Rozdział 35
"Czerwona lokomotywa"
Czas
spędzany przez Syriusza z rodziną Weasley, Harrym i całą gromadą gości Zakonu
Feniksa mijał szybko. Zbyt szybko. Z każdym kolejnym dniem Black stawał sie
coraz bardziej markotny i niechętny do pogawędek. Siedział wtedy zwykle
zasępiony lub karmił hipogryfa, na jednym z wyższych poziomów domu.
- Syriuszu
wszystko ok? - spytała go któregoś dnia Tonks.
- Tak -
odparł i przyjrzał się kuzynce.
Tego dnia była ubrana w wytarte,
niebieskie jeansy i biała bluzkę. Włosy miała koloru ciemny- blond i sięgały
jej aż za łopatki. grzywka niesfornie opadała jej na oczy, przez co, co chwile
ją poprawiała.
- Zrób coś
z tym - zwrócił jej uwagę Łapa.
Tonks nadęła twarz i po chwili jej
grzywka skróciła się, tak że czubki włosów dosięgały jej teraz tylko trochę
ponad brwi. Kobieta uśmiechnęła się, spojrzała na kuzyna i rzekła:
- Teraz ty
zrób coś z sobą.
- Gdyby to
było takie łatwe.
- Słuchaj,
wiem że to jest dla ciebie diabelnie trudne, ale tak się nie da...
- Co ty nie
powiesz? - przerwał jej ironicznie brunet.
- Musisz
coś z tym zrobić!
- Tylko co?
Na to pytanie nikt nie potrafił mu
odpowiedzieć.
Wszyscy domownicy zauważyli już, że
wraz z końcem września dobry humor Syriusza, prawdopodobnie pryśnie na zawsze,
a przynajmniej do następnych wakacji. Harry próbował dotrzymywać mu
towarzystwa, ale nie było to takie proste jak się wydaje.
Black unikał siostrzeńca. Uznał, że
w ten sposób nie będzie mu tak brakowało krewniaka kiedy ten uda się do szkoły.
Oszukiwał w ten sposób siebie. Minęło kilka dni, że nie tędy droga i że w ten
sposób odbiera im czas, którego nigdy nie mieli dla siebie. Musiał przyznać się
przed samym sobą do porażki.
- Syriuszu
- zagaił do niego Lupin, przed ostatniego dnia sierpnia - uważam, że powinieneś
coś ze sobą zrobić.
-
Błyskotliwa myśl Lunatyku.
- Może
zacznij ćwiczyć.
- Co
ćwiczyć?
- No wiesz
jest taki mugolski wynalazek, tylko jak on się zwał... Nie pamiętam. W każdym
razie... Jak by to? Ach tak. Jak mugole skończą go używać mają więcej siły i
mięśni.
Chodzi mu o siłownię - uzmysłowił
sobie Black. Syriusz w przeszłości korzystał nie raz z tych mugolskich technik
żeby mieć lepszą sylwetkę i większe branie u uczennic Hogwartu, a jeszcze potem
wśród dorosłych czarownic, chociaż prawdę mówiąc zawsze wolał uczennice. Były
bardziej nieśmiałe, niewinne i podatne na jego urok. Oczywiście po opuszczeniu
Azkabanu nie mógł umówić się na żadna randkę z dziewczętami z angielskiej
Szkoły Magii i Czarodziejstwa, gdyż byłoby to co najmniej niesmaczne. Dodatkowo
nie chciał robić konkurencji chrześniakowi.
- Mam
chodzić na siłownię? - spytał przyjaciela, kiedy już wrócił myślami na ziemię.
- No.
- Będę mógł
opuszczać ten dom?
- No
wiesz... Nie jest to takie łatwe. Chciałbym ci pomóc Łapo, ale... Niepotrzebnie
podsuwałem ci ten pomysł.
Oboje pogrążyli się w ponurym
milczeniu. Po pewnym czasie Łapa ściągnął do pomieszczenia, w którym byli za
pomocą magii dwie butelki wina. Opróżnili je równie szybko jak się pojawiły.
- Co
robicie? - zapytało coś rudego.
- Szukamy
zajęcia na jesień dla Łapy - wyjaśnił Remus.
- Och, no
to może pomogę? - zaproponowała Ginny.
Syriusz przyjrzał się najmłodszemu
dziecku Artura i Molly. Miała potargane rude włosy i nadal żywe - mimo późnej
godziny - oczy. Ubrana była w ciepłą, pomarańczową piżamę.
- Jak chcesz
- stwierdził mimowolnie Syriusz - a masz jakiś pomysł?
- Jeszcze
nie.
- No
właśnie. Chcesz wina? - zapytał Black, pod wpływem głupiej myśli, że córka
rygorystycznie cnotliwej Molly Weasley spróbuje pierwszy raz alkoholu z jego
ręki.
- Czy to
dobry pomysł? - wtrącił Lupin.
- Daj
spokój - ofuknął go Syriusz - to jak?
- Mogę
spróbować.
- Świetnie.
Podniósł w górę różdżkę. Mruknął
"accio kielich" i zaraz do pokoju przyleciał duży, złoty kielich do
wina, z wygrawerowanym herbem rody Syriusza. Nalał dziewczynie pół kielicha i podał go jej, mówiąc grzecznie "proszę".
Ginewra upiła łapczywie kilka łyków.
Boi się matki - pomyślał rozbawiony Łapa. Twarz dziewczynki wykrzywiła się
kiedy skończyła pić. Twarz tkwiła chwilę w niemym grymasie, po czym Ginny
wzięła kilka głębszych wdechów i zdawała się powrócić do normy.
- Jak się
czujesz? - spytał radośnie Łapa.
- Nie jest
źle - odparła - chociaż wydawało mi się, że to będzie słodsze.
- Jest
wiele rodzajów wina.
- No tak.
- Te było,
akurat wytrawne. Dobrej marki, pochodziło z Chorwacji. Byłaś tam kiedyś?
- Nie -
odparła zawstydzona panna Weasley.
- To mały
kraj. Bardzo ciepły - opowiadał Syriusz - jest tam bardzo ciepło. Idealne
miejsce na wakacje. Zapamiętaj to. Kiedy już będziesz dorosła, będziesz mogła
wybrać się tam z mężem. - powiedział, a Ginny zarumieniła się. Syriusz
taktownie udał, że tego nie widzi. - Mimo tego Chorwacja to bardzo górzysty
teren - mówił dalej - mają świetnie rozwiniętą linię brzegową i aż chce się iść
na te ich nadmorskie plaże. Można tam trafić na fantastyczne imprezy - rozmarzył
się Black.
- Byłeś
tam?
- Dwa razy
- odpowiedział - raz kiedy wykonywałem misję dla Zakonu i raz zaraz po
ukończeniu piątej klasy naszej kochanej szkoły. Wybraliśmy się tam z Jamesem.
Musieliśmy sie wyszaleć i inne takie. Poznaliśmy tam kilkoro ciekawych ludzi...
- W tym nie
magicznych, śródziemnomorskich piękności - wtrącił Lupin.
- Chciałabym
tam kiedyś się wybrać.
- Po wojnie
zabiorę tam was - zapewnił Black.
- Nas? -
zdziwiła się ruda.
- Harry'
ego, ciebie, Remusa i innych.
Ginny nieznacznie zaczerwieniła się
na policzkach, kiedy wymówił imię Pottera. Syriusz zauważył to, ale ponownie
nie powiedział nic na ten temat.
- Lepiej
już idź. Inaczej Molly nas wszystkich wyśle na księżyc, albo i dalej.
Syriusz z Lupinem pozostali w pokoju
jeszcze przez chwilę. Po czym sami udali się do swoich sypialni. Kiedy byli na
schodach, prowadzących na drugie piętro Lupin odezwał się:
- Nie wiesz
czy Tonks ma dziś dyżur?
- Nie, a
co?
- Tak tylko
myślę...
- Czy nie
dobrać się do mojej kuzynki?
- To nie tak
- zaprotestował gwałtownie Remus, stając na schodach.
- Co jest?
- Nie nic.
Tak sie tylko zastanawiam po co rozmawiałeś z Ginny o tej całej Chorwacji?
- Dla picu.
No, ale nie zmieniaj mi tu tematu. Co z tobą i Nimfadorą?
- Nie lubi
tego imienia - rzekł wilkołak.
- Juz nie
bądź taki rycerski.
- Nie
jestem.
- Więc?
- No dobrze
nam się razem gada.
- Tylko
żeby wam potem nie wyszły z tego małe zmienno- nose odludki.
- Przestań
- powiedział Remus i poszedł do swojej sypialni.
Rankiem Black znów czuł się
nostalgicznie. Było mu coraz bliżej pogrążenia się w depresji. Wiedział, że czas
kiedy opuszczą go dzieciaki i w związku z tym małżeństwo rudowłosych zbliża się
nieubłaganie. Zostaną mu tylko Lupin i stary, obrzydliwy skrzat - Stworek.
Syriusz nienawidził Stworka, odkąd
pamiętał. Skrzat był symbolem uciemiężenia jakiego młody Syriusz doznał w tym
domu ze strony swojej zwariowanej i zbzikowanej na punkcie czystości krwi
rodziny.
Niechętnie wstał z łóżka i odsłonił
okno. Krajobraz za nim nie różnił się niczym od innych letnich dni. Rzadka mgła
unosiła się na pustym palcem przed sąsiednimi budynkami. Słońce nieśmiało
wychodziło zza chmur, a ulice pokrywały kałuże - pamiątki po nocnym deszczu.
Black odczuwał dużą chęć wyskoczenia
przez okno i zmienienia się w psa. Pobiegał by trochę po londyńskich ulicach.
Poszczekał na mugoli, może przegonił kilka kotów i wrócił, wyhasany do domu.
Tylko czy to miejsce na prawdę mógł
nazwać domem? Nigdy nie czuł się tu jak w budynku, który można by nazwać domem.
W młodości był to raczej zakład poprawczy dla niezgadzających się ideologicznie
z rodzicami dzieci. Potem mieszkał z rodziną Jamesa, aż wreszcie za pieniądze
trzymane ze spadku po zmarłym wuju, kupił sobie małe mieszkanie. Dom rodziców Pottera mógł spokojnie
nazwać domem. Zawsze czuł się tam bezpiecznie i odczuwał, że mieszkańcy chcą by
z nimi przebywał. Uzmysłowił sobie, że podobnie jest w przypadku syna Jamesa i
budynku mugolskich krewnych, w którym chłopak mieszkał przez długie jedenaście
lat. Kolejna łącząca ich rzecz. Oboje byli niechciani i nietolerowani przez
ludzi, z którymi mieszkali przez większość życia.
- Śniadanie
- odezwał się głos za drzwiami.
Ubrał sie szybko w sięgające do
kolan czarne spodenki i bluzkę w takim samym kolorze. Zszedł powoli do jadalni.
W środku była już rodzina Weasley'
ów, Hermiona Granger i Harry. Siedzieli przy dużym, drewnianym stole. Jedli
jajecznice i jeszcze ciepłe bułeczki.
- Witajcie
- powiedział i usiadł miedzy Hermioną, a Fredem.
Zjadł jedną bułkę z jakąś wędliną i
nie czuł się już głodny. Kiedy skończył zmagania z pieczywem do pomieszczenia
weszła do Tonks, a po kilkudziesięciu sekundach dołączył i Lupin.
Tonks wyglądała na zadowoloną z
życia, wprost promieniowała i zarażała radością wszystkich wokół. Wszystkich
poza swoim kuzynem. Ten przyjrzał się znajomemu wilkołakowi i ocenił, że spędził
on pracowicie noc. Włosy miał potargane,
pod oczami wory i ogólnie wyglądał na zmęczonego.
- Remusie
wszystko dobrze? - spytała Molly.
- taaaak -
powiedział mężczyzna ziewając.
Cały dzień minął im na szykowaniu
dzieci na wyjazd do szkoły. Zdaniem pani Weasley wszystko musiało być dopięte
na ostatni guzik. Kobieta własnoręcznie sprawdziła czy młodzież ma spakowane
wszystkie potrzebne rzeczy. Przy okazji skonfiskowała bliźniakom kilka
gadżetów, które chcieli testować na młodszych uczniach w Hogwarcie.
Syriusz musiał przyznać- przed samym
sobą - że chłopaki mają dobre pomysły i są bardzo kreatywni. Zasłużeni nosili
nieoficjalne tytuły największych kawalarzy wśród magicznej, brytyjskiej
młodzieży. Sam zastanawiał się kto by wygrał, gdyby bliźniacy zaczęli
konkurować z Huncwotami w płataniu figli. Oczywiście było to nie możliwe. James
nie żył. Peter był ohydnym zdrajcom i zasługiwał na śmierć, w najlepszym wypadku.
Syriusz musiał się ukrywać, a Lupin? On był wilkołakiem, walczącym z
odradzającym się ruchem czarnoksiężników w Anglii. W związku z tym pewnie to
bliźniacy wygrali by pojedynek.
Na wieczornym mini- posiedzeniu Zakonu
Feniksa, w którym brali udział Artur, Molly, Remus, Tonks, Syriusz, Dumbeldore
i - ku niezadowoleniu mieszkańców domu matki Syriusza - profesor Snape. Łapa wysunął
pewną śmiałą propozycję.
- Chcę
towarzyszyć chrześniakowi w drodze na pociąg - powiedział stanowczo.
- Syriuszu
wciąż jesteś poszukiwanym mordercom - wypaliła bez zastanowienia Molly.
- Nie
jestem żadnym przestępcą!
- Och -
speszyła się kobieta - no tak.
- Chcesz
opuścić swoje ciepłe gniazdko Black? A jak się skaleczysz? - kpił Snape.
- Zaraz
ciebie skaleczę - warknął Black.
- Sądzę, że
Syriusz może iść na King's Cross pod postacią psa - zawyrokował Albus.
- Tak. Tak.
- zawtórowali mu Łapa i Lunatyk.
- Więc
postanowione.
Resztę czasu omawiali najdrobniejsze
szczegóły operacji "Czerwona lokomotywa" jak ją roboczo nazwali.
Syriusz żywo uczestniczył w dyskusji, ucieszony wizją opuszczenia tego miejsca
na kilka godzin.
Rankiem oznajmili młodzieży, że Łapa
będzie uczestniczył w eskortowaniu ich na dworzec. Wszyscy - poza Potterem
ucieszyli sie z tego powodu. Młody Harry bal sie - jak wyznał - że ktoś
rozpozna Syriusza i ten znów trafi do Azkabanu. Nie jednego wzruszyła by taka reakcja,
ale nie Syriusza. ten powiedział tylko, że Harry nie przypomina aż tak swojego
ojca jak myślał do tej pory. W końcu wytłumaczono Potterowi, że nie ma się czego
bać i wyruszyli na pociąg.
Syriusz jeszcze w domu zmienił
się w wielkiego, czarnego psa i w
postaci tej miał pozostać aż do końca operacji "Czerwona lokomotywa".
Całą drogę był u boku chrześniaka. Hasał radośnie u jego boku i merdał ogonem.
Na dworzec dotarli bez przeszkód i
tak samo przekroczyli magiczną barierkę między peronami 9 i 10. Zapakowali bez przeszkód dzieci do pociągu.
Ron i Hermiona mieli siedzieć w wagonie dla perfektów, jako że mieli nimi
zostać od tego roku szkolnego. Harry miał znaleźć sobie przedział w jakimś
miłym towarzystwie. Syriusz na jego miejscu wybrał by pełny dziewczyn, które
mógłby podrywać, chociaż z drugiej strony nikt nigdy nawet nie myślał żeby jego
najlepszego przyjaciela zrobić prefektem.
W miedzy czasie jakiś chłopak
pochwalił Pottera, że ma fajnego psa. Syriusz poczuł się tym bardzo uradowany.
Ktoś go wreszcie docenił. Stanął na tylnych łapach by pożegnać chłopca z
blizną, za co został natychmiastowo skarcony przez Molly.
Kiedy expres Londyn- Hogsmeade
odjechał czarny pies biegł za nim aż do końca peronu, wywołując salwy śmiechu
wśród uczniów, wiszących na oknach i żegnających rodziców i młodsze rodzeństwo.
- Czyś ty
resztki rozumu postradał - skarciła go ponownie Weasley, która ukucnęła przy
psie - zachowywać się tak na oczach Malfoya?
- Hau! Hau!