Rozdział 2,5
Azkaban
Syriusz Black był przesiadywał w
Azkabanie 12 długich lat, patrzył jak ludzie tracą tu zmysły, zaczynają
wariować lub umierają. Przez ten czas większość czasu spędzał pod postacią psa.
Prawie nikt go nigdy nie odwiedził, jedynym wyjątkiem była Meadows, jego dawna
szkolna miłość. Nie uwierzyła w jego niewinność, nie chciała wysłuchać jego
wyjaśnień. Krzyczała tylko na niego, ze to wszystko przez niego i wyszła
wściekła bardziej niż Syriusz. Tydzień później zobaczył w gazecie, którą ktoś
zostawił pod jego celą, że została uśmiercona przez samego Voldemorta. Poza tą
jedną wizytą nie odwiedził go nikt, nawet Remus Lupin się od niego odwrócił,
nawet Dumbeldore uwierzył w jego zdradę.
Życie w Azkabanie płynęło ustalonym
rytmem. O 9 czasu lokalnego strażnicy dostarczali coś do przegryzienia na
śniadanie i odrobine wody, koło 14 był obiad dostarczany, a o 18 kolacja i to
na tyle jeśli chodzi o jedzenie. Cel praktycznie się nie opuszczało, dla
własnego bezpieczeństwa – nikt nie chciał natknąć się na dementora w ciemnym
koncie. Czasem goście dawali więźniom czasopisma do poczytania i rozwiązania
krzyżówki.
Po 12 latach coś zakłóciło
codzienność azkabańskiego życia. W twierdzy zjawił się sam minister magii –
Korneliusz Knot. Odwiedzał więzienie, sprawdzał zabezpieczenia itp. Trafił tak
do poziomu, na którym byli przetrzymywani najgroźniejsi przestępcy, będący pod
szczególnym nadzorem i rygorem. Knot był w lekkim szoku jak dramatycznie
prezentują się więźniowie – z jednym wyjątkiem, którym był Syriusz Black.
Zaciekawiony minister postanowił pogadać trochę z tym niebezpiecznym szaleńcem
jak głosiły plotki.
- Dzień
Dobry, Panie Black – powiedział uprzejmie minister.
- Witam
pana, panie ministrze – odpowiedział Łapa.
- Skąd
wiesz, że jestem ministrem? – zdziwił się Knot.
- No wie
pan, czasem wpadnie mi w ręce jakaś gazeta – odrzekł Syriusz.
- Ach, no
tak. Muszę przyznać Black, że zaskakuje mnie pana postawa – stwierdził Knot.
- Nie
rozumiem – bąknął Syriusz.
- Wszyscy
tu ledwo żyją, a pan wydaje się być w świetnej formie – rzekł Korneliusz.
- Wie pan
świeże morskie powietrza potrafi zdziałać cuda – zażartował Black.
- Nadal z
pana żartowniś. Nie zechcesz pewnie mi powiedzieć jakim cudem tak dobrze
znosisz pobyt tu przez tyle lat? Ile to już właściwie lat? – spytał minister, na
co Syriusz gorzko odpowiedział – 12 długich lat panie Knot, nie sądzi pan, że
to zbyt długi czas skoro nie odbył się nawet proces, ani nie postawiono mi
żadnych zarzutów?
- Ależ
panie Black oboje wiemy, że to przez Ciebie zginęli państwo Potterowie, a ich
synek Harry cudem przeżył – stwierdził
zimnym tonem Knot.
- W pewnym
sensie ma pan rację ministrze. Mogę zapytać co się dzieje z Harrym?
- Ma się
dobrze, pójdzie do 3 klasy. – odparł Knot.
- W jakim
jest domu? – dopytywał Black.
- Gryfindorze
– odrzekł minister – muszę już iść dalej. Żegnam pana, Black.
- Panie
ministrze ma pan może jakąś gazetę? To sobie poczytam i rozwiążę krzyżówkę –
spytał delikatnie Syriusz Black.
- Proszę –
powiedział minister i dał „Proroka Codziennego” skazanemu.
- Do
widzenia – powiedział na zakończenie Łapa.
Lektura gazety była miłą odmianą dla
skazanego. Do pewnego momentu, tzn. do chwili gdy natrafił na zdjęcie jednego z
pracowników ministerstwa – Artura Wesley’ a – i jego rodziny na wakacjach. Na
tym zdjęciu był obecny również szczur należący do syna pana Wesley’ a. Łapa
natychmiast rozpoznał w tym szczurze swojego dawnego kumpla sprzed 12 lat –
Glizdogona. Widząc to Syriusz wpadł w szał, zwinął gazetę i rzucił ją na
prycze, po czym zaczął wrzeszczeć tak, że dopiero interwencja strażników go
uspokoiła. Całą noc dało się słyszeć jak Syriusz przez sen mamrocze „On jest w
Hogwarcie”. I tak przez cały tydzień.
Przez cały tydzień Syriusz był pod
postacią psa. Po tygodniu dementorzy nie wyczuwali nic ludzkiego w jego celi,
więc postanowili wynieść zwłoki i zakopać je pod murami wraz z setkami innych
bezimiennych skazanych. Tym razem nie znaleźli zwłok, a dodatkowo, kiedy
otworzyli drzwi wyszedł nimi pies i pobiegł co sił w łapach na dół ku drzwiom. Było
ciemno, więc nie mógł go zauważyć żaden z więźniów, a strażnicy są ślepi, także
też nie mogli go zobaczyć ani wyczuć dopóki był psem. Będąc na parterze Łapa
wyskoczył przez jedyne w twierdzy otwarte okno. Nadal biegł ile sił, teraz już
tylko pokonać mury i będzie wolny. Wdrapał się na mur i przeskoczył go.
Widocznie nikt nie pomyślał, że skazany dostanie się aż tak daleko. Był już
poza murami twierdzy, ale nie widział co dalej, w którą stronę podążyć dalej? Widząc,
że w środku twierdzy wybuchł popłoch, nie wiele myśląc wskoczył do rzeki i
popłynął przed siebie. Od czasu do czasu nurkował w poszukiwaniu ryb lub aby
napić się wody z morza. Woda w morzu północnym była dość zimna jak na sierpień.
Syriusz, a raczej pies, którym teraz był płynął ile sił do celu. Płynął dwa
dni, kiedy zobaczył go jakiś statek pasażerski. Marynarze wyłowili psa i dali
mu coś do jedzenia i trochę czystej wody mineralnej, a pewna miła starsza pani
okryła psa grubym kocem. Łapa odczuł po raz pierwszy od 12 lat miłe uczucie, w
którym nie było ni smutku ni żalu, po prostu był szczęśliwy. Rejs był bardzo
odprężając dla Syriusza, jednak po kilku dniach, gdy dowiedział się, że
dopłynęli do portu w Liverpoolu zdecydował się opuścić statek i ruszyć do
Surey. Chciał, chociaż spojrzeć sobie na Harry’ego Pottera – swojego chrześniaka.
Podróżował pod postacią psa licząc, że nikt go nie rozpozna, chociaż mógł to
zrobić właściwie tylko Remus Lupin, a szanse na to, że Black spotka dawnego
przyjaciela były bardzo, bardzo niewielkie.
W środku sierpnia los uśmiechnął się
do Łapy. Szedł sobie właśnie jedną z uliczek, gdy zobaczył chłopaka idącego z
kufrem i klatką, w której trzymał sowę. Syriusz - pod postacią psa –
znieruchomiał. Ten chłopiec tak bardzo przypominał jego najlepszego
przyjaciela. Właściwie, chyba tylko oczy miał po Lilly, tak to musiał być Harry
Potter. Łapa nie wiedział co zrobić, stał i patrzał na chłopca, którego był
chrzestnym. Widocznie widok ogromnego psa był czymś strasznym, bo Harry wyjął
różdżkę. Łapa chciał coś zrobić żeby chłopak nie wyleciał za użycie czarów poza
szkołą, ale nim zdążył skoczyć Harry potknął się i przewrócił. Po paru
sekundach odgrodził ich czerwony autobus „Błędny Rycerz”. Harry odjechał nim, a
Syriusz ruszył w dalszą podróż.
Syriusz Black od czasu spotkania z
Harrym podróżował na północ Anglii. Nigdzie nie zabawił zbyt długo. Był już
naprawdę bardzo wymęczony, a bardzo chciał się spotkać z Harrym, albo chociaż
go zobaczyć. Powoli dawały o sobie znać nieregularne, kiepskie posiłki oraz
samotność. Łapa postanowił coś z tym zmienić. Postanowił pogadać z kimś. Była
to ryzykowna opcja, gdyż nawet w niemagicznych gazetach pisali o nim jako
groźnym przestępcy. Idealnym miejscem na postój wydawała się maleńka wioseczka
koło Newcastle. Black krążył kilka godzin po wiosce szukając odpowiedniego miejsca
i osoby. Wreszcie zobaczył ładną, na oko 30 letnią brunetkę. Z obserwacji
czarodzieja wynikało, iż mieszka samotnie w małym domku na obrzeżach
miejscowości. Postanowił odwiedzić kobietę, gdy ta powróci do swojego domu. Na
razie jednak ukrył się w pobliskim borze. Drzewa nie były zbyt gęste, więc miał
doskonały widok na wioskę, a zwłaszcza jej obrzeża.
Black niecierpliwie wyczekiwał na
chwilę, kiedy kobieta wróci do domostwa i będzie miał szanse ją odwiedzić.
Wreszcie po około godzinie, gdy zaczynało się ściemniać i nad wioską powoli
pojawiała się mgła, kobieta wróciła do domu. Black natychmiast po przekroczeniu
przez nią progu puścił się pędem ku jej posiadłości. Biegł naprawdę szybko,
jednym susem przeskoczył niskie drewniane ogrodzenie i mknął przez dość spory
ogród ku drzwiom, jednak nagle upadł przywalony do ziemi ciężarem ciemnej masy.
Masa wydała mu się czymś żywym. Wbijała mu boleśnie pazury. Tracąc równowagę
stracił postać psa i jako człowiek siłował się z czymś co okazało się być
ogromnym psem, nieznanej czarodziejowi rasy. Pies zaczął groźnie kąsać Blacka.
Czarodziej zaczął krzyczeć. Po kolejnym ugryzieniu – tym razem w twarz -
stracił przytomność.
W tym samym czasie jedyna
domowniczka krzątała się po kuchni próbując stworzyć coś z niczego na obiad.
Wydawało jej się, że słyszy odgłosy walki. Postanowiła sprawdzić z okna w
salonie co się dzieje w ogródku. Gdy tylko zerknęła przez szybę, zrobiło się
jej słabo. Pies zdawał się zagryzać jakiegoś mężczyznę, będącego już w okropnym
stanie. Nie wiele myśląc założyła buty na nogi i ruszyła sprintem ku tej
strasznej scenie. Nie wiedziała co robić, po prostu biegła chcąc to przerwać i
uratować niewinnego – tak myślała – człowieka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz