Rozdział 31
Nieszczęścia chodzą parami i nie tylko...
Syriusz nudził się
niesamowicie podczas swoich przymusowych robót wykończeniowych w kwaterze
głównej Zakonu Feniksa. Dom, do którego miał nadzieję już nigdy nie wracać,
stał się ponownie jego więzieniem. Najpierw był nim, gdy jeszcze jako dziecko
musiał przebywać tu pod opieką swoich rodziców, którzy mieli bzika na punkcie
czystości krwi. Nie było to coś dziwnego, w owych czasach - jeszcze nim Lord
Voldemort rozpoczął brutalną eliminację czarodziei nie magicznego pochodzenia -
większość rodzin o wielopokoleniowej magicznej tradycji myślało podobnie. Nie
inaczej był w rodzinnym domu Blacka. Początkowo rodzina popierała nawet
postulaty Voldemorta, dopóki ten nie pokazał swoich prawdziwych intencji i
metod działania. Brat Syriusza Regulus został nawet śmierciożercą -
poplecznikiem najpotężniejszego czarnoksiężnika - ale jego szybka śmierć
ostudziła zapały rodziców młodzieńców w popieraniu Czarnego Pana. Syriusz od zawsze
był przeciwnym takiemu światopoglądowi i dlatego został wyklęty przez swoją
rodzinę. Co skłoniło go do ucieczki z domu. Od tamtej pory miał nadzieję,
więcej nie zawitać w tym domu.
Obecnie był ponownie
więźniem tych murów. Dumbeldore odsunął go od czynnego udziału w misjach
Zakonu, a że nie miał się gdzie podziać i był nadal poszukiwanym zbiegiem, nie
mógł nigdzie swobodnie się poruszać. Albus zabronił - wręcz - wychodzić
Syriuszowi z domu, na co ten niechętnie - ale jednak - przystał.
Od dnia kiedy wybrano
ten dom na kwaterę główną Syriusz został znowu złączony na stałe z tym
miejscem. Tak na prawdę zamienił celę w Azkabanie, na areszt domowy w Londynie
- w domu zmarłych rodziców.
Jedynym plusem
zaistniałem sytuacji był kontakt z ludźmi. W kwaterze głównej zawsze znajdowała
się Molly Weasley i jej dzieci oraz Hermiona, która spędzała z nimi wakacje.
Syriusz musiał przyznać, że lepsze takie towarzystwo niż żadne.
Hermionę i Rona lubił od
czasu, kiedy wraz z jego chrześniakiem pomogli uwolnić mu się od dementorów i
ich okropnego - wysysającego duszę - pocałunku. Bliźniaków Weasley polubił ze
względu na ich podobieństwo do niego i Jamesa Pottera z czasów szkolnych. Tak
jak i oni lubił wtedy dowcipy i przeróżne figle splatane najczęściej ślizgonom.
Z Ginny łączyła go troska o Harry'ego - o czym nie wiedziała jeszcze
dziewczyna. A co do Molly, wyśmienicie gotowała... I to by było na tyle
dobrego, co można o niej powiedzieć, gdyż im dłużej była na Grimmuland Place 12
tym więcej kłóciła się z gospodarzem. Artura - męża Molly - spotykał głównie
gdy ten wracał zmęczony z pracy i poza kilkoma rozmowami, nie wiedział jeszcze
o nim zbyt dużo.
Od czasu do czasu w
kwaterze zjawiali się też inni członkowie Zakonu. Ich wizyty były mile widziane
przez domowników - wizyty Tonks, Szalonookiego, Mundungusa, Albusa - ale
zdarzały się też mniej miłe - Severus Snape. Tych ostatnich Syriusz starał się
unikać jak tylko mógł.
Obecnie Łapa - jak i
inni domownicy - wyczekiwał na powrót z wyjątkowo niebezpiecznych misji Remusa
Lupina i Hagrida z Madame Maxime, którzy mieli wybadać nastroje wśród
odpowiednio wilkołaków i olbrzymów. Poza tym niedługo z misji wśród goblinów
powinien zostać zdany raport przez Billa Wesleya.
I wreszcie w drugim
tygodniu lipca Bill stawił się w kwaterze głównej, gdzie obecnie poza
domownikami przebywali Tonks, pan Diggle i Moody. Molly błyskawicznie wyrzuciła
młodzież na górę i przygotowała szybką przekąskę dla wszystkich podczas
wysłuchiwania co Bill ma do opowiedzenia. Chociaż Dumbeldore ostatnio powiedział,
że ogólne zebrania będą zwoływane tylko w wyjątkowych okolicznościach
postanowiono zwołać teraz takie zebranie, gdyż nikt nie wiedział jak się
zachować. Zapobiegł temu, jednak Moody, który uznał, że wystarczy poinformować
dyrektora Hogwartu, a on powtórzy to komu trzeba, jeśli uzna to za słuszne. Tak
też zrobiona.
Pół godziny później
Albus wszedł do domu numer 12 i udał się prosto do kuchni, gdzie siedzieli już
członkowie stowarzyszenia, będący po przekąsce.
- Witajcie - przywitał ich Dumbeldore - Bill mógłbyś już nam przedstawić
wyniki misji?
- Oczywiście - odpowiedział Weasley.
- No to zaczynajmy, nie mam zbyt wiele czasu - wyjaśnił mężczyzna.
- W takim razie opowiem pokrótce to co wiem, a dokładny raport podrzucę
do kwatery jutro - zapewnił Bill - po spotkaniach z wieloma ważnymi goblinami,
mogę wam przekazać że zachowają one neutralność w zbliżającej się wojnie.
Wierzą w powrót Sami- Wiecie- Kogo, ale twierdzą że są to porachunki pomiędzy
czarodziejami i nie będą ginąć w imię interesów obcej rasy. Wykluczają walkę po
stronie naszego wroga, ale nie pomogą i nam - zakończył.
- Nic nowego nie wiemy - stwierdził Moody.
- Wiemy! - zaprzeczył Diggle - nie będą walczyć przeciw nam...
- to tyle co nic. - przerwał mu Syriusz.
- No cóż - wtrącił Dumbeldore - lepsze to niż nic. Nie sądzę żeby
dołączyły do Voldemorta, bo ten chce odebrać magicznym stworzeniom wszelką
suwerenność i zrobić z nich zwykłych niewolników - zapewnił.
- Banda egoistycznych nacjonalistów - warknął Moody.
- Alastorze nie możemy je winić za to, że nie włączą się w ten konflikt,
gdyż ten dotyczy chwilowo tylko nas - czarodziejów.
- Dokładnie - zgodziła się Tonks - a teraz nie jesteśmy nawet w stanie
wojny z śmierciożercami. Wszystko przez ministerstwo.
- Tak co do tematu ministerstwa - odezwał się Syriusz - czytaliście
ostatniego proroka?
Zebrani pokręcili
przecząco głowami. Widząc to Łapa z uśmiechem na ustach powiedział:
- Na ostatnim meczu ligowym pomiędzy Zjednoczonymi Puddlemore i Osami
kibice skandowali różne hasła obrażające Knota i wyrażające poparcie dla nas.
Redaktorzy zrobili z nich w artykule niepełnosprawnych na umyślę idiotów, ale
same hasła były bardzo zabawne - tu Syriusz zacytował jeden z fragmentów, ale w
połowie przerwała mu pani Weasley z uwagi na sporą ilość zawartych w nim wulgaryzmów.
- Duże ryzyko- powiedział Diggle.
- Zwłaszcza teraz kiedy piszą te paszkwile na temat mój i Harry'ego -
wtrącił Albus.
- Nadal piszą o was? - zapytała Tonks.
- Robią to prawie wszyscy pod kuratelą Knota - odpowiedział Dumbeldore -
odebranie mi wszystkich zaszczytów musiało poskutkować mnóstwem artykułów,
niepochlebnych o mnie.
- Mam nadzieję, że na międzynarodowej konferencji pójdzie ci lepiej -
zawtórował Moody.
- Nie sądzę żeby łatwo poszło - odrzekł Albus - Syriuszu czy mógłbyś się dowiedzieć
czy twój arabski przyjaciel będzie tam obecny?
- Mogę - odpowiedział bezbarwnie Black.
***
Dwa dni po powrocie
Wesleya w siedzibie zakonu zjawił sie Remus Lupin we własnej osobie. Wyglądał
strasznie. Jego i tak juz poniszczony płaszcz podróżny miał wiele nowych,
licznych śladów po pazurach, kłach itp. Twarz miał poznaczoną dwoma długimi
bliznami znajdującymi się na lewym policzku i kilkoma mniejszymi na drugim.
Ponad twarzą z kolei brakowało mu kilku kęp włosów, a ich kolor przybrał
bardziej siwą barwę.
- Molly poszukaj czegoś na te rany! - ryknął Syriusz, kiedy doprowadził
Lupina do kuchni.
W pomieszczeniu
znajdowali się tylko dwaj przyjaciele, mogli więc spokojnie porozmawiać.
- Misja się nie powiodła - mruknął Lupin.
- Dlaczego?
- Greyback i jego zwolennicy byli tam pierwsi i zdobyli juz spore
poparcie - wyjaśnił Remus - od teraz wilkołaki są lub dopiero będą na usługach
Voldemorta.
Kiedy to powiedział do
pomieszczenia wbiegli Molly i Bill. Bill
trzymał w dłoniach olbrzymią ilość bandaży i opatrunków, a jego matka kilka
buteleczek z eliksirami leczniczymi przyniesionymi do kwatery przez Snape kilka
godzin przed przybyciem Lupina. Na szczęście mikstury nadawały się już do
zastosowania ich - co też Molly natychmiast uczyniła.
Po kilku godzinach Remus
był już w stanie opowiedzieć o swojej misji, w związku z czym Syriusz wezwał do
kwatery Moddy'ego, Kingsleya, Tonks, Vance i profesor McGonagall. Z pracy
powrócił też Artur Weasley. Zebrani zajęli miejsca przy stole - pani Weasley
udała się na piętro żeby przypilnować żeby dzieciaki nie podsłuchiwali ich
rozmów. Ostatnio wychodząc z zebrania natknęła się na Uszy Dalekiego Zasięgu,
które musiała skonfiskować bliźniakom. Od tego czasu przed każdym zebraniem
rzucała na drzwi do kuchni zaklęcie nie przenikalności. Dzięki temu nikt nie
podsłuchiwał obrad.
- Może zaczniesz Remusie? - zaproponował Moody, gdy pozajmowali miejsca przy
stole.
- Oczywiście - zgodził się Lupin - wilkołaki nie będą naszymi
sojusznikami - wypalił "prosto z mostu" - Greyback i jemu podobni
zdobyli znaczące wpływy między pobratymcami. On sam jest tak jakby przywódcą
wilkołaków. Wszyscy wiemy o jego słabości do uniżania sie przed Sami- Wiecie-
Kim...
- Zamiast pomocy, będziemy musieli z nimi walczyć? - zapytała Emmelina,
wchodząc w słowo Remusowi.
- Tak - odpowiedział krótko.
- Nie jest dobrze - zawyrokował Moody.
- Trzeba poinformować Albusa - dodał Artur Weasley.
- Zajmę się tym - powiedział Bill - dzięki pracy w Gringocie mogę udać
się na konferencję powołując się na wyjazd w delegację - wyjaśnił.
- A gdzie właściwie jest ta konferencja? - spytała Tonks.
- Dodoma - odpowiedział Black - stolica Tanzanii, takiego kraju w Afryce
- dodał widząc zdziwienie na twarzy zebranych.
- Świetnie, jak tam się dostać? - spytał się Bill.
- Nie mamy pojęcia - odrzekł, odrobinę zawstydzony Moody.
- No to mamy problem - podsumował Black.
Nie udane misje wśród
magicznych stworzeń to nie jedyny problem, jaki trawił obecnie Zakon Feniksa. Na
początku sierpnia, podczas obserwacji ostatniego Pottera, na swojej warcie nie
stanął Mundungus Fletcher. Razem z nim chłopaka pilnowała pani Figg -
pozbawiona magicznej mocy mieszkanka Londynu, pochodząca z rodziny czarodziei.
Z tego powodu Harry pozbawiony był odpowiedniego wsparcie w razie zagrożenia. Jak
na ironię akurat wtedy w okolicach jego domu znalazło sie - nie wiadomo skąd
dwoje dementorów. Bestie zaatakowały Pottera, kiedy ten razem ze swoim kuzynem
- Dudleyem - wracał do domu wuja i ciotki. Mimo, iż chłopak bezbłędnie sobie
poradził był teraz w dużym niebezpieczeństwie ze strony stróżów prawa w
magicznym świecie. Gdy tylko doprowadził kuzyna do domu, otrzymał list
informujący go o wydaleniu ze szkoły...
Artur Weasley przebywał
akurat w ministerstwie - miał już kończyć pracę - kiedy do jego gabinetu wbiegł
Kingsley.
- Potter użył magii - poinformował - powiadom szybko Albusa, bo będzie za
późno.
- Na co?
- Wysłali już list o wyrzuceniu go ze szkoły.
- Jasna cholera!
- Idź już - powiedział murzyn.
Dzięki informacjom z
ministerstwa Dumbeldore, który niedawno powrócił z konferencji, mógł
zainterweniować u odpowiednich osób i Harry będzie musiał stawić się na
przesłuchaniu w gmachu rządu. Wobec zaistniałych okoliczności zwołano pilne
zebranie Zakonu - w pełnym składzie...