Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

wtorek, 14 lipca 2020

128. Aurorskie szarże

Rozdział 128
Aurorskie szarże

          Harry odnosił wrażenie, że sytuacja w brytyjskim świecie magii wraca do normy. Ministerstwo zaoferowała Changowi powrót do kraju w zamian za dobrowolne poddanie się karze pół roku więzienia, a ten nie odrzucił tego zaraz po usłyszeniu oferty. Co prawda początkowo chłopaka dziwiło dlaczego Kingsley zlecił przekazanie oferty Syriuszowi, lecz Hermiona zasugerowała mu, że być może chodzi o udobruchanie ostatniego żyjącego Blacka. Uznał, że takie myślenie ma sens. W końcu minister na pewno nie pragnął zaognić relacji między nimi.

          Sam Syriusz był ostatnio nieuchwytny dla Harry’ego. Mężczyzna większość czasu spędzał załatwiając sprawy FPOW albo na lekcjach z Cho, co sprowadzało się do przebywanie w siedzibie fundacji.

          Okazję do rozmowy mieli dopiero gdy oddział aurora stawił się w rzeczonym budynku by przejść badania u psychouzdrowiciela Chichi, John, Proudfoot, Willimson i Harry zjawili się na badaniach jako drugi oddział. Do budynku jak i po nim byli oprowadzani nie przez pracownika fundacji, ale przez jednego z cywilnych członków Departamentu Przestrzegania Prawa.

          Harry nie pamiętał jego imienia. Był to starszy czarodziej, o siwych włosach i brodzie sięgającej obojczyków. Był przy tym niezwykle niski. 

          Jako pierwsza badanie przeszła Chichi. Spędziła samotnie w gabinecie uzdrowiciela kwadrans. Wyszła lekkim krokiem z uśmiechem na ustach. Nie zmieniając miny spojrzała na kolegów z zespołu – jakby chciała dodać im otuchy – i bez słowa opuściła pomieszczenie. Nim ktokolwiek zdążył wyrazić komentarz do gabinetu wezwany został John.

          McCarthy spędził w środku więcej czasu od koleżanki. Wyszedł też znacznie bardziej poirytowany niż wchodził. Na pewno daleko mu było do uśmiechu z jakim gabinet opuszczała Chichi.

- Twoja kolej – bąknłą auror do Harry’ego.

          Potter poczuł skurcz w żołądku. Miał wrażenie, że cofnął się w czasie. Znów ma 13 lat i zmajstrował coś z czego będzie musiał tłumaczyć się profesor McGonagall. Nie minęło kilka uderzeń serca a zdał sobie sprawę z własnej głupoty. Nie przyszedł tu by się z czegokolwiek tłumaczyć, a by zdać rutynowe – w jego przypadku badanie.

          Siląc się na sprężystość ruchów wszedł do środka. Musiało wyglądać to komicznie, gdyż zgromadzone w środku osoby wyszczerzyły zęby.

          Chłopak z zaskoczeniem odnotował, iż wewnątrz znajdują się Syriusz, Dafne Grenngrass i nieznany mu starszy mężczyzna. Black mrugnął do niego porozumiewawczo, a Dafne obdarzyła lustrującym od stóp do czubka głowy spojrzeniem. Intensywność spojrzenia, ale i nonszalancka postawa miały w sobie coś ekscytującego.

- Proszę usiąść, panie Potter – odezwał się mężczyzna.

          Harry posłusznie wykonał polecenie. Następnie odpowiedział na błahe pytania. Dotyczył jego ogólnego samopoczucia czy się dzisiaj wyspał itp. Nie widział związku między nimi a zawodem aurora.

- Przejdźmy do rzeczy Charles – odezwał się Syriusz.
- Tak, tak. – Zgodził się drugi mężczyzna – Pana dzieciństwo – zwrócił się do Harry’ego patrząc mu przy tym w oczy nieco tylko mniej intensywnie niż zrobiła to uprzednio Greengras – czy wydarzyło się w nim coś dla pana traumatycznego?

          Ślizgonka poruszyła się na krześle. Zadbała przy tym aby jej poza ciągle wyglądała na niedbałą, może nawet znudzoną przesiadywaniem tutaj.

          Harry tymczasem gorączkowo myślał co odpowiedzieć. Najchętniej odpowiedziałby, że całe jego dzieciństwo było traumą, przynajmniej to jakie pamiętał. Może mając 3 miesiące tak nie było, ale on tego z całą pewnością nie pamiętał.

- Wie pan – zaczął niepewnie – kiedy miałem rok zamordowano moich rodziców…
- … faktycznie głupie pytanie – zganił się Charles – Czy poza zdarzeniami dotyczącymi Sam-Pan-Wie-Kogo miały miejsce inne ciężkie przeżycia, traumy?

          Kątem oka Harry zauważył, że Syriusz uśmiecha się do niego ciepło jakby chciał zachęcić do mówienia, a Dafne przybiera pozę zwiastującą zainteresowanie tym co powie. Nie wiedzieć czemu poczuł z tego powodu, po raz kolejny tego dnia, nieprzyjemny skurcz w żołądku.

- Eee… tak – bąknął wreszcie Harry.

          Przez kolejne, zdające się wiecznością chwile, Harry opowiadał o życiu z Dursleyami. Syriusz i dziewczyna się nie odzywali. Charles z kolei zadawał krótkie pytania. Zdaje się, że Harry był dla niego niezwykle ciekawym obiektem badań. 

- Wystarczy – powiedziała niespodziewanie Dafne. Sposób w jaki to mówiła był jednocześnie kulturalny, ale również nie znoszący sprzeciwu – Dla wszystkich z nas jasnym jest, że pan Potter miał traumatyczne dzieciństwo. Tak samo jasnym jest, że nikogo nie zdziwiłoby gdyby zamiast do Biura Aurorów trafił do śmierciożerców lub ich naśladowców. Oczywiście o ile ci nie próbowaliby go zamordować…
- … ale… - próbował jej przerwać Harry. Nieskutecznie.
- … tak się nie stało – dziewczyna mówiła to co chciał powiedzieć – Świadczy to o silnym kręgosłupie moralnym. Może trochę o kompleksie bohatera, ale to nie temat tej rozmowy.
- Sugeruje pani przejście do następnego tematu? – odezwał się rozczarowany Charles.
- Dokładnie.

          Przez kolejne kilka minut Harry opowiadał o uczuciach i emocjach jakie żywi do przeciwników, przestępców. Jak zachowuje się w sytuacjach stresowych. W jaki sposób odreagowuje. Kiedy skończył pozwolono mu odejść. Bez komentarza.

- Zdałem? –spytał niepewnie.
- To nie był szkolny test – rzucił Black.

          Harry uśmiechnął się i ruszył do wyjścia.

- 5 minut przerwy – stwierdziła za jego plecami Greengrass – Potter! Poczekaj.

          Z zaskoczeniem zatrzymał się, ale poczuł jak ktoś łapie go za mankiet szaty i wyprowadza z gabinetu. „Nie tu” zaświtało mu w uchu. Następnie poczuł zapach kwiatów. Podobny do tego jaki towarzyszył Ginny. Poczuł się tym tak oszołomiony, że nie odnotował zszokowanych spojrzeń czekających pod gabinetem towarzyszy.

- Mam sprawę – rozległ się damski głos.

          Podniósł oczy. Stał w korytarzu ministerstwa. Przed nim stała Dafne Grenngrass w całej okazałości. No może nie całej, bo stała stanowczo zbyt blisko i widział wyłącznie jej twarz.

- Mamy interes – powiedziała cofając się nieznacznie do tyłu.
- My?
- Ty, ja, ministerstwo i świat czarodziejów.
- Nie rozumiem.
- Tu ci nie wyjaśnię.
- A gdzie? – spytał tępo.
- Bądź o 20 w gabinecie mojego ojca w ministerstwie. Będzie otwarty.
- Dobrze – zgodził się niewiele myśląc.
- Super. Muszę wracać. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia – odparł zbierając myśli.

          Tego dnia nie wracał już do Biura Aurorów. Zamiast tego udał się do ośrodka treningowego, gdzie Ginny kończyła trening.

- Myślałam, że zobaczymy się na kolacji – powiedziała odziana wciąż w szatę treningową.
- Ja w tej sprawie.
- Wychodzimy gdzieś czy coś się stało?
- Sam nie wiem – powiedział uciekając wzrokiem.
- Harry.

          Spojrzał jej w oczy. Westchnął głęboko i powiedział:

- Dafne Greengrass zaprosiła mnie na jakieś spotkanie w interesach magicznego świata do jej ojca.
- Wybieramy się do ich rezydencji? – spytała niepewnie ruda.
- Nie do rezydencji a do biura w ministerstwie i nie ma, a ja.
- Aaaa – westchnęła rozczarowana ścigająca – no dobra.
- Nie jesteś zła?
- To spotkanie w interesach świata czarodziejów czy randka z ponętną ślizgonką?
- Coo
- Powinieneś zobaczyć teraz swoją minę – Ginny wybuchła śmiechem. 

          Punktualnie o 20 Harry złapał za klamkę do biura pana Greengrass. O tej porze ministerstwo było opustoszałe, więc nikt nie pytał go czego tu szuka. Nie daleko znajdowało się Biuro Aurorów, ale oparł się pokusie by odwiedzić kolegów i koleżanki na dyżurze. W końcu oficjalnie nie miał dzisiaj zmiany.

          Wszedł do środka. Gabinet urządzony był w typowym, ministerialnym stylu. Brak rzeczy osobistych świadczył, że lokator przebywał w nim od niedawna i nie zdążył jeszcze się zaaklimatyzować.

- Cześć – głos Dafne sprawił, że Harry aż podskoczył.
- Hej – odparł odnajdując ją w kącie pomieszczenia. Stała w mroku.
- Niezbyt czujny jak na aurora i znanego łowce czarnoksiężników.
- Żadnego jeszcze nie złowiłem…
- Poza tym najbardziej znanym i najgroźniejszym.

          Harry nie odpowiedział. Zdał sobie sprawę, że nie ma szans w takiej słownej szermierce z dziewczyną. Hermiona by miała. On nie.

- Powiesz mi po co tu przyszedłem?
- Jasne, usiądź – odpowiedziała wychodząc z cienia.

          Bizneswoman ubrana była w zieloną obcisłą sukienkę. Niewielki dekolt odsłaniał perły, które podobno uwielbiała nosić panna Greengrass.

- Więc? – spytał Harry zajmując wskazane mu miejsce.
- Nie zaczynamy w ten sposób zdania – ripostowała Dafne siadając naprzeciwko niego, za biurkiem jej ojca – napijesz się czegoś?
- Dzięki. Nie.
- Jak wolisz. Accio kremowe.

          Z kredensu w rogu biura przyleciała do dziewczyna butelka piwa. Otworzyła je i wzięła łyk trzymając Pottera w niepewności. Zaczął odnosił wrażenie, że jego napięcie dobrze ją bawi

- Ojciec szykuje zmiany w Departamencie Przestrzegania Prawa. Dotkną one także twoje biuro.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
- Bo możesz odegrać w nich duuuuża rolę.
- Dlaczego?
- To twoje ulubione pytanie? Nie odpowiadaj. – mówiła z lekkim uśmiechem – jesteś najbardziej utalentowanym aurorem. Nowy porządek, wymaga nowych twarzy.
- Nie chcę być twarzą niczego?
- A aurorów, którzy nie kompromitują się napastowaniem twoich byłych? Może warto byłoby zostać częścią tego projektu… Z resztą nie oferuję ci stania się medialną maskotką, tylko człowiekiem na odpowiednim stanowisku.
- To znaczy?
- Na początek potrzebujemy złapać Changa. Udasz się do Chin z oficjalną wizytą i sprowadzisz go do Wielkiej Brytanii. Następnie wracając staniesz się kluczowym 
składnikiem Nowego Biura Aurorów. Mogę ci opowiedzieć na czym polega ta koncepcja.

          Przez kolejne kilka minut blondynka opowiadała o tym jakie zmiany w Biurze Pottera pragnie wprowadzić jej ojciec. Harry musiał przyznać, że wiele z nich przypominało mu organizację jaka funkcjonuje w mugolskiej policji. Było coś intrygującego w tym, że z taką propozycją wychodzi Czystej Krwi czarodziej z potężnego, starego rodu. Może Greegrass jest naprawdę odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu?
- Chang sam wróci. Minister złożył mu propozycję.
- Która nie została zaakceptowana. Jeszcze.

poniedziałek, 18 maja 2020

127. Ron i Kingsley

Rozdział 127
Ron i Kingsley

          Lekcje z siostrami Chang były przez Syriusz kontynuowane pomimo wyraźnie nie przychylnego spojrzenia na jego kontakty z nimi ze strony władz. Ministerstwo może i nie posuwało się bezpośrednio do ingerowania w ich relacje, ale niedawna kontrola FPOW ze strony organów podległych Shackleboltowi wywołała zgrzyt pomiędzy Syriuszem a ministrem.

          Sama kontrola nie wywołała żadnych konsekwencji dla Fundacji. Pomimo tego Syriusz bardzo wahał się kiedy we wrześniu przeprowadzano badania aurorskie. Z jednej strony niedawna kontrola zbulwersowała go, ale także jak podkreślała część mediów – głównie opozycyjnych – miała wywrzeć nacisk na niezależną instytucję w celu wystawienia odpowiednich zaświadczeń dla aurorów. Z drugiej strony pojawiały się też głosy, że cała sprawa była wyreżyserowanym teatrzykiem.

- Musisz porozmawiać z Kingiem – mówił Harry do Syriusza podczas jednej z wrześniowych kolacji.
- Nie mam okazji, a nie chcę się fatygować na plotki do ministerstwa.
- Może nie będziesz musieć – wtrąciła Ginny.
- Co planujesz? – spytał podejrzliwie Black.
- Ja? Nic – odparła dziewczyna robiąc minę niewiniątka.
- Planuje tylko zagrać w meczu, na którym będzie minister – wyjaśnił Potter.

          Idąc za sugestią młodzieży Syriusz zdecydował się wybrać na mecz Harpii ze Zjednoczonymi. Był to drugi mecz sezonu, a Black poczuł się szczęśliwy, że mógł w końcu wybrać się obejrzeć mecz. Na pierwszym meczu się nie mógł zjawić, ale też według słów Harry’ego nic nie stracił. Harpie przegrały bowiem z Tajfunami 30 do 200.

          Na meczu pojawił się wraz z chrześniakiem. Jako bliscy znajomi jednej z zawodniczek gospodyń mogli liczyć na miejsce w sektorze VIP. Niedaleko nich miejsce zajmował Kinsgley, któremu towarzyszył Greengrass wraz ze starszą córką. Syriusz przywitał się z całą trójką. Harry podążył za jego przykładem. 

- Moglibyśmy porozmawiać po meczu? – szepnął ledwo dosłyszalnie do ministra.
- Dziurawy Kocioł.

          Harpie wychodziły na murawy z wciąż niepewnymi minami. Szukająca, Cho Chang ciągle nie poradziła sobie z niedawnymi wydarzeniami i była niepewnym punktem zespołu. Nowa ścigająca, Ginny, z kolei pokazywała spory potencjał, ale brakowało jej doświadczenia i zgrania z koleżankami.

          Pomimo gorszej formy gospodyń mecz był ciekawy i wyrównany. Po kwadransie wynik był remisowy, a zaledwie 2 gole strzelone przez oba zespoły były rezultatem doskonałej dyspozycji bramkarzy. Olivier Wood dwukrotnie powstrzymał Ginny przed wyprowadzeniem Harpii na prowadzenie.

- Cześć, dużo straciłem? – Ron pojawił się na trybunie.
- Myślałem, że kibicujesz innemu zespołowi – odparł Harry.
- Tutaj mam bilety – bąknął lekko zaczerwieniony Ron wskazując ruchem brwi w stronę nadlatującej Ginewry.

          Dziewczyna nie zwróciła jednak żadnej uwagi na pojawienie się brata na stadionie. Pochłonięta była robieniem zwodu, dzięki któremu chciała uwolnić się od śledzącego ją tłuczka. Udało się, a trybuny zareagowały na to zagranie burzą oklasków.

- Syriusz – odezwał się cicho Ron.
- Słucham?
- Mam sprawę…
- Mów śmiało.
- Potrzebuję zapisać się na badania.
- Coś się stało?
- Nieeee- mówił Ron tłumiąc ziewnięcie.

          Black przyjrzał się badawczo rudemu. Chłopak miał podkrążone oczy i wyraz twarzy zdradzający ogólne zmęczenie organizmu. W okolicach lewego ucha miał też tuszowane przy pomocy magii zadrapanie.

- Kot cię podrapał? – zagadnął Syriusz.
- Nie, ćwiczę.

          W tym momencie starszy czarodziej połączył wszystkie wątki. Ronald pragnął zostać aurorem. Ćwiczył. Sądząc po wyglądzie dużo, solidnie i boleśnie. Miesiące zaniedbań były ciężkie do nadrobienia.

- Przyjdź jutro – powiedział Syriusz mrugając porozumiewawczo.

          W między czasie na boisku Armaty wyszły na prowadzenie 40:20. Cho ślamazarnie leciała w okolicy własnych obręczy, podczas gdy szukający drużyny gości żwawo przeczesywał kolejne sektory boiska.

          Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 200 do 90 dla Zjednoczonych. Dziewczyny lądowały wyraźnie rozczarowane, podczas gdy Oliwer Wood i jego koledzy okrążali w powietrzu boisku, ciesząc się z drugiej wygranej – jak poinformował spiker – w sezonie.

- Komplet zwycięstw, Wood musi być szczęśliwy – stwierdził Ron opuszczając sektor.

          Weasley wyraźnie cieszył się czasem spędzonym z najlepszym przyjacielem z czasów szkolnych. Syriusz postanowił im nie przeszkadzać. Kiedy tylko zszedł z trybun, udał się we własną stronę. Opuścił stadion bocznym wyjściem i deportował się prosto do Londynu.

          Wszedł do świecącego jeszcze pustkami Dziurawego Kotła, gdzie barman Tom bez słów wskazał mu schody do góry. Skinął porozumiewawczo głową i udał się na piętro.

          Knajpa nie była oczywistym miejscem na spotkanie z ministrem. Owszem wielu osobom zdarzało się spotkać polityków lub ministerialnych urzędników – także tych wyższych rangom – w podobnych lokalach. Nigdy jednak nie były to oficjalne spotkanie. Także i te nie miało mieć takiego charakteru. Syriusz liczył uzyskać od niedawnego sprzymierzeńca odpowiedzi na dręczące go pytania.

          Shacklebolt czekał na niego w najbardziej oddalonym od schodów pokoju. Był on tak samo zakurzony jak cała reszta. Wyposażenie również nie było luksusowe, wprost przeciwnie. Odnosiło się wrażenie, że było jeszcze bardziej surowe niż w pozostałych pomieszczeniach.

- Witam – rozległ się basowy głos ministra.

          W odpowiedzi Syriusz wyciągnął przyjaźnie rękę. Uścisnęli dłonie niemal po przyjacielsku. Przez cały czas minister bacznie spoglądał na Blacka, który zdawał się myśleć czy na pokój narzucono zaklęcia chroniące prywatność.

- Rzuciłem kilka czarów – Kingsley rozwiał jego niewypowiedziane wątpliwości.
- Rozumiem.
- Dobrze, w takim razie ja także chciałbym zrozumieć – odparł Murzyn – O czym chciałbyś ze mną porozmawiać – dodał widząc niezrozumienie.
- Czy to nie oczywiste? – prychnął Łapa.
- Kontrola.

          Syriusz nie powiedział nic w odpowiedzi. Czekał na ciąg dalszy wypowiedzi najważniejszego polityka w czarodziejskiej części kraju. Nic takiego nie miało miejsca. Minister wyraźnie chciał by rozmowa odbyła się na jego warunkach.

- Po co ten cyrk? Nie jesteśmy wrogami.
- Wiem – odparł sztywno Kingsley – Pomimo tego są osoby w ministerstwie, które nieprzychylnie patrzą na twoje relacje z Changami.
- Nie robimy nic złego! – żachnął się Black.

          Błąd. Winny się nie tłumaczy. Zadziałał zbyt impulsywnie. Zdał sobie sprawę z tego zaraz po tym jak skończył swoją krótką wypowiedź.

