Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

środa, 10 grudnia 2014

54. Przesiadka



Rozdział 54
Przesiadka

            Po wyjściu nacjonalistów z domu dziadków Heleny i Lucy, Syriusz nie wiedział co o tym sądzić. Po pierwsze nie spodziewał się, że zamieszki - zwłaszcza wywołane z tak błahego powodu - mogą przybrać taki rozmiar i formę. Po drugie nie docenił jak wrogie mogą być wobec siebie te środowiska. I tu po raz kolejny nasunęła się mu myśl, że ci chińscy nacjonaliści to muszą być lokalni odpowiednicy śmierciożerców. Wprawdzie coś tam ich różniło, ale głosili kult czystej krwi i całej czarodziejskiej rasy! A do tego nie interesowała ich przede wszystkim społeczność czarodziejska w ich własnym kraju. Black nie wiedział jaki stosunek do czarodziejów z innych krajów miał Voldemort i jego sługusy, ale był pewien, że może on być podobny. Postanowił porozmawiać potem o tym z kimś lepiej zorientowanym w azjatyckich realiach.

            Państwo Prod wrócili do mieszkania około trzy godziny po najściu Chińczyków. Zdziwili się widząc ustawione już w przedpokoju kufry swoich wnuczek. Syriuszowi wydawało się, że nie zwrócili uwagi na fakt, że walizek było o wiele więcej niż powinno.

            Małżeństwo było w dobrych humorach. Wyszli wczesnym rankiem, kiedy Black był jeszcze w swoim pokoju, a ich córki wciąż spały po nocnych atrakcjach w "Złotym Smoku". Zostawili tylko kartkę, że wybierają się na zakupy, ale jak się później okazało, wybrali się też w odwiedziny do znajomych. Zabawili tam przez jakiś czas w bezstresowy sposób, dopóki nie wtargnęli tam Nadrzeczanie.

- Tak się przestraszyliśmy, bo nie wiedzieliśmy nic o nocnych walkach - lamentowała pani Prod - od razu jak wyszli wyszliśmy i ruszyliśmy prosto do domu. Dobrze, że wam nic nie jest - zakończyła rzucając się wnuczkom na szyje.

            Kiedy Helena wreszcie wyzwoliła się z objęć babci jej mina przyjęła bezbarwny wyraz. Zupełnie jakby nagle wyparowały z niej wszelkie uczucia i emocje. Łapa domyślił się, że musi przeprowadzić rozmowę z krewnymi i zaproponować im tymczasową ewakuację z kraju. Wyszedł.

            Postanowił pospacerować przez jakiś czas w okolicach ich domu. Sam nie miał za wiele do spakowania, gdyż nie posiadał żadnego dobytku, który musiałby zabrać ze sobą na zachód.

            Wszystkie domy w okolicy były takie same. Małe, w kształcie zbliżonym sześcianowi. Tu i tam znajdowały przydomowe ogródki. Przy niektórych domach dostrzegł trzepaki. Sąsiedzi państwa Prod zamiast ogródka mieli mały stawek, w którym dziecko właśnie beztrosko się taplało. Towarzyszył mu wielki, kudłaty pies. W pewnym momencie pies spojrzał Syriuszowi prosto w oczy i prychnął. Najwyraźniej brytyjski animag nie przypadł mu do gustu. Przed innymi domami rosły duże akacje,  klony, dęby oraz pojedyncze zarośla bambusa. Ludzi na ulicach nie było zbyt wielu. Pewnie bali się, że Nadrzeczanie wrócą tu przeprowadzić kolejne przeszukania.

- Black! - z domu jego gospodarzy rozległo się wołanie Lucy.
- Idę - odparł Black, ale nie był pewien czy kobieta go usłyszała.

            Włożył ręce w kieszenie i ruszył nonszalanckim krokiem do domu państwa Prod, gwiżdżąc po drodze jakąś melodię pod słyszaną wcześniej w mieście. W progu domu wpadł - i to dosłownie - na Helenę. Obojgu odrzuciło do tyłu. Syriusz zatoczył się lecz nie upadł, natomiast Yronwood obiła sobie odrobinę swoje pośladki.

- Uważaj jak łazisz - fuknęła rozeźlona kobieta.
- Przepraszam.

            Gdzieś za plecami rozległ się śmiech Lucy. Młodsza siostra stała oparta o ścianę i zanosząc się od śmiechu spoglądała na siedzącą na progu drzwi siostrę i zgiętego w pół Blacka. Ubrana była w zwiewną, sięgającą jej do połowy ud, bladożółtą sukienkę i buty na wysokim obcasie o ciemniejszym odcieniu tego samego koloru. Łapa zauważył też, że pomalowała paznokcie w morskim kolorze.

- Uważaj, bo pękniesz jak balon - warknęła Helena.
- To ty uważaj, bo jak sobie uszkodzisz ten piękny kuperek, to już żaden facet na ciebie nie spojrzy - odcięła się siostra, a mówiąc końcówkę zdania wyraźnie spoglądała z podtekstem na Blacka.
- Trudno - odrzekła Yronwood wstając.

            Spojrzała jeszcze na mężczyznę z wyrazem oburzenia, obróciła się z rozmachem i wycofała w głąb domu.

- Czy ty właśnie nie wychodziłaś? - zawołała za nią siostra.
- Rozmyśliłam się!

            Lucy znów roześmiała się serdecznie. Syriusz nie dostrzegał w całej tej sytuacji nic zabawnego. Nie odezwał się, jednak ani słowem.

- Jak tak dalej będzie robił to nie wyrwiesz mojej siory - powiedziała Lucy konspiracyjnym tonem.
- Nie podrywam jej - zaprzeczył Black zdecydowanie zbyt raptownie żeby kobieta mu uwierzyła.
- Jasne - potwierdziła od niechcenia Blueford, wywracając przy tym wymownie oczami.
- Po co mnie wołałaś? - spytał Łapa chcąc zmienić temat.

            Lucy uśmiechnęła się ironicznie. Nie odpowiedziała ani słowem. Przybliżyła się do Syriusza i nachyliła głowę w jego stronę. Black nie miał pojęcia co ona chce zrobić. Wyraz twarzy kobiety nie zdradzał jej intencji, za wyjątkiem determinacji. Tymczasem jej twarz była coraz bliżej jego. Mimowolnie Black przypomniał sobie, że ona ma męża, a to Helena jest tą bardziej urodziwą siostrą... Lecz Lucy skierowała swoje usta ku uchu mężczyzny i wyszeptała:

- Bo się stęskniłam - i zaśmiała się po raz kolejny wciągu chwili.

            Syriuszowi ulżyło. Zaczął nawet obwiniać samego siebie w myślach jak mógł pomyśleć, że ona chce go pocałować. Ale, ale, ale... Czy ona właśnie nie powiedziała, że się za nim stęskniła?

- Słucham? - spytał wyraźnie zmieszany.
- No tęskniłam i dalej tęsknię.
- Za kim - dopytywał ponownie przerażony Anglik.
- Za ojczyzną, za mężem i tak dalej - wyrecytowała Lucy śmiejąc się jeszcze głośniej niż przed kilkoma minutami.
- Aha.

            Za nimi pojawił się pan Prod. Ubrany był w płaszcz podróżny, a w dłoni trzymał różdżkę. Za jej pomocą zmusił bagaże do wyfrunięcia przed dom.

- Nie aha tylko wyłazić - polecił młodemu pokoleniu niecierpliwym głosem.
- Tak dziadku - przytaknęła Lucy - tylko wezmę co moje.
- Jak chce pan przenieść te rzeczy do Anglii? - spytał Łapa.
- Za pomocą magii.
- Nie mógł pan użyć sieci Fiu? - dopytał zdziwiony.
- Ona działa wyłącznie na terenie Brytanii.

            Powiedział zniesmaczony niewiedzą  młodego czarownika. Mimo to ujął go pod ramię i wyprowadził przed budynek. Za nimi podążyła Blueford, która wciąż chichotała. Stali przez pewien czas w milczeniu, aż wreszcie po chwili z domu wyszła Helena. Ona również przebrała się do podróży. W odróżnieniu od siostry wybrała mniej elegancki strój. Ubrała krótkie niebieskie szorty i fioletową bluzkę z ramiączkami i sporym dekoltem. Na zgrabnych stópkach nosiła baleriny w tym o tej samej barwie.

- Gotowa? - spytał ją dziadek.
- Zawsze i wszędzie - odparła radośnie.
- Gdzie babcia? - spytała ją z kolei Lucy.
- Zaraz będzie. Pakuje jeszcze jakieś ciasto dla ciotki.

            I rzeczywiście po chwili dołączyła do nich seniorka. W dłoni trzymała blachę z ciastem wyglądającym jakby było dopiero co wyjęte z pieca - i jak wyjaśniła później pani Prod faktycznie tak było. W drugiej ściskała wieszak. "Świstoklik" - pomyślał Syriusz.

- Masz wszystko? - spytał jej mąż.

            Skinęła głową.

- Gotowe? - to pytanie skierował do wnuczek.

            Kiedy one również potwierdził gotowość, spojrzał znacząco na Blacka. Ten teoretycznie był gotowy, ale nie był pewien czy dobrze rozumie intencje swoich gospodarzy. Mimo to postanowił zaryzykować i aby nie przedłużać dalej, on również poruszył sztywno karkiem w dół i górę. Prod spojrzał wtedy na magiczny zegarek na swojej lewej ręce.

- Mamy jeszcze minutę - oświadczył.

            Obrócił się ku stosowi walizek, kufrów i innych bagaży. Wyszeptał kilka zaklęć i po chwili znikły. W tym czasie upłynęło kilkadziesiąt cennych sekund.

- Łapcie - ponagliła zebranych jego żona.
- Szybko! - zawtórowała Helena.

            Yronwood i jej matka już od dawna trzymały wieszak. Lucy instynktownie złapała obok siostry. Syriusz migiem do nich dołączył. Angelos zdążył jeszcze schować różdżkę w kieszeń jeansów i chwycić przedmiot, nim Black poczuł niemiły skurcz w żołądku i szarpnięcie odrobinę wyżej. Przed oczami mu pociemniało, a świat wokół zawirował. Jego stopy oderwały się od ziemi, a on sam poczuł się dziwnie lekki. Nie minęła nawet sekunda, kiedy uderzył stopami o twarde podłoże.

            Cały był obolały i leżał w wysokiej do pasa trawie. Wstał i rozejrzał się dookoła. Wszędzie były trawy. Znajdowali się w samym środku morza trawy. Kawałek od niego leżeli państwo Prod. Metr dalej Helena otrzepywała nogi z pojedynczych źdźbeł. Lucy stała już na nogach i również przyglądała się otoczeniu.

- Gdzie my jesteśmy? - spytała.
- W stepie - odpowiedział Black.
- Co to step? - dopytywała najmłodsza kobieta.
- To co widać kochanie - odpowiedzi udzieliła Lysana.
- Kazachstan - oświadczył Angelos, kiedy stał już na nogach.

            Widać było, że podróż mu nie służyła. Stał się blady i ciężko oddychał. Czoło obficie mu się pociło, a oczy szkliły. Żadna z córek nie zwróciła na to uwagi. Pani Prod także zajęta była otrzepywaniem się z trawy.

- W którą stronę teraz? - spytała Helena.

            Pod jej dziadkiem nogi się załamały. Usiadł na ziemie, ścięty jak drewno przez watahę drwali.

- Angeos? - wydukała Lysana.
- Nic mi nie jest.

            Syriusz widział, że tak nie jest. Mężczyzna mówił tak żeby nie niepokoić swojej rodziny.

- Dajcie mu wody - powiedział dziewczętom.
- Nie mamy naczyń - odparła Lucy.
 - Jesteś czarodziejką czy nie? - oburzyła się Yronwood - Aquamenti! - krzyknęła, a z jej różdżki trysnął cienki strumień wody. Starzec rozwarł usta i chełpliwie łykał wody, mocząc przy tym całą swoją twarz.

            Po chwili Angelos stwierdził, że czuję się już lepiej. Mimo to posiedzieli jeszcze chwilę, kiedy rozpadał się deszcz. Syriusz mógłby przysiąść, że jeszcze chwilę temu nic nie zwiastowało ulewy, a jednak do niej doszło. Helena rzuciła na siebie i babkę jakieś zaklęcie dzięki, któremu nie mokła aż tak bardzo. Tak samo postąpiła Lucy z sobą, Syriuszem i dziadkiem.

- Dokąd teraz? - spytała Helena.
- My na zachód - odpowiedział cicho Prod - twoja siostra i on na północ i do Rosji. Tam musicie udać się do Jakucka, potem do Nowosybirska - tłumaczył powoli i jeszcze ciszej nim przed chwilą - stamtąd do Moskwy.

            Deszcze lał coraz mocniej i zagłuszał głos zmęczonego staruszka.

- Nie rozdzielajmy się teraz - zaprotestowała Blueford - dziadek jest słaby i pada deszcz...
-a po za tym nie wiesz gdzie jest północ - zakpiła Helena.
- Wcale nie! - obruszyła się młodsza.
- Nie kłóćcie się - przerwała im Lysana - dziadek, ja i Helka polecimy dalej na miotłach, a potem zrobimy szybką teleportację na przedmieścia Baku.
- Ale... - zaczęła ponownie Blueford, lecz Angelos przerwał jej.
- ... nie ma na co czekać. Im szybciej ruszysz, tym szybciej do nas dołączysz. Dasz sobie radę. Pomyśl o mężu - polecił młodej kobiecie - a ty odwdzięczysz nam się jeśli przypilnujesz jej - zwrócił się do Blacka.
- Dobrze - zgodził się Anglik - mam tylko do państwa prośbę. Nie chcę żeby jak narazie ktokolwiek wiedział o tym, że żyję. Zrobią to państwo dla mnie? - spytał z nadzieją.
- Tak - odpowiedziało równocześnie podstarzałe małżeństwo.

            Yronwood milczała. Syriusz spojrzała na nią wyczekująco. Tak samo postąpiła Lucy i reszta zgromadzonych. W końcu kobieta także skinęła głową na znak zgody.

- Dobra Black! - odezwała się Blueford - na nas pora.
- Kilkaset metrów na północ stąd mieszka jeden z tutejszych magów - poinformował ich jeszcze na odchodne Angelos - idźcie do niego. Tam możecie przenocować i dowiedzieć się jak iść dalej.
- Tak zrobimy - oświadczyła jego wnuczka.

            Lucy uściskała jeszcze na pożegnanie każdego ze swoich członków rodziny i ruszyli. Black na pożegnanie jeszcze raz podziękował wszystkim za przygarnięcie pod swój dach w Chinach i pożegnał ich uściskiem dłoni i życzeniami pomyślnej podróży. Pani Prod powiedziała, że kiedy już obie eskapady dobiegną końca, mogą spotkać się na herbatkę w Anglii.

            Droga do domu znajomego pana Prod upłynęła im deszczowo. Milczeli przez całą trasę. Pogoda i krajobraz nie działał na nich zbytnio pobudzająco. Wszędzie znajdował się step i bombardujące go krople deszczu.

            Łapa szedł pogrążony we własnych myślach. Cieszył się, że jest już o kilka tysięcy kilometrów bliżej swojego chrześniaka, przyjaciół i frontu walki z siłami Lorda Voldemorta. Zastanawiał się ile jeszcze czasu upłynie nim uda mu się przedrzeć do ojczyzny. W tym momencie był dobrej myśli. Po cichu liczył, że nawet za tydzień lub dwa z powrotem zamelduje się w Londynie i oświadczy całemu Zakonowi i magicznemu światu, że żyje i nie jest zbrodniarzem za jakiego go powszechnie uważano. Potem mimowolnie w jego głowie zagościł widok Heleny Yronwood ubranej w krótkie szorty i bluzkę na ramiączkach z sporym dekoltem, mokrą od padającego wszędzie deszczu. Na tą myśl jego serce szybciej zabiło. Wiedział, jednak że nie ma za wielkich szans u dwudziestosześciolatki.

- Słyszysz mnie?! - na ziemię sprowadziły go wrzaski Lucy.
- Co jest?

            Zamiast odpowiedzi kobieta wskazała ręką na znajdujący się kilka metrów od nich dom. Black był tak pogrążony własnymi refleksjami, że nawet nie zauważył kiedy pokonali całą drogę od miejsca swojej aportacji do domu znajomego pana Prod.

            Dom wykonany był w całości z drewnianych desek. Nie wyglądał trwały i gwarantujący schronienie przed deszczem, wiatrem i chłodem. Był mały, jednokondygnacyjny. Dach wykonany miał również drewna, spod którego wystawały witki. Jedynym nie drewnianym elementem były szyby w małych oknach oraz murowany komin, z którego unosił się blady dym. Oznaczało to, że ktoś jest w środku. Domostwo otoczone było czymś w rodzaju palisady z zaostrzonych kołków, nie wyższych niż 120 centymetrów. Syriusz domyślił się, że musi to być ochrona przed dzikimi zwierzętami.

- Wchodzimy? - spytał Lucy.

            Kobieta skinęła głową i podeszła do małej bramki w palisadzie...

sobota, 6 grudnia 2014

53. Rodzina Prod



Rozdział 53
Rodzina Prod

            Syriusz bardzo szybko dogadał się ze starszą panią. Prod zaprosiła go nawet do środa nie czekając na męża i zrobiła im obojgu ciepłą herbatę. Oczekiwanie na powrót domowników upłynęło im w miłej atmosferze. Gawędzili o życiu w aglomeracji chińskich czarowników. Syriusz dowiedział się też, że pani Prod ma na imię Lysana.

            Po upływie kilku minut powróciła reszta domowników. Każde z nich dotarło tu w dobrym humorze, zadowolone z życia i dobrze wykonanego zadania. Syriusz nie dostrzegł po nich żadnych oznak walki. Możliwe nawet, że nie doszło między nimi do żadnego starcia.

- Nie sprawiał problemów? - spytał ich Black.
- Trochę - odparła lakonicznie Blueford.

            Syriusz nie wiedział co o tym myśleć. Był zbyt zdezorientowany samym wybawieniem siebie przez zupełnie obcych czarodziei angielskiego pochodzenia, którzy akurat przypadkiem się na niego tu natknęli.

- Co to znaczy? - dopytał.
- Moglibyśmy zapytać cię o to samo - odparł pan Prod - wiemy kim jesteś - dodał widząc szok na twarzy gościa - tak wiemy, kim jesteś Black.

            Syriusza zamurowało.

- Grzeczność wymaga żeby odpowiedzieć naszemu gościowi jak pozbyliśmy się tego pajaca - rzekła Lucy.
- Dostał dwa razy oszołamiaczem w klatę i przestał się stawiać - wyjaśniła Helena.
- Przywróciłyśmy mu wszystko do normy, kiedy nie mógł nas już dorwać - dodała brzydsza z wnuczek państwa Prod.

            Reszta rodziny usiadła przy stole razem z Syriuszem i staruszką Lysaną. Blueford trzymała w dłoni różdżkę, co dopiero teraz zauważył Black. Helena trzymała zaciśniętą dłoń w wewnętrznej kiszeni szaty, a Angelos zerkał nerwowo to na wnuczkę to na mężczyznę. Atmosfera raptem stała się napięta i tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

- Możesz nam wyjaśnić jak to możliwe, że tu jesteś Black? - spytała Yronwood.

            Łapa myślał co powiedzieć. Ile wiedzą? Co słyszeli lub czytali w magicznej prasie lub radiu? Na ile może im zaufać? Te i wiele innych pytań kotłowało się w jego głowie.

- Ogłuchłeś - warknęła kobieta.
- Nie - odrzekł Syriusz siląc się na spokój.
- Jak to możliwe, że tu jesteś skoro według mediów padłeś trupem w gmachu ministerstwa w Londynie? - dopytał jej dziadek.
- Bo tak było - oparł niepewnie ex-trup.
- Sugerujesz, że rozmawiamy kurwa z pierdolonym trupem?! - wybuchła Helena.
- Helenko.. - upomniała ją babcia.

            Syriusz poczuł, że robi mu się niedobrze. Nie był przygotowany na takie spotkanie - tak szybko. Do tej pory nie pomyślał nawet co powie bliskim kiedy wreszcie ich spotka. Jego historia była tak bardzo nieprawdopodobna, że niemożliwym było, iż obcy czarodzieje w nią uwierzą.

- Byłaś kiedyś na najniższym piętrze brytyjskiego ministerstwa? - zapytał w końcu kobietę.
- W Departamencie Tajemnic? - zdziwiła się ciemnowłosa - co żeś tam szukał? - dopytywała gorączkowo.
- Uważam, że Knot byłby bardzo rozżalony gdybym ci to powiedział.
- Zważaj na słowa - utemperowała go Lucy.

            Zapadła chwila milczenia. Black poczuł, że atmosfera się odrobinę rozluźnia, lecz dalej jest bardzo napięta. Chcąc ją rozładować i upewnić się, że jego nowi gospodarze są do niego pozytywnie nastawieni postanowił przerwać milczenie i zapytał ogółu mieszkańców tego domu:

- Skąd wiecie o moim... "wypadku"?
- Prenumerujemy "Głos Wolnościowych Obywateli" - wytłumaczyła Helenka - poświęcili tak kilka stron na temat zdarzeń z ministerstwa.
- Mogę wiedzieć co tam było napisane? - dopytał Black, wiedząc że GWO pisze artykuły zgodne z własną linią ideową, nie patrząc przy tym na to co o tym sądzi Knot lub Dumbeldore.
- Na okładce zdjęcie Sam- Wiesz- Kogo z czasów kiedy poprzednim razem siał terror - zaczął mu wyjaśniać Angelos - potem wielka informacja, że on wrócił... Potwierdzenie tego przez Knota i wyższych urzędników ministerstwa. Na drugiej stronie jest artykuł o Potterze i o tym jak sobie radził niesłusznie oskarżany przez większość społeczeństwa o szaleństwa i inne takie - recytował jakby nauczył się tego na pamięć - potem są jakieś insynuacje na temat tego co zaszło w samym budynku. Wiadomo, że Potter i jego przyjaciele wpadli po coś do ministerstwa...
- ... tam jest taki komentarz Lucjusza Malfoya - wtrąciła Blueford - mówiący, że młodzi należeli do terrorystycznej organizacji i chcieli obalić rząd Knota - dokończyła z rozbawieniem.

            Syriusz w duchu również się rozweselił. Wiedział, że Lucjusz miał poniekąd rację. Zarówno Harry jak i jego przyjaciele należeli do tajemnej organizacji pod nazwą "Gwardia Dumbeldore" i szkolili się do walki... jednak ich przeciwnikiem nie miał być Knot, a Lord Voldemort. Fakt ten doskonale znany był Lucjuszowi, którego syn brał czynny udział w zdekonspirowaniu organizacji i wyłapaniu ich członków - w tym Pottera będącego jej liderem. Syriusz był zdziwiony, jednak faktem, że Lucjusz w sposób swobodny wypowiadał się dla mediów, a nie siedział uwięziony w Azkabanie.

- On nie siedzi? - spytał.
- W Azkabanie? Nie. - odparła Lysana.

            W dalszej części rozmowy państwo Prod wytłumaczyli Łapie, że ministerstwo nie zaczęło nawet wyłapywać śmierciożerców wskazanych kilka miesięcy temu przez Pottera. Uznanie przez ministra powrotu Voldemorta za potwierdzoną informację nie zmieniało faktu, że nie było żadnych dowodów na to, że śmierciożercy będący wcześniej po jego stronie ponownie dołączyli w szeregi wiernej armii czarnoksiężników. Knot uznał, że w ministerstwie przebywali wyłącznie zbiegowie z więzienia.

- Co za debil - skomentował to krótko Black.

            Potem Helena wyjaśniła mu, że Thomas Fox napisał artykuł na temat tego jak niesłusznie Crouch i inni dygnitarze ministerstwa sprzed lat potraktowali Syriusza, a potem całe społeczeństwo bagatelizowało słowa Pottera o niewinności Blacka. Było tam też kilka słów o tym, że ten wyklęty czarodziej zginął oddając życie w obronie tych,  o chęć zamordowania których był podejrzewany przez wszystkich brytyjskich czarodziei i czarownice przez ostatnie trzy lata.

- A wy co o tym sądzicie? - spytał zgromadzonych Black.

            Helena spojrzała na dziadków, a Lucy opuściła wzrok i schowała różdżkę za pas. Ta reakcja nieco rozluźniła Syriusza.

- Cóż na początku nie wiedzieliśmy co sądzić o tych wszystkich newsach - mówiła pani Lysana - napisałam, jednak potem list do rodziny w Anglii żeby zapytać czy to wszystko to prawda. Wczoraj przyszła odpowiedź, że tak i na potwierdzenie dorzucili wycinek z "Proroka Codziennego".
- To, że nie zabiłeś tego Petera czy jak mu tam nie zmienia kilku rzeczy - powiedziała z kolei Helena Yronwood - w GWO nie pisało nic o tym kto zamordował tuzin mugoli kilkanaście lat temu podczas twojego spotkania z nim.
- To on ich zabił! - wybuchnął Black - dorwałem go w Londynie i zadałem kilka pytań zamiast od razu zabić tę kreaturę - powiedział z żalem - a on się zaśmiał i huknął tą klątwą, a potem zmienił się w szczura i uciekł do kanałów...
- Przepraszam - powiedziały równocześnie Lucy i jej babcia.
- Za co? - zdziwił się Black.
- Za podejrzenia.

            Po tych słowach, domownicy rozeszli się na jakiś czas do swoich zajęć. Lucy była żoną kupca, ale w skutek choroby męża to ona wybrała się w podróż do Chin. Helena nie chcąc zostawiać siostrę samą, wybrała się z nią. Jak dowiedział się wcześniej Black od ich babci, Yronwood wciąż była panną. Miała w życiu kilku mężczyzn, a nawet dwóch narzeczonych, lecz jak do tej pory nie udało się jej wyjść za mąż, a miała już 26 lat. Była o trzy lata starsza od swojej brzydszej siostry. I to właśnie dziwiło Blacka najbardziej. Jak to możliwe, że piękniejsza i starsza siostra dalej jest samotna, kiedy jej siostra ma już męża i jest z nim od czterech lat.

            Pan Prod wyszedł do pracy. Zawodowo zajmował się pracą w wytwórni mioteł. Mimo 80 lat w dalszym ciągu chodził do pracy. Jak mawiała jego żona, robił to w trosce o ich małżeństwo, gdyż nie chciał doprowadzić do rozwodu. Zwykle kiedy to mówiła kończyła zdanie wybuchem cichego śmiechu. Sama miała 79 lat i już od dawna była na emeryturze.

            To właśnie z panią Prod został Syriusz, kiedy Angelos poszedł do pracy, a Helena i Lucy udały się sfinalizować ostatnie transakcje przed powrotem na wyspy.

- Jak to możliwe, że mieszkają państwo w Chinach? - spytał gospodyni.

            Lysana spojrzała na niego spod ciężkich powiek. Wyjęła różdżkę i za jej pomocą wezwała kolejne filiżanki z herbatą.

- Wiesz my z mężem mamy już swoje lata - zaczęła swą opowieść - mieszkaliśmy długo na wyspach. Mąż pochodzi z Didsbury z resztą nasz syn dalej tam mieszka razem z żoną Elsie. Widzisz syn długo był charłakiem. No może nie był nim, ale nawet najprostsze zaklęcia były ponad jego siły. Dopiero jakieś kilka lat temu dzięki kursowi Wmigurok udało mu się coś tam osiągnąć. Mieliśmy też drugie dziecko... - powiedziała i głos jej zamarł - mieliśmy, aż do lata. Atak na Londyn mówi ci to coś?
- Nie - odparł zgodnie z prawdą Black.
- Grupka śmierciożerców wpadła na Pokątną - tłumaczyła płaczliwym głosem pani Prod - demolowali wystawy... zabijali... przechodniów, sprzedawców... każdego... kto... - po każdym słowie nie mogła wypowiedzieć następnego, łkała - się im... nawinął... Nasza biedna... Kelly... była tam z mężem... - powiedziała i wybuchła -płaczem.

            Więcej nie musiała już mówić. Syriusz domyślił się, że Kelly Yronwood wraz z mężem byli wtedy na Pokątnej i natknęli się na sługusów Voldemorta. Nie byli ani pierwszymi, ani ostatnimi ofiarami tej wojny, lecz na pewno to od ich śmierci zaczął się ponowny terror czarnoksiężników.

            Black nie wiedział jak pocieszyć kobietę. Patrzył przez chwilę bezradnie jak ta zanosi się płaczem i nie wiedział co zrobić. Jego nienawiść do Czarnego Pana narastała z każdą wylaną przez staruszkę łzą. Żaden rodzic nie powinien widzieć śmierci swojego dziecka... To właśnie powiedział kobiecie, kiedy do domu wróciły Helena z siostrą.

- Coś jej zrobił?! - warknęła starsza.
- Nic.
- Expelliarmus - powiedziała spokojnie Lucy.

            Zaklęcie rozbroiło Syriusza. Jego siła była tak duża, że Black przefrunął cały pokój i uderzył boleśnie plecami w ścianę. Huk przerwał łkanie pani Prod. Spojrzała na rozgrywającą się wokół scenę i otworzyła ze zdziwieniem usta.

- Nie - powiedziała cicho.
- CO JEJ ZROBIŁEŚ? - ryknęła ze wszystkich sił w płucach Yronwood.
- Nic - odpowiedział ponownie zgodnie z prawdą Syriusz.
- On mówi prawdę - potwierdziła Lysana.

            Siostry spojrzały zdziwione na babcię. Nie wiedziały co o tym sądzić. Czyżby zapomniały, że mogła tak zareagować na wspomnienie śmierci ich rodziców.

- Rozmawialiśmy o waszej rodzinie i pani Lysana wspomniała o Ataku na Londyn - wyjaśnił Syriusz.
- Mama i tata - wydukała Helena.
 - Przepraszam - rzuciła krótko Lucy.

            Kobieta podała Syriuszowi różdżkę i opuściła zawstydzona głowę w stronę podłogi. Jej siostra rzuciła się w tym czasie staruszce na szyję i ściskała ją dopóki ta się nie uspokoiła.

- Myślałam, że jako znany zbieg nie jesteś taki łatwy do rozbrojenia... - powiedziała nonszalancko Helena.
- Z pięknymi damami nie mam zwyczaju się pojedynkować - przerwał jej Black.
- ... a to już drugi raz kiedy jesteś rozbrojony tego dnia - zakończyła jakby nikt jej nie przerywał i zmrużyła uroczo oczy.

            Dopiero teraz Syriusz zauważył jak długie i czarne miała rzęsy. Zupełnie jak mugolskie dziewczęta, które stosują te wszystkie kosmetyki na poprawę urody w sztuczny sposób. Mężczyzna poczuł jak lekko czerwienią się mu poliki.

- Kiedy wraca panna do Anglii? - spytał chcąc zmienić temat.
- Za trzy dni, ale nie podróżujemy prosto do Brytanii.
- Rozumiem.
- Znany zbieg i pozorant własnej śmierci chce z nami podróżować?
- Tak.
- Pomyślimy czy zasłużysz... - zakończyła tajemniczo.

            Do tej pory Syriusz zasłużył na pozostanie do tego czasu w mieszkania państwa Prod. Pomagał w tym czasie Lysanie wykonywać różne domowe prace. Chwilami czuł się zupełnie jakby znowu był przy Grimmauld Place w Londynie. Brakowało mu wtedy tylko młodego Pottera i jego przyjaciół. Życie na Śródmieściu chińskiego miasta czarodziei płynęło swoim tempem. Życie nie dostarczało tu żadnych "mocnych wrażeń", a przynajmniej tak myślał Syriusz do dnia swojego wylotu. Helena z siostrą czasem wybierały się wieczorami na imprezy do miasta, przez trzy noce pod jednym dachem z nimi Black nauczył się, iż zwykle starsza siostra wraca wtedy solidnie podpita, a jej humor zależy od tego czy poznała jakiegoś "miłego tubylca" - jak określały poznanych w tym stanie miejscowych - czy też nie. Lucy jako zamężna kobieta nie pozwalała sobie na tak wiele, ale ostatniej nocy wróciła do domu o wiele później i była zbyt rozchełstana jak na zwykłe tańce... Black nie uczestniczył w tych wypadach. Nie miał na to ani pieniędzy ani stroju ani chęci.

            Ostatniego dnia pobytu w Chéngshì xiàngdǎo Syriusz obudził się wczesnym rankiem. Był strasznie niewyspany, ale też bardzo szczęśliwy, dlatego że wreszcie miał opuścić to miejsce i przybliżyć się w stronę Anglii. W nocy chyba wybuchły jakieś zamieszki, gdyż chwilę po północy do domu wróciły siostry. Poza tym wcześniej słychać było sporo różnych huków i eksplozji. Rankiem przy śniadaniu Helena wytłumaczyła mu co się stało:

- Nadrzeczanie balowali w "Złotym Smoku" to jest w Nowym Mieście - powiedziała tłumiąc ziewnięcie - było ich z 50 jak nie więcej. Kilku było z dziewczynami albo żonami. Było tam też sporo typowych mieszkańców tamtej dzielni... - tłumaczyła.
- Mugolaków - wpadł jej w słowo Black.
- Tak - potwierdziła Yronwood - tych było dwa razy więcej. Alko lało się strumieniami, a do tego było pełno kobiet, które mogłyby się bardziej ubrać - objaśniła drobiazgowo całą sytuację - w takich sytuacjach wystarczy drobiazg. Jedną Chinkę z Nadrzecza klepnął w tyłek mugolak. Doszło do małego... spięcia między jej mężem, a tym typem. Kilka klątw poleciało w obie strony. Do zabawy włączyli się kumple obu typów. Mugolaków było ponad dwa razy więcej, więc dość szybko zmusili Nadrzeczan do wycofania się, ale wtedy upokorzyli tych, którzy w tym mieście upokorzenia nie wybaczają. Wrócili z kumplami.
- I tak wybuchły walki - skwitował Łapa.
- SMPP nie interweniowały, bo groziło to eskalacją zamieszek - opowiadała Helena - zamiast tego otoczyli jakąś barierą całą dzielnicę. Wewnątrz wszyscy niezamieszani pochowali się po piwnicach.

            W tej chwili do kuchni weszła Lucy. Miała wory pod oczami i przekrwione oczy. Ona też chciała jeszcze pospać. W dłoni trzymała gazetę.

- Rozmawiacie o nocy? - spytała robiąc sobie kawę - w gazecie macie bilans - powiedziała im sprowadzając za pomocą magii chleb i kilka innych rzeczy z lodówki.

            Helena chwyciła gazetę i zlustrowała kilka pierwszych stron. Według Syriusza nie musiałaby tego robić, ponieważ już na tytułowej stronie znajdowało się duże zdjęcie kilkudziesięciu czarodziei miotających w siebie klątwami. Część ubrana była w kominiarki, a część miała pozakładane na głowy kaptury swoich peleryn. Tylko nie wielka grupa nie miała nakryć głowy. Ci w kapturach skojarzyli się Blackowi - mimowolnie - z poplecznikami Voldemorta.

- W kominiarkach Nadrzeczanie - wyjaśniła mu Blueford - Accio kawa - przywołała gotową kawę na stół.

            Wtem gdzieś na zewnątrz rozległ się jakiś hałas. Kobiecy głos krzyczał coś w niebogłosy, ale nikt chyba na to nie reagował, gdyż niewiasta darła się dalej.

- Co tam piszą? - spytał Łapa Heleny, nie mogąc słychać już tych wrzasków.
- Jeden martwy nowomieszczanin - odparła - do tego dwudziestu trzech rannych. Po stronie nacjonalistów dwudziestu sześciu rannych. Czworo gapiów ucierpiało.
- 53 rannych i jeden martwy! - zdumiał się Black - w Anglii nawet podczas wojny takie statystyki robiły piorunujące wrażenie, a co dopiero gdyby zdarzyło się to podczas pijackich burd....

            Nie dokończył tej myśli, bo Lucy zatkała mu usta dłonią. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Do krzyków kobiety dołączyły kolejne głosy. Mnóstwo głosów. Black nie rozumiał o czym mówią lub wrzeszczą, ale widać było, że kobiety coś tam kumają.

- Zaraz będzie awantura - powiedziała Helena.

            Faktycznie, nim Syriusz zapytał o co chodzi drzwi do mieszkania otworzyły się z głośnym trzaskiem. Weszło przez nie troje mężczyzn w kominiarkach. Każdy trzymał w dłoni różdżkę gotową do ataku. Powiedzieli coś po chińsku, ale on nic nie zrozumiał. Helena wstała i zaczęła coś im tłumaczyć żywo przy tym gestykulując.

            Syriusz stwierdził w myślach, że w tej chwili wygląda nawet piękniej niż w poprzednich dniach. Ubrana była w niebieskie, obcisłe jeansy i krótką, odsłaniającą brzuch bokserkę w barwie sinego różu. Miała niesamowicie zgrabny tyłek.

- Nie gap się tak - ofuknęła go cicho Lucy.
- Przepraszam - odszepnął Łapa.

            W tym czasie obiekt jego fantazji w dalszym ciągu dyskutował z Nadrzeczanami. Mężczyźni wydawali się Łapie odrobinę spokojniejszymi niż byli przed wejściem tu. Mimo tego, w pewnym momencie Yronwood krzyknęła coś na jednego z nich i usiadła przy stole załamując ręce. Wtedy dwóch z nich rozbiegło się po pokojach przeszukując dom.
- Szukają przeciwników z wczoraj - wytłumaczyła siostrze i Blackowi.
            Po chwili dwóch zamaskowanych Chińczyków wróciło do kuchni. Zaraportowali coś swojemu szefowi. Ten podszedł do Heleny, położył jej dłoń na ramieniu i coś tam powiedział. Ona odpowiedziała i wyszedł.

- Co...? - zaczął Black, ale Lucy mu przerwała.
- Nikogo nie znaleźli, przeprosił za zamieszanie. Dobrze, że rodzicie wyszli.
- Jak tylko wrócą wylatujemy - oświadczyła Helena - bierzemy ich na jakiś czas z nami. Ja polecę z nimi prosto do Anglii, a ty z nim załatwisz resztę spraw.