Rozdział 32
"Misja: Wybraniec"
Na
walnym zebraniu zakonu ustalono, że Harry zostanie przetransportowany do
siedziby głównej. Głównym problemem było to jak tego dokonać. Koncepcję były rozmaite od użycia proszku
fiu, aż po lot na smoku - opcja dorzucona żartobliwie przez Syriusza po tym jak
Snape zaproponował użycie - nielegalnych w Wielkiej Brytanii - latających dywanów. Członkowie tajnej
organizacji bite kilka godzin zmuszali sie do wymyślenia rozmaitych nieraz
karkołomnych pomysłów. Bardzo szybko odpadły pomysły a użycie proszka fiu,
teleportacji, świstoklika i innych środków transportu będących pod kontrolą
ministerstwa. Ostatecznie zdecydowano się przetransportować Pottera w
tradycyjny sposób - lotem na miotle. W misję, mimo wielkich chęci Blacka
wyruszyli Moody, Remus, Tonks, Kingsley, Elfias Doge, Emelina Vance i Hestia
Jones.
W
okolicach popołudnia przednia straż Pottera wyruszyła po niego. Syriusz czuł
sie wyjątkowo podle nie mogąc polecieć po swojego chrześniaka. Czuł swoisty
wstyd i złość na wszystkie ważniejsze osoby w Zakonie. Ile dałby gdyby dali mu
możliwość wyruszenia na misję? To wie tylko on. Tęsknił z całej duszy do
czasów, kiedy mógł wykonywać zlecenia dla Dumbeldore na całym świecie. Tęsknił do najlepszych lat swojego życia.
Oczekiwanie
na powrót członków Zakonu z Harrym ciągle sie przeciągało. W kwaterze głównej
znajdowali się akurat Syriusz, Lupin i pani Weasley. Wszyscy troje byli
pochłonięci oczekiwaniem. Poza członkami organizacji były tam tez dzieci Molly i
ich przyjaciółka Hermiona Granger. Również młode pokolenia czekało z
niecierpliwością na przylot - ich przyjaciela. Młodzież wiedziała, że Harry ma
przybyć wkrótce, lecz kiedy to nastąpi nikt ich nie poinformował.
- Cieki mnie czy lecą przez Azje lub Amerykę?
- powiedział po jakimś czasie Lupin.
- Nie - zaprotestowała Molly - przecież
mogliby sie przeziębić od tych chłodów nad biegunami.
Na
ostatnie uwagi Molly za równo Syriusz jak i Remus pozwolili sobie nie
odpowiedzieć. Ich jedyną reakcją był pobłażliwy uśmieszek.
W
między czasie rozpocząć się miało kolejne posiedzenia Zakonu, mające na celu
dopięcie na ostatni guzik planu transportu Pottera, zakwaterowania go i
przedostanie się z nim na przesłuchanie do najważniejszego magicznego budynku w
Anglii.
Wreszcie
wieczorem na placu przed domem, który Syriusz odziedziczył po rodzicach zjawiło
sie kilkoro postaci. Syriusz widział je z okna na piętrze - dokąd wyszedł z
posiedzenia, wściekły z powodu przedłużenia jego pobytu w tym - przeklętym przez niego - domu, na kolejne dni
Opcje były dwie: albo przyszli po nich śmierciożercy albo przyprowadzono do
nich Pottera. Łapa cieszył się niebywale na spotkanie z chrześniakiem, ale i
odczuwał niepokój o jego przyszły los. Po chwili postacie podeszły do drzwi
wejściowych na GRIMMAULD PLACE 12. Syriusz szybko
zszedł na parter.
Po kolejnej
chwili rozległ sie cichy syk i zapłonęły staroświeckie lampy gazowe, wiszące na
ścianie - na korytarzu prowadzącym do wejścia. Teraz Syriusz został wyprzedzony przez panią
Weasley, która pragnęła jako pierwsza powiać najbliższego przyjaciela swojego
syna.
- Och, Harry, jak się cieszę, że cię widzę! - szepnęła,
chwytając go w objęcia tak mocno, że żebra mu zatrzeszczały, po czym odsunęła
go od siebie na odległość wyciągniętych ramion i przyjrzała mu się uważnie.
-
Wyglądasz mizernie. Trzeba cię będzie dokarmić, ale, niestety, na kolację
będziesz musiał trochę poczekać.
Zwróciła się do stojącej za Harrym grupy czarodziejów i
wyszeptała z naciskiem:
- Dopiero co przybył, posiedzenie już się zaczęło.
- Dopiero co przybył, posiedzenie już się zaczęło.
Rozległy się stłumione okrzyki podniecenia i wszyscy
ruszyli ku drzwiom, z których dopiero co wyszła pani Weasley. Harry chciał tam
wejść za Lupinem, ale pani Weasley go zatrzymała.
- Nie, Harry, w posiedzeniu mogą wziąć udział wyłącznie członkowie Zakonu. Ron i Hermiona są na górze, możesz tam z nimi poczekać, aż zebranie się skończy i zrobimy kolację. I nie podnoś głosu w przedpokoju, dobrze? - dodała szeptem.
- Dlaczego?
- Bo możesz coś obudzić.
- Co?...
- Później ci wyjaśnię, musimy się spieszyć, powinnam już być na zebraniu... Pokażę ci tylko, gdzie będziesz spał.
Pani
Weasley wzięła bruneta pod rękę i zaprowadziła go na piętro nim Black zdołał
się przywitać z synem swojego najlepszego przyjaciela. Wobec tego Syriuszowi nie pozostało nic
innego, jak tylko wrócić na zebranie i podyskutować o planie, ewentualnie
podrażnić Severusa Snape.
- Wrócili - przemówił głośno, po przekroczeniu progu sali
posiedzeń.
- Mogłeś się wreszcie na coś przydać Black - zadrwił Snape - ale
my już o tym wiemy. Znowu dałeś się wyprzedzić innym.
- Jak to? - spytał zszokowany Syriusz.
- Straż weszła do sali przed tobą - odparła Tonks.
- Spóźniony jak zwykle - dorzucił Snape.
- Jeszcze słowo, a pożałujesz! - ryknął Black.
- Czego?
- Że się urodziłeś smarku!
Urażony
obelgami Snape wstał z krzesła, które zajmował i wycelował różdżkę w oponenta.
Był cały blady jak kreda. Jego wargi zwęziły się, a oczy stały obojętne na wszystko
poza odwiecznym wrogiem.
Syriusz
tryumfował - doprowadził Snape'a - do furii. Jednak z powodu obecności
dyrektora Hogwartu, Severus nie mógł nic mu zrobić. Zbieg nie cieszył się ze
swojej bezkarności, tylko z doprowadzenia do takiego gniewu wroga. Mógł z nim
walczyć w każdej chwili. Nawet teraz. Może wtedy zobaczą, że jest zdolny do
walki i działania, a nie tylko i wyłącznie do sprzątania kwatery.
- Wystarczy panowie - wtrącił Alastor Moody.
Reszta
rozmowy przebiegała już z niejako nieobecnym duchowo Łapą. Po kilkudziesięciu
minutach zebranie dobiegło końca. Większość gromady opuściła kwaterę, ale byli
i tacy co zostali na kolację. Molly udała się wezwać młodych na kolację, a
raczej przygotowania do niej. Wszystko starała się uczynić tak tylko jak tylko
się dało, jednak Tonks, której zgrabność ruchów przypominała nieraz słonia w
składzie porcelany, potrąciła stojak na parasole, a ten runął z hałasem na
podłogę - co obudziło portret matki Syriusza.
- Szumowiny! Męty!
Nędzne, plugawe kreatury! Wynocha stąd, bękarty, mutanty, potwory! Jak śmiecie
plugawić dom moich ojców... - wył portret.
Wobec coraz
to nowej fali gróźb i obelg wydawanych przez portret Łapa nie potrafił przejść
obojętnie. Dodatkowo popędzany chęcią ujrzenia chrześniaka wkroczył do
przedpokoju.
- Zamknij się, stara
wiedźmo! Zamknij się, ale już! - ryknął, chwytając za zasłony.
Staruszka
pobladła.
- Tyyyy! - zawyła, wytrzeszczając dziko oczy. - Ty zdrajco, ty szkarado, hańbo mego łona!
- Powiedziałem... ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknął mężczyzna.
Jeszcze raz szarpnął z całej siły zasłonę, Lupin, który zjawił się niewiadomo skąd, pociągnął drugą i w końcu udało im się je zaciągnąć. Wrzaski umilkły, a w mrocznym przedpokoju zapadła głucha cisza.
Syriusz odgarnął z czoła długie czarne włosy, odwrócił się i spojrzał na chrześniaka, dysząc lekko. Czuł się ogromnie zawstydzony przez zachowanie portretu, ale nie okazał tego.
- Witaj, Harry - powiedział ponuro. - Widzę, że już poznałeś moją matkę.
- Twoją...
- Tak, moją milutką starą mamuśkę - rzekł Syriusz. - Przez cały miesiąc próbowaliśmy ją ściągnąć ze ściany, ale chyba musiała użyć Zaklęcia Trwałego Przylepca. No, schodźcie szybko, zanim znowu się obudzą.
- Ale co tutaj robi portret twojej matki? - zapytał zdumiony Harry, kiedy przeszli przez drzwi w przedpokoju i zaczęli schodzić po wąskich kamiennych schodkach.
- Nikt ci jeszcze nie powiedział? To dom moich rodziców - odrzekł Syriusz. - Ale jestem ostatni z rodu Blacków, więc teraz należy do mnie. Zaoferowałem go Dumbledore’owi na Kwaterę Główną... Chyba jedyna pożyteczna rzecz, jaką mogłem zrobić.
- Tak, moją milutką starą mamuśkę - rzekł Syriusz. - Przez cały miesiąc próbowaliśmy ją ściągnąć ze ściany, ale chyba musiała użyć Zaklęcia Trwałego Przylepca. No, schodźcie szybko, zanim znowu się obudzą.
- Ale co tutaj robi portret twojej matki? - zapytał zdumiony Harry, kiedy przeszli przez drzwi w przedpokoju i zaczęli schodzić po wąskich kamiennych schodkach.
- Nikt ci jeszcze nie powiedział? To dom moich rodziców - odrzekł Syriusz. - Ale jestem ostatni z rodu Blacków, więc teraz należy do mnie. Zaoferowałem go Dumbledore’owi na Kwaterę Główną... Chyba jedyna pożyteczna rzecz, jaką mogłem zrobić.
Syriusz
zauważył, że twarz Pottera zdradzała niezadowolenie z powodu w jaki został
powitany. Miał tylko nadzieje, że chłopak się nie obrazi i, że dostrzeże iż
Black tak jak i on przez całe wakacje był więźniem znienawidzonego przez siebie
domu, do które pragnął już nigdy nie wracać.
Zszedł z
chrześniakiem po schodkach, a potem przekroczył próg drzwi wiodących do
podziemnej kuchni.
Była to piwnica ze ścianami z grubo ciosanych kamiennych bloków, odrobinę mniej ponura niż hol, oświetlona blaskiem ognia płonącego na wielkim palenisku. W powietrzu zalegały kłęby dymu, przez który ledwo było widać żelazne garnki i patelnie zwisające z ciemnego sklepienia. Stłoczono tu mnóstwo krzeseł, zapewne na posiedzenie, a pośrodku stał długi stół, zawalony zwojami pergaminu, pucharami, pustymi butelkami po winie i kupą jakichś szmat. Przy końcu stołu pan Weasley i jego najstarszy syn Bill rozmawiali cicho, pochylając ku sobie głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz