Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

wtorek, 6 sierpnia 2013

32. Misja "Wybraniec"

// Po ponad dwumiesięcznej przerwie znalazłem czas i natchnienie by pchnąć nieco dalej opowieść o Syriuszu. Rozdział nie jest przesadnie długi, może nawet zbyt krótki. Sam nie jestem z niego zadowolony i wiem, że można było poprowadzić akcję w tym rozdziale zupełnie inaczej, lecz z braku większej ilości czasu uznałem, że lepiej opublikować to teraz - chociaż niedopracowane - niż zostać kolejny miesiąc bez żadnej publikacji na tym blogu. Miłej lektury ; D //


Rozdział 32
"Misja: Wybraniec"

                               Na walnym zebraniu zakonu ustalono, że Harry zostanie przetransportowany do siedziby głównej. Głównym problemem było to jak tego dokonać.  Koncepcję były rozmaite od użycia proszku fiu, aż po lot na smoku - opcja dorzucona żartobliwie przez Syriusza po tym jak Snape zaproponował użycie - nielegalnych w Wielkiej Brytanii  - latających dywanów. Członkowie tajnej organizacji bite kilka godzin zmuszali sie do wymyślenia rozmaitych nieraz karkołomnych pomysłów. Bardzo szybko odpadły pomysły a użycie proszka fiu, teleportacji, świstoklika i innych środków transportu będących pod kontrolą ministerstwa. Ostatecznie zdecydowano się przetransportować Pottera w tradycyjny sposób - lotem na miotle. W misję, mimo wielkich chęci Blacka wyruszyli Moody, Remus, Tonks, Kingsley, Elfias Doge, Emelina Vance i Hestia Jones.

                W okolicach popołudnia przednia straż Pottera wyruszyła po niego. Syriusz czuł sie wyjątkowo podle nie mogąc polecieć po swojego chrześniaka. Czuł swoisty wstyd i złość na wszystkie ważniejsze osoby w Zakonie. Ile dałby gdyby dali mu możliwość wyruszenia na misję? To wie tylko on. Tęsknił z całej duszy do czasów, kiedy mógł wykonywać zlecenia dla Dumbeldore na całym świecie.  Tęsknił do najlepszych lat swojego życia.

                Oczekiwanie na powrót członków Zakonu z Harrym ciągle sie przeciągało. W kwaterze głównej znajdowali się akurat Syriusz, Lupin i pani Weasley. Wszyscy troje byli pochłonięci oczekiwaniem. Poza członkami organizacji były tam tez dzieci Molly i ich przyjaciółka Hermiona Granger. Również młode pokolenia czekało z niecierpliwością na przylot - ich przyjaciela. Młodzież wiedziała, że Harry ma przybyć wkrótce, lecz kiedy to nastąpi nikt ich nie poinformował.

- Cieki mnie czy lecą przez Azje lub Amerykę? - powiedział po jakimś czasie Lupin.
- Nie - zaprotestowała Molly - przecież mogliby sie przeziębić od tych chłodów nad biegunami. 

                Na ostatnie uwagi Molly za równo Syriusz jak i Remus pozwolili sobie nie odpowiedzieć. Ich jedyną reakcją był pobłażliwy uśmieszek.

                W między czasie rozpocząć się miało kolejne posiedzenia Zakonu, mające na celu dopięcie na ostatni guzik planu transportu Pottera, zakwaterowania go i przedostanie się z nim na przesłuchanie do najważniejszego magicznego budynku w Anglii.

                Wreszcie wieczorem na placu przed domem, który Syriusz odziedziczył po rodzicach zjawiło sie kilkoro postaci. Syriusz widział je z okna na piętrze - dokąd wyszedł z posiedzenia, wściekły z powodu przedłużenia jego pobytu w tym -  przeklętym przez niego - domu, na kolejne dni Opcje były dwie: albo przyszli po nich śmierciożercy albo przyprowadzono do nich Pottera. Łapa cieszył się niebywale na spotkanie z chrześniakiem, ale i odczuwał niepokój o jego przyszły los. Po chwili postacie podeszły do drzwi wejściowych na GRIMMAULD PLACE 12. Syriusz szybko zszedł na parter.

                Po kolejnej chwili rozległ sie cichy syk i zapłonęły staroświeckie lampy gazowe, wiszące na ścianie - na korytarzu prowadzącym do wejścia.  Teraz Syriusz został wyprzedzony przez panią Weasley, która pragnęła jako pierwsza powiać najbliższego przyjaciela swojego syna. 

- Och, Harry, jak się cieszę, że cię widzę! - szepnęła, chwytając go w objęcia tak mocno, że żebra mu zatrzeszczały, po czym odsunęła go od siebie na odległość wyciągniętych ramion i przyjrzała mu się uważnie. 

- Wyglądasz mizernie. Trzeba cię będzie dokarmić, ale, niestety, na kolację będziesz musiał trochę poczekać.
Zwróciła się do stojącej za Harrym grupy czarodziejów i wyszeptała z naciskiem:
- Dopiero co przybył, posiedzenie już się zaczęło.
Rozległy się stłumione okrzyki podniecenia i wszyscy ruszyli ku drzwiom, z których dopiero co wyszła pani Weasley. Harry chciał tam wejść za Lupinem, ale pani Weasley go zatrzymała.

- Nie, Harry, w posiedzeniu mogą wziąć udział wyłącznie członkowie Zakonu. Ron i Hermiona są na górze, możesz tam z nimi poczekać, aż zebranie się skończy i zrobimy kolację. I nie podnoś głosu w przedpokoju, dobrze? - dodała szeptem.
- Dlaczego?
- Bo możesz coś obudzić.
- Co?...
- Później ci wyjaśnię, musimy się spieszyć, powinnam już być na zebraniu... Pokażę ci tylko, gdzie będziesz spał.

                Pani Weasley wzięła bruneta pod rękę i zaprowadziła go na piętro nim Black zdołał się przywitać z synem swojego najlepszego przyjaciela.  Wobec tego Syriuszowi nie pozostało nic innego, jak tylko wrócić na zebranie i podyskutować o planie, ewentualnie podrażnić Severusa Snape.

- Wrócili - przemówił głośno, po przekroczeniu progu sali posiedzeń.
- Mogłeś się wreszcie na coś przydać Black - zadrwił Snape - ale my już o tym wiemy. Znowu dałeś się wyprzedzić innym.
- Jak to? - spytał zszokowany Syriusz.
- Straż weszła do sali przed tobą - odparła Tonks.
- Spóźniony jak zwykle - dorzucił Snape.
- Jeszcze słowo, a pożałujesz! - ryknął Black.
- Czego?
- Że się urodziłeś smarku!

                Urażony obelgami Snape wstał z krzesła, które zajmował i wycelował różdżkę w oponenta. Był cały blady jak kreda. Jego wargi zwęziły się, a oczy stały obojętne na wszystko poza odwiecznym wrogiem.

                Syriusz tryumfował - doprowadził Snape'a - do furii. Jednak z powodu obecności dyrektora Hogwartu, Severus nie mógł nic mu zrobić. Zbieg nie cieszył się ze swojej bezkarności, tylko z doprowadzenia do takiego gniewu wroga. Mógł z nim walczyć w każdej chwili. Nawet teraz. Może wtedy zobaczą, że jest zdolny do walki i działania, a nie tylko i wyłącznie do sprzątania kwatery.

- Wystarczy panowie - wtrącił Alastor Moody.

                Reszta rozmowy przebiegała już z niejako nieobecnym duchowo Łapą. Po kilkudziesięciu minutach zebranie dobiegło końca. Większość gromady opuściła kwaterę, ale byli i tacy co zostali na kolację. Molly udała się wezwać młodych na kolację, a raczej przygotowania do niej. Wszystko starała się uczynić tak tylko jak tylko się dało, jednak Tonks, której zgrabność ruchów przypominała nieraz słonia w składzie porcelany, potrąciła stojak na parasole, a ten runął z hałasem na podłogę - co obudziło portret matki Syriusza.

 - Szumowiny! Męty! Nędzne, plugawe kreatury! Wynocha stąd, bękarty, mutanty, potwory! Jak śmiecie plugawić dom moich ojców... - wył portret.

                Wobec coraz to nowej fali gróźb i obelg wydawanych przez portret Łapa nie potrafił przejść obojętnie. Dodatkowo popędzany chęcią ujrzenia chrześniaka wkroczył do przedpokoju.

-  Zamknij się, stara wiedźmo! Zamknij się, ale już! - ryknął, chwytając za zasłony.

                Staruszka pobladła.

- Tyyyy! - zawyła, wytrzeszczając dziko oczy. - Ty zdrajco, ty szkarado, hańbo mego łona!
- Powiedziałem... ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknął mężczyzna.

                Jeszcze raz szarpnął z całej siły zasłonę, Lupin, który zjawił się niewiadomo skąd, pociągnął drugą i w końcu udało im się je zaciągnąć. Wrzaski umilkły, a w mrocznym przedpokoju zapadła głucha cisza.

                Syriusz odgarnął z czoła długie czarne włosy, odwrócił się i spojrzał na chrześniaka, dysząc lekko.  Czuł się ogromnie zawstydzony przez zachowanie portretu, ale nie okazał tego.

- Witaj, Harry - powiedział ponuro. - Widzę, że już poznałeś moją matkę.
- Twoją...
- Tak, moją milutką starą mamuśkę - rzekł Syriusz. - Przez cały miesiąc próbowaliśmy ją ściągnąć ze ściany, ale chyba musiała użyć Zaklęcia Trwałego Przylepca. No, schodźcie szybko, zanim znowu się obudzą.
- Ale co tutaj robi portret twojej matki? - zapytał zdumiony Harry, kiedy przeszli przez drzwi w przedpokoju i zaczęli schodzić po wąskich kamiennych schodkach.
- Nikt ci jeszcze nie powiedział? To dom moich rodziców - odrzekł Syriusz. - Ale jestem ostatni z rodu Blacków, więc teraz należy do mnie. Zaoferowałem go Dumbledore’owi na Kwaterę Główną... Chyba jedyna pożyteczna rzecz, jaką mogłem zrobić.

                Syriusz zauważył, że twarz Pottera zdradzała niezadowolenie z powodu w jaki został powitany. Miał tylko nadzieje, że chłopak się nie obrazi i, że dostrzeże iż Black tak jak i on przez całe wakacje był więźniem znienawidzonego przez siebie domu, do które pragnął już nigdy nie wracać.

                Zszedł z chrześniakiem po schodkach, a potem przekroczył próg drzwi wiodących do podziemnej kuchni.

                Była to piwnica ze ścianami z grubo ciosanych kamiennych bloków, odrobinę mniej ponura niż hol, oświetlona blaskiem ognia płonącego na wielkim palenisku. W powietrzu zalegały kłęby dymu, przez który ledwo było widać żelazne garnki i patelnie zwisające z ciemnego sklepienia. Stłoczono tu mnóstwo krzeseł, zapewne na posiedzenie, a pośrodku stał długi stół, zawalony zwojami pergaminu, pucharami, pustymi butelkami po winie i kupą jakichś szmat. Przy końcu stołu pan Weasley i jego najstarszy syn Bill rozmawiali cicho, pochylając ku sobie głowy.