Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

czwartek, 6 czerwca 2013

31. Nieszczęścia chodzą parami i nie tylko...



Rozdział 31
Nieszczęścia chodzą parami i nie tylko...

            Syriusz nudził się niesamowicie podczas swoich przymusowych robót wykończeniowych w kwaterze głównej Zakonu Feniksa. Dom, do którego miał nadzieję już nigdy nie wracać, stał się ponownie jego więzieniem. Najpierw był nim, gdy jeszcze jako dziecko musiał przebywać tu pod opieką swoich rodziców, którzy mieli bzika na punkcie czystości krwi. Nie było to coś dziwnego, w owych czasach - jeszcze nim Lord Voldemort rozpoczął brutalną eliminację czarodziei nie magicznego pochodzenia - większość rodzin o wielopokoleniowej magicznej tradycji myślało podobnie. Nie inaczej był w rodzinnym domu Blacka. Początkowo rodzina popierała nawet postulaty Voldemorta, dopóki ten nie pokazał swoich prawdziwych intencji i metod działania. Brat Syriusza Regulus został nawet śmierciożercą - poplecznikiem najpotężniejszego czarnoksiężnika - ale jego szybka śmierć ostudziła zapały rodziców młodzieńców w popieraniu Czarnego Pana. Syriusz od zawsze był przeciwnym takiemu światopoglądowi i dlatego został wyklęty przez swoją rodzinę. Co skłoniło go do ucieczki z domu. Od tamtej pory miał nadzieję, więcej nie zawitać w tym domu.

            Obecnie był ponownie więźniem tych murów. Dumbeldore odsunął go od czynnego udziału w misjach Zakonu, a że nie miał się gdzie podziać i był nadal poszukiwanym zbiegiem, nie mógł nigdzie swobodnie się poruszać. Albus zabronił - wręcz - wychodzić Syriuszowi z domu, na co ten niechętnie - ale jednak - przystał. 

            Od dnia kiedy wybrano ten dom na kwaterę główną Syriusz został znowu złączony na stałe z tym miejscem. Tak na prawdę zamienił celę w Azkabanie, na areszt domowy w Londynie - w domu zmarłych rodziców.

            Jedynym plusem zaistniałem sytuacji był kontakt z ludźmi. W kwaterze głównej zawsze znajdowała się Molly Weasley i jej dzieci oraz Hermiona, która spędzała z nimi wakacje. Syriusz musiał przyznać, że lepsze takie towarzystwo niż żadne. 

            Hermionę i Rona lubił od czasu, kiedy wraz z jego chrześniakiem pomogli uwolnić mu się od dementorów i ich okropnego - wysysającego duszę - pocałunku. Bliźniaków Weasley polubił ze względu na ich podobieństwo do niego i Jamesa Pottera z czasów szkolnych. Tak jak i oni lubił wtedy dowcipy i przeróżne figle splatane najczęściej ślizgonom. Z Ginny łączyła go troska o Harry'ego - o czym nie wiedziała jeszcze dziewczyna. A co do Molly, wyśmienicie gotowała... I to by było na tyle dobrego, co można o niej powiedzieć, gdyż im dłużej była na Grimmuland Place 12 tym więcej kłóciła się z gospodarzem. Artura - męża Molly - spotykał głównie gdy ten wracał zmęczony z pracy i poza kilkoma rozmowami, nie wiedział jeszcze o nim zbyt dużo.

            Od czasu do czasu w kwaterze zjawiali się też inni członkowie Zakonu. Ich wizyty były mile widziane przez domowników - wizyty Tonks, Szalonookiego, Mundungusa, Albusa - ale zdarzały się też mniej miłe - Severus Snape. Tych ostatnich Syriusz starał się unikać jak tylko mógł. 

            Obecnie Łapa - jak i inni domownicy - wyczekiwał na powrót z wyjątkowo niebezpiecznych misji Remusa Lupina i Hagrida z Madame Maxime, którzy mieli wybadać nastroje wśród odpowiednio wilkołaków i olbrzymów. Poza tym niedługo z misji wśród goblinów powinien zostać zdany raport przez Billa Wesleya. 

            I wreszcie w drugim tygodniu lipca Bill stawił się w kwaterze głównej, gdzie obecnie poza domownikami przebywali Tonks, pan Diggle i Moody. Molly błyskawicznie wyrzuciła młodzież na górę i przygotowała szybką przekąskę dla wszystkich podczas wysłuchiwania co Bill ma do opowiedzenia. Chociaż Dumbeldore ostatnio powiedział, że ogólne zebrania będą zwoływane tylko w wyjątkowych okolicznościach postanowiono zwołać teraz takie zebranie, gdyż nikt nie wiedział jak się zachować. Zapobiegł temu, jednak Moody, który uznał, że wystarczy poinformować dyrektora Hogwartu, a on powtórzy to komu trzeba, jeśli uzna to za słuszne. Tak też zrobiona. 

            Pół godziny później Albus wszedł do domu numer 12 i udał się prosto do kuchni, gdzie siedzieli już członkowie stowarzyszenia, będący po przekąsce.

- Witajcie - przywitał ich Dumbeldore - Bill mógłbyś już nam przedstawić wyniki misji?
- Oczywiście - odpowiedział Weasley.
- No to zaczynajmy, nie mam zbyt wiele czasu - wyjaśnił mężczyzna.
- W takim razie opowiem pokrótce to co wiem, a dokładny raport podrzucę do kwatery jutro - zapewnił Bill - po spotkaniach z wieloma ważnymi goblinami, mogę wam przekazać że zachowają one neutralność w zbliżającej się wojnie. Wierzą w powrót Sami- Wiecie- Kogo, ale twierdzą że są to porachunki pomiędzy czarodziejami i nie będą ginąć w imię interesów obcej rasy. Wykluczają walkę po stronie naszego wroga, ale nie pomogą i nam - zakończył.
- Nic nowego nie wiemy - stwierdził Moody.
- Wiemy! - zaprzeczył Diggle - nie będą walczyć przeciw nam...
- to tyle co nic. - przerwał mu Syriusz.
- No cóż - wtrącił Dumbeldore - lepsze to niż nic. Nie sądzę żeby dołączyły do Voldemorta, bo ten chce odebrać magicznym stworzeniom wszelką suwerenność i zrobić z nich zwykłych niewolników - zapewnił.
- Banda egoistycznych nacjonalistów - warknął Moody.
- Alastorze nie możemy je winić za to, że nie włączą się w ten konflikt, gdyż ten dotyczy chwilowo tylko nas - czarodziejów.
- Dokładnie - zgodziła się Tonks - a teraz nie jesteśmy nawet w stanie wojny z śmierciożercami. Wszystko przez ministerstwo.
- Tak co do tematu ministerstwa - odezwał się Syriusz - czytaliście ostatniego proroka?

            Zebrani pokręcili przecząco głowami. Widząc to Łapa z uśmiechem na ustach powiedział:

- Na ostatnim meczu ligowym pomiędzy Zjednoczonymi Puddlemore i Osami kibice skandowali różne hasła obrażające Knota i wyrażające poparcie dla nas. Redaktorzy zrobili z nich w artykule niepełnosprawnych na umyślę idiotów, ale same hasła były bardzo zabawne - tu Syriusz zacytował jeden z fragmentów, ale w połowie przerwała mu pani Weasley z uwagi na sporą ilość zawartych w nim wulgaryzmów.

- Duże ryzyko- powiedział Diggle.
- Zwłaszcza teraz kiedy piszą te paszkwile na temat mój i Harry'ego - wtrącił Albus.
- Nadal piszą o was? - zapytała Tonks.
- Robią to prawie wszyscy pod kuratelą Knota - odpowiedział Dumbeldore - odebranie mi wszystkich zaszczytów musiało poskutkować mnóstwem artykułów, niepochlebnych o mnie.
- Mam nadzieję, że na międzynarodowej konferencji pójdzie ci lepiej - zawtórował Moody.
- Nie sądzę żeby łatwo poszło - odrzekł Albus - Syriuszu czy mógłbyś się dowiedzieć czy twój arabski przyjaciel będzie tam obecny?
- Mogę - odpowiedział bezbarwnie Black.

***

            Dwa dni po powrocie Wesleya w siedzibie zakonu zjawił sie Remus Lupin we własnej osobie. Wyglądał strasznie. Jego i tak juz poniszczony płaszcz podróżny miał wiele nowych, licznych śladów po pazurach, kłach itp. Twarz miał poznaczoną dwoma długimi bliznami znajdującymi się na lewym policzku i kilkoma mniejszymi na drugim. Ponad twarzą z kolei brakowało mu kilku kęp włosów, a ich kolor przybrał bardziej siwą barwę.

- Molly poszukaj czegoś na te rany! - ryknął Syriusz, kiedy doprowadził Lupina do kuchni.

            W pomieszczeniu znajdowali się tylko dwaj przyjaciele, mogli więc spokojnie porozmawiać. 

- Misja się nie powiodła - mruknął Lupin.
- Dlaczego?
- Greyback i jego zwolennicy byli tam pierwsi i zdobyli juz spore poparcie - wyjaśnił Remus - od teraz wilkołaki są lub dopiero będą na usługach Voldemorta.

            Kiedy to powiedział do pomieszczenia wbiegli Molly i Bill.  Bill trzymał w dłoniach olbrzymią ilość bandaży i opatrunków, a jego matka kilka buteleczek z eliksirami leczniczymi przyniesionymi do kwatery przez Snape kilka godzin przed przybyciem Lupina. Na szczęście mikstury nadawały się już do zastosowania ich - co też Molly natychmiast uczyniła. 

            Po kilku godzinach Remus był już w stanie opowiedzieć o swojej misji, w związku z czym Syriusz wezwał do kwatery Moddy'ego, Kingsleya, Tonks, Vance i profesor McGonagall. Z pracy powrócił też Artur Weasley. Zebrani zajęli miejsca przy stole - pani Weasley udała się na piętro żeby przypilnować żeby dzieciaki nie podsłuchiwali ich rozmów. Ostatnio wychodząc z zebrania natknęła się na Uszy Dalekiego Zasięgu, które musiała skonfiskować bliźniakom. Od tego czasu przed każdym zebraniem rzucała na drzwi do kuchni zaklęcie nie przenikalności. Dzięki temu nikt nie podsłuchiwał obrad.

- Może zaczniesz Remusie? - zaproponował Moody, gdy pozajmowali miejsca przy stole.
- Oczywiście - zgodził się Lupin - wilkołaki nie będą naszymi sojusznikami - wypalił "prosto z mostu" - Greyback i jemu podobni zdobyli znaczące wpływy między pobratymcami. On sam jest tak jakby przywódcą wilkołaków. Wszyscy wiemy o jego słabości do uniżania sie przed Sami- Wiecie- Kim...
- Zamiast pomocy, będziemy musieli z nimi walczyć? - zapytała Emmelina, wchodząc w słowo Remusowi.
- Tak - odpowiedział krótko.
- Nie jest dobrze - zawyrokował Moody.
- Trzeba poinformować Albusa - dodał Artur Weasley.
- Zajmę się tym - powiedział Bill - dzięki pracy w Gringocie mogę udać się na konferencję powołując się na wyjazd w delegację - wyjaśnił.
- A gdzie właściwie jest ta konferencja? - spytała Tonks.
- Dodoma - odpowiedział Black - stolica Tanzanii, takiego kraju w Afryce - dodał widząc zdziwienie na twarzy zebranych.
- Świetnie, jak tam się dostać? - spytał się Bill.
- Nie mamy pojęcia - odrzekł, odrobinę zawstydzony Moody.
- No to mamy problem - podsumował Black.

            Nie udane misje wśród magicznych stworzeń to nie jedyny problem, jaki trawił obecnie Zakon Feniksa. Na początku sierpnia, podczas obserwacji ostatniego Pottera, na swojej warcie nie stanął Mundungus Fletcher. Razem z nim chłopaka pilnowała pani Figg - pozbawiona magicznej mocy mieszkanka Londynu, pochodząca z rodziny czarodziei. Z tego powodu Harry pozbawiony był odpowiedniego wsparcie w razie zagrożenia. Jak na ironię akurat wtedy w okolicach jego domu znalazło sie - nie wiadomo skąd dwoje dementorów. Bestie zaatakowały Pottera, kiedy ten razem ze swoim kuzynem - Dudleyem - wracał do domu wuja i ciotki. Mimo, iż chłopak bezbłędnie sobie poradził był teraz w dużym niebezpieczeństwie ze strony stróżów prawa w magicznym świecie. Gdy tylko doprowadził kuzyna do domu, otrzymał list informujący go o wydaleniu ze szkoły...

            Artur Weasley przebywał akurat w ministerstwie - miał już kończyć pracę - kiedy do jego gabinetu wbiegł Kingsley. 

- Potter użył magii - poinformował - powiadom szybko Albusa, bo będzie za późno.
- Na co?
- Wysłali już list o wyrzuceniu go ze szkoły.
- Jasna cholera!
- Idź już - powiedział murzyn.

            Dzięki informacjom z ministerstwa Dumbeldore, który niedawno powrócił z konferencji, mógł zainterweniować u odpowiednich osób i Harry będzie musiał stawić się na przesłuchaniu w gmachu rządu. Wobec zaistniałych okoliczności zwołano pilne zebranie Zakonu - w pełnym składzie...

wtorek, 4 czerwca 2013

Uzupełnienie rozdział 2 - 3

Czytając dzisiejsze stare notki, zauważyłem brak jednej. Po gruntownym przeszukaniu dysku udało sie ją odnaleźć. Nie chcę zmieniać numeracji wszystkich rozdziałów - ach te moje lenistwo - więc nazwałem go roboczo jako nr 2,5.



Rozdział 2,5
Azkaban

            Syriusz Black był przesiadywał w Azkabanie 12 długich lat, patrzył jak ludzie tracą tu zmysły, zaczynają wariować lub umierają. Przez ten czas większość czasu spędzał pod postacią psa. Prawie nikt go nigdy nie odwiedził, jedynym wyjątkiem była Meadows, jego dawna szkolna miłość. Nie uwierzyła w jego niewinność, nie chciała wysłuchać jego wyjaśnień. Krzyczała tylko na niego, ze to wszystko przez niego i wyszła wściekła bardziej niż Syriusz. Tydzień później zobaczył w gazecie, którą ktoś zostawił pod jego celą, że została uśmiercona przez samego Voldemorta. Poza tą jedną wizytą nie odwiedził go nikt, nawet Remus Lupin się od niego odwrócił, nawet Dumbeldore uwierzył w jego zdradę.           
            Życie w Azkabanie płynęło ustalonym rytmem. O 9 czasu lokalnego strażnicy dostarczali coś do przegryzienia na śniadanie i odrobine wody, koło 14 był obiad dostarczany, a o 18 kolacja i to na tyle jeśli chodzi o jedzenie. Cel praktycznie się nie opuszczało, dla własnego bezpieczeństwa – nikt nie chciał natknąć się na dementora w ciemnym koncie. Czasem goście dawali więźniom czasopisma do poczytania i rozwiązania krzyżówki.
            Po 12 latach coś zakłóciło codzienność azkabańskiego życia. W twierdzy zjawił się sam minister magii – Korneliusz Knot. Odwiedzał więzienie, sprawdzał zabezpieczenia itp. Trafił tak do poziomu, na którym byli przetrzymywani najgroźniejsi przestępcy, będący pod szczególnym nadzorem i rygorem. Knot był w lekkim szoku jak dramatycznie prezentują się więźniowie – z jednym wyjątkiem, którym był Syriusz Black. Zaciekawiony minister postanowił pogadać trochę z tym niebezpiecznym szaleńcem jak głosiły plotki.
- Dzień Dobry, Panie Black – powiedział uprzejmie minister.
- Witam pana, panie ministrze – odpowiedział Łapa.
- Skąd wiesz, że jestem ministrem? – zdziwił się Knot.
- No wie pan, czasem wpadnie mi w ręce jakaś gazeta – odrzekł Syriusz.
- Ach, no tak. Muszę przyznać Black, że zaskakuje mnie pana postawa – stwierdził Knot.
- Nie rozumiem – bąknął Syriusz.
- Wszyscy tu ledwo żyją, a pan wydaje się być w świetnej formie – rzekł Korneliusz.
- Wie pan świeże morskie powietrza potrafi zdziałać cuda – zażartował Black.
- Nadal z pana żartowniś. Nie zechcesz pewnie mi powiedzieć jakim cudem tak dobrze znosisz pobyt tu przez tyle lat? Ile to już właściwie lat? – spytał minister, na co Syriusz gorzko odpowiedział – 12 długich lat panie Knot, nie sądzi pan, że to zbyt długi czas skoro nie odbył się nawet proces, ani nie postawiono mi żadnych zarzutów?
- Ależ panie Black oboje wiemy, że to przez Ciebie zginęli państwo Potterowie, a ich synek Harry cudem  przeżył – stwierdził zimnym tonem Knot.
- W pewnym sensie ma pan rację ministrze. Mogę zapytać co się dzieje z Harrym?
- Ma się dobrze, pójdzie do 3 klasy. – odparł Knot.
- W jakim jest domu? – dopytywał Black.
- Gryfindorze – odrzekł minister – muszę już iść dalej. Żegnam pana, Black.
- Panie ministrze ma pan może jakąś gazetę? To sobie poczytam i rozwiążę krzyżówkę – spytał delikatnie Syriusz Black.
- Proszę – powiedział minister i dał „Proroka Codziennego” skazanemu.
- Do widzenia – powiedział na zakończenie Łapa.
            Lektura gazety była miłą odmianą dla skazanego. Do pewnego momentu, tzn. do chwili gdy natrafił na zdjęcie jednego z pracowników ministerstwa – Artura Wesley’ a – i jego rodziny na wakacjach. Na tym zdjęciu był obecny również szczur należący do syna pana Wesley’ a. Łapa natychmiast rozpoznał w tym szczurze swojego dawnego kumpla sprzed 12 lat – Glizdogona. Widząc to Syriusz wpadł w szał, zwinął gazetę i rzucił ją na prycze, po czym zaczął wrzeszczeć tak, że dopiero interwencja strażników go uspokoiła. Całą noc dało się słyszeć jak Syriusz przez sen mamrocze „On jest w Hogwarcie”. I tak przez cały tydzień.
            Przez cały tydzień Syriusz był pod postacią psa. Po tygodniu dementorzy nie wyczuwali nic ludzkiego w jego celi, więc postanowili wynieść zwłoki i zakopać je pod murami wraz z setkami innych bezimiennych skazanych. Tym razem nie znaleźli zwłok, a dodatkowo, kiedy otworzyli drzwi wyszedł nimi pies i pobiegł co sił w łapach na dół ku drzwiom. Było ciemno, więc nie mógł go zauważyć żaden z więźniów, a strażnicy są ślepi, także też nie mogli go zobaczyć ani wyczuć dopóki był psem. Będąc na parterze Łapa wyskoczył przez jedyne w twierdzy otwarte okno. Nadal biegł ile sił, teraz już tylko pokonać mury i będzie wolny. Wdrapał się na mur i przeskoczył go. Widocznie nikt nie pomyślał, że skazany dostanie się aż tak daleko. Był już poza murami twierdzy, ale nie widział co dalej, w którą stronę podążyć dalej? Widząc, że w środku twierdzy wybuchł popłoch, nie wiele myśląc wskoczył do rzeki i popłynął przed siebie. Od czasu do czasu nurkował w poszukiwaniu ryb lub aby napić się wody z morza. Woda w morzu północnym była dość zimna jak na sierpień. Syriusz, a raczej pies, którym teraz był płynął ile sił do celu. Płynął dwa dni, kiedy zobaczył go jakiś statek pasażerski. Marynarze wyłowili psa i dali mu coś do jedzenia i trochę czystej wody mineralnej, a pewna miła starsza pani okryła psa grubym kocem. Łapa odczuł po raz pierwszy od 12 lat miłe uczucie, w którym nie było ni smutku ni żalu, po prostu był szczęśliwy. Rejs był bardzo odprężając dla Syriusza, jednak po kilku dniach, gdy dowiedział się, że dopłynęli do portu w Liverpoolu zdecydował się opuścić statek i ruszyć do Surey. Chciał, chociaż spojrzeć sobie na Harry’ego Pottera – swojego chrześniaka. Podróżował pod postacią psa licząc, że nikt go nie rozpozna, chociaż mógł to zrobić właściwie tylko Remus Lupin, a szanse na to, że Black spotka dawnego przyjaciela były bardzo, bardzo niewielkie.
            W środku sierpnia los uśmiechnął się do Łapy. Szedł sobie właśnie jedną z uliczek, gdy zobaczył chłopaka idącego z kufrem i klatką, w której trzymał sowę. Syriusz - pod postacią psa – znieruchomiał. Ten chłopiec tak bardzo przypominał jego najlepszego przyjaciela. Właściwie, chyba tylko oczy miał po Lilly, tak to musiał być Harry Potter. Łapa nie wiedział co zrobić, stał i patrzał na chłopca, którego był chrzestnym. Widocznie widok ogromnego psa był czymś strasznym, bo Harry wyjął różdżkę. Łapa chciał coś zrobić żeby chłopak nie wyleciał za użycie czarów poza szkołą, ale nim zdążył skoczyć Harry potknął się i przewrócił. Po paru sekundach odgrodził ich czerwony autobus „Błędny Rycerz”. Harry odjechał nim, a Syriusz ruszył w dalszą podróż.
            Syriusz Black od czasu spotkania z Harrym podróżował na północ Anglii. Nigdzie nie zabawił zbyt długo. Był już naprawdę bardzo wymęczony, a bardzo chciał się spotkać z Harrym, albo chociaż go zobaczyć. Powoli dawały o sobie znać nieregularne, kiepskie posiłki oraz samotność. Łapa postanowił coś z tym zmienić. Postanowił pogadać z kimś. Była to ryzykowna opcja, gdyż nawet w niemagicznych gazetach pisali o nim jako groźnym przestępcy. Idealnym miejscem na postój wydawała się maleńka wioseczka koło Newcastle. Black krążył kilka godzin po wiosce szukając odpowiedniego miejsca i osoby. Wreszcie zobaczył ładną, na oko 30 letnią brunetkę. Z obserwacji czarodzieja wynikało, iż mieszka samotnie w małym domku na obrzeżach miejscowości. Postanowił odwiedzić kobietę, gdy ta powróci do swojego domu. Na razie jednak ukrył się w pobliskim borze. Drzewa nie były zbyt gęste, więc miał doskonały widok na wioskę, a zwłaszcza jej obrzeża.
            Black niecierpliwie wyczekiwał na chwilę, kiedy kobieta wróci do domostwa i będzie miał szanse ją odwiedzić. Wreszcie po około godzinie, gdy zaczynało się ściemniać i nad wioską powoli pojawiała się mgła, kobieta wróciła do domu. Black natychmiast po przekroczeniu przez nią progu puścił się pędem ku jej posiadłości. Biegł naprawdę szybko, jednym susem przeskoczył niskie drewniane ogrodzenie i mknął przez dość spory ogród ku drzwiom, jednak nagle upadł przywalony do ziemi ciężarem ciemnej masy. Masa wydała mu się czymś żywym. Wbijała mu boleśnie pazury. Tracąc równowagę stracił postać psa i jako człowiek siłował się z czymś co okazało się być ogromnym psem, nieznanej czarodziejowi rasy. Pies zaczął groźnie kąsać Blacka. Czarodziej zaczął krzyczeć. Po kolejnym ugryzieniu – tym razem w twarz - stracił przytomność.
            W tym samym czasie jedyna domowniczka krzątała się po kuchni próbując stworzyć coś z niczego na obiad. Wydawało jej się, że słyszy odgłosy walki. Postanowiła sprawdzić z okna w salonie co się dzieje w ogródku. Gdy tylko zerknęła przez szybę, zrobiło się jej słabo. Pies zdawał się zagryzać jakiegoś mężczyznę, będącego już w okropnym stanie. Nie wiele myśląc założyła buty na nogi i ruszyła sprintem ku tej strasznej scenie. Nie wiedziała co robić, po prostu biegła chcąc to przerwać i uratować niewinnego – tak myślała – człowieka