- Wierzę – zapewnił Kingley rozkładając ręce – Nie moje zdanie jest w tej sprawie najważniejsze. W ministerstwie jest wiele osób, które patrzą na te sprawę inaczej lub… pragną się wykazać.

          Syriusz zrozumiał w jaką stronę zmierza ta rozmowa.

- Chcecie w dalszym ciągu tuszować sprawę afery w Biurze Aurorów!
- Ty to powiedziałeś.
- A ty nie zaprzeczyłeś!
- Darujmy sobie te dziecinadę, Syriuszu – powiedział stanowczo Kinglsey – Czy wiesz gdzie przebywa Chang?
- Cho właśnie zagrała w meczu.
- Dobrze wiesz, że nie o niej mówię.
- Wyjechał do Azji. Każdy o tym wie. Na pewno nie potrzebujecie mnie by móc to ustalić…

          Kinglsey zamilkł na chwilę. Sprawiał wrażenie jakby warzył kolejne słowa jakie miały paść z jego ust.

- Możesz pomóc nam sprowadzić go do kraju.
- I ukarać, dzięki czemu wyszlibyście lepiej w oczach społeczeństwa. Chcesz zrobić z niego kozła ofiarnego!
- Niezupełnie. Pragniemy sprawiedliwości.

          Syriusz nie odpowiedział. Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Wyczulone przez animagię zmysły nakazały wykonać mu gwałtowny obrót w stronę ministra. Shacklebolt trzymał dłoń na wystającej z kieszeni różdżce.

- Chcesz mnie zaatakować? – warknął Black.
- Nie –uciął minister prostując rękę – Mam ofertę dla Changa. Sprawiedliwą. Przekaż jego rodzinie, że oferujemy mu amnestię dla wszelkich rzeczy jakie zrobił do dnia dzisiejszego.
- Czego chcecie w zamian? – spytał Black nie wierząc w bezinteresowność ministerstwa.
- Zgodzi się spędzić pół roku w Azkabanie.
- Cóż… Barty Crouch pokazał, że zsyłanie tam ludzi bez procesów nie jest dobrym rozwiązaniem – powiedział Syriusz czując jak momentalnie utracił sympatię dla stojącego przed nim polityka, bo tym był teraz dla niego Shacklebolt. Politykiem, nie przyjacielem.
- To nie tak – zaprzeczył Murzyn – Pół roku będzie karą jaką uda się nam przeforsować przed Wizengamentem. Chang spędzi tam pół roku za korumpowanie aurorów.

          Black skinął głową ze zrozumieniem. Nie sposób było nie przyznać poprawiającym się umiejętnościom politycznym Shacklebolta oraz jego administracji. Chang miałby mieć zupełnie odpuszczone dawne winy w zamian za przyznanie się do jednego przestępstwa. Poważnego – oczywiście – lecz nie dyskredytującego go w oczach społeczeństwa. Zręczny gracz z pewnością ugra coś na tym zarówno politycznie jak i biznesowo. Zyska też spokój. Jeżeli Chang nie miał nic za uszami – a Syriusz nic o tym nie słyszał – mógł się jednak nie zgodzić. Jeśli było przeciwnie, to biznesmen stawi się w Londynie z pewnością zaraz po przekazaniu mu propozycji ministra.

- Przekażę ofertę ministerstwa – zapewnił Kingsleya.
- Ta rozmowa…
- … nigdy się nie odbyła.
- Cieszę się, że się rozumiemy – stwierdził minister z uśmiechem.

          Black nie odwzajemnił gestu. Zmusił się do uściśnięcia dłoni Shacklebolta i natychmiast opuścił Dziurawy Kocioł. Deportował się na Grimmauld Place. Polityczne gierki nie były tym czego oczekiwał od swojego życia po powrocie do świata żywych.

- Jesteś roztrzęsiony – zauważyła Ginny.
- A to ty powinnaś…  - zaczął lecz ugryzł się w język.
- Bo przegrałam? Daj spokój, ludzie przeżywają gorsze dramaty – odpowiedziała pogodnie Ginny – potrenujemy i zaczniemy wygrywać. Gweong mówi, że kwestią czasu jest aż coś wygramy. Robimy postępy to widać nawet po naszych wynikach.