Rozdział 128
Aurorskie szarże
Harry
odnosił wrażenie, że sytuacja w brytyjskim świecie magii wraca do normy.
Ministerstwo zaoferowała Changowi powrót do kraju w zamian za dobrowolne
poddanie się karze pół roku więzienia, a ten nie odrzucił tego zaraz po
usłyszeniu oferty. Co prawda początkowo chłopaka dziwiło dlaczego Kingsley zlecił
przekazanie oferty Syriuszowi, lecz Hermiona zasugerowała mu, że być może
chodzi o udobruchanie ostatniego żyjącego Blacka. Uznał, że takie myślenie ma
sens. W końcu minister na pewno nie pragnął zaognić relacji między nimi.
Sam Syriusz
był ostatnio nieuchwytny dla Harry’ego. Mężczyzna większość czasu spędzał
załatwiając sprawy FPOW albo na lekcjach z Cho, co sprowadzało się do
przebywanie w siedzibie fundacji.
Okazję do
rozmowy mieli dopiero gdy oddział aurora stawił się w rzeczonym budynku by
przejść badania u psychouzdrowiciela Chichi, John, Proudfoot, Willimson i Harry
zjawili się na badaniach jako drugi oddział. Do budynku jak i po nim byli
oprowadzani nie przez pracownika fundacji, ale przez jednego z cywilnych
członków Departamentu Przestrzegania Prawa.
Harry nie
pamiętał jego imienia. Był to starszy czarodziej, o siwych włosach i brodzie
sięgającej obojczyków. Był przy tym niezwykle niski.
Jako
pierwsza badanie przeszła Chichi. Spędziła samotnie w gabinecie uzdrowiciela
kwadrans. Wyszła lekkim krokiem z uśmiechem na ustach. Nie zmieniając miny
spojrzała na kolegów z zespołu – jakby chciała dodać im otuchy – i bez słowa
opuściła pomieszczenie. Nim ktokolwiek zdążył wyrazić komentarz do gabinetu
wezwany został John.
McCarthy
spędził w środku więcej czasu od koleżanki. Wyszedł też znacznie bardziej
poirytowany niż wchodził. Na pewno daleko mu było do uśmiechu z jakim gabinet
opuszczała Chichi.
- Twoja kolej – bąknłą auror do Harry’ego.
Potter
poczuł skurcz w żołądku. Miał wrażenie, że cofnął się w czasie. Znów ma 13 lat
i zmajstrował coś z czego będzie musiał tłumaczyć się profesor McGonagall. Nie
minęło kilka uderzeń serca a zdał sobie sprawę z własnej głupoty. Nie przyszedł
tu by się z czegokolwiek tłumaczyć, a by zdać rutynowe – w jego przypadku
badanie.
Siląc się na
sprężystość ruchów wszedł do środka. Musiało wyglądać to komicznie, gdyż
zgromadzone w środku osoby wyszczerzyły zęby.
Chłopak z
zaskoczeniem odnotował, iż wewnątrz znajdują się Syriusz, Dafne Grenngrass i
nieznany mu starszy mężczyzna. Black mrugnął do niego porozumiewawczo, a Dafne
obdarzyła lustrującym od stóp do czubka głowy spojrzeniem. Intensywność
spojrzenia, ale i nonszalancka postawa miały w sobie coś ekscytującego.
- Proszę usiąść, panie Potter – odezwał się mężczyzna.
Harry
posłusznie wykonał polecenie. Następnie odpowiedział na błahe pytania. Dotyczył
jego ogólnego samopoczucia czy się dzisiaj wyspał itp. Nie widział związku
między nimi a zawodem aurora.
- Przejdźmy do rzeczy Charles – odezwał się Syriusz.
- Tak, tak. – Zgodził się drugi mężczyzna – Pana dzieciństwo
– zwrócił się do Harry’ego patrząc mu przy tym w oczy nieco tylko mniej
intensywnie niż zrobiła to uprzednio Greengras – czy wydarzyło się w nim coś
dla pana traumatycznego?
Ślizgonka
poruszyła się na krześle. Zadbała przy tym aby jej poza ciągle wyglądała na
niedbałą, może nawet znudzoną przesiadywaniem tutaj.
Harry
tymczasem gorączkowo myślał co odpowiedzieć. Najchętniej odpowiedziałby, że
całe jego dzieciństwo było traumą, przynajmniej to jakie pamiętał. Może mając 3
miesiące tak nie było, ale on tego z całą pewnością nie pamiętał.
- Wie pan – zaczął niepewnie – kiedy miałem rok zamordowano
moich rodziców…
- … faktycznie głupie pytanie – zganił się Charles – Czy poza
zdarzeniami dotyczącymi Sam-Pan-Wie-Kogo miały miejsce inne ciężkie przeżycia,
traumy?
Kątem oka
Harry zauważył, że Syriusz uśmiecha się do niego ciepło jakby chciał zachęcić
do mówienia, a Dafne przybiera pozę zwiastującą zainteresowanie tym co powie. Nie
wiedzieć czemu poczuł z tego powodu, po raz kolejny tego dnia, nieprzyjemny
skurcz w żołądku.
- Eee… tak – bąknął wreszcie Harry.
Przez
kolejne, zdające się wiecznością chwile, Harry opowiadał o życiu z Dursleyami. Syriusz
i dziewczyna się nie odzywali. Charles z kolei zadawał krótkie pytania. Zdaje
się, że Harry był dla niego niezwykle ciekawym obiektem badań.
- Wystarczy – powiedziała niespodziewanie Dafne. Sposób w
jaki to mówiła był jednocześnie kulturalny, ale również nie znoszący sprzeciwu –
Dla wszystkich z nas jasnym jest, że pan Potter miał traumatyczne dzieciństwo.
Tak samo jasnym jest, że nikogo nie zdziwiłoby gdyby zamiast do Biura Aurorów
trafił do śmierciożerców lub ich naśladowców. Oczywiście o ile ci nie
próbowaliby go zamordować…
- … ale… - próbował jej przerwać Harry. Nieskutecznie.
- … tak się nie stało – dziewczyna mówiła to co chciał
powiedzieć – Świadczy to o silnym kręgosłupie moralnym. Może trochę o
kompleksie bohatera, ale to nie temat tej rozmowy.
- Sugeruje pani przejście do następnego tematu? – odezwał się
rozczarowany Charles.
- Dokładnie.
Przez
kolejne kilka minut Harry opowiadał o uczuciach i emocjach jakie żywi do
przeciwników, przestępców. Jak zachowuje się w sytuacjach stresowych. W jaki
sposób odreagowuje. Kiedy skończył pozwolono mu odejść. Bez komentarza.
- Zdałem? –spytał niepewnie.
- To nie był szkolny test – rzucił Black.
Harry
uśmiechnął się i ruszył do wyjścia.
- 5 minut przerwy – stwierdziła za jego plecami Greengrass –
Potter! Poczekaj.
Z
zaskoczeniem zatrzymał się, ale poczuł jak ktoś łapie go za mankiet szaty i
wyprowadza z gabinetu. „Nie tu” zaświtało mu w uchu. Następnie poczuł zapach
kwiatów. Podobny do tego jaki towarzyszył Ginny. Poczuł się tym tak
oszołomiony, że nie odnotował zszokowanych spojrzeń czekających pod gabinetem
towarzyszy.
- Mam sprawę – rozległ się damski głos.
Podniósł
oczy. Stał w korytarzu ministerstwa. Przed nim stała Dafne Grenngrass w całej
okazałości. No może nie całej, bo stała stanowczo zbyt blisko i widział
wyłącznie jej twarz.
- Mamy interes – powiedziała cofając się nieznacznie do
tyłu.
- My?
- Ty, ja, ministerstwo i świat czarodziejów.
- Nie rozumiem.
- Tu ci nie wyjaśnię.
- A gdzie? – spytał tępo.
- Bądź o 20 w gabinecie mojego ojca w ministerstwie. Będzie
otwarty.
- Dobrze – zgodził się niewiele myśląc.
- Super. Muszę wracać. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia – odparł zbierając myśli.
Tego dnia
nie wracał już do Biura Aurorów. Zamiast tego udał się do ośrodka treningowego,
gdzie Ginny kończyła trening.
- Myślałam, że zobaczymy się na kolacji – powiedziała odziana
wciąż w szatę treningową.
- Ja w tej sprawie.
- Wychodzimy gdzieś czy coś się stało?
- Sam nie wiem – powiedział uciekając wzrokiem.
- Harry.
Spojrzał jej
w oczy. Westchnął głęboko i powiedział:
- Dafne Greengrass zaprosiła mnie na jakieś spotkanie w
interesach magicznego świata do jej ojca.
- Wybieramy się do ich rezydencji? – spytała niepewnie
ruda.
- Nie do rezydencji a do biura w ministerstwie i nie ma, a
ja.
- Aaaa – westchnęła rozczarowana ścigająca – no dobra.
- Nie jesteś zła?
- To spotkanie w interesach świata czarodziejów czy randka
z ponętną ślizgonką?
- Coo
- Powinieneś zobaczyć teraz swoją minę – Ginny wybuchła śmiechem.
Punktualnie
o 20 Harry złapał za klamkę do biura pana Greengrass. O tej porze ministerstwo
było opustoszałe, więc nikt nie pytał go czego tu szuka. Nie daleko znajdowało
się Biuro Aurorów, ale oparł się pokusie by odwiedzić kolegów i koleżanki na
dyżurze. W końcu oficjalnie nie miał dzisiaj zmiany.
Wszedł do
środka. Gabinet urządzony był w typowym, ministerialnym stylu. Brak rzeczy
osobistych świadczył, że lokator przebywał w nim od niedawna i nie zdążył
jeszcze się zaaklimatyzować.
- Cześć – głos Dafne sprawił, że Harry aż podskoczył.
- Hej – odparł odnajdując ją w kącie pomieszczenia. Stała w
mroku.
- Niezbyt czujny jak na aurora i znanego łowce
czarnoksiężników.
- Żadnego jeszcze nie złowiłem…
- Poza tym najbardziej znanym i najgroźniejszym.
Harry nie
odpowiedział. Zdał sobie sprawę, że nie ma szans w takiej słownej szermierce z
dziewczyną. Hermiona by miała. On nie.
- Powiesz mi po co tu przyszedłem?
- Jasne, usiądź – odpowiedziała wychodząc z cienia.
Bizneswoman
ubrana była w zieloną obcisłą sukienkę. Niewielki dekolt odsłaniał perły, które
podobno uwielbiała nosić panna Greengrass.
- Więc? – spytał Harry zajmując wskazane mu miejsce.
- Nie zaczynamy w ten sposób zdania – ripostowała Dafne
siadając naprzeciwko niego, za biurkiem jej ojca – napijesz się czegoś?
- Dzięki. Nie.
- Jak wolisz. Accio
kremowe.
Z kredensu w rogu biura
przyleciała do dziewczyna butelka piwa. Otworzyła je i wzięła łyk trzymając
Pottera w niepewności. Zaczął odnosił wrażenie, że jego napięcie dobrze ją bawi
- Ojciec szykuje zmiany w Departamencie Przestrzegania
Prawa. Dotkną one także twoje biuro.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
- Bo możesz odegrać w nich duuuuża rolę.
- Dlaczego?
- To twoje ulubione pytanie? Nie odpowiadaj. – mówiła z
lekkim uśmiechem – jesteś najbardziej utalentowanym aurorem. Nowy porządek,
wymaga nowych twarzy.
- Nie chcę być twarzą niczego?
- A aurorów, którzy nie kompromitują się napastowaniem
twoich byłych? Może warto byłoby zostać częścią tego projektu… Z resztą nie
oferuję ci stania się medialną maskotką, tylko człowiekiem na odpowiednim
stanowisku.
- To znaczy?
- Na początek potrzebujemy złapać Changa. Udasz się do Chin
z oficjalną wizytą i sprowadzisz go do Wielkiej Brytanii. Następnie wracając
staniesz się kluczowym
składnikiem Nowego Biura Aurorów. Mogę ci opowiedzieć na
czym polega ta koncepcja.
Przez
kolejne kilka minut blondynka opowiadała o tym jakie zmiany w Biurze Pottera
pragnie wprowadzić jej ojciec. Harry musiał przyznać, że wiele z nich przypominało
mu organizację jaka funkcjonuje w mugolskiej policji. Było coś intrygującego w
tym, że z taką propozycją wychodzi Czystej Krwi czarodziej z potężnego, starego
rodu. Może Greegrass jest naprawdę odpowiednim człowiekiem na odpowiednim
miejscu?
- Chang sam wróci. Minister złożył mu propozycję.
- Która nie została zaakceptowana. Jeszcze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz