Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

czwartek, 28 listopada 2013

37. Zapomniany mag


Rozdział 37
Zapomniany mag

            Syriusz wiedział, że omal nie uniknął złapanie przez szpiclów ministerstwa. Znów był o włos od Azkabanu. Nie cieszyła go ta ucieczka. Miał złudzenie, że Harry zbagatelizuje tę sytuację, ale niestety nie był on w stu procentach jak James. Dla ojca Pottera bez ryzyka nie było zabawy, ale on był rozpieszczonym jedynakiem, któremu brakowało adrenaliny. Natomiast Harry, który wiele wycierpiał nim został uświadomiony o swoich magicznych zdolnościach, teraz pragnął przede wszystkim spokojnego życia, bez żadnych problemów. Na takie jednak będzie miał czas dopiero po wojnie.

            Syriusz zaparzył wodę na herbatę ziołową i przywołał z komórki butelkę whisky. Wypił jednym haustem zawartość szklanki i zalał ziółka wrzątkiem.  Ciepła para z herbaty przyjemnie łaskotała go po brodzie. Nieco uspokoiło to skołatane nerwy Blacka.

***

            W ciągu najbliższych kilku dni mało kto odwiedzał Syriusza. Ciągła samotność drażniła go i sprawiała wrażenie jakby znowu był w więzieniu. Jedynym żywym stworzeniem z jakim mógł się próbować porozumieć był domowy skrzat Stworek.

            Skrzat słynął z dziwnych poglądów i zachowań. No może jego poglądy nie były zbyt dziwne jak na dom, w którym się znajdował. Stworek nie lubił nigdy starszego syna, jego pani.  Cała reszty rodziny była dla niego święta, z wyjątkiem właśnie Syriusza.

            Łapa pamiętał aż za dobrze w co wierzyli jego rodzice.  Według nich świat magii powinien być zamkniętym dla osób urodzonych wśród rodzin nie magicznych.  Czarodzieje powinni być panami świata, rządzić mugolami i innymi magicznymi stworzeniami. Urzędy w ministerstwie powinny być zarezerwowane dla starych magicznych rodów. Syriusz nie zgadzał się z takim postawieniem sprawy. Co prawda w młodości uważał, że magowie powinni wyjść z ukrycia i działać wśród zwyczajnych ludzi, ale po pierwszych zbrodniach Voldemorta odszedł od tego pomysłu. Uznał, że tak jak jest, jest bezpieczniej dla wszystkich, a niewiedza mugoli może im uratować życie. Z mniej znanych postulatów śmierciożerców mógł zgodzić się jeszcze z zwalczaniem homoseksualizmu wśród czarodziejów,  zmiany w Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów i utrzymywanie suwerenności magicznego świata w Anglii względem mugolskiego i innych społeczności magicznych.  Inne kategorycznie odrzucał.

            W chwilach tej samotności Syriusz coraz częściej pił alkohol. Czasem żeby zwalczyć frustrację i rozładować napięcie, czasem z nudów, a czasem żeby szybciej zasnąć i zwalczyć tak wolno płynący czas. Alkohol był dla niego jedyną rzeczą, jaka odróżniała rodzinny dom od więzienia na odległej wyspie.

***

            Wreszcie w listopadzie odwiedziła go Tonks. Była w mokrym płaszczu. Włosy miała potargane i tym razem były w smolistym kolorze - dziwne jak na Andromedę. Zwykle preferowała jaskrawe kolory albo jasne. O wiele bardziej spodziewałby się jej w platynowym blondzie niż w smolistej czerni. Ręce miała odrobinę zadrapnę.

            Zostawiła płaszcz na wieszaku w przed pokoju i zaraz potem, niemal tradycyjnie, przewróciła stojak na parasole. Spowodowało to obudzenie portretu mamy Syriusza, która rozpoczęła swoje niekończące się tyrady. Uspokoiło ją wreszcie dopiero zasłonięcie zasłon wokół portretu przez Syriusza. 

- Co cię sprowadza? - burknął Łapa.
- Ależ ty miły - ofuknęła go kuzynka - jako jedyna przychodzę cię odwiedzić, a ty taki jesteś... - wzburzyła się.
- Już dobra - uciął Black.
- To dobrze - odparła chłodno Tonks, po czym dodała już normalnym tonem - co do twojego pytania, to jestem tu z własnej woli. Chciałam sprawdzić co u ciebie słychać.
- Chodź do kuchni - zaprosił ją Syriusz.

            Wewnątrz pomieszczenia było zdecydowanie za brudno. Gruba warstwa kurzu zdradzała, że Stworek już dawno zapomniał w jakim celu istnieją skrzaty domowe i po co czarodzieje dają im dach i utrzymują przez całe życie.

- Widzę, że nienajlepiej z tobą - zauważyła Nimfadora.
- No wiesz ten brak zadań nie pozwala się na niczym skupić.
- Pogadam z kim trzeba - zaoferowała szczerze Tonks.
- Nie musisz...

            Syriusz wstał i wyjął z lodówki kawał starej kiełbasy, lekko już poczerniałej przy końcówce. Zapytał Tonks czy chce z nim zjeść kolację, ale ta profilaktycznie i grzecznie odmówiła, tłumacząc się dietą.
- Nie rozumiem po co ci dieta.

- Żeby ładniej wyglądać? - spytała sarkastycznie.
- Wydaję mi się, że jesteś metamorfomagiem...
- No tak, ale to nie pozwala mi chudnąć i tyć w sekundę - wyjaśniła Tonks - do tego muszę jeść, ćwiczyć i inne takie, jak normalny człowiek.

            Łapa zajął się swoją kiełbasą i jednym sucharem. Na pierwszy rzut oka widać było, że Zakon zaniedbuje jednego ze swoich najwierniejszych członków. Tonks musi koniecznie zawiadomić o tym Albusa. Może i Black nie powinien być wysyłany na misje, ale ktoś musi go odwiedzać żeby nie odszedł od zmysłów w tym strasznym domu. Dodatkowo nie mogąc wyjść z domu, nie może robić zakupów, a przez to powoli nie ma już co jeść...

- Pisałeś ostatnio z Potterem? - zagadnęła kuzyna.
- Nie.
- Dlaczego?
- Ktoś prawie dorwał mnie, jak byłem w kominku. Ktoś przechwycił list, albo miał donos, że można mnie spotkać w kominku pokoju wspólnego Gryffindoru.
- Badamy to.
- Kto się tym zajmuje? - spytał zaskoczony Syriusz.
- Snape - rzekła niepewnie Tonks.
- Wszystko jasne - zakpił Black.
- Mnie też się to nie podoba, ale Dumbeldore...
- ... Dumbeldore ma wiele dziwacznych pomysłów i nie mów mi, że tego nie widzisz!
 Widzę, widzę - poparła go kuzynka - mimo tego nie możemy myśleć, że ktoś taki jak Dumbeldore będzie działał przeciw zakonowi. To on powołał tę organizację do życia!
- Nie powiedziałem, że Albus działa na szkodę Zakonu Feniksa - bronił się Black -  tylko... - tu się zawahał - tylko wiesz, on czasem jest zbyt ufny.
- Niby racja - przytaknęła zamyślona nad czymś Tonks - słuchaj pogadamy jeszcze, ale teraz muszę lecieć. Mam dziś dyżur w biurze. Wpadnę jakoś w tym tygodniu.
- Dobra.

***

            Po wyjściu Tonks Łapa znów został sam na długie dni, które przeistoczyły się w dni. Syriusz czekał na powtórną wizytę kuzynki pozbawiony wszelkich informacji o czarodziejskim świecie. Nie odwiedzał go nawet najlepszy przyjaciel z lat młodzieńczych. Remus napisał list, w którym tłumaczył Syriuszowi, że jest na jakiejś misji i nie może z nim spotkać się nawet na chwilę. Obiecał wyjaśnić wszystko po swoim powrocie.

poniedziałek, 14 października 2013

36. Pokłosie psiej afery



Rozdział 36

Pokłosie psiej afery


- COOOOOOO?! - głośny wrzask rozległ się po jadalni domu przy Grimmauld Place w Londynie.

- Malfoy rozpoznał cię na peronie - wyjaśnił Lupin.

- Jakim cudem?!

- Glizdogon miał sporo czasu...

- SNAPE!

- Nie to nie on - wtrącił spokojnie Dumbeldore.

- Skąd masz pewność?

- Zapewnił mnie.

- Zapewnił? - warknął Black - czyś ty do reszty zgłupiał Albusie?! Polegasz na zapewnieniach zdrajcy, człowieka chcącego wydać mnie dementorom?

- Tak.

- Uspokój się Syriuszy - dorzuciła Tonks - nie mamy pewności czy Snape jest w 100% nie winny, ale nie możemy go oskarżać bez dowodów.

- To głupie mugolskie przesądy.

- Może i mugolskie, ale bardzo rozsądne - dodał dyrektor Hogwartu.

- Nie o tym tu mówimy! - ryknął Black - ten skurczybyk targa moje dobre imię, a mi nie pozwalacie działać! Chcę pójść na misję, chcę walczyć!

- Nikt z nas nie walczy - zaprotestował spokojnie Remus.

- A powinniśmy.


- Nie - zaprzeczył Dumbeldore - gdybyśmy wszyscy otwarcie, a do tego zbrojnie wystąpili przeciw Voldemortowi to byłby koniec zakonu - mówił patrząc na Syriusza znad swoich okularów - podnosząc rękę na tak wpływowych ludzi jak Lucjusz Malfoy ściągnęlibyśmy na siebie gniew Korneliusza, a jak dobrze pamiętasz Syriuszu to Knot wciąż pozostaje na nasze nieszczęście ministrem.  Kingsley i Tonks zostali by zamknięci w Azkabanie, zostając wcześniej wezwani w pułapkę przez swoich współpracowników. Artura pojmali by w pracy., tak jak i jego synów. Mieli byśmy nalot na szkołę, a jak wiecie ona musi trwać i uczyć. Mam wymieniać powody dalej?


- Nie.

- Możemy uznać temat za zamknięty?

- Tak.

- Dziękuję - zakończył Dumbeldore - jeśli pozwolicie będę już uciekał do Hogwartu. Mamy nową nauczycielkę obrony. Korneliusz wcisnął nam ją, kiedy nikt nie chciał objąć tego zaszczytnego stanowiska. Niektórzy uważają ją za szpiega ministra, ale ja wolę wierzyć, że odkryła w sobie powołanie do nauczania.


            Dyrektor opuścił Grimmauld Place równie szybko jak się tu pojawił. Nikt nie wyglądał na zadowolonego z tego co usłyszał. Syriusz został z Remusem i Tonks, która tego wieczora miała błękitne, długie do ramion, proste włosy. Była to fryzura dziwna nawet jak na nią.


            Syriusz wyszedł na moment z pokoju. Zostawił kuzynkę i przyjaciela, którzy natychmiast pogrążyli się w rozmowie. Sam udał się do kuchni, gdzie przy pomocy kilku zaklęć przygotował posiłek, składający się z duszonego mięsa jagnięcego w smażonej cebuli i z dodatkiem papryczki chili. Do tego przywołał butelkę wina czerwonego, półsłodkiego z polskich porzeczek. 


            Wrócił do pary kamratów i przetransportował dzięki swojej różdżce potrawę, wino i naczynia na stół.


- Wygląda smakowicie kuzynie - pochwaliła go Nimfadora.

- Dzięki.


            Pokroił ogromnym nożem miso na kawałki i nałożył porcję dla Tonks, siebie i Lupina. 


- O czym tak dyskutowaliście?

- O tej Umbridge - wyjaśniła Tonks, po przełknięciu kawałka mięsa - nieźle ci wyszło.

- Jakbyś siedziała tyle w domu też nauczyła sie gotować - zironizował Black - a kim jest ta baba?

- Nauczycielka, o której wspomniał Albus - objaśnił Remus.


            Tonks zrobiła kwaśną minę i zajęła się konsumpcją swojego dania. Foch na krewniaka przeszedł jej dopiero, kiedy ten nalał porzeczkowego wina. Co zrobił jeszcze jedząc jagnięcinę.


- Dobre te zagraniczne trunki - stwierdziła Tonks.

- Wino nie jest nadzwyczajne - marudził jej kuzyn.

- Syriusz pił wiele różnych trunków, z jeszcze większej liczby krajów - Lupin starał się usprawiedliwić zachowanie przyjaciela.

- To co jeszcze piłeś?

- Piracki Rum, kilka rodzajów rosyjskich i polskich wódek, amerykańską podróbkę naszej ognistej, niemieckie Księżycowe Piwo, Złotą Tequilę  z Meksyku i jeszcze parę.

- I co było najlepsze?

- Najlepsze? - zdziwił sie Łapa - wiem, że najmocniejsza była jakaś ruska wódka, ale najsmaczniejsza? Nie mam zielonego pojęcia.


            Tonks polała po kolejnym kielichu wina i zmienili temat rozmowy na profesor Umbridge. Tu Syriusz był już mniej rozmowny.


- Mówią, że jest okropnie słodka - opowiedziała Tonks.

- Czytałem, że była podsekretarzem Knota - dodał Lupin.

- Kto chciałby zamieniać ciepłą posadkę u ministra na nauczyciela, którego poprzednicy nie wytrwali dłużej niż rok i to od kilkunastu lat - dziwiła się Tonks.


            Rozmawiali tak jeszcze długo, aczkolwiek Black w większości przypadków tylko im przytakiwał. Nie był zbytnio w nastroju do rozmów. 


            Tego dnia pożegnał gości z uczuciem ulgi. Miał jednak tego pożałować w niedalekiej przyszłości. Bowiem oraz rzadziej zaczynał mieć gości. Lupin miał wyruszyć na kolejną misję, a reszta miała swoje domy i do kwatery głównej wpadała tylko na zebrania, a te w roku szkolnym organizowano - jak dotychczas - nadzwyczaj rzadko. 


            Syriuszowi brakowało towarzystwa. Brakło mu krzyków Molly na bliźniaków i ich dowcipów, Hermiony mądrzącej się co krok i rzucającej od czas do czasu błyskotliwą myśl na jakiś temat,  Rona i jego kompleksów, a także Pottera. 


            Tęsknił za Harrym i żałował chwil podczas, których unikał chłopaka w wakacje. Chciał nadrobić stracony czas, ale zamiast tego  pogorszył na jakiś czas sprawę. Harry pisał w miarę możliwości do chrzestnego i informował go o większości wydarzeń w szkole i tym co słyszał o życiu społeczności czarodziei poza nią. Łapa odpisywał zwykle wtedy na takie listy najlepiej jak mógł. Kolejne listy od młodego człowieka coraz bardziej niepokoiły Blacka.


            Nowa nauczycielka obrony przed czarną magią nie pozwalała uczniom korzystać na lekcji z różdżek i tępiła zapędy Pottera w głoszeniu prawdy o wydarzeniach na cmentarzu w czerwcu bieżącego roku. W końcu Potter postanowił stanąć na czele ruchu oporu przeciw profesor Umbridge, która zyskiwała coraz większe kompetencje i wpływ na życie szkoły poprzez dekrety ministra.


            Syriusz  żył przez jakiś czas problemami Pottera. Starał się mu doradzić, gdzie mógłby organizować tajne spotkania. Jak by mogło to wyglądać i czego uczyć. Powiedział to Harry'emu podczas ich rozmowy, kiedy porozumiał się z brunetem za pomocą komika i proszku fiu. 


            Został zmuszony do ograniczenia kontaktów z chrześniakiem, kiedy jego sowa została napadnięta podczas drogi powrotnej do Hogwartu - z listem od Łapy. Teraz musieli używać kominków, ale jak narazie wykorzystali tę metodę tylko raz. Wynikało to z tego, że niezwykle trudno było zastać pusty pokój w wierzy Gryffindoru i nie być narażonym na wtargnięcie nie proszonego gościa.


            Pogoda za oknem stawała się coraz bardziej typowa dla jesieni. Deszcz padał coraz częściej aż wreszcie lało niemal bez przerwy. Temperatura spadała coraz bardziej i właściwie nie zdarzały się już bezchmurne dni.


            Black przeżywał kolejne niepowodzenia Pottera. takie jak opuszczenie sprawdzianów do reprezentacji Gryffindoru w magicznym sporcie numer jeden. Potem były kolejne wizję tego co robi lub myśli Voldemort. Ostrzeżenie dla Rona od jego brata Percivala, który odradzał młodemu kontaktu z Harry'm. Brak Hagrida w szkole. Dolores Umbridge została też Wielkim Inkwizytorem Hogwartu. Jakby tego było mało podczas ich pierwszej rozmowy w kominku Harry zabronił Syriuszowi odwiedzać go w Hogsmeade, bo Malfoy dal mu do zrozumienia, że wie, iż to właśnie Syriusz był na peronie numer 9 i 3/4.


            Wszystko to wpływało na znacznie gorszy nastrój Blacka kiedy szykował jadalnie na kolejne posiedzenia Zakonu Feniksa. Ostatnio na zebrania przybywało więcej członków, w związku z czym mógł porozmawiać z Hestią, Kingsleyem i wieloma innymi.


            Syriusz był urażony kiedy chrześniak zakazał mu odwiedzania siebie w jedynej w całości zamieszkiwanej przez magicznych obywateli wiosce w Wielkiej Brytanii. Dopiero po upływie sporej ilości czasu wysłał Potterowi list. Była to ów feralna wiadomość, kiedy transportującą ją sowa imieniem Hedwiga omal nie została uśmiercona przez nieznanych sprawców. Sam list był krótki:


"Dzisiaj o tej samej porze i w tym samym miejscu."


            Wieczorem tego dnia Syriusz wielokrotnie zerkał z kominka w pokoju wspólnym Gryffindoru czy jest możliwość na pogawędkę z "chłopcem, który przeżył". trwało to zdecydowanie zbyt długo. Wreszcie bliźniacy od Molly i Artura skończyli liczyć monety, które zarobili na swoim handlu i Syriusz mógł ponownie przenieść swoją głowę do kominka na terenie Hogwartu.


 - Syriusz! - wydyszał Ron, który do tej pory spał w fotelu, nad kartką papieru.

- Cześć

- Cześć - powitali go zgodnym chórem Harry, Ron i Hermiona, klękając na dywaniku przed kominkiem. 

            Krzywołap zaczął głośno mruczeć, a po chwili podszedł do kominka, próbując, mimo żaru, zbliżyć pyszczek do twarzy Syriusza.

- Jak leci? - zapytał Syriusz.
- Nie za dobrze - odrzekł Harry, a Hermiona odciągnęła Krzywołapa, żeby nie opalił sobie wąsów. - Ministerstwo wydało nowy dekret, więc nie możemy już mieć drużyn quidditcha...
- ...ani tajnych grup nauki obrony przed czarną magią? 
 
            Zapadło krótkie milczenie. 
 
- Skąd o tym wiesz? - zapytał Harry.
- Powinniście z większą rozwagą wybierać miejsca takich spotkań - odrzekł Syriusz, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Gospoda Pod Świńskim Łbem...

- Jest na pewno lepsza od Trzech Mioteł! - przerwała mu Hermiona. - Tam zawsze przychodzą tłumy...
- ...co oznacza, że trudniej byłoby was podsłuchać. Musisz się jeszcze wiele nauczyć, Hermiono.
- Kto nas podsłuchał? - zapytał Harry.
- Mundungus, rzecz jasna - odrzekł Syriusz, a kiedy zrobili zdumione miny, wybuchnął śmiechem. - On był tą wiedźmą w czarnej chuście.
- To był Mundungus? - Harry’ego aż zatkało. - A co on robił w gospodzie Pod Świńskim Łbem?
- A jak myślisz? Miał oko na ciebie, to chyba jasne.
- To wciąż jestem śledzony? - zapytał Harry ze złością.
- No pewnie! I chyba dobrze, skoro pierwszą rzeczą, jaką robisz w pierwszą wolną sobotę, jest organizowanie nielegalnej grupy obronnej.


            Chociaż ton głosu Syriusza miał oznaczać, że jest zagniewany z tego powodu, to nikt nie dał sie nabrać. Prawdę mówiąc napełniało go to dumą.


- Dlaczego Dung się przed nami ukrywał? - spytał Ron z nutą zawodu w głosie. - Bardzo chętnie byśmy się z nim spotkali.
- Dwadzieścia lat temu wyrzucono go ze Świńskiego Łba, a ten barman ma długą pamięć. Jak aresztowali Sturgisa, straciliśmy zapasową pelerynę-niewidkę, więc Dung musiał się później przebierać za wiedźmę... No dobrze... Przede wszystkim... Ron, przyrzekłem twojej matce, że ci przekażę jej słowa.
- Tak?


            Musi w końcu przekazać te nieszczęsne ostrzeżenie od Molly. Zupełnie jakby nie mogła wysłać tego sową. Ale w sumie tamte są pod kontrolą ministerstwa - w większości.


- Twoja matka mówi, że pod żadnym pozorem nie wolno ci brać udziału w spotkaniach nielegalnej grupy nauki obrony przed czarną magią. Mówi, że wyleją cię ze szkoły i będziesz miał zrujnowaną przyszłość. Mówi, że będziesz miał później mnóstwo czasu, żeby się nauczyć skutecznej obrony i że jesteś jeszcze za młody, żeby teraz o to się martwić. Radzi też wam - spojrzał na Harry’ego i Hermionę - żebyście dali sobie spokój z tą grupą, chociaż nie ma nad wami władzy i tylko prosi was, żebyście pamiętali, że ma na uwadze wasze dobro. Napisałaby do was o tym wszystkim, ale boi się, że ktoś może przechwycić sowę, a sama nie może wam tego powiedzieć, bo tej nocy jest na służbie.

- Na służbie? Co ona robi? - zapytał szybko Ron.
- Nie twoja sprawa, robi coś dla Zakonu. Tak więc mnie przypadła ta misja i musicie jej powiedzieć, że wszystko wam przekazałem, bo chyba nie bardzo wierzyła, że to zrobię.

- Więc chcesz mi powiedzieć, że nie wolno mi należeć do grupy samoobrony? - mruknął w końcu Harry, po chwili milczenia
- Ja? Ależ skąd! - odpowiedział ze zdziwieniem Syriusz. - Uważam, że to wspaniały pomysł!
- Naprawdę? - zapytał Harry, czując, jak wraca mu otucha.
- Oczywiście! Myślisz, że twój ojciec i ja siedzielibyśmy cicho i słuchali rozkazów takiej starej wiedźmy jak Umbridge?
- Ale... w zeszłym roku wciąż mi powtarzałeś, żebym był ostrożny i nie podejmował żadnego ryzyka... 
 
- W zeszłym roku wszystko świadczyło o tym, że w Hogwarcie jest ktoś, kto chce cię zabić, Harry! - żachnął się Syriusz. - W tym roku wiemy, że poza Hogwartem jest ktoś, kto pragnie pozabijać nas wszystkich, więc nauczenie się skutecznej obrony uważam za znakomity pomysł! 
 
- A jeśli nas wyrzucą? - zapytała Hermiona z niewyraźną miną.
- Hermiono, przecież to był twój pomysł! - przypomniał jej Harry.
- Przecież wiem... Jestem tylko ciekawa, co Syriusz o tym myśli - powiedziała, wzruszając ramionami.
- No cóż, lepiej być wyrzuconym i umieć się obronić, niż siedzieć w szkole bezpiecznie, ale i bez sensu - odrzekł Syriusz.
- Brawo! - zawołali jednocześnie Harry i Ron.
- Więc jak zorganizowaliście taką grupę? - zapytał Syriusz. - Gdzie się spotykacie?
- Z tym jest mały problem - odrzekł Harry. - Nie bardzo wiem, gdzie byśmy mogli...
- A co powiecie o Wrzeszczącej Chacie?
- Hej, to jest pomysł! - zawołał podniecony Ron, ale Hermiona mruknęła sceptycznie i wszyscy trzej na nią spojrzeli.

- Bo, widzisz, Syriuszu, jak wy się spotykaliście we Wrzeszczącej Chacie, to było was tylko czterech i wszyscy potrafiliście zamieniać się w zwierzęta, przypuszczam też, że gdybyście bardzo chcieli, jakoś byście się ścisnęli pod peleryną-niewidką. A nasza grupa liczy dwadzieścia osiem osób i żadne z nas nie jest animagiem, więc musielibyśmy mieć nie pelerynę-niewidkę, tylko markizę-niewidkę.

- Racja - rzekł Syriusz z nieco zakłopotaną miną. - Ale jestem pewny, że coś wymyślicie... Kiedyś za tym wielkim lustrem na czwartym piętrze był całkiem obszerny tajny korytarz, tam było tyle miejsca, że z powodzeniem można by ćwiczyć zaklęcia... 
- Fred i George mówili mi, że został zablokowany - powiedział Harry, kręcąc głową. - Zawalili go, czy coś takiego...
- Och... - Syriusz był wyraźnie zawiedziony. - No dobrze, pomyślę o tym i jeszcze do tego wró... 

 
            Urwał. Na jego twarzy pojawił się niepokój. Głowa obracała się to w jedną, to w drugą stronę, najwidoczniej wpatrując się w ceglane ściany kominka.  czuł, że coś jest nie tak, jakby ktoś próbował wtargnąć do kominka, kiedy on tam był. Momentalnie stwierdził, że musi uciekać, bo zaraz go złapią. Wyszarpnął gwałtownie głowę z własnego kominka.

niedziela, 13 października 2013

35. "Czerwona lokomotywa"



Rozdział 35
"Czerwona lokomotywa"
                        Czas spędzany przez Syriusza z rodziną Weasley, Harrym i całą gromadą gości Zakonu Feniksa mijał szybko. Zbyt szybko. Z każdym kolejnym dniem Black stawał sie coraz bardziej markotny i niechętny do pogawędek. Siedział wtedy zwykle zasępiony lub karmił hipogryfa, na jednym z wyższych poziomów domu.

- Syriuszu wszystko ok? - spytała go któregoś dnia Tonks.
- Tak - odparł i przyjrzał się kuzynce.

            Tego dnia była ubrana w wytarte, niebieskie jeansy i biała bluzkę. Włosy miała koloru ciemny- blond i sięgały jej aż za łopatki. grzywka niesfornie opadała jej na oczy, przez co, co chwile ją poprawiała.
- Zrób coś z tym - zwrócił jej uwagę Łapa.

            Tonks nadęła twarz i po chwili jej grzywka skróciła się, tak że czubki włosów dosięgały jej teraz tylko trochę ponad brwi. Kobieta uśmiechnęła się, spojrzała na kuzyna i rzekła:

- Teraz ty zrób coś z sobą.
- Gdyby to było takie łatwe.
- Słuchaj, wiem że to jest dla ciebie diabelnie trudne, ale tak się nie da...
- Co ty nie powiesz? - przerwał jej ironicznie brunet.
- Musisz coś z tym zrobić!
- Tylko co?

            Na to pytanie nikt nie potrafił mu odpowiedzieć. 

            Wszyscy domownicy zauważyli już, że wraz z końcem września dobry humor Syriusza, prawdopodobnie pryśnie na zawsze, a przynajmniej do następnych wakacji. Harry próbował dotrzymywać mu towarzystwa, ale nie było to takie proste jak się wydaje. 

            Black unikał siostrzeńca. Uznał, że w ten sposób nie będzie mu tak brakowało krewniaka kiedy ten uda się do szkoły. Oszukiwał w ten sposób siebie. Minęło kilka dni, że nie tędy droga i że w ten sposób odbiera im czas, którego nigdy nie mieli dla siebie. Musiał przyznać się przed samym sobą do porażki. 

- Syriuszu - zagaił do niego Lupin, przed ostatniego dnia sierpnia - uważam, że powinieneś coś ze sobą zrobić.
- Błyskotliwa myśl Lunatyku.
- Może zacznij ćwiczyć.
- Co ćwiczyć?
- No wiesz jest taki mugolski wynalazek, tylko jak on się zwał... Nie pamiętam. W każdym razie... Jak by to? Ach tak. Jak mugole skończą go używać mają więcej siły i mięśni.

            Chodzi mu o siłownię - uzmysłowił sobie Black. Syriusz w przeszłości korzystał nie raz z tych mugolskich technik żeby mieć lepszą sylwetkę i większe branie u uczennic Hogwartu, a jeszcze potem wśród dorosłych czarownic, chociaż prawdę mówiąc zawsze wolał uczennice. Były bardziej nieśmiałe, niewinne i podatne na jego urok. Oczywiście po opuszczeniu Azkabanu nie mógł umówić się na żadna randkę z dziewczętami z angielskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa, gdyż byłoby to co najmniej niesmaczne. Dodatkowo nie chciał robić konkurencji chrześniakowi.

- Mam chodzić na siłownię? - spytał przyjaciela, kiedy już wrócił myślami na ziemię.
- No.
- Będę mógł opuszczać ten dom?
- No wiesz... Nie jest to takie łatwe. Chciałbym ci pomóc Łapo, ale... Niepotrzebnie podsuwałem ci ten pomysł.

            Oboje pogrążyli się w ponurym milczeniu. Po pewnym czasie Łapa ściągnął do pomieszczenia, w którym byli za pomocą magii dwie butelki wina. Opróżnili je równie szybko jak się pojawiły.

- Co robicie? - zapytało coś rudego.
- Szukamy zajęcia na jesień dla Łapy - wyjaśnił Remus.
- Och, no to może pomogę? - zaproponowała Ginny.

            Syriusz przyjrzał się najmłodszemu dziecku Artura i Molly. Miała potargane rude włosy i nadal żywe - mimo późnej godziny - oczy. Ubrana była w ciepłą, pomarańczową piżamę.

- Jak chcesz - stwierdził mimowolnie Syriusz - a masz jakiś pomysł?
- Jeszcze nie.
- No właśnie. Chcesz wina? - zapytał Black, pod wpływem głupiej myśli, że córka rygorystycznie cnotliwej Molly Weasley spróbuje pierwszy raz alkoholu z jego ręki.
- Czy to dobry pomysł? - wtrącił Lupin.
- Daj spokój - ofuknął go Syriusz - to jak?
- Mogę spróbować.
- Świetnie.

            Podniósł w górę różdżkę. Mruknął "accio kielich" i zaraz do pokoju przyleciał duży, złoty kielich do wina, z wygrawerowanym herbem rody Syriusza. Nalał dziewczynie pół kielicha i  podał go jej, mówiąc grzecznie "proszę".

            Ginewra upiła łapczywie kilka łyków. Boi się matki - pomyślał rozbawiony Łapa. Twarz dziewczynki wykrzywiła się kiedy skończyła pić. Twarz tkwiła chwilę w niemym grymasie, po czym Ginny wzięła kilka głębszych wdechów i zdawała się powrócić do normy.

- Jak się czujesz? - spytał radośnie Łapa.
- Nie jest źle - odparła - chociaż wydawało mi się, że to będzie słodsze.
- Jest wiele rodzajów wina.
- No tak.
- Te było, akurat wytrawne. Dobrej marki, pochodziło z Chorwacji. Byłaś tam kiedyś?
- Nie - odparła zawstydzona panna Weasley. 

- To mały kraj. Bardzo ciepły - opowiadał Syriusz - jest tam bardzo ciepło. Idealne miejsce na wakacje. Zapamiętaj to. Kiedy już będziesz dorosła, będziesz mogła wybrać się tam z mężem. - powiedział, a Ginny zarumieniła się. Syriusz taktownie udał, że tego nie widzi. - Mimo tego Chorwacja to bardzo górzysty teren - mówił dalej - mają świetnie rozwiniętą linię brzegową i aż chce się iść na te ich nadmorskie plaże. Można tam trafić na fantastyczne imprezy - rozmarzył się Black.

- Byłeś tam?
- Dwa razy - odpowiedział - raz kiedy wykonywałem misję dla Zakonu i raz zaraz po ukończeniu piątej klasy naszej kochanej szkoły. Wybraliśmy się tam z Jamesem. Musieliśmy sie wyszaleć i inne takie. Poznaliśmy tam kilkoro ciekawych ludzi...
- W tym nie magicznych, śródziemnomorskich piękności - wtrącił Lupin.
- Chciałabym tam kiedyś się wybrać.
- Po wojnie zabiorę tam was - zapewnił Black.
- Nas? - zdziwiła się ruda.
- Harry' ego, ciebie, Remusa i innych.

            Ginny nieznacznie zaczerwieniła się na policzkach, kiedy wymówił imię Pottera. Syriusz zauważył to, ale ponownie nie powiedział nic na ten temat.

- Lepiej już idź. Inaczej Molly nas wszystkich wyśle na księżyc, albo i dalej.

            Syriusz z Lupinem pozostali w pokoju jeszcze przez chwilę. Po czym sami udali się do swoich sypialni. Kiedy byli na schodach, prowadzących na drugie piętro Lupin odezwał się:

- Nie wiesz czy Tonks ma dziś dyżur?
- Nie, a co?
- Tak tylko myślę...
- Czy nie dobrać się do mojej kuzynki?
- To nie tak - zaprotestował gwałtownie Remus, stając na schodach.
- Co jest?
- Nie nic. Tak sie tylko zastanawiam po co rozmawiałeś z Ginny o tej całej Chorwacji?
- Dla picu. No, ale nie zmieniaj mi tu tematu. Co z tobą i Nimfadorą?
- Nie lubi tego imienia - rzekł wilkołak.
- Juz nie bądź taki rycerski.
- Nie jestem.
- Więc?
- No dobrze nam się razem gada.
- Tylko żeby wam potem nie wyszły z tego małe zmienno- nose odludki.
- Przestań - powiedział Remus i poszedł do swojej sypialni.

            Rankiem Black znów czuł się nostalgicznie. Było mu coraz bliżej pogrążenia się w depresji. Wiedział, że czas kiedy opuszczą go dzieciaki i w związku z tym małżeństwo rudowłosych zbliża się nieubłaganie. Zostaną mu tylko Lupin i stary, obrzydliwy skrzat - Stworek.

            Syriusz nienawidził Stworka, odkąd pamiętał. Skrzat był symbolem uciemiężenia jakiego młody Syriusz doznał w tym domu ze strony swojej zwariowanej i zbzikowanej na punkcie czystości krwi rodziny.

            Niechętnie wstał z łóżka i odsłonił okno. Krajobraz za nim nie różnił się niczym od innych letnich dni. Rzadka mgła unosiła się na pustym palcem przed sąsiednimi budynkami. Słońce nieśmiało wychodziło zza chmur, a ulice pokrywały kałuże - pamiątki po nocnym deszczu. 

            Black odczuwał dużą chęć wyskoczenia przez okno i zmienienia się w psa. Pobiegał by trochę po londyńskich ulicach. Poszczekał na mugoli, może przegonił kilka kotów i wrócił, wyhasany do domu.

            Tylko czy to miejsce na prawdę mógł nazwać domem? Nigdy nie czuł się tu jak w budynku, który można by nazwać domem. W młodości był to raczej zakład poprawczy dla niezgadzających się ideologicznie z rodzicami dzieci. Potem mieszkał z rodziną Jamesa, aż wreszcie za pieniądze trzymane ze spadku po zmarłym wuju, kupił sobie małe mieszkanie.         Dom rodziców Pottera mógł spokojnie nazwać domem. Zawsze czuł się tam bezpiecznie i odczuwał, że mieszkańcy chcą by z nimi przebywał. Uzmysłowił sobie, że podobnie jest w przypadku syna Jamesa i budynku mugolskich krewnych, w którym chłopak mieszkał przez długie jedenaście lat. Kolejna łącząca ich rzecz. Oboje byli niechciani i nietolerowani przez ludzi, z którymi mieszkali przez większość życia.

- Śniadanie - odezwał się głos za drzwiami.

            Ubrał sie szybko w sięgające do kolan czarne spodenki i bluzkę w takim samym kolorze. Zszedł powoli do jadalni.

            W środku była już rodzina Weasley' ów, Hermiona Granger i Harry. Siedzieli przy dużym, drewnianym stole. Jedli jajecznice i jeszcze ciepłe bułeczki. 

- Witajcie - powiedział i usiadł miedzy Hermioną, a Fredem.

            Zjadł jedną bułkę z jakąś wędliną i nie czuł się już głodny. Kiedy skończył zmagania z pieczywem do pomieszczenia weszła do Tonks, a po kilkudziesięciu sekundach dołączył i Lupin.

            Tonks wyglądała na zadowoloną z życia, wprost promieniowała i zarażała radością wszystkich wokół. Wszystkich poza swoim kuzynem. Ten przyjrzał się znajomemu wilkołakowi i ocenił, że spędził on pracowicie noc.  Włosy miał potargane, pod oczami wory i ogólnie wyglądał na zmęczonego.

- Remusie wszystko dobrze? - spytała Molly.
- taaaak - powiedział mężczyzna ziewając.

            Cały dzień minął im na szykowaniu dzieci na wyjazd do szkoły. Zdaniem pani Weasley wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Kobieta własnoręcznie sprawdziła czy młodzież ma spakowane wszystkie potrzebne rzeczy. Przy okazji skonfiskowała bliźniakom kilka gadżetów, które chcieli testować na młodszych uczniach w Hogwarcie.

            Syriusz musiał przyznać- przed samym sobą - że chłopaki mają dobre pomysły i są bardzo kreatywni. Zasłużeni nosili nieoficjalne tytuły największych kawalarzy wśród magicznej, brytyjskiej młodzieży. Sam zastanawiał się kto by wygrał, gdyby bliźniacy zaczęli konkurować z Huncwotami w płataniu figli. Oczywiście było to nie możliwe. James nie żył. Peter był ohydnym zdrajcom i zasługiwał na śmierć, w najlepszym wypadku. Syriusz musiał się ukrywać, a Lupin? On był wilkołakiem, walczącym z odradzającym się ruchem czarnoksiężników w Anglii. W związku z tym pewnie to bliźniacy wygrali by pojedynek.

            Na wieczornym mini- posiedzeniu Zakonu Feniksa, w którym brali udział Artur, Molly, Remus, Tonks, Syriusz, Dumbeldore i - ku niezadowoleniu mieszkańców domu matki Syriusza - profesor Snape. Łapa wysunął  pewną śmiałą propozycję.

- Chcę towarzyszyć chrześniakowi w drodze na pociąg - powiedział stanowczo.
- Syriuszu wciąż jesteś poszukiwanym mordercom - wypaliła bez zastanowienia Molly.
- Nie jestem żadnym przestępcą!
- Och - speszyła się kobieta - no tak.
- Chcesz opuścić swoje ciepłe gniazdko Black? A jak się skaleczysz? - kpił Snape.
- Zaraz ciebie skaleczę - warknął Black.
- Sądzę, że Syriusz może iść na King's Cross pod postacią psa - zawyrokował Albus.
- Tak. Tak. - zawtórowali mu Łapa i Lunatyk.
- Więc postanowione.

            Resztę czasu omawiali najdrobniejsze szczegóły operacji "Czerwona lokomotywa" jak ją roboczo nazwali. Syriusz żywo uczestniczył w dyskusji, ucieszony wizją opuszczenia tego miejsca na kilka godzin.

            Rankiem oznajmili młodzieży, że Łapa będzie uczestniczył w eskortowaniu ich na dworzec. Wszyscy - poza Potterem ucieszyli sie z tego powodu. Młody Harry bal sie - jak wyznał - że ktoś rozpozna Syriusza i ten znów trafi do Azkabanu. Nie jednego wzruszyła by taka reakcja, ale nie Syriusza. ten powiedział tylko, że Harry nie przypomina aż tak swojego ojca jak myślał do tej pory. W końcu wytłumaczono Potterowi, że nie ma się czego bać i wyruszyli na pociąg.

            Syriusz jeszcze w domu zmienił się  w wielkiego, czarnego psa i w postaci tej miał pozostać aż do końca operacji "Czerwona lokomotywa". Całą drogę był u boku chrześniaka. Hasał radośnie u jego boku i merdał ogonem. 

            Na dworzec dotarli bez przeszkód i tak samo przekroczyli magiczną barierkę między peronami 9 i 10.  Zapakowali bez przeszkód dzieci do pociągu. Ron i Hermiona mieli siedzieć w wagonie dla perfektów, jako że mieli nimi zostać od tego roku szkolnego. Harry miał znaleźć sobie przedział w jakimś miłym towarzystwie. Syriusz na jego miejscu wybrał by pełny dziewczyn, które mógłby podrywać, chociaż z drugiej strony nikt nigdy nawet nie myślał żeby jego najlepszego przyjaciela zrobić prefektem. 

            W miedzy czasie jakiś chłopak pochwalił Pottera, że ma fajnego psa. Syriusz poczuł się tym bardzo uradowany. Ktoś go wreszcie docenił. Stanął na tylnych łapach by pożegnać chłopca z blizną, za co został natychmiastowo skarcony przez Molly.

            Kiedy expres Londyn- Hogsmeade odjechał czarny pies biegł za nim aż do końca peronu, wywołując salwy śmiechu wśród uczniów, wiszących na oknach i żegnających rodziców i młodsze rodzeństwo.

- Czyś ty resztki rozumu postradał - skarciła go ponownie Weasley, która ukucnęła przy psie - zachowywać się tak na oczach Malfoya?
- Hau! Hau!