Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

sobota, 10 kwietnia 2021

129. Pierwsza wygrana

 

Rozdział 129

Pierwsza wygrana

          Harry źle spał tej nocy. Kiedy tylko zamknął oczy widział madame Malfoy udającą się do lasu. W tym śnie Narcyza udawała się do chatki w lesie wraz ze swoim kochankiem. W tym śnie był nim jej syn. Harry widział jak matka całuje się z synem i czuł się tym obrzydzony. Poczuł się jeszcze bardziej obrzydzony, kiedy zdał sobie sprawę, że oni go widza. Obudził się wtedy zlany zimnym potem.

- Porno sny… - wybełkotał sam do siebie - .. i to jeszcze o kim – dodał zrezygnowanym tonem i uderzył otwartą dłonią o czoło.

          Po chwili poczuł, że było to głupie, bo mogło obudzić śpiąca obok niego Ginny. Na szczęście nic takiego się nie stało. Panna Weasley spała spokojnie niczym niemowlę. Położona na boku, miała lekko rozchylone usta i rozczochrane włosy.

          Harry popatrzył na ukochaną przez chwilę i spróbował zasnąć jeszcze raz. Tej nocy budził się wielokrotnie i tak samo często zasypiał.

          Poza wątpliwymi moralnie rozrywkami Narcyzy Malfoy śniły mu się rozwiązane oraz nierozwiązane afery aurorskie. Sprawa Changa. Wszystko co złe w biurze łączyło się z ojcem Cho. On sam uciekł obecnie do Azji, gdyż uważał, że nie jest dla niego bezpiecznie pozostawać w Anglii. Aurorzy napastowali jego rodzinę podczas przeszukania. Najbardziej we znaki dali się zwłaszcza starszej córce.
          Wszyscy aurorzy zostali odesłani na badania do magicznego odpowiednika psychiatry. Zaraz po niej Dafne Greengras złożyła mu propozycję reformowania Biura Aurorów. Na oko Harry’ego jego życie stawało się coraz bardziej polityczne, uwarunkowane przez politykę. Kiedy był w szkole tak nie było, wszystko było łatwiejsze.

          Tego dnia Harpie miały grać trzeci mecz w tym sezonie. Po porażkach z Tajfunami i Zjednoczonymi ich sytuacja w tabeli nie była zbyt dobra. W dwóch meczach dziewczyny zdobyły łącznie 120 punktów, a straciły 400. Kolejny mecz rozegrać miały z Armatami.

          Czas przed meczem upłynął Harry’emu samotnie. Co prawda zjadł z Ginny śniadanie, lecz była ona mocno nieobecna. Potem chłopak udał się do pracy, gdzie zajął się sporządzeniem kilku raportów i przygotował sobie notatkę dotycząca sugestii zmian w organizacji pracy jakie przedstawiła mu Dafne.

          Punktualnie o 14 wyszedł z biura. Jeszcze w atrium dołączył do niego Ron. Czarodziej aspirujący do bycia aurorem był tego dnia w dobrym nastroju.

- Myślę, że zdam testy i niedługo zostanę aurorem! – entuzjazmował się rudy.

- Na pewno!

          Chłopaki deportowali się w okolice stadionu Armat. Harry lubił ten zespół, lecz w tym meczu nie mógł im kibicować. Dziś jego serce było zdecydowanie po stronie Harpii. W pobliżu, chociaż do meczu była jeszcze godzina, przemieszczało się wiele osób. Niemal każda z nich miała kibicowskie akcesoria. W pamięci aurorom najbardziej zapadł starszy czarodziej ubrany w ogromny kapelusz wyglądający jak armata. Łudząco przypominał słynny „lwi kapelusz” Luny.

          W tłumie kibiców nie udało się zidentyfikować zbyt wielu znajomych twarzy. Za bramą stadionu znajdował się, jednak, Syriusz Black. Ojciec chrzestny Pottera ubrany był w prostą, czarną szatę. Jako jedna z niewielu osób nie posiadał widocznych, kibicowskich gadżetów.

- Cześć! – krzyknął w jego stronę Ronald.

          Black odpowiedział skinieniem głową. Gestem ręki zachęcił ich do podejścia. Wyraz twarzy miał beztroski, chociaż zdawał się skupiony na czymś.

- Nie wyglądasz jakbyś szedł na mecz – zauważył Harry.

- Idę, ale jakbym nie szedł.

- To znaczy? – zdziwiony Ron podrapał się po głowie.

- Interesy – odparł zdawkowo Black.

- Sprawdź tylko wynik nim wrócisz – zmienił temat Harry.

          Ron stał się jeszcze bardziej osłupiały.

- No wiesz żeby Ginny nie urwała ci głowy za nietaktowne zachowanie – dodał z łobuzerskim uśmiechem.

- Jasne – zgodził się Black – teraz pozwolicie, ale muszę lecieć.

          Pożegnali się i Syriusz odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Ron zaczął w tym czasie gadać o zbliżającym się meczem, ale Harry zauważył w jakim kierunku idzie jego współlokator. Black zmierzał w stronę szatni.

          Na trybunach Harry przez chwilę zastanawiał się jaki sektor wybrać, lecz Ron pociągnął go w z góry zamierzonym kierunku. Po drodze zaczęli mijać coraz bardziej znane twarze. Potter zidentyfikował kilkoro uczniów młodszych klas w Hogwarcie.

          Wreszcie dotarli na sektor zajmowany przez niezbyt zaangażowanych kibiców. Tutaj w spokoju mogli pooglądać mecz i nie zajmować się kwestiami związanymi z dopingiem. Harry był zdziwiony takim wyborem kolegi.

- Dlaczego tutaj?

- A wiesz, tutaj można pogadać.

          I faktycznie oglądając początek meczu rozmawiali o przygotowaniach Rona do aurorskich testów. Rudowłosy chłopak wydawał się zdecydowany na taki wybór kariery i chociaż Harry nie podzielał jego zdania, starał się nie mówić o tym. We własnej opinii wydawało mu się, że robi to dobrze.

- Nie wierzysz we mnie? – spytał w końcu Ron.

- Cooo? – bąknął Harry.

- Nie wierzysz we mnie! W to, że zostanę aurorem! – palnął Weasley.

- To nie to – odparł Harry siląc się na lekceważący ton – Jak miałbym nie wierzyć w kogoś, kto w 1 klasie pokonał w czarodziejskie szachy samego Dumbeldore’a.

          To ostatnie zdanie wyraźnie podłechtało ego Rona. Chłopak dał się zbyć i resztę meczu rozmawiali już tylko o wydarzeniach na boisku. Tam działo się sporo. Początkowo Armaty wykorzystały niepewność w szeregach Harpii i szybko wyszły na prowadzenie 5 golami. Wtedy jednak Ginny przeprowadziła błyskotliwą indywidualną akcję i zdobyła pierwsze punkty dla swojej drużyny. Wtedy nadzieja na wygraną i wiara we własne umiejętności wróciła do reszty dziewcząt. Udało im się zdobyć kilkanaście goli, na które Armaty były w stanie odpowiedzieć podobną ilością. Przez cały ten czas nigdzie nie było widać znicza.

          Wreszcie przy wyniku 150 do 90 dla Armat pojawił się on – cały na złoto. Mała trzepocząca piłeczka znikąd wyfrunęła na skraju boiska, tuż obok łydki pałkarza Armat. Ten próbował odbić go w stronę swojego szukającego, lecz nie wyszło mu to zbyt dobrze. Znicz pomknął bowiem w przeciwną stronę niż zamierzał wysłać go pałkarz. Pech chciał, że w tych okolicach znajdowała się Cho Change. Szukająca Harpii nie miała problemów ze złapaniem znicza i przypieczętowaniem pierwszej w sezonie wygranej swojej drużyny.

          Moment, w którym dziewczyny lądowały rozradowane na płycie boiska był jednym z radośniejszych i weselszych jakie Harry widział w ostatnim czasie. Zawodniczki zgromadziły się w okrąg i we wspólnym uścisku świętowały wygraną.

          W drugim miejscu boiska lądowali gracze Armat. Nie było wśród nich cienia zadowolenia. Wszyscy trzej ścigający mieli pretensje do nieszczęsnego pałkarza, który defacto zapewnił wygraną dziewczyn.

          Kibice powoli rozchodzili się z trybun, podczas gdy Harry wiedział już co nastąpi zaraz po meczu. Miał już żegnać się z Ronem, kiedy pojawił się Syriusz.

- To co świętujemy? – spytał retorycznie.

wtorek, 14 lipca 2020

128. Aurorskie szarże

Rozdział 128
Aurorskie szarże

          Harry odnosił wrażenