Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

sobota, 27 kwietnia 2013

26. Reaktywacja konspiracji



Rozdział 26
Reaktywacja konspiracji

                Kilkanaście minut po opuszczenie pomieszczenia przez całe towarzystwo Łapa nadal leżał zwinięty w kłębek na zimnej szpitalnej posadce. Układał sobie w głowie wszystko to co zaszło w ostatnim czasie. Jego dawny kumpel Glizdogon znowu popełnił morderstwo. Tym razem, jednak dopuścił się o wiele gorszego aktu zła niż morderstwo - popełniając wiele rozmaitych zbrodni - pomógł odzyskać ciało i pełną sprawność fizyczną najpotężniejszemu czarnoksiężnikowi w dziejach. Czarnoksiężnik ten z pewnością popełni jeszcze wiele różnorakich zbrodni na całej ludności, nie tylko tej magiczno- brytyjskiej, ale i na ludziach żyjących poza światem magii jak i w innych krajach. Harry ponownie przeżył ogromne niebezpieczeństwo, wyszedł niepokonany z potyczki z Voldemortem i jest wciąż żywy. To z pewnością największy sukces ostatnich miesięcy.
                Wokół łóżka chłopaka z blizną w kształcie błyskawicy zaczęli ponownie gromadzić się członkowie rodziny Weasley. Molly i Bill stali tuż obok Harry'ego i o czymś zawzięcie szeptali. Niestety nie dane było usłyszeć Syriuszowi o czym tak dyskutują,  gdyż za drzwiami słychać było jeszcze większy gwar i bardziej ożywione głosy.
- To głos Knota - wyszeptała  Molly - a to Minerwy McGonagall, prawda? o co oni się kłócą?
                Drzwi do skrzydła szpitalnego otworzyły się z hukiem. Bill instynktownie zasunął parawan wokół łóżka Pottera. Przez sale juz szli w ich kierunku minister magii - Korneliusz Knot - oraz profesorowie Snape i McGonagall.
- Gdzie jest Dumbledore? - ryknął Knot do pani Weasley
- Nie ma go tutaj - odparła ze złością - To skrzydło szpitalne, Ministrze, nie sądzi pan, że lepiej by było, gdyby...-
Ale wtedy drzwi znowu się otworzyły i tym razem do sali wparował Dumbledore.
- Co się stało? - zapytał ostro, spoglądając to na Knota, to na profesor McGonagall - Dlaczego im przeszkadzacie? Minerwo, zaskakujesz mnie... miałaś pilnować...
- Już nie potrzeba go pilnować, Dumbledore! - zawołała - Pan Minister nam to załatwił!
                McGonagall była wyraźnie oburzony tym w jaki sposób minister załatwił sprawę szpiega Voldemorta. Na jej policzki pani profesor wystąpiły czerwone rumieńce, ręce zacisnęła w pięści; wprost trzęsła się ze złości.
- Kiedy powiedzieliśmy panu Knotowi, że złapaliśmy sprawcę dzisiejszych wydarzeń - powiedział cicho Snape - wydaje się, że uznał on, że jego własna osoba jest w niebezpieczeństwie. Uparł się, żeby w zamku towarzyszył mu dementor. Przyprowadził go do gabinetu, gdzie...
- Mówiłam mu, że nigdy byś się nie zgodził, Dumbledore! - przerwała profesor McGonagall - Mówiłam, że nigdy byś nie pozwolił dementorom postawić stopy w zamku, ale...
- Ależ moja droga! - ryknął Knot - Jako Minister Magii, decyzja, czy chcę mieć ze sobą ochronę przesłuchując potencjalnie niebezpiecznego...
                Krzyk profesor McGonagall zupełnie zagłuszył słowa Knota.
- Kiedy to... to coś weszło do pokoju - wrzasnęła, wskazując na Knota, trzęsąc się od stóp do głów - to pochyliło się nad Crouchem i... i...
                Kiedy nauczycielka szukała słów by opisać to jak dementor wyssał swym okropnym pocałunkiem duszę przestępcy, czarny pies wyłączył się ze słuchania całej tej opowieści. Bez zeznań śmierciożercy nie mogą przedstawić twardych dowodów na powrót sił zła do pełni mocy. Nie mogą też oczyścić jego - to jest Syriusza Blacka - z zarzutów o popełnienie zbrodni, których nie dokonał. Oprzytomniał dopiero kiedy wściekły do granic możliwości Knot rzucił na szafkę nocną obok łóżka .  Pottera sakiewkę zawierającą główną nagrodę za zwycięstwo w turnieju - 1000 galeonów.
Następnie minister wcisnął swój melonik na głowę i wyszedł z sali, zatrzaskując za sobą drzwi. Gdy tylko zniknął, Dumbledore zwrócił się do grupki otaczającej łóżko Harry'ego.
- Mamy jeszcze dużo do zrobienia - powiedział - Molly... mam rację, że mogę liczyć na ciebie i Artura?
- Oczywiście, że możesz - odparła pani Weasley. Była blada jak ściana, ale mówiła spokojnie - On wie, jaki jest Knot. To przywiązanie Artura do Mugoli przez tyle lat nie pozwalało mu na awans w Ministerstwie. Knot uważa, że to uwłacza dumie czarodzieja.
- W takim razie muszę wysłać do niego wiadomość - powiedział Dumbledore - Wszyscy, których możemy przekonać, jaka jest prawda, muszą zostać natychmiast powiadomieni, a Artur ma mnóstwo świetnych kontaktów z tymi, którzy nie są tak krótkowzroczni, jak Korneliusz.
- Pójdę do taty - wtrącił Bill, wstając - Zaraz.
- Świetnie - powiedział Dumbledore - Powiedz mu, co się stało. Powiedz, że skontaktuję się z nim jak najszybciej. Ale będzie musiał być dyskretny. Jeżeli Knot dowie się, że mieszam się do spraw Ministerstwa...
- Proszę zostawić to mnie - stwierdził Bill.
                Po tych słowach pożegnał się ze zgromadzonymi i wyszedł tymi  samymi drzwiami przez, które wyszedł przed chwilą Knot.
- Minerwo - Dumbledore zwrócił się teraz do profesor McGonagall - chcę widzieć Hagrida w moim gabinecie tak szybko, jak to możliwe. Oraz... jeśli tylko zechce się pojawić... Madame Maxime.
Profesor McGongall kiwnęła głową i wyszła bez słowa.
- Poppy -  powiedział Dumbledore do pani Pomfrey - byłabyś tak miła i zeszła do gabinetu profesora Moody'ego, gdzie, jak sądzę, znajdziesz skrzata domowego, prawdopodobnie w głębokiej rozpaczy? Zrób dla niej, co tylko możesz i zabierz ją do kuchni. Myślę, że Zgredek tam się nią zajmie.
                Szkolna pielęgniarka natychmiast się zgodziła i opuściła skrzydło szpitalne.
- Teraz  - powiedział Dumbeldore - nadszedł czas, żeby dwoje z nas wreszcie się poznało. Syriuszu... gdybyś mógł powrócić do swojej zwykłej postaci.
                Olbrzymi czarny pies spojrzał na Dumbledore i po chwili zmienił się w mężczyznę.
                Pani Weasley krzyknęła i odskoczyła od łóżka.
- Syriusz Black! - wrzasnęła, wskazując na niego
- Mamo, zamknij się! - zawołał Ron - Wszystko w porządku!
Snape nie krzyknął, ani nie odskoczył, ale wyraz jego twarzy był mieszaniną wściekłości i strachu.
- On! - warknął, patrząc na Syriusza, na którego twarzy gościła równa niechęć - Co on tu robi?
- Jest tutaj na moje zaproszenie - powiedział Dumbledore, patrząc między nimi - tak samo jak ty, Severusie. Ufam wam obu. Czas odłożyć na bok dawne różnice i zaufać sobie.
                Syriusz i Snape nie odpowiedzieli, tylko świdrowali się pełnym odrazy wzrokiem. Black czuł ogromna chęć zemszczenia się na tym wyrzutku z czasów szkolnych, który teraz mianuje się ulubieńcem dyrektora i wyżywa na Bogu dycha winnych uczniach, chroniąc przy tym synów i córki popleczników Voldemorta. Palce aż go swędziały żeby chwycić za różdżkę i pozbawić tego oślizłego gada ostatniego tchnienia powietrza.
- Podacie sobie dłonie - ciągnął Dumbledore, teraz z nutą niecierpliwości w głosie - Jesteście teraz po tej samej stronie. Nie mamy wiele czasu, a jeśli tych kilkoro z nas, którzy znają prawdę nie zjednoczy się teraz, nie ma dla nas nadziei.
                Bardzo wolno, ciągle spoglądając na siebie, jakby życzyli sobie jedynie ciężkiej choroby, Syriusz i Snape ruszyli do przodu i uścisnęli sobie dłonie. Puścili się niezwykle szybko.
- Na razie to wystarczy - powiedział Dumbledore, znowu stając między nimi - Teraz mam zadanie dla was obu. Stosunek Knota, choć nie nieoczkiwany, zmienia wszystko. Syriuszu, musisz natychmiast wyruszyć. Zawiadom Remusa Lupina, Arabellę Figg, Mundungusa Fletchera... całą starą paczkę. Zostań na trochę u Lupina, skontaktuję się tam z tobą.
- Ale... - zaczął Harry.
- Spotkamy się już niedługo, Harry - odwrócił się do niego Syriusz - Obiecuję ci. Ale muszę zrobić, co tylko w mojej mocy, rozumiesz to, prawda?
- Taak... - odparł Harry - No jasne, że tak...
                Syriusz skinął głową do Dumbledore'a, zmienił się znowu w czarnego psa i przebiegł przez pokój do drzwi, które otworzył naciskając łapą na klamkę. Wybiegł ze skrzydła szpitalnego, a niedługo później również z zamku. Pędził przez szkolne błonia. Jednym susem przebiegł przez otwartą bramę za tereny Hogwartu. Kiedy dobiegł w pobliże jakiegoś zagajnika, zmienił się w człowieka i teleportował z cichym pyknięciem.
                Na początek postanowił odwiedzić zakonników z pobliskiej wsi - Hogsmeade. Zjawiając się w Hogsmeade poszedł prosto do "Gospody pod świńskim łbem". Zapukał kilka razy mocno w drzwi. Poczekał chwilę i usłyszał kroki po drugiej stronie. Kolejna chwila i drzwi otworzył stary, siwy czarodziej, wyglądem przypominający dyrektora Hogwartu.
- Aberforth? - spytał nie pewnie Syriusz.
- Zależy kto pyta o tak niecodziennej porze - odparł starzec.                                            
- Przysyła mnie profesor Dumbeldore - odpowiedział Syriusz.
- Co takiego mój drogi brat ma mi do zakomunikowania, że przysyła tu gońca zamiast przyjść osobiście? - spytał pobłażliwie, z nutką ironii w głosie Aberforth.
- Może wejdziemy? - zaproponował Black.
- Wyczuwam większą aferę - oznajmił Dumbeldore - wejdź synu.
                Syriusz wszedł za Aberforth'em do wnętrza gospody. W środku była równie obskurna wewnątrz, co na zewnątrz. Podłoga pokryta była grubą warstwą kurzu, meble i bar miały tylko trochę mniej kurzu.
- Napijesz się czegoś? - spytał gospodarz.
- Nie, zaraz muszę ruszyć dalej.
- To mów co masz do przekazania - zachęcił Dumbeldore.
- Sam- wiesz- kto powrócił... - zaczął Syriusz.
- to nie możliwe! - przeraził się gospodarz.
- Niestety to prawdziwe - stwierdził Black - omal nie zabił Harry'ego Pottera. Jego poplecznicy już wiedzą o jego powrocie i znowu przyłączyli się do niego.
- Co wobec tego planuje mój brat?
- Reaktywację Zakonu Feniksa - wyjaśnił Syriusz.
- Dlaczego ministerstwo nie może się tym zająć?
- Ponieważ Knot nie przyjmuje do wiadomości tego, że Voldemort mógł powrócić. Jest przeciwny ogłaszaniu tego publicznie i sądzę, że będzie utrudniał nam głoszenie prawdy.
- W takim razie, musimy działać szybko i precyzyjnie - zawyrokował Dumbeldore.
- Czyli powraca pan w szeregi zakonu?
- Tak, dopóki jest szansa żeby pokonać go nim dorwie się do władzy, to trzeba działać!
- Dziękujemy. Wkrótce poinformujemy pana o pierwszym spotkaniu - rzekł Syriusz -  a teraz muszę już poinformować pozostałych. Do widzenia  panu - pożegnał się.
                Nim Aberforth zdążył cokolwiek odrzec Łapa już opuścił lokal i teleportował się dalej. Następnie odwiedził Sturigsa Podemore'a, Elfiasa Doge'a i Arabelę Figg, którzy również łatwo dali się namówić na ponowne wstąpienie do Zakonu Feniksa. Poza tym dość szybko uwierzyli w powrót Voldemorta.
                Z uwagi na coraz późniejszą porę Syriusz zdecydował się najpierw odwiedzić Remusa Lupina i przenocować u niego, a dopiero potem poszukać Mundungusa Fletchera.
                Skrajnie wymęczony, po licznych teleportacjach, pojawił się w pobliżu domu Lupina. Nie miał zbyt wiele siły by iść. Na szczęście był czarodziejem. Wyczarował sobie laskę, na której mógł sie podeprzeć i w ten sposób podreptał do drzwi.
                Niewielki domek Lupina znajdował się na kompletnym odludziu, w pobliżu był tylko gęsty las, pola i łąka. Sam dom, był 2 poziomy, chociaż Syriusz pamiętał, że w jednym z pokoi znajdowało się tajne przejście do niewielkiej piwnicy. Budynek- mimo iż zbudowany z cegieł - od zewnątrz pokryty był drewnem, co dawało efekt jakby cały został wykonany z drewna. Symetrycznie pośrodku ściany znajdowały się drzwi wejściowe. Na bok od nich były okna, solidne, drewniane, nieco zniszczone, z framugami pokrytymi zeschniętą białą farbą. Szyby natomiast zostały przez kogoś uszkodzone, gdyż z daleka widać było zadrapania na nich.
                Syriusz dokuśtykał do drzwi i zapukał w nie kołatką.  Musiał powtórzyć tę czynność kilka razy, gdyż nikt nie odpowiadał i nie słyszał żadnych odgłosów świadczących, że ktoś znajduje się w domu. Kiedy po kolejnym zapukaniu nadal nikt nie odpowiedział Syriusz rozejrzał sie po niebie, chcąc się upewnić, że nie trafił akurat na pełnię. Kiedy to zrobił i chciał zapukać kolejny raz, drzwi otworzyły się i zjawił sie w nich Lupin we własnej osobie.
- Witaj Syriuszu - przywitał się - może wejdziesz?
- Czołem Lunatyku - odparł Black - z chęcią wejdę.
                Lupin zaprowadził przyjaciela do małego saloniku i zapalił kandelabr żeby więcej widzieć. Salon urządzony był praktycznie, nie posiadał żadnych niepotrzebnych mebli czy innych przyrządów. W nowym świetle zdawał się być bardziej żółty niż pomarańczowy - bo taki wydał się kolor ścian Syriuszowi kiedy tu wszedł.
- Co cię sprowadza? - spytał Lupin, gdy usiedli na starej, nieco wytartej kanapie.
- Voldemort wrócił - odpowiedział ponuro Black.
- Jak to możliwe?!
                Syriusz powtórzył to co sam wcześniej usłyszał od chrześniaka i co wywnioskował z tej opowieści wraz z profesorem Dumbeldore. Z każdą chwilą opowieści twarz Remusa stawała się coraz bardziej blada, a ż do momentu kiedy Łapa zakończył swą opowieść - wtedy był biały na twarzy tak jakby ktoś wymalował go białą kredą.
- Albus chce stworzyć ponownie zakon? - spytał Lupin, po chwili milczenia.
- Dokładnie tak.
- Więc wracam - zawyrokował Remus - a ty do rana nigdzie się stąd nie ruszasz.
- Właściwie miałem zamiar pozostać tu przez kilka dni...

25. Wyjaśnienia tryumfatora

To już 25 rozdział tego opowiadania, mimo że ostatnio kolejne dodaję nieregularnie i w sposób kompletnie nie planowany. Piszę wtedy gdy mam:
a) czas
b) wenę.
Z uwagi na to nie wiem ile jeszcze rozdziałów napiszę, chociaż zamierzam kontynuować tą historię co najmniej do czasu zakończenia historii wg. p.Rowling. Im późniejszy okres tym większa mam swobodę w pisaniu, także myślę, iż rozdziały będą stawać się coraz ciekawsze i Was nie zanudzę, mimo iż w ogóle nie komentujecie mojego opowiadania. No ale może niedługo się to zmieni? ;)
To tyle tytułem wstępu od autora.


Rozdział 25
Wyjaśnienia tryumfatora

            Syriusz czekał właśnie pod domem gajowego. Był już zmęczony długim wyczekiwaniem na jakieś wieści. Gdzieś z dala dosłyszał wiwaty, hałasy i krzyki - najczęściej radosne. Wywnioskował, więc że odbywa się właśnie ostatnie zadanie turnieju. I znów targnęły nim obawy o przyszłość Harry'ego i o to jak zakończy się turniej. Myślał czy Harry zakończy zmagania cały i zdrowy czy - tej myśli starał się nie dopuścić do świadomości - coś mu się stanie.
            Rozmyślenia Blacka przerwał cichy tupot. Coś jakby ktoś biegł w jego stronę. Syriusz zapominając, że jest psem rzucił się za narożnik ściany. Kroki stawały się coraz bliższe...
- A tutaj jesteś - rozległ się znajomy głos.
            Syriusz próbował coś odpowiedzieć, ale jak pies mógł co najwyżej zaszczekać. Rozpoznał w starszej kobiecie Minerwę McGonagall - nauczycielkę transmutacji w tutejszej szkole.
- Eee.... - profesor wyraźnie nie wiedziała jak zacząć - dyrektor kazał ci przekazać żebyś poszedł go jego gabinetu ze mną - powiedziała po chwili namysłu - rozumiesz?
            Czarny pies odpowiedział skinieniem głową.
- Ruszajmy - oznajmiła pani profesor.
            Szybkim krokiem opuściła pobliże chatki Hagrida i poszła w kierunku zamku. Łapa truchtał za nią, wesoło merdając ogonem. Nie był świadomy tragedii jaka się właśnie wydarzyła.
- Waruj - zatrzymała go nagle McGonagall - eee... nie możesz tam iść taki szczęśliwy - oznajmiła z grobową miną.
            Syriusz zrozumiał, że stało się coś nie dobrego. Może nawet ktoś zginął w ostatnim zadaniu. Momentalnie opuścił ogon i od tej pory po prostu podążał za nauczycielką transmutacji. Dalsza droga upłynęła im w ponurym milczeniu i grobowej ciszy.
            Kiedy przekroczyli szkolne wrota nie zauważyli żadnych śladów życia w zamku. Nawet duchów, które zwykle były wszechobecne, tym razem nie było ani śladu. Profesor McGonagall zaprowadziła psa do samego gabinetu Dumbeldore'a. Następnie nakazała mu pozostać tu do czasu, aż nie przybędzie tu dyrektor i niczego nie zniszczyć.
            Nim Syriusz zdążył pozbierać, chaotycznie biegające w umyśle myśli, do gabinetu weszły dwie nowe postacie. Black przyjrzał im się w bladym świetle świec, stojących na biurku. Młodszy był brunetem o zielonych oczach i bliźnie w kształcie błyskawicy na czole. Na widok jego postrzępionej szaty i licznych śladów krwi na całej powierzchni ciała Syriusz przeraził się.
                Jego twarz była tak blada i mizerna jak wtedy, gdy uciekł z Azkabanu, w jednej chwili przeskoczył przez pokój do Harry'ego - Harry, wszystko w porządku? Wiedziałem... wiedziałem, że coś takiego... co się stało?
Ręce mu drżały, kiedy gestem zaprosił Harry'ego do zajęcia miejsca przed biurkiem Dumbledore'a.
- Co się stało? - zapytał, bardziej nachalnie.
                Starszy, wysoki mężczyzna o długiej siwej brodzie i takich samych włosach zaczął opowiadać o zdarzeniach jakie rozegrały się w ostatnim turniejowym zadaniu. Opowiadał o tym jak człowiek podający się za nauczyciela był szpiegiem, bliskim współpracownikiem Voldemorta.
                Dumbledore zamilkł. Siedział za swoim biurkiem, naprzeciwko Harry'ego. Przyglądał się mu, ale Syriusz zauważył, że  Harry unikał jego wzroku. Za pewne nie chce teraz jeszcze raz opowiadać o tym co zaszło.
- Muszę wiedzieć, co stało się po tym, jak dotknąłeś pucharu w tym labiryncie, Harry - powiedział Dumbledore.
- Nie możemy zostawić tego do rana, Dumbledore? - zapytał natychmiast Syriusz. Położył dłoń na ramieniu Harrego - Pozwól mu się przespać. Odpocząć.
                Bardzo niechętnie Harry podniósł głowę i spojrzał w te niebieskie oczy.
- Gdybym wiedział, że mogę ci pomóc, - powiedział delikatnie - pogrążając cię w magicznym śnie i pozwalając odwlec moment, w którym będziesz musiał pomyśleć o tym, co się dzisiaj zdarzyło, na pewno bym to zrobił. Ale wiem lepiej. Stłumienie bólu na chwilę spowoduje, że będzie on jeszcze silniejszy, kiedy wreszcie go poczujesz. Okazałeś odwagę większą niż kiedykolwiek się po tobie spodziewałem. Proszę cię, byś okazał ją jeszcze raz. Opowiedz nam, co się stało.
                Harry zaczął opowiadać  o wydarzeniach mimionej nocy.  O tym jak szpieg Voldemorta zaczarował puchar tak, że po dotknięciu go Harry i drugi z reprezentantów Hogwartu - Cedrik Diggory - przenieśli się na cmentarz, na którym pochowana rodziców Czarnego Pana. Jak Peter Petigrew zabił Cedrika, jak przywrócił ciało swojemu panu. Jak wezwali dawnych sprzymierzeńców. I na koniec opowiedział o pojedynku swoim i Lorda Voldemorta.  Powtórzył wszystko, co pamiętał z przemowy Voldemorta do swoich sług. Potem opowiedział, jak Voldemort go rozwiązał, zwrócił mu jego różdżkę i przygotował się do pojedynku.
- Zmusił mnie imperiusem bym się mu pokłonił. Potem zaczął rzucać we mnie avadami, a ja chroniłem się za nagrobkami. Śmiał sie z tego, że nie chce walczyć z nim, tylko się chowam - opowiadał Harry - ale nie wiedziałem jakim sposobem mam z nim wygrać. Postanowiłem, mimo wszystko rozbroić go i jakoś uciec... - w tym momencie Harry nie wiedział co powiedzieć dalej - nasze czary zderzyły się. Złote światło połączyło nasze różdżki. I wtedy... - tu Harry urwał nie wiedząc co powiedzieć dalej.
                Kiedy to wypowiedział zapadła cisza. Dopiero kilka sekund, a może minut później Syriusz przerwał ciszę:
- Połączenie różdżek? - zapytał, przenosząc wzrok z Harrego na Dumbledore - Ale dlaczego?
- Priori Incantantem - mruknął dyrektor.
- Efekt odwróconego zaklęcia ? - zapytał ostro Syriusz
- w rzeczy samej - powiedział Dumbledore - Różdżki Harrego i Voldemorta mają tę samą zawartość. Każda z nich ma w sobie pióro z ogona tego samego feniksa. Tego feniksa, mówiąc dokładniej - dodał, wskazując na czerwono-złotego ptaka siedzącego spokojnie na kolanie Harry'ego.
- Pióro w mojej różdżce pochodzi z ogona Fawkesa? - zapytał zdumiony Harry
- Tak - potwierdził Dumbledore - Pan Ollivander napisał do mnie jak tylko kupiłeś drugą różdżkę, jak tylko wyszedłeś z jego sklepu cztery lata temu.
- a więc co się dzieje, kiedy różdżka spotka swoją siostrę? - zapytał Syriusz
- Nie będą właściwie działać przeciwko sobie - powiedział Dumbledore - Ale jeśli ich właściciele zmuszą je do bitwy... zachodzi bardzo rzadki efekt. Jedna z różdżek zmusi drugą do przypomnienia zaklęć, które wykonała... w odwrotnej kolejności. Najpierw te najbliższe... potem wcześniejsze...
Spojrzał ciekawie na Harry'ego, który kiwnął głową.
- Co oznacza, - ciągnął wolno Dumbledore, wpatrując się w twarz Harry'ego - że jakaś forma Cedrika musiała się pojawić.
Harry znowu kiwnął głową.
- Diggory powrócił do życia? - zapytał ostro Syriusz
- Żadne zaklęcie nie może obudzić zmarłego - powiedział ciężko Dumbledore - Jedyne, co powstało, to rodzaj echa. Cień żyjącego Cedrika musiał wydostać się z różdżki... zgadza się, Harry?
- Odezwał się do mnie - powiedział Harry. Nagle znowu się trząsł - Ten... ten duch Cedrika, albo cokolwiek to było, odezwał się do mnie.
- Echo, - poprawił Dumbledore - które miało wygląd i charakter Cedrika. Zgaduję, że inne podobne twory pojawiły się po nim... poprzednie ofiary Voldemorta...
- Stary człowiek - powiedział Harry, ciągle ze ściśniętym gardłem - Berta Jorkins. I...
- Twoi rodzice? - zapytał cicho Dumbledore
- Tak.
                Black zacisnął mocniej dłoń na ramieniu Harry'ego.
- Ostatnie morderstwa, które popełniła różdżka. - kiwnął głową Dumbledore - w odwrotnym porządku. Pojawiłoby się więcej, oczywiście, gdybyś utrzymał połączenie. Bardzo dobrze, Harry, te echa, te cienie... co zrobiły?
                Harry opisał, jak postacie, które wydostały się z różdżki stały na skraju złotej sieci, jak Voldemort zdawał się ich bać, jak cień ojca Harry'ego powiedział mu, co ma zrobić, jak Cedrik wreszcie wyraził swoje ostatnie życzenie.
                W tym momencie Harry nie mógł już kontynuować. Spojrzał na Syriusza i zobaczył, że ten ukrył twarz w dłoniach. Dumbeldore wygłosił przemowę o męstwie Pottera i dał mu butelkę z eliksirem na sen. Poprosił również Łapę żeby pozostał przy chłopaku, dopóki ten się nie obudzi.
                Syriusz zmienił się znowu w wielkiego, czarnego psa i wyszedł za Harrym i Dumbledore'em z gabinetu. Kiedy weszli do skrzydła szpitalnego zobaczyli tłum ludzi, którzy od razy otoczyli Pottera. Pani Weasley wydała coś w rodzaju stłumionego okrzyku - Harry! Och, Harry!
                Podbiegła do niego, ale Dumbledore stanął między nimi.
- Molly, - powiedział, podnosząc dłoń - proszę, wysłuchaj mnie. Harry przeszedł dzisiaj przez koszmar. Właśnie wszystko mi opowiedział. Teraz potrzebuje tylko snu, ciszy i spokoju. Jeżeli zechce, żebyście z nim zostali, - dodał, zerkając na Rona, Hermionę i Billa - możecie to zrobić. Ale nie chcę, żebyście zadawali mu jakiekolwiek pytania, dopóki sam nie będzie gotów na nie odpowiedzieć, a z pewnością nie dziś wieczorem.
                Pani Weasley kiwnęła głową. Była bardzo blada.
Odwróciła się do Rona, Hermiony i Billa, jakby byli oni bardzo nieznośni, i syknęła - Słyszeliście? On potrzebuje ciszy!
- Dyrektorze, - zaczęła Madam Pomfrey, spoglądając na wielkiego czarnego psa, który był Syriuszem - mogę zapytać, co...?
- Ten pies zostanie z Harrym przez pewien czas - odpowiedział Dumbledore - Zapewniam cię, jest niezwykle dobrze wytresowany. Harry... poczekam, aż pójdziesz do łóżka.

czwartek, 25 kwietnia 2013

24. Tajemnica



Rozdział 24
Tajemnica

            Od powrotu Blacka w okolice Hogwartu minęło kilka miesięcy. Minęła zima, wiosna też miała się już ku końcowi. Harry Potter radził sobie w miarę znośnie z kolejnymi zadaniami turnieju, w którym uczestniczył. Obiektywnie patrząc Harry poradził sobie lepiej niż mógł sobie to ktokolwiek wyobrazić - ale Syriusz przystosowany był do nadzwyczajnych osiągnięć ojca Harry'ego. Nie to, że Syriusz miał zastrzeżenia do postawy chrześniaka, odczuwał dumę z jego osiągnieć, jednakże troska połączona ze strachem i pamięcią o dawnych wyczynach Huncwotów sprawiały, że sam często myślał jak  on - poradziłby sobie z tymi przeszkodami.
            Często doskwierała mu samotność. Harry chciał odwiedzać chrzestnego jak najczęściej odkąd dowiedział się o kryjówce zbiega, ale ten nie chcąc ryzykować więcej niż to konieczne zabronił Potterowi wymykać sie do niego. Wobec tego chłopak ograniczył się do wysyłania paczek z żywnością.
            Na nieszczęście Blacka rok szkolny miał się wkrótce zakończyć. Oznaczało to, że Harry po raz kolejny powróci do domu swoich krewnych, którzy okropnie go traktują. Syriusz rozważał nie raz czy nie pokazać się w okolicach ich trawnika żeby dać im znak, że chłopaka powinni traktować tak jak na to zasługuje człowiek, a nie jak zwykłego śmiecia - bo tak zwykle zachowywali się wobec młodego Pottera.
            Tego dnia Syriusz znów błąkał się po obrzeżach Hogsmeade w celu poszukiwania czegoś co nadawało by się do skonsumowania. Parę dni temu Dumbeldore obiecał zająć się zorganizowaniem stałych dostaw jedzenia dla uciekiniera. Niestety do teraz mu się to udało. Łapa spacerował w swojej psiej formie szukając resztek z czarodziejskich obiadów. Niestety znów nie udało mu się znaleźć cokolwiek.
            Czarny pies - przypominający ponuraka - przybłąkał się do swojej skalnej kryjówki czekała już na niego koperta, opatrzona wąskim, pochyłym pismem. Syriusz natychmiast rozpoznał, że jest to pismo Albusa Dumbeldore - dyrektora Hogwartu. Nie namyślając się długo rozdarł kopertę i przeczytał:

"23.06.1994, Hogwart
Drogi Łapo
Czekaj na mnie jutro przy chatce Hagrida.
Co by się nie działo - nie ujawniaj się!
Hagrid na pewno Cię czymś nakarmi."

            List był krótki i nie wyjaśniał prawie nic, nie zmieniało to faktu, że Syriusz skojarzył ten list z nadchodzącym ostatnim zadaniem Turnieju Trój-magicznego.  Z każdą chwilą w mężczyźnie narastało podekscytowanie.
            Kiedy udało mu się trochę opanować, zobaczył - a raczej nie zobaczył - że nie ma w pobliżu żadnego ptactwa, które byłoby zdolne do zaniesienia odpowiedzi do zamku. Widać dyrektor nie przyjmował odmowy - w tym przypadku. Widocznie zbyt dobrze znał naturę Syriusza.
            Jeszcze przed zmrokiem pies pognał co sił w kierunku chatki gajowego.  Po otarciu upewnił się, że nie śledzi go żaden nie pożądany gość i może w spokoju przyjrzeć sie terytorium szkoły - bez zbyt wielu ciekawskich oczu.
            Przechadzał się powoli wesołym krokiem po błoniach, które tak dobrze znał z lat młodości. Ile razy odbywał tu włóczęgi z wąskim gronem najbliższych przyjaciół - tego nie wie nikt. I teraz po tylu latach przerwy wreszcie mógł się tu znaleźć.
            Wsłuchał sie w ciszę.  Wielka, niczym nie zmącona cisza, wypełniała całą przestrzeń pośród szkolnych murów. Po kilku sekundach Syriusz zdał sobie sprawę, że tak na prawdę coś mąci ciszę. Wydaje dźwięki, nie są one przyjemne dla ucha. To coś płacze. Czyli to nie może być coś - pomyślał Black - to musi być człowiek. Muszę zobaczyć co się stało.
            Jak pomyślał tak zrobił. Starając się zachować możliwie jak najciszej potruchtał w kierunku. Na wielkim głazie pomiędzy nieco zbyt wysoka trawą siedziała skulona dziewczynka. Miała niezbyt wiele lat, Syriusz uznał, że musi mieć co najwyżej 14lat - mógł sie mylić - wokół panowały wprost egipskie ciemności. Z uwagi na zmrok Syriusz nie zauważył zbyt wielu szczegółów w wyglądzie uczennicy. Jedynym o w zasadzie ją wyróżniało były płomienno rude włosy. Po chwili namysłu Black uznał, iż spotkał już wcześniej tą osóbkę. Było to w zeszłym roku, kiedy polował w zamku na pewnego wrednego szczura.
            Dziewczyna siedząc na kamieniu łkała cicho i od czasu do czasu z hałasem wycierała sobie noc w drobna haftowaną chusteczkę. Pomiędzy rozmaitymi - towarzyszącymi łkaniu - odgłosami dało się jednak zrozumieć pojedyncze zdania. I tak Łapa usłyszał:
- To juz jutro... On znowu ryzykuje... Co... Jeśli mu się coś stanie?... Nie... To zbyt... zbyt straszne, nie mogę tak o tym myśleć.... On... Harry - po usłyszeniu tych słów Łapa ożył - on na pewno przeżyje...
            Po tych słowach rudowłosa pogrążyła się w rozpaczliwym niemal płaczu. Syriusz nie chciał sie ujawniać, a chciał jakoś pocieszyć dziewczynę - przy tym uspokoić i samego siebie. Po chwili - podczas której walczył sam z sobą - zdecydował się podejść do młodocianej czarodziejki.
            Pies otarł się o kolana dziewczyny kilka razy. W końcu uczennica zajęła się głaskaniem psa, zapominając o wcześniejszych obawach. Bawili się tak przez kilka minut, po których - ku zdumieniu dziewczyny - pies oparł się na niej i rozkładając przednie łapy, wykonał coś przypominającego jakby uścisk, objecie.


***

            Rano Syriusz obudził się na kamieniu, lecz po dziewczynce nie było już śladu. Jak dobrze, że nadal był psem i nie rozpoznała w nim najmocniej poszukiwanego zbiega w ostatniej dekadzie. Powolnym truchtem znalazł się ponownie przy chatce Hagrida. Olbrzym widocznie jeszcze spał, gdyż wokół panował nieład i bałagan - taki jak Syriusz zapamiętał z lat szkolnych - no cóż gajowy nigdy nie był wzorem schludności.
            Po jakimś czasie Syriusz znużony oczekiwaniem zasnął ponownie. Obudził się, kiedy Słońce było już wysoko ponad linią horyzontu. Sam nie wiedział ile spał.
            Rozejrzał się krótko wokół i zobaczył tam kamienną menażkę - wypełnioną po brzegi psimi ciasteczkami. No wreszcie nie muszę się martwic o żarcie - pomyślał Black. Nie myśląc długo nad kolejnymi krokami pożarł w kilka sekund całą zawartość kamiennego naczynia. Nasycony jedzenie pospacerował trochę po polanie.
            Na spacerach i rozmyślaniach nad celem pobytu w okolicach chatki gajowego mijały Łapie kolejne godziny. Niestety nie udało mu się wymyślić nic sensownego.
            Po południu Hagrid - kiedy Łapa znów spacerował po obrzeżach lasu - przyniósł kolejne 2 porcje jedzenia. Tym razem przypominające z wyglądu jakieś niedopieczone, krwiste mięso. Syriusz poczuł lekkie obrzydzenie na widok potrawy, zapewne własnoręcznie przygotowanej przez gajowego.
            Łapa siedział dalej przy izbie aż do wieczora, kiedy przybiegła po niego profesor McGonagall.