Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

niedziela, 13 października 2013

35. "Czerwona lokomotywa"



Rozdział 35
"Czerwona lokomotywa"
                        Czas spędzany przez Syriusza z rodziną Weasley, Harrym i całą gromadą gości Zakonu Feniksa mijał szybko. Zbyt szybko. Z każdym kolejnym dniem Black stawał sie coraz bardziej markotny i niechętny do pogawędek. Siedział wtedy zwykle zasępiony lub karmił hipogryfa, na jednym z wyższych poziomów domu.

- Syriuszu wszystko ok? - spytała go któregoś dnia Tonks.
- Tak - odparł i przyjrzał się kuzynce.

            Tego dnia była ubrana w wytarte, niebieskie jeansy i biała bluzkę. Włosy miała koloru ciemny- blond i sięgały jej aż za łopatki. grzywka niesfornie opadała jej na oczy, przez co, co chwile ją poprawiała.
- Zrób coś z tym - zwrócił jej uwagę Łapa.

            Tonks nadęła twarz i po chwili jej grzywka skróciła się, tak że czubki włosów dosięgały jej teraz tylko trochę ponad brwi. Kobieta uśmiechnęła się, spojrzała na kuzyna i rzekła:

- Teraz ty zrób coś z sobą.
- Gdyby to było takie łatwe.
- Słuchaj, wiem że to jest dla ciebie diabelnie trudne, ale tak się nie da...
- Co ty nie powiesz? - przerwał jej ironicznie brunet.
- Musisz coś z tym zrobić!
- Tylko co?

            Na to pytanie nikt nie potrafił mu odpowiedzieć. 

            Wszyscy domownicy zauważyli już, że wraz z końcem września dobry humor Syriusza, prawdopodobnie pryśnie na zawsze, a przynajmniej do następnych wakacji. Harry próbował dotrzymywać mu towarzystwa, ale nie było to takie proste jak się wydaje. 

            Black unikał siostrzeńca. Uznał, że w ten sposób nie będzie mu tak brakowało krewniaka kiedy ten uda się do szkoły. Oszukiwał w ten sposób siebie. Minęło kilka dni, że nie tędy droga i że w ten sposób odbiera im czas, którego nigdy nie mieli dla siebie. Musiał przyznać się przed samym sobą do porażki. 

- Syriuszu - zagaił do niego Lupin, przed ostatniego dnia sierpnia - uważam, że powinieneś coś ze sobą zrobić.
- Błyskotliwa myśl Lunatyku.
- Może zacznij ćwiczyć.
- Co ćwiczyć?
- No wiesz jest taki mugolski wynalazek, tylko jak on się zwał... Nie pamiętam. W każdym razie... Jak by to? Ach tak. Jak mugole skończą go używać mają więcej siły i mięśni.

            Chodzi mu o siłownię - uzmysłowił sobie Black. Syriusz w przeszłości korzystał nie raz z tych mugolskich technik żeby mieć lepszą sylwetkę i większe branie u uczennic Hogwartu, a jeszcze potem wśród dorosłych czarownic, chociaż prawdę mówiąc zawsze wolał uczennice. Były bardziej nieśmiałe, niewinne i podatne na jego urok. Oczywiście po opuszczeniu Azkabanu nie mógł umówić się na żadna randkę z dziewczętami z angielskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa, gdyż byłoby to co najmniej niesmaczne. Dodatkowo nie chciał robić konkurencji chrześniakowi.

- Mam chodzić na siłownię? - spytał przyjaciela, kiedy już wrócił myślami na ziemię.
- No.
- Będę mógł opuszczać ten dom?
- No wiesz... Nie jest to takie łatwe. Chciałbym ci pomóc Łapo, ale... Niepotrzebnie podsuwałem ci ten pomysł.

            Oboje pogrążyli się w ponurym milczeniu. Po pewnym czasie Łapa ściągnął do pomieszczenia, w którym byli za pomocą magii dwie butelki wina. Opróżnili je równie szybko jak się pojawiły.

- Co robicie? - zapytało coś rudego.
- Szukamy zajęcia na jesień dla Łapy - wyjaśnił Remus.
- Och, no to może pomogę? - zaproponowała Ginny.

            Syriusz przyjrzał się najmłodszemu dziecku Artura i Molly. Miała potargane rude włosy i nadal żywe - mimo późnej godziny - oczy. Ubrana była w ciepłą, pomarańczową piżamę.

- Jak chcesz - stwierdził mimowolnie Syriusz - a masz jakiś pomysł?
- Jeszcze nie.
- No właśnie. Chcesz wina? - zapytał Black, pod wpływem głupiej myśli, że córka rygorystycznie cnotliwej Molly Weasley spróbuje pierwszy raz alkoholu z jego ręki.
- Czy to dobry pomysł? - wtrącił Lupin.
- Daj spokój - ofuknął go Syriusz - to jak?
- Mogę spróbować.
- Świetnie.

            Podniósł w górę różdżkę. Mruknął "accio kielich" i zaraz do pokoju przyleciał duży, złoty kielich do wina, z wygrawerowanym herbem rody Syriusza. Nalał dziewczynie pół kielicha i  podał go jej, mówiąc grzecznie "proszę".

            Ginewra upiła łapczywie kilka łyków. Boi się matki - pomyślał rozbawiony Łapa. Twarz dziewczynki wykrzywiła się kiedy skończyła pić. Twarz tkwiła chwilę w niemym grymasie, po czym Ginny wzięła kilka głębszych wdechów i zdawała się powrócić do normy.

- Jak się czujesz? - spytał radośnie Łapa.
- Nie jest źle - odparła - chociaż wydawało mi się, że to będzie słodsze.
- Jest wiele rodzajów wina.
- No tak.
- Te było, akurat wytrawne. Dobrej marki, pochodziło z Chorwacji. Byłaś tam kiedyś?
- Nie - odparła zawstydzona panna Weasley. 

- To mały kraj. Bardzo ciepły - opowiadał Syriusz - jest tam bardzo ciepło. Idealne miejsce na wakacje. Zapamiętaj to. Kiedy już będziesz dorosła, będziesz mogła wybrać się tam z mężem. - powiedział, a Ginny zarumieniła się. Syriusz taktownie udał, że tego nie widzi. - Mimo tego Chorwacja to bardzo górzysty teren - mówił dalej - mają świetnie rozwiniętą linię brzegową i aż chce się iść na te ich nadmorskie plaże. Można tam trafić na fantastyczne imprezy - rozmarzył się Black.

- Byłeś tam?
- Dwa razy - odpowiedział - raz kiedy wykonywałem misję dla Zakonu i raz zaraz po ukończeniu piątej klasy naszej kochanej szkoły. Wybraliśmy się tam z Jamesem. Musieliśmy sie wyszaleć i inne takie. Poznaliśmy tam kilkoro ciekawych ludzi...
- W tym nie magicznych, śródziemnomorskich piękności - wtrącił Lupin.
- Chciałabym tam kiedyś się wybrać.
- Po wojnie zabiorę tam was - zapewnił Black.
- Nas? - zdziwiła się ruda.
- Harry' ego, ciebie, Remusa i innych.

            Ginny nieznacznie zaczerwieniła się na policzkach, kiedy wymówił imię Pottera. Syriusz zauważył to, ale ponownie nie powiedział nic na ten temat.

- Lepiej już idź. Inaczej Molly nas wszystkich wyśle na księżyc, albo i dalej.

            Syriusz z Lupinem pozostali w pokoju jeszcze przez chwilę. Po czym sami udali się do swoich sypialni. Kiedy byli na schodach, prowadzących na drugie piętro Lupin odezwał się:

- Nie wiesz czy Tonks ma dziś dyżur?
- Nie, a co?
- Tak tylko myślę...
- Czy nie dobrać się do mojej kuzynki?
- To nie tak - zaprotestował gwałtownie Remus, stając na schodach.
- Co jest?
- Nie nic. Tak sie tylko zastanawiam po co rozmawiałeś z Ginny o tej całej Chorwacji?
- Dla picu. No, ale nie zmieniaj mi tu tematu. Co z tobą i Nimfadorą?
- Nie lubi tego imienia - rzekł wilkołak.
- Juz nie bądź taki rycerski.
- Nie jestem.
- Więc?
- No dobrze nam się razem gada.
- Tylko żeby wam potem nie wyszły z tego małe zmienno- nose odludki.
- Przestań - powiedział Remus i poszedł do swojej sypialni.

            Rankiem Black znów czuł się nostalgicznie. Było mu coraz bliżej pogrążenia się w depresji. Wiedział, że czas kiedy opuszczą go dzieciaki i w związku z tym małżeństwo rudowłosych zbliża się nieubłaganie. Zostaną mu tylko Lupin i stary, obrzydliwy skrzat - Stworek.

            Syriusz nienawidził Stworka, odkąd pamiętał. Skrzat był symbolem uciemiężenia jakiego młody Syriusz doznał w tym domu ze strony swojej zwariowanej i zbzikowanej na punkcie czystości krwi rodziny.

            Niechętnie wstał z łóżka i odsłonił okno. Krajobraz za nim nie różnił się niczym od innych letnich dni. Rzadka mgła unosiła się na pustym palcem przed sąsiednimi budynkami. Słońce nieśmiało wychodziło zza chmur, a ulice pokrywały kałuże - pamiątki po nocnym deszczu. 

            Black odczuwał dużą chęć wyskoczenia przez okno i zmienienia się w psa. Pobiegał by trochę po londyńskich ulicach. Poszczekał na mugoli, może przegonił kilka kotów i wrócił, wyhasany do domu.

            Tylko czy to miejsce na prawdę mógł nazwać domem? Nigdy nie czuł się tu jak w budynku, który można by nazwać domem. W młodości był to raczej zakład poprawczy dla niezgadzających się ideologicznie z rodzicami dzieci. Potem mieszkał z rodziną Jamesa, aż wreszcie za pieniądze trzymane ze spadku po zmarłym wuju, kupił sobie małe mieszkanie.         Dom rodziców Pottera mógł spokojnie nazwać domem. Zawsze czuł się tam bezpiecznie i odczuwał, że mieszkańcy chcą by z nimi przebywał. Uzmysłowił sobie, że podobnie jest w przypadku syna Jamesa i budynku mugolskich krewnych, w którym chłopak mieszkał przez długie jedenaście lat. Kolejna łącząca ich rzecz. Oboje byli niechciani i nietolerowani przez ludzi, z którymi mieszkali przez większość życia.

- Śniadanie - odezwał się głos za drzwiami.

            Ubrał sie szybko w sięgające do kolan czarne spodenki i bluzkę w takim samym kolorze. Zszedł powoli do jadalni.

            W środku była już rodzina Weasley' ów, Hermiona Granger i Harry. Siedzieli przy dużym, drewnianym stole. Jedli jajecznice i jeszcze ciepłe bułeczki. 

- Witajcie - powiedział i usiadł miedzy Hermioną, a Fredem.

            Zjadł jedną bułkę z jakąś wędliną i nie czuł się już głodny. Kiedy skończył zmagania z pieczywem do pomieszczenia weszła do Tonks, a po kilkudziesięciu sekundach dołączył i Lupin.

            Tonks wyglądała na zadowoloną z życia, wprost promieniowała i zarażała radością wszystkich wokół. Wszystkich poza swoim kuzynem. Ten przyjrzał się znajomemu wilkołakowi i ocenił, że spędził on pracowicie noc.  Włosy miał potargane, pod oczami wory i ogólnie wyglądał na zmęczonego.

- Remusie wszystko dobrze? - spytała Molly.
- taaaak - powiedział mężczyzna ziewając.

            Cały dzień minął im na szykowaniu dzieci na wyjazd do szkoły. Zdaniem pani Weasley wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Kobieta własnoręcznie sprawdziła czy młodzież ma spakowane wszystkie potrzebne rzeczy. Przy okazji skonfiskowała bliźniakom kilka gadżetów, które chcieli testować na młodszych uczniach w Hogwarcie.

            Syriusz musiał przyznać- przed samym sobą - że chłopaki mają dobre pomysły i są bardzo kreatywni. Zasłużeni nosili nieoficjalne tytuły największych kawalarzy wśród magicznej, brytyjskiej młodzieży. Sam zastanawiał się kto by wygrał, gdyby bliźniacy zaczęli konkurować z Huncwotami w płataniu figli. Oczywiście było to nie możliwe. James nie żył. Peter był ohydnym zdrajcom i zasługiwał na śmierć, w najlepszym wypadku. Syriusz musiał się ukrywać, a Lupin? On był wilkołakiem, walczącym z odradzającym się ruchem czarnoksiężników w Anglii. W związku z tym pewnie to bliźniacy wygrali by pojedynek.

            Na wieczornym mini- posiedzeniu Zakonu Feniksa, w którym brali udział Artur, Molly, Remus, Tonks, Syriusz, Dumbeldore i - ku niezadowoleniu mieszkańców domu matki Syriusza - profesor Snape. Łapa wysunął  pewną śmiałą propozycję.

- Chcę towarzyszyć chrześniakowi w drodze na pociąg - powiedział stanowczo.
- Syriuszu wciąż jesteś poszukiwanym mordercom - wypaliła bez zastanowienia Molly.
- Nie jestem żadnym przestępcą!
- Och - speszyła się kobieta - no tak.
- Chcesz opuścić swoje ciepłe gniazdko Black? A jak się skaleczysz? - kpił Snape.
- Zaraz ciebie skaleczę - warknął Black.
- Sądzę, że Syriusz może iść na King's Cross pod postacią psa - zawyrokował Albus.
- Tak. Tak. - zawtórowali mu Łapa i Lunatyk.
- Więc postanowione.

            Resztę czasu omawiali najdrobniejsze szczegóły operacji "Czerwona lokomotywa" jak ją roboczo nazwali. Syriusz żywo uczestniczył w dyskusji, ucieszony wizją opuszczenia tego miejsca na kilka godzin.

            Rankiem oznajmili młodzieży, że Łapa będzie uczestniczył w eskortowaniu ich na dworzec. Wszyscy - poza Potterem ucieszyli sie z tego powodu. Młody Harry bal sie - jak wyznał - że ktoś rozpozna Syriusza i ten znów trafi do Azkabanu. Nie jednego wzruszyła by taka reakcja, ale nie Syriusza. ten powiedział tylko, że Harry nie przypomina aż tak swojego ojca jak myślał do tej pory. W końcu wytłumaczono Potterowi, że nie ma się czego bać i wyruszyli na pociąg.

            Syriusz jeszcze w domu zmienił się  w wielkiego, czarnego psa i w postaci tej miał pozostać aż do końca operacji "Czerwona lokomotywa". Całą drogę był u boku chrześniaka. Hasał radośnie u jego boku i merdał ogonem. 

            Na dworzec dotarli bez przeszkód i tak samo przekroczyli magiczną barierkę między peronami 9 i 10.  Zapakowali bez przeszkód dzieci do pociągu. Ron i Hermiona mieli siedzieć w wagonie dla perfektów, jako że mieli nimi zostać od tego roku szkolnego. Harry miał znaleźć sobie przedział w jakimś miłym towarzystwie. Syriusz na jego miejscu wybrał by pełny dziewczyn, które mógłby podrywać, chociaż z drugiej strony nikt nigdy nawet nie myślał żeby jego najlepszego przyjaciela zrobić prefektem. 

            W miedzy czasie jakiś chłopak pochwalił Pottera, że ma fajnego psa. Syriusz poczuł się tym bardzo uradowany. Ktoś go wreszcie docenił. Stanął na tylnych łapach by pożegnać chłopca z blizną, za co został natychmiastowo skarcony przez Molly.

            Kiedy expres Londyn- Hogsmeade odjechał czarny pies biegł za nim aż do końca peronu, wywołując salwy śmiechu wśród uczniów, wiszących na oknach i żegnających rodziców i młodsze rodzeństwo.

- Czyś ty resztki rozumu postradał - skarciła go ponownie Weasley, która ukucnęła przy psie - zachowywać się tak na oczach Malfoya?
- Hau! Hau!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz