Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

wtorek, 7 kwietnia 2015

57. Sabat



Rozdział 57
Sabat

            Podczas wieloletniego pobytu w Azkabanie Łapie wydawało się, że nic nie może być równie nudne i monotonne. Jednak podróżując z Kazachstanu na północ, w stronę Jakucka zdał sobie sprawę, że krajobraz kazachskich stepów jest w stanie dorównać legendarnemu więzieniu dla czarodziejów, leżącemu gdzieś na morzu Północnym. Trawy, łąki i wzgórza przeplatały się z trawą, łąkami oraz wzgórzami. Od czasu do czasu zdarzało się, że trawa miała inną długość niż na poprzednich odcinkach trasy. Jedyną odmianą był deszcz.

            Przez czas swojego marszu Syriusz niewiele rozmawiał z Lucy, która od momentu opuszczenia chaty Ivana i Asłany zdawała się jakby nieobecna. W którymś momencie mężczyzna zaczął nawet zastanawiać się czy nie jest ona pod wpływem imperiusa albo czy nie została może skonfundowana. Kiedy, jednak pani Blueford stwierdziła, że pokonali już granicę, dotarło do niego, że z nią wszystko dobrze.

            Marsz na północ był wyczerpujący. Niewielkie zapasy jedzenia i wody zaczęły im się kurczyć w zastraszającym tempie. Co prawda Lucy za pomocą magii duplikowała resztki jedzenia, a poili się za pomocą zaklęcia "aquamentii", lecz ich organizmy zaczęły się buntować i domagać prawdziwego, ciepłego posiłku. Syriusz doświadczony ponad dziesięcioletnim pobytem w skrajnie nieludzkich warunkach w więzieniu znosił te trudy o wiele lepiej, niż nie przywykła do takich wypraw kobieta. Po kolejnym wyczerpującym dniu, zasnęła kiedy tylko usiadła podczas przerwy, która w założeniu jej samej miała trwać piętnaście minut. Spała aż do świtu, mimo że zasnęła w porze obiadowej.

- Musimy skorygować nasz plan - powiedziała rano.
- To znaczy? - zdziwił się Black.
- Jakuck leży na północno- wschodniej Syberii - odpowiedziała Lucy - to jest jeszcze wiele setek kilometrów stąd. Wracając mieliśmy wstąpić do Nowosybirska, który jest o wiele bliżej. Odpoczniemy tam i zaopatrzymy się w zapasy.
- Dobrze - przytaknął bez przekonania Black.

            Blueford spojrzała na niego sceptycznie.

- Coś nie przekonany jesteś?
- Wydaje ci się - zapewnił ją starając się brzmieć przekonująco.

            Lucy postanowiła nie drążyć tematu. Odeszła kilka metrów od towarzysza podróży, wyczarowała sobie kotarę i weszła za nią żeby się przebrać. Wyszła z niej ubrana w bladoszarą szatę z szerokimi rękawami.

- No, no, no - zareagował Black.
- Coś się nie podoba?
- Żaden mugol na pewno nas nie zauważy w tym stroju - zakpił.
- Uważasz, że ktokolwiek nas tu zauważy? - odcięła się kobieta.
- Nie wiadomo - Syriusz wzruszył ramionami.

            Lucy nie odpowiedziała nic. Machnęła różdżką i kotara znikła równie szybko jak się pojawiła. Ruszyli dalej.

            Z każdym kolejnym kilometrem krajobraz stawał się coraz mniej stepowy. Wreszcie pojawiły się gdzieś w oddali jakieś zabudowania. Niebawem samotne drzewa pośród traw ustąpiły miejsca malutkim lasom.

            Zmiana krajobrazu sprawiła, że Lucy stała się bardziej zdolna do życia. Wiedząc, że Black od lat był odcięty od wielu informacji ze świata czarodziejów opowiadała mu o tym, która drużyna jest obecnie na topie w brytyjskiej lidze quidditch'a. Ex- skazaniec z uwagą wysłuchał o sukcesach Armat z Chudley, które wygrały dwa razy z rzędu mistrzostwo ligi, lecz w ubiegłym sezonie zakończyli sezon w połowie stawki. 

            Kiedy wyczerpali temat najpopularniejszego sporu wśród czarodziejów, zapadła na chwilę cisza. Podczas, której na horyzoncie pojawił się zarys przedmieść ogromnego miasta.

- Nowosybirsk - stwierdziła Blueford.

            Przed miastem o dominację w krajobrazie zmagały się ze sobą lasy oraz stepy. Było to typowe zjawisko dla terenów leżących na obszarze przejściowym pomiędzy strefami leśną i stepową. Samo miasto sprawiało wrażenie nieadekwatnego do swojego położenia geograficznego, co uzmysłowiło się Blackowi, kiedy Lucy teleportowała ich do jakiegoś zaułka w mieście. Wokół nich rozciągały się tam olbrzymie kompleksy przemysłowe. Czegoś takiego Łapa nie widział nawet w Londynie. Na moment zachłysnął się w zachwycie nad tym miastem.

- Nieprawdopodobne - wyszeptał.

            Pani Blueford widocznie usłyszała go, gdyż powiedziała:

- Poczekaj aż zobaczysz do czego doprowadziło wybudowanie tych zakładów.
            Po tych słowach, stała się w oczach Syriusza osobą tak światową jak nikt z rodziny Blacków w całej historii tego starożytnego rodu. Mężczyzna musiał przyznać, że Nowosybirsk mógłby być rajem albo chociaż wymarzonym miejscem na wakacje dla Artura Weasley.

            Lucy chwyciła go za rękę i jak dziecko lub narzeczonego - zależy z czyjej perspektywy patrzeć - wyprowadziła go z rejonów przemysłowych do tych zamieszkanych przez zwykłych ludzi. Tam nie było już tak kolorowo. Z każdej strony dało się dostrzec biedę. Brudne dzieci w podartych ubraniach kopały piłkę pod trzepakiem. Kilku meneli głośno dyskutowało o błędach polityki jakiegoś Jelcyna, popijając przy tym wino - za pewne nie pierwsze i nieostatnie tego dnia. Dalej na ziemi leżał mężczyzna w dłoniach trzymał tabliczkę, a przed nim na ziemi leżał beret z kilkoma monetami. Z drugiej strony pustego podwórka troje łysych, młodych mężczyzn popijało piwo z zielonych butelek. Syriusz stwierdził, że nie chciałby im podpaść. Jego zachwyt tym miastem prysł w jednej chwili.

- Nie do poznania - rzekł do Lucy.
- Mugolska Rosja jest w etapie przeobrażeń - odpowiedziała kobieta - mugole odchodzą od jednego systemu zniewolenia do drugiego.
- To dlaczego nie zamiast zmieniać zniewolenie nie wywalczą sobie wolności?
- Na to pytanie odpowiedź znają tylko oni sami - odparła Lucy uśmiechając się przy tym nieznacznie, po raz pierwszy od początku ich samotnej wyprawy.
- Czego tu szukamy? - spytał Black zmieniając temat.
- Odpowiedniego handlarza - wyjaśniła wymijająco.

            Poszukiwali, więc przez resztę dnia. Chodzili po mugolskich osiedlach i szukali. Lucy, która znała się całkiem nieźle na mugolskich sprawach, była tu nieco zagubiona, lecz poruszali się całkiem sprawnie - bez pytania o drogę. Co prawda zadać pytania i tak by nie potrafili, gdyż żadne z nich nie znało języka rosyjskiego.

            Mijali osiedla biedy jeszcze większej niż tam gdzie Łapa wyzbył się wyidealizowanego obrazu ruskiego miasta. W innych rejonach widział prawdziwe bogactwa i ludzi, którzy mogliby rywalizować pod względem majątku z Lucjuszem Malfoy'em.

            Wreszcie tuż przed nastaniem zmroku dotarli do Rejonu Centralnego. Było to ścisłe centrum Nowosybirska - jak sama nazwa z resztą wskazuje. To właśnie tu było serce miasta, to tu ono powstało. Centrum zawierało niemal wszystkie wartościowe zabytki w mieście. Wszędzie sporo było palcówek edukacyjnych, przedszkoli, kilka obiektów sportowych, biblioteki, Teatr Opery i Baletu i wiele innych. Ten ostatni budynek wydał się Łapie najbardziej interesującym.

            Znajdujący się przy Placu Lenina budynek zbudowany był z białych cegieł i zwieńczony był ogromną kopułą w tym samym kolorze. Dach wsparty był na potężnych kolumnach.  Po schodach do środka wchodził strumień mugoli ubranych w najlepsze fraki, garnitury. Ich partnerki miały pozakładane sukienki wieczorowe i liczną, kosztowną biżuterię.

- Dokąd teraz? - spytał swojej towarzyszki Black.
- Dobre pytanie.
- Nie wiesz?!
- Tak trochę.

            W tym momencie Syriusz poczuł się jakby miał zaraz zemdleć, lecz po chwili uczucie te zastąpił gniew. Zacisnął, jednak zęby oraz pięści i nic już nie powiedział, nie chcąc wywoływać kolejnych dni bez rozmów z kimkolwiek.

- Chodźmy.

            Kobieta szarpnęła go za sobą i ruszyła dalej. Black nie wiedział dokąd, ani co prowadziło ją do celu. Szli przez kolejne wąskie, brudne uliczki, aż do dużego budynku bez szyb w oknach. Część otworów w ścianach, które niewątpliwie kiedyś służyły za okna, teraz była zabita dechami. Z małych drzwi na parterze wystawały wielkie gwoździe, które mogły bez trudu zranić nieostrożnego przechodnia. Nad nimi wisiał jakiś wielki transparent na białym prześcieradle oraz tablica informacyjna, taka jakie można napotkać przy każdej budowie albo większym remoncie. Ku zdziwieniu Blacka, pani Blueford zatrzymała się właśnie przed tym rozpadającym się pustostanem.

- Dokąd teraz? - zapytał Syriusz.
- Do środka.
- Co?

            Lucy szarpnęła jego dłoń i wyjęła różdżkę z kieszeni. Skierowała ją na drzwi i wyszeptała prawie niedosłyszalnie "alohomora". Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Nie zdążyli jeszcze wejść do środka, kiedy wybiegło stamtąd kilku mężczyzn w czarnych skórach z ćwiekami, bojówkach oraz ciężkich, czarnych buciorach. Wszyscy mieli długie, przetłuszczone włosy - w większości czarne. Migiem otoczyli samotną parę Brytyjczyków

- A chto vy khotite? - spytał ten w najdłuższych włosach.
- Jesteśmy a Anglii - odpowiedziała spokojnie Lucy.
- Macie nasz odpowiednik? - dopytał blondyn z wyraźnym wschodnim akcentem, patrząc na włosy Syriusza.
- Nie rozumiem - odsapnął ten ostatni.
- Długo siedział w więzieniu - wyjaśniła wymijająco Lucy - wejdziemy do środka czy będziemy tu pieprzyć cały dzień?

            Mężczyźni rozstąpili się i równie szybko jak wyszli, wrócili do budynku. Za nimi weszła Angielka i Syriusz, który uważnie rozglądał się we wszystkie strony. Po przekroczeniu progu jego nos przesłał do mózgu sygnały nakłaniające do wymiotów. Powodem tego był smród i odór zgnilizny jaki wypełniał budynek. Ściany pokryte były odpadającą bladą farbą, której kolorem mógł być kiedyś fiolet. Gdzie niegdzie wisiały mugolskie obrazy, poprzeplatane z tymi stworzonymi przez czarodziei. Mężczyźni doprowadzili gości do schodów, których poręcze były połamane, a tu i tam brakowało kilku szczebli. Na górze w miejscu brakujących szczebli znajdowały się kilkukilogramowe kamienie, których przeznaczenie było bliżej nieznane Syriuszowi.

- Gdzie my jesteśmy? - spytał towarzyszki.
- Skłot Sabat wita - odparł dziarsko jeden z mężczyzn w czerni.
- Skłot? - zdziwił się Black.
- Zaraz wyjaśnimy - zawtórował lider komitetu powitalnego.

            Wreszcie weszli do jednego z pokoi. Jego wystrój nie odbiegał od standardów Sabatu. Kilka krzeseł, zniszczona kanapa, a przy niej ława, zaniedbane szafki, zakurzony dywan. Wewnątrz znajdowały się dwie kobiety. Jedna z nich miała nie więcej niż 17 lat. Na głowie miała irokeza, którego pofarbowała na różowo. Ubrana była w czarną, skórzaną mini i kamizelkę z tego samego materiału i w identycznym kolorze. Druga była około dwa razy starsza i nosiła pocięte w kilku miejscach spodnie - oczywiście czarne - i dżinsową kurtkę.

            Lider grupy skłotersów wskazał pozostałym gestem ręki, że mają usiąść. Zajęli miejsce gdzie kto mógł. Syriusz z Lucy przysiedli na kanapie, a Rosjanie na krzesłach obok. Łapa z zainteresowanie przyglądał się tym ludziom.

- Myślałam, że więcej jej tu nie spotkamy - powiedziała po angielsku siedemnastolatka.
- Ostatni raz - wycedził przez zęby blondyn.

            Syriusz nic z tego nie rozumiał. Miał już coś powiedzieć, kiedy Blueford kopnęła go pod stołem, dając znak żeby milczał.

- Cicho - nakazał lider grupy - najpierw wyjaśnimy temu tu gdzie i kim jesteśmy. - rzekł i zwrócił się do Blacka - Jak już wspomniałem jesteśmy na skłocie Sabat. Skłot to opuszczona nieruchomość, która zostaje zajęta przez takich jak my. Kiedyś była tu siedziba jednej z mugolskich firm, ale zbankrutowała ona kilka lat temu i budynek niszczał. Zajęliśmy go. Zrobiliśmy tu centrum kultury i edukacji dla biednych czarodziejów.