Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

poniedziałek, 27 czerwca 2016

67. Likwidacja



Rozdział 67
Likwidacja

            Syriusz i Faustowie wyrobili sobie markę po zlikwidowaniu pierwszych szmalcowników. Co prawda będący prawdziwym przeciwnikiem Śmierciożerca zdołał zwiać, ale do magicznej społeczności Wielkiej Brytanii dotarł wreszcie sygnał, że ktoś walczy z siłami czarnej magii. Po misji w Wschodnim Londynie, wybrali się Wrexham w Walii. Tam wreszcie udało im się upolować prawdziwego sługę Voldemorta. Niestety w odwecie za to, reżim ogłosił wymordowanie setki przypadkowych mugoli. Tego samego dnia światowe media obiegła informacja o katastrofie budowlanej jednego z mostów...

            Hans, Jonatan, Łapa i Jonatan jr. otrzymali zaproszenie na rozmowę w sprawie kolejnej akcji likwidacyjnej. Tym razem miało być to zlecenie. Syriusz czuł się dziwnie wiedząc, że mają otrzymać za to okrągłą sumkę galeonów, lecz za coś trzeba było żyć…

            Delegacją na spotkanie z tajemniczym bogaczem mieli być Hans Faust IV oraz właśnie Black. Ryzykowali tym samym sporo. W końcu o tym, że ten ostatni jest jednak żywy nie miał pojęcia nikt poza nimi samymi oraz kilkoma innymi osobami.

            Teleportowali się na obrzeża Zachodniego Londynu. Natychmiast po tym rozpoczęli krótki rekonesans. Pobieżne oględziny nie wskazywały obecności śmierciożerców. Myśl o tym wpływała kojąco na nerwowego nieco do tej pory Anglika.

- Chodźmy – Niemiec wskazał na jeden z barów.

            Po wejściu do ich nozdrzy dotarł zapach taniego alkoholu. Wewnątrz było dotychczas niezbyt wiele osób, ale faktem było, iż godzina była jeszcze wczesna. Większość ludzi pracy brytyjskiej stolicy w dalszym ciągu walczyła o środki na utrzymanie swoich rodzin. Z pewnością po zakończeniu dniówki okoliczne lokale zapełnią się przez spragnionych ucieczki od doczesności mężczyzn.

- Będą za kwadrans – powiedział Hans.

            Syriusz wyrwał się z transu. Poczuł się znów bardziej spięty. Mięśnie naprężyły mu się niebezpiecznie.

- Kto z nim będzie? – spytał.
- Ktoś zaufany – Faust wzruszył ramionami – nie pytaj, bo nie wiem.
- Aha.

            Pogrążyli się w ponurym milczeniu.

- Nie siedźmy tak, bo wzbudzimy podejrzenia – szepnął German.
- Słusznie – przytaknął Syriusz.
- Ho na szota! – powiedział entuzjastycznie staruszek.

            Podeszli do baru. Oboje zamówili po kieliszku cytrynówki i w spokoju opróżnili je. Następnie udali się do stolika w kącie baru i oczekiwali na przybycie gości.

- Naszym rozmówca będzie pan Chang – oznajmił w końcu Hans.
- Jego córka.. – zaczął Black.
- … przyszła z nim – przerwał mu Hans.

            Syriusz obrócił się w stronę wejścia. Wchodził przez nie mierzący około 1,8 metra wzrostu mężczyzna o azjatyckich rysach twarzy. Ubrany był w czarne spodnie i białą koszulę. Wyglądał może nazbyt elegancko jak na ten lokal, ale ważne było to, że potrafił ubrać się po mugolsku i nie wzbudzać podejrzeń innych niż te, które wskazywały, że nie jest on przeciętnym zjadaczem chleba.

            Tuż za nim szła jego córka. Panna Chang także miała azjatyckie rysy twarzy oraz karnację. Miała kruczoczarne włosy. Ubrana była w cieliste rajstopy oraz czarną spódniczkę oraz żakiet a także białą koszulę z dwoma rozpiętymi guzikami. Na twarzy miała delikatny makijaż i odrobinę zakręcone rzęsy.

            Syriusz nie mógł oderwać wzroku od córki Changa. Na szczęście jej ojciec zaraz po wejściu nie zwrócił na to uwagi, gdyż pochłonięty był szukaniem ich na sali. Dopiero, kiedy Chang wskazał dłonią w ich stronę, Łapa ocknął się na moment.

- Hans Faust IV – przedstawił się Niemiec – a to mój towarzysz, Syriusz – dodał wskazując na Brytyjczyka.

            Na szczęście dla Łapy, Hans nie przedstawił jego nazwiska. Jemu samemu dziwne wydało się to, że ujawnił jego prawdziwe imię. Widocznie jednak rodzina Chang godna była zaufania. Do tej pory Syriusz raczej nie myślał tak o nich. Ba, w o ogóle nie miał powodów do myślenia o tej rodzinie. W jego opinii zdarzenia w Wielkiej Brytanii ograniczały się do jego chrześniaka i jego walki z Czarnym Panem. Pomimo tego wiedział, że przyszli rozmówcy jego i Fausta, tak samo jak i oni wywodzą się ze starych rodów czystej krwi.

- … moja córka Cho – głos pana Chang wyrwał Blacka z refleksji.

            Spojrzał na nią. Tak samo jak i ona zdawała się wyrwana z zamyślenia. Syriusz uznał to za zabawne.

- Piękna młoda dama – rzekł gładko Hans.

            Łapa musiał w duchu przyznać mu rację. Na głos powiedział jednak zaledwie:

- Usiądźcie.

            Następnie uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny dostrzegawszy, że jest ona jeszcze bardziej zestresowana niż on. Postanowił wtedy, iż nie da po sobie poznać, iż stresuje się tym o czym będą rozmawiać. Duet Changów zrobił jak im polecił. 

- Co możemy dla pana zrobić? – zapytał Faust.
- Mam problemy z… - zaczął Azjata, ale przez chwilę nie mógł powiedzieć nic więcej – z dobrze… dobrze wiecie kim – mówił chaotycznie i nerwowo – Wiele osób takich jak my – cały czas nerwowo patrzył na salę – ma teraz z nim problem – zakończył koślawo.
- Istotnie – przytaknął Black.

            Syriusz miał nadzieję, że być może w trakcie rozmowy, któreś z egzotycznych Brytyjczyków zdradzi cokolwiek  na temat dalszych losów młodego Pottera.

- Sądzę, że ludzie tacy jak wy mogliby mi pomóc – mówił Chang.

            Łapa i Hans IV wymienili spojrzenia. Dostrzegli w swoich oczach zrozumienie. Pomimo tego wciąż nie wiedzieli czego konkretnie oczekuje od nich magiczny biznesman. W związku z tym Syriusz postanowił dać szansę partnerowi na wyciągnięcie więcej z gościa. W tym celu musiał porwać stąd na chociaż chwilę jego córkę.

- Nie budźmy sensacji i zamówmy coś do picia – zaproponował.
- Ja stawiam! – dodał żwawo Faust, który chyba zrozumiał jego intencję.

            Black wstał. Jeszcze nim ruszył w stronę baru to samo zrobiła Cho. Odeszli trochę od stolika nim zadał jej pytanie:

- Na co masz ochotę? – wskazał na menu przedstawiające serwowane w lokalu drinki.
- Może…

            Cho spoglądała na rozpiskę mrużąc przy tym uroczo oczy. Wyglądała naprawdę pięknie. Zdawała się też niewiele starsza od Harry’ ego czy Hermiony Granger, lecz była o wiele bardziej atrakcyjna od mugolaczki.

- „Sex on the beach” – oznajmiła poważnie Chang.

            Łapę zdziwiła ta decyzja. Do tej pory nastolatka wydawała się spięta. Może nawet się bała, ale wybrała drink, którego samo wymówienie nazwy mogło wskazywać na dwie rzeczy – w opinii Syriusza. Ograniczył się do wersji mówiącej, iż jest to mimo wszystko odważna dziewczyna. Starając się nie myśleć o drugiej możliwości, spojrzał na nią badawczo w milczeniu. Być może Cho stara się wymusić na nim zrobienie czegoś nierozważnego co rozluźniłoby atmosferę? Tego nie wiedział, więc zaniechał robienia rzeczy uważanych powszechnie za głupie. Zamiast tego zamówił napoje (drink dla niewiasty i jasne, niepasteryzowane piwo dla mężczyzn). Podał jej szarmancko naczynie – przy okazji zaglądając na tyle głęboko, na ile był w stanie w jej biust. Widok był rzeczywiście oszołamiający. Wpatrywał się w niego zdecydowanie zbyt długo – o czym świadczyły rumieńce na policzkach Chang. Ona sama zdawała się tym nie zrażona i taktownie nie czyniła mu wyrzutów z tego powodu. Był jej za to serdecznie wdzięczny.

- Wracajmy – powiedział w końcu.

            Kiedy wrócili do stolika, Hans pytał właśnie kontrahenta czy jego córka jest godna zaufania. Black poczuwał się do tego by to potwierdzić.

- Ja też – poparł go jej ojciec.

            Dopiero teraz Syriusz i Cho postawili napoje na stole. Byli w mugolskiej knajpie, więc nie mogli użyć do tego magii. Kiedy wszyscy mieli już swoje „szkło”, panna Chang – Łapa nie dostrzegł na jej palcach obrączki – pierwsza zanurzyła usta w alkoholu. 

- Bardzo mnie to cieszy – powiedział Faust.
- Do czego sprowadza się sprawa? – spytał Syriusz.
- Likwidacja szkodników – odparł Niemiec.
- Kiedy? – dopytywał.
- Za 3 lub 4 dni – odparł Chang – jak panowie wolą.
- 4 – uciął Black.
- Lepiej zaplanujmy wszystko przez ten czas – wtrącił Hans.

            Po tych słowach zatopił usta w piwie. Syriusz podążył za jego przykładem. 

- Miejsce i czas – kontynuował Łapa.
- Sądzę, że najlepiej będzie pod samym wejściem do firmy – stwierdził Chang – szmalcownicy, których mamy na karku wychodzą z niej zwykle o 16:10. Pod wyjściem nie ma wtedy zbyt wielu ludzi.
- Brzmi nie najgorzej – oznajmił Hans.
- Szybka robota dla max 3 osób – powiedział Black.

W rzeczywistości nie wiedział jeszcze ilu błaznów liczących na łaskę Voldemorta będą musieli zabić. Sam nie wiedział czemu to powiedział. Jego partner rzucił mu ukradkiem zaniepokojone spojrzenie.

- Potrzeba nam przewodnika – powiedział Hans.

            Mężczyźni zbiorowo spojrzeli na Cho. Dopiero teraz Syriusz domyślił się po co tak właściwie została tu zabrana przez rodzica. Dziewczyna spłonęła czerwienią na twarzy i opuściła wzrok jak gdyby chciała zajrzeć w swój dekolt. 

- Córka panów poprowadzi – powiedział Chang.
- W takim razie będziemy musieli się z nią spotkać żeby to wszystko omówić i zapoznać się z terenem, na którym będziemy działać – skwitował Niemiec.
- Kiedy więc… próba?
- Jutro o tej samej porze, pod tym samym barem – wyznał Łapa.
- Ok.

            Wymienili jeszcze uściski dłoni na zakończenie spotkania. Ręka Changa była lepka od potu. Dla odmiany jego córka miała niezwykle gładką cerę i…  zimne dłonie. Dotknęła sztywno wyciągniętej dłoni Fausta, a potem Blacka. Wpatrywała się przy tym w czubki swoich butów.
- Co my w ogóle mamy zrobić? - spytał Black, kiedy opuścili bar.
- Nie tutaj - odparł Hans Faust IV.

            Niemiec złapał go za nadgarstek i obrócił się w miejscu. Syriusz poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku. Deportowali się z głośnym hukiem.

            Po kilku sekundach aportowali się na jednej z plaż na południu Anglii. Czekali tam na nich pozostali dwaj Niemcy. Jeden z nich rozpalał ognisko, drugi w tym czasie układał kiełbaski na prymitywnym ruszcie, który stworzył z opalonego drewna i magii.

- I jak? - spytał młodszy.
- Sam chciałbym wiedzieć - wtrącił Black.
- Podajcie kolację - uciął Hans - to wam opowiem.

            Po chwili średni wiekiem Faust wyczarował talerzyki, a najmłodszy nałożył na każdy po dwie kiełbaski, pajdę chleba i kapkę czegoś przypominającego ketchup. Pałaszowali posiłek w ciszy. Dopiero, gdy Hans zakończył swoją porcje, wtajemniczył pozostałych w plan, który ułożył się w jego głowie po rozmowie z Changiem.

            Następnego dnia Syriusz oraz młodszy Jonatan teleportowali się pod bar, w którym spotkali się z Changiem i jego córką. Ta ostatnia oczekiwała na nich i tym razem. Ubrana była w czarne, obcisłe jeansy oraz nieco jaśniejszego koloru sweter. Włosy miała spięte. Wyglądała na przestraszoną.

- Witaj - rzekł ciepło Łapa - to Jonatan - wskazał Niemca - pójdzie dziś z nami.
- Ok - odparła sztywno Cho.
- Przeniesiesz nas? - spytał Syriusz.

            Odpowiedziała skinieniem głową. Złapała mężczyzn za nadgarstki i okręciła się dokoła miejsca, w którym stała. Cała trójka poczuła znajome szarpnięcie i zdematerializowała się z cichym trzaskiem. Po kilku sekundach opadli twardo na błotnistą trawę.

- Gdzie jesteśmy? - spytał Black.

            Rozejrzał się. Ze wschodu i zachodu otaczały ich pola oraz łąki. Przed nim znajdował się kompleks trzech dużych budynków oraz kilku małych budek. Całość otoczona była wysokim płotem. Kilkadziesiąt metrów od nich znajdowała się brama, a przed nią stał ubrany w brudne, obdarte szaty mężczyzna.

- Szpicel - warknął Jonatan.

            Syriusz musiał przyznać mu w duchu rację. Obecność tej osoby zdecydowanie komplikowała ich zadanie. Gdyby mieli ze sobą chociaż skromny zapas Eliksiru Wielosokowego, mogliby usunąć go, a potem zamienić jednym z nich. Niestety nie mieli takiego zapasu.

- Co zrobimy? - spytała Cho.
- Ilu tych szmalcowników ma tam być? - zapytał Faust, lekceważąc Cho.
- Piątka może szóstka - odparł powoli Black.

            Jonatan wskazał dłonią by poszli za nim. Anglik ustawił się nieco z tyłu po jego prawej stronie a Cho szła tuż za jego plecami - jak gdyby chciała się ukryć przed całym światem.

- Skołujemy go - wyjaśnił cicho Niemiec.

            Skierował różdżkę w będącą w oddali postać. Mruknął coś cicho i przezroczysty grot pomknął ku nieświadomej postaci. Ciężko stwierdzić czy trafił. Nim ktokolwiek zdążył o to zapytać, mężczyzna położył się pod bramą i nakrył płaszczem.

- Kazałeś mu spać? - zdziwił się Syriusz.
- Nie podoba się, to morduj - odwarknął Jonatan.

            Łapa nie zrobił tego, więc poszli dalej.  Zatrzymali się dopiero przy bramie. Nie było w niej klamki, zasuwki czy czegokolwiek co mogłoby służyć im do otwarcia jej.

- Jak... - zaczął zadawać pytanie Syriusz, lecz Cho przerwała mu gestem ręki.

            Dziewczyna przyłożyła różdżkę do metalowego pręta w bramie. Kiedy tylko to zrobiła coś zaskrzypiało i metalowy przedmiot odjechał na bok. Weszli do środka. Panna Chang prowadziła ich dalej ścieżką do jednego z budynków.

- Stać! - rozległ się głos za ich plecami.

            Syriusz obrócił się. To samo zrobiła Cho. Jonatan jednak nie myślał, tylko rzucił jakąś klątwą o czerwonym grocie za siebie. Szczęśliwie nie trafił w idącą za jego plecami przewodniczkę. Chybił także w reprezentanta komitetu powitalnego, lecz dało to czas na reakcje Łapy. Jego klątwa oszołamiająca trafiła prosto w pierś ubranego w łachmany mężczyzny.

- Kto to? - spytał Black.
- Thomas Blake - odpowiedziała Cho - według mojego ojca jest to jeden z celów...
- Avada Kedavra - mruknął natychmiast Jonatan.

            Zielone światło pozbawiło Thomasa życia. Chang wydała z siebie zduszony pisk. Syriusz odskoczył do tyłu. Sprawca całego zamieszania nie poruszył się nawet o centymetr. Twarz miał bez wyrazu.

- Poczekajcie - powiedział.

            Cofnął się przed bramę i uśmiercił kolejną tego dnia osobę. Wrócił do nich jakby nic się nie stało.

- No to musimy teraz uważać - oświadczył niemal wesoło.