Rozdział 26
Reaktywacja
konspiracji
Kilkanaście minut po opuszczenie
pomieszczenia przez całe towarzystwo Łapa nadal leżał zwinięty w kłębek na zimnej
szpitalnej posadce. Układał sobie w głowie wszystko to co zaszło w ostatnim
czasie. Jego dawny kumpel Glizdogon znowu popełnił morderstwo. Tym razem, jednak
dopuścił się o wiele gorszego aktu zła niż morderstwo - popełniając wiele
rozmaitych zbrodni - pomógł odzyskać ciało i pełną sprawność fizyczną
najpotężniejszemu czarnoksiężnikowi w dziejach. Czarnoksiężnik ten z pewnością
popełni jeszcze wiele różnorakich zbrodni na całej ludności, nie tylko tej
magiczno- brytyjskiej, ale i na ludziach żyjących poza światem magii jak i w
innych krajach. Harry ponownie przeżył ogromne niebezpieczeństwo, wyszedł
niepokonany z potyczki z Voldemortem i jest wciąż żywy. To z pewnością
największy sukces ostatnich miesięcy.
Wokół łóżka chłopaka z blizną w
kształcie błyskawicy zaczęli ponownie gromadzić się członkowie rodziny Weasley.
Molly i Bill stali tuż obok Harry'ego i o czymś zawzięcie szeptali. Niestety
nie dane było usłyszeć Syriuszowi o czym tak dyskutują, gdyż za drzwiami słychać było jeszcze większy
gwar i bardziej ożywione głosy.
- To głos Knota - wyszeptała Molly - a to Minerwy McGonagall, prawda? o co
oni się kłócą?
Drzwi do
skrzydła szpitalnego otworzyły się z hukiem. Bill instynktownie zasunął parawan
wokół łóżka Pottera. Przez sale juz szli w ich kierunku minister magii -
Korneliusz Knot - oraz profesorowie Snape i McGonagall.
- Gdzie jest Dumbledore? - ryknął Knot do pani Weasley
- Nie ma go tutaj - odparła ze złością - To skrzydło szpitalne, Ministrze, nie sądzi pan, że lepiej by było, gdyby...-
Ale wtedy drzwi znowu się otworzyły i tym razem do sali wparował Dumbledore.
- Co się stało? - zapytał ostro, spoglądając to na Knota, to na profesor McGonagall - Dlaczego im przeszkadzacie? Minerwo, zaskakujesz mnie... miałaś pilnować...
- Już nie potrzeba go pilnować, Dumbledore! - zawołała - Pan Minister nam to załatwił!
- Nie ma go tutaj - odparła ze złością - To skrzydło szpitalne, Ministrze, nie sądzi pan, że lepiej by było, gdyby...-
Ale wtedy drzwi znowu się otworzyły i tym razem do sali wparował Dumbledore.
- Co się stało? - zapytał ostro, spoglądając to na Knota, to na profesor McGonagall - Dlaczego im przeszkadzacie? Minerwo, zaskakujesz mnie... miałaś pilnować...
- Już nie potrzeba go pilnować, Dumbledore! - zawołała - Pan Minister nam to załatwił!
McGonagall
była wyraźnie oburzony tym w jaki sposób minister załatwił sprawę szpiega
Voldemorta. Na jej policzki pani profesor wystąpiły czerwone rumieńce, ręce
zacisnęła w pięści; wprost trzęsła się ze złości.
- Kiedy powiedzieliśmy panu Knotowi, że złapaliśmy sprawcę
dzisiejszych wydarzeń - powiedział cicho Snape - wydaje się, że uznał on, że
jego własna osoba jest w niebezpieczeństwie. Uparł się, żeby w zamku
towarzyszył mu dementor. Przyprowadził go do gabinetu, gdzie...
- Mówiłam mu, że nigdy byś się nie zgodził, Dumbledore! - przerwała profesor McGonagall - Mówiłam, że nigdy byś nie pozwolił dementorom postawić stopy w zamku, ale...
- Ależ moja droga! - ryknął Knot - Jako Minister Magii, decyzja, czy chcę mieć ze sobą ochronę przesłuchując potencjalnie niebezpiecznego...
- Mówiłam mu, że nigdy byś się nie zgodził, Dumbledore! - przerwała profesor McGonagall - Mówiłam, że nigdy byś nie pozwolił dementorom postawić stopy w zamku, ale...
- Ależ moja droga! - ryknął Knot - Jako Minister Magii, decyzja, czy chcę mieć ze sobą ochronę przesłuchując potencjalnie niebezpiecznego...
Krzyk
profesor McGonagall zupełnie zagłuszył słowa Knota.
- Kiedy to... to coś weszło do pokoju - wrzasnęła, wskazując na Knota, trzęsąc się od stóp do głów - to pochyliło się nad Crouchem i... i...
- Kiedy to... to coś weszło do pokoju - wrzasnęła, wskazując na Knota, trzęsąc się od stóp do głów - to pochyliło się nad Crouchem i... i...
Kiedy
nauczycielka szukała słów by opisać to jak dementor wyssał swym okropnym
pocałunkiem duszę przestępcy, czarny pies wyłączył się ze słuchania całej tej
opowieści. Bez zeznań śmierciożercy nie mogą przedstawić twardych dowodów na
powrót sił zła do pełni mocy. Nie mogą też oczyścić jego - to jest Syriusza Blacka
- z zarzutów o popełnienie zbrodni, których nie dokonał. Oprzytomniał dopiero
kiedy wściekły do granic możliwości Knot rzucił na szafkę nocną obok łóżka . Pottera sakiewkę zawierającą główną nagrodę za
zwycięstwo w turnieju - 1000 galeonów.
Następnie minister wcisnął swój melonik na głowę i wyszedł z
sali, zatrzaskując za sobą drzwi. Gdy tylko zniknął, Dumbledore zwrócił się do
grupki otaczającej łóżko Harry'ego.
- Mamy jeszcze dużo do zrobienia - powiedział - Molly... mam
rację, że mogę liczyć na ciebie i Artura?
- Oczywiście, że możesz - odparła pani Weasley. Była blada jak ściana, ale mówiła spokojnie - On wie, jaki jest Knot. To przywiązanie Artura do Mugoli przez tyle lat nie pozwalało mu na awans w Ministerstwie. Knot uważa, że to uwłacza dumie czarodzieja.
- W takim razie muszę wysłać do niego wiadomość - powiedział Dumbledore - Wszyscy, których możemy przekonać, jaka jest prawda, muszą zostać natychmiast powiadomieni, a Artur ma mnóstwo świetnych kontaktów z tymi, którzy nie są tak krótkowzroczni, jak Korneliusz.
- Pójdę do taty - wtrącił Bill, wstając - Zaraz.
- Świetnie - powiedział Dumbledore - Powiedz mu, co się stało. Powiedz, że skontaktuję się z nim jak najszybciej. Ale będzie musiał być dyskretny. Jeżeli Knot dowie się, że mieszam się do spraw Ministerstwa...
- Proszę zostawić to mnie - stwierdził Bill.
- Oczywiście, że możesz - odparła pani Weasley. Była blada jak ściana, ale mówiła spokojnie - On wie, jaki jest Knot. To przywiązanie Artura do Mugoli przez tyle lat nie pozwalało mu na awans w Ministerstwie. Knot uważa, że to uwłacza dumie czarodzieja.
- W takim razie muszę wysłać do niego wiadomość - powiedział Dumbledore - Wszyscy, których możemy przekonać, jaka jest prawda, muszą zostać natychmiast powiadomieni, a Artur ma mnóstwo świetnych kontaktów z tymi, którzy nie są tak krótkowzroczni, jak Korneliusz.
- Pójdę do taty - wtrącił Bill, wstając - Zaraz.
- Świetnie - powiedział Dumbledore - Powiedz mu, co się stało. Powiedz, że skontaktuję się z nim jak najszybciej. Ale będzie musiał być dyskretny. Jeżeli Knot dowie się, że mieszam się do spraw Ministerstwa...
- Proszę zostawić to mnie - stwierdził Bill.
Po tych słowach
pożegnał się ze zgromadzonymi i wyszedł tymi samymi drzwiami przez, które wyszedł przed
chwilą Knot.
- Minerwo - Dumbledore zwrócił się teraz do profesor McGonagall
- chcę widzieć Hagrida w moim gabinecie tak szybko, jak to możliwe. Oraz...
jeśli tylko zechce się pojawić... Madame Maxime.
Profesor McGongall kiwnęła głową i wyszła bez słowa.
- Poppy - powiedział Dumbledore do pani Pomfrey - byłabyś tak miła i zeszła do gabinetu profesora Moody'ego, gdzie, jak sądzę, znajdziesz skrzata domowego, prawdopodobnie w głębokiej rozpaczy? Zrób dla niej, co tylko możesz i zabierz ją do kuchni. Myślę, że Zgredek tam się nią zajmie.
Profesor McGongall kiwnęła głową i wyszła bez słowa.
- Poppy - powiedział Dumbledore do pani Pomfrey - byłabyś tak miła i zeszła do gabinetu profesora Moody'ego, gdzie, jak sądzę, znajdziesz skrzata domowego, prawdopodobnie w głębokiej rozpaczy? Zrób dla niej, co tylko możesz i zabierz ją do kuchni. Myślę, że Zgredek tam się nią zajmie.
Szkolna pielęgniarka
natychmiast się zgodziła i opuściła skrzydło szpitalne.
- Teraz - powiedział Dumbeldore
- nadszedł czas, żeby dwoje z nas wreszcie się poznało. Syriuszu... gdybyś mógł
powrócić do swojej zwykłej postaci.
Olbrzymi czarny pies spojrzał na Dumbledore i po chwili zmienił się w mężczyznę.
Pani Weasley krzyknęła i odskoczyła od łóżka.
- Syriusz Black! - wrzasnęła, wskazując na niego
- Mamo, zamknij się! - zawołał Ron - Wszystko w porządku!
Snape nie krzyknął, ani nie odskoczył, ale wyraz jego twarzy był mieszaniną wściekłości i strachu.
- On! - warknął, patrząc na Syriusza, na którego twarzy gościła równa niechęć - Co on tu robi?
- Jest tutaj na moje zaproszenie - powiedział Dumbledore, patrząc między nimi - tak samo jak ty, Severusie. Ufam wam obu. Czas odłożyć na bok dawne różnice i zaufać sobie.
Syriusz i Snape nie odpowiedzieli, tylko świdrowali się pełnym odrazy wzrokiem. Black czuł ogromna chęć zemszczenia się na tym wyrzutku z czasów szkolnych, który teraz mianuje się ulubieńcem dyrektora i wyżywa na Bogu dycha winnych uczniach, chroniąc przy tym synów i córki popleczników Voldemorta. Palce aż go swędziały żeby chwycić za różdżkę i pozbawić tego oślizłego gada ostatniego tchnienia powietrza.
Olbrzymi czarny pies spojrzał na Dumbledore i po chwili zmienił się w mężczyznę.
Pani Weasley krzyknęła i odskoczyła od łóżka.
- Syriusz Black! - wrzasnęła, wskazując na niego
- Mamo, zamknij się! - zawołał Ron - Wszystko w porządku!
Snape nie krzyknął, ani nie odskoczył, ale wyraz jego twarzy był mieszaniną wściekłości i strachu.
- On! - warknął, patrząc na Syriusza, na którego twarzy gościła równa niechęć - Co on tu robi?
- Jest tutaj na moje zaproszenie - powiedział Dumbledore, patrząc między nimi - tak samo jak ty, Severusie. Ufam wam obu. Czas odłożyć na bok dawne różnice i zaufać sobie.
Syriusz i Snape nie odpowiedzieli, tylko świdrowali się pełnym odrazy wzrokiem. Black czuł ogromna chęć zemszczenia się na tym wyrzutku z czasów szkolnych, który teraz mianuje się ulubieńcem dyrektora i wyżywa na Bogu dycha winnych uczniach, chroniąc przy tym synów i córki popleczników Voldemorta. Palce aż go swędziały żeby chwycić za różdżkę i pozbawić tego oślizłego gada ostatniego tchnienia powietrza.
- Podacie sobie dłonie - ciągnął Dumbledore, teraz z nutą
niecierpliwości w głosie - Jesteście teraz po tej samej stronie. Nie mamy wiele
czasu, a jeśli tych kilkoro z nas, którzy znają prawdę nie zjednoczy się teraz,
nie ma dla nas nadziei.
Bardzo
wolno, ciągle spoglądając na siebie, jakby życzyli sobie jedynie ciężkiej
choroby, Syriusz i Snape ruszyli do przodu i uścisnęli sobie dłonie. Puścili
się niezwykle szybko.
- Na razie to wystarczy - powiedział Dumbledore, znowu stając między nimi - Teraz mam zadanie dla was obu. Stosunek Knota, choć nie nieoczkiwany, zmienia wszystko. Syriuszu, musisz natychmiast wyruszyć. Zawiadom Remusa Lupina, Arabellę Figg, Mundungusa Fletchera... całą starą paczkę. Zostań na trochę u Lupina, skontaktuję się tam z tobą.
- Ale... - zaczął Harry.
- Na razie to wystarczy - powiedział Dumbledore, znowu stając między nimi - Teraz mam zadanie dla was obu. Stosunek Knota, choć nie nieoczkiwany, zmienia wszystko. Syriuszu, musisz natychmiast wyruszyć. Zawiadom Remusa Lupina, Arabellę Figg, Mundungusa Fletchera... całą starą paczkę. Zostań na trochę u Lupina, skontaktuję się tam z tobą.
- Ale... - zaczął Harry.
- Spotkamy się już niedługo, Harry - odwrócił się do niego
Syriusz - Obiecuję ci. Ale muszę zrobić, co tylko w mojej mocy, rozumiesz to,
prawda?
- Taak... - odparł Harry - No jasne, że tak...
Syriusz skinął głową do Dumbledore'a, zmienił się znowu w czarnego psa i przebiegł przez pokój do drzwi, które otworzył naciskając łapą na klamkę. Wybiegł ze skrzydła szpitalnego, a niedługo później również z zamku. Pędził przez szkolne błonia. Jednym susem przebiegł przez otwartą bramę za tereny Hogwartu. Kiedy dobiegł w pobliże jakiegoś zagajnika, zmienił się w człowieka i teleportował z cichym pyknięciem.
- Taak... - odparł Harry - No jasne, że tak...
Syriusz skinął głową do Dumbledore'a, zmienił się znowu w czarnego psa i przebiegł przez pokój do drzwi, które otworzył naciskając łapą na klamkę. Wybiegł ze skrzydła szpitalnego, a niedługo później również z zamku. Pędził przez szkolne błonia. Jednym susem przebiegł przez otwartą bramę za tereny Hogwartu. Kiedy dobiegł w pobliże jakiegoś zagajnika, zmienił się w człowieka i teleportował z cichym pyknięciem.
Na początek
postanowił odwiedzić zakonników z pobliskiej wsi - Hogsmeade. Zjawiając się w
Hogsmeade poszedł prosto do "Gospody pod świńskim łbem". Zapukał
kilka razy mocno w drzwi. Poczekał chwilę i usłyszał kroki po drugiej stronie.
Kolejna chwila i drzwi otworzył stary, siwy czarodziej, wyglądem przypominający
dyrektora Hogwartu.
- Aberforth? - spytał nie pewnie Syriusz.
- Zależy kto pyta o tak niecodziennej porze -
odparł starzec.
- Przysyła mnie profesor Dumbeldore - odpowiedział Syriusz.
- Co takiego mój drogi brat ma mi do zakomunikowania, że
przysyła tu gońca zamiast przyjść osobiście? - spytał pobłażliwie, z nutką
ironii w głosie Aberforth.
- Może wejdziemy? - zaproponował Black.
- Wyczuwam większą aferę - oznajmił Dumbeldore - wejdź synu.
Syriusz
wszedł za Aberforth'em do wnętrza gospody. W środku była równie obskurna
wewnątrz, co na zewnątrz. Podłoga pokryta była grubą warstwą kurzu, meble i bar
miały tylko trochę mniej kurzu.
- Napijesz się czegoś? - spytał gospodarz.
- Nie, zaraz muszę ruszyć dalej.
- To mów co masz do przekazania - zachęcił Dumbeldore.
- Sam- wiesz- kto powrócił... - zaczął Syriusz.
- to nie możliwe! - przeraził się gospodarz.
- Niestety to prawdziwe - stwierdził Black - omal nie zabił
Harry'ego Pottera. Jego poplecznicy już wiedzą o jego powrocie i znowu
przyłączyli się do niego.
- Co wobec tego planuje mój brat?
- Reaktywację Zakonu Feniksa - wyjaśnił Syriusz.
- Dlaczego ministerstwo nie może się tym zająć?
- Ponieważ Knot nie przyjmuje do wiadomości tego, że Voldemort
mógł powrócić. Jest przeciwny ogłaszaniu tego publicznie i sądzę, że będzie
utrudniał nam głoszenie prawdy.
- W takim razie, musimy działać szybko i precyzyjnie -
zawyrokował Dumbeldore.
- Czyli powraca pan w szeregi zakonu?
- Tak, dopóki jest szansa żeby pokonać go nim dorwie się do
władzy, to trzeba działać!
- Dziękujemy. Wkrótce poinformujemy pana o pierwszym spotkaniu -
rzekł Syriusz - a teraz muszę już
poinformować pozostałych. Do widzenia
panu - pożegnał się.
Nim
Aberforth zdążył cokolwiek odrzec Łapa już opuścił lokal i teleportował się
dalej. Następnie odwiedził Sturigsa Podemore'a, Elfiasa Doge'a i Arabelę Figg,
którzy również łatwo dali się namówić na ponowne wstąpienie do Zakonu Feniksa.
Poza tym dość szybko uwierzyli w powrót Voldemorta.
Z uwagi na
coraz późniejszą porę Syriusz zdecydował się najpierw odwiedzić Remusa Lupina i
przenocować u niego, a dopiero potem poszukać Mundungusa Fletchera.
Skrajnie
wymęczony, po licznych teleportacjach, pojawił się w pobliżu domu Lupina. Nie
miał zbyt wiele siły by iść. Na szczęście był czarodziejem. Wyczarował sobie
laskę, na której mógł sie podeprzeć i w ten sposób podreptał do drzwi.
Niewielki
domek Lupina znajdował się na kompletnym odludziu, w pobliżu był tylko gęsty
las, pola i łąka. Sam dom, był 2 poziomy, chociaż Syriusz pamiętał, że w jednym
z pokoi znajdowało się tajne przejście do niewielkiej piwnicy. Budynek- mimo iż
zbudowany z cegieł - od zewnątrz pokryty był drewnem, co dawało efekt jakby
cały został wykonany z drewna. Symetrycznie pośrodku ściany znajdowały się
drzwi wejściowe. Na bok od nich były okna, solidne, drewniane, nieco
zniszczone, z framugami pokrytymi zeschniętą białą farbą. Szyby natomiast zostały
przez kogoś uszkodzone, gdyż z daleka widać było zadrapania na nich.
Syriusz
dokuśtykał do drzwi i zapukał w nie kołatką. Musiał powtórzyć tę czynność kilka razy, gdyż
nikt nie odpowiadał i nie słyszał żadnych odgłosów świadczących, że ktoś
znajduje się w domu. Kiedy po kolejnym zapukaniu nadal nikt nie odpowiedział
Syriusz rozejrzał sie po niebie, chcąc się upewnić, że nie trafił akurat na
pełnię. Kiedy to zrobił i chciał zapukać kolejny raz, drzwi otworzyły się i
zjawił sie w nich Lupin we własnej osobie.
- Witaj Syriuszu - przywitał się - może wejdziesz?
- Czołem Lunatyku - odparł Black - z chęcią wejdę.
Lupin
zaprowadził przyjaciela do małego saloniku i zapalił kandelabr żeby więcej
widzieć. Salon urządzony był praktycznie, nie posiadał żadnych niepotrzebnych
mebli czy innych przyrządów. W nowym świetle zdawał się być bardziej żółty niż
pomarańczowy - bo taki wydał się kolor ścian Syriuszowi kiedy tu wszedł.
- Co cię sprowadza? - spytał Lupin, gdy usiedli na starej, nieco
wytartej kanapie.
- Voldemort wrócił - odpowiedział ponuro Black.
- Jak to możliwe?!
Syriusz
powtórzył to co sam wcześniej usłyszał od chrześniaka i co wywnioskował z tej
opowieści wraz z profesorem Dumbeldore. Z każdą chwilą opowieści twarz Remusa
stawała się coraz bardziej blada, a ż do momentu kiedy Łapa zakończył swą
opowieść - wtedy był biały na twarzy tak jakby ktoś wymalował go białą kredą.
- Albus chce stworzyć ponownie zakon? - spytał Lupin, po chwili
milczenia.
- Dokładnie
tak.
- Więc
wracam - zawyrokował Remus - a ty do rana nigdzie się stąd nie ruszasz.
- Właściwie
miałem zamiar pozostać tu przez kilka dni...