebie klątwami. Część ubrana była w kominiarki, a część miała
pozakładane na głowy kaptury swoich peleryn. Tylko nie wielka grupa nie miała
nakryć głowy. Ci w kapturach skojarzyli się Blackowi - mimowolnie - z poplecznikami
Voldemorta.
- W
kominiarkach Nadrzeczanie - wyjaśniła mu Blueford - Accio kawa - przywołała
gotową kawę na stół.
Wtem gdzieś na zewnątrz rozległ się
jakiś hałas. Kobiecy głos krzyczał coś w niebogłosy, ale nikt chyba na to nie
reagował, gdyż niewiasta darła się dalej.
- Co
tam piszą? - spytał Łapa Heleny, nie mogąc słychać już tych wrzasków.
-
Jeden martwy nowomieszczanin - odparła - do tego dwudziestu trzech rannych. Po
stronie nacjonalistów dwudziestu sześciu rannych. Czworo gapiów ucierpiało.
- 53
rannych i jeden martwy! - zdumiał się Black - w Anglii nawet podczas wojny
takie statystyki robiły piorunujące wrażenie, a co dopiero gdyby zdarzyło się
to podczas pijackich burd....
Nie dokończył tej myśli, bo Lucy
zatkała mu usta dłonią. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Do krzyków kobiety dołączyły
kolejne głosy. Mnóstwo głosów. Black nie rozumiał o czym mówią lub wrzeszczą,
ale widać było, że kobiety coś tam kumają.
-
Zaraz będzie awantura - powiedziała Helena.
Faktycznie, nim Syriusz zapytał o co
chodzi drzwi do mieszkania otworzyły się z głośnym trzaskiem. Weszło przez nie
troje mężczyzn w kominiarkach. Każdy trzymał w dłoni różdżkę gotową do ataku.
Powiedzieli coś po chińsku, ale on nic nie zrozumiał. Helena wstała i zaczęła
coś im tłumaczyć żywo przy tym gestykulując.
Syriusz stwierdził w myślach, że w
tej chwili wygląda nawet piękniej niż w poprzednich dniach. Ubrana była w
niebieskie, obcisłe jeansy i krótką, odsłaniającą brzuch bokserkę w barwie sinego
różu. Miała niesamowicie zgrabny tyłek.
-
Nie gap się tak - ofuknęła go cicho Lucy.
-
Przepraszam - odszepnął Łapa.
W tym czasie obiekt jego fantazji w
dalszym ciągu dyskutował z Nadrzeczanami. Mężczyźni wydawali się Łapie odrobinę
spokojniejszymi niż byli przed wejściem tu. Mimo tego, w pewnym momencie
Yronwood krzyknęła coś na jednego z nich i usiadła przy stole załamując ręce.
Wtedy dwóch z nich rozbiegło się po pokojach przeszukując dom.
-
Szukają przeciwników z wczoraj - wytłumaczyła siostrze i Blackowi.
Po chwili dwóch zamaskowanych
Chińczyków wróciło do kuchni. Zaraportowali coś swojemu szefowi. Ten podszedł
do Heleny, położył jej dłoń na ramieniu i coś tam powiedział. Ona odpowiedziała
i wyszedł.
-
Co...? - zaczął Black, ale Lucy mu przerwała.
-
Nikogo nie znaleźli, przeprosił za zamieszanie. Dobrze, że rodzicie wyszli.
-
Jak tylko wrócą wylatujemy - oświadczyła Helena - bierzemy ich na jakiś czas z
nami. Ja polecę z nimi prosto do Anglii, a ty z nim załatwisz resztę spraw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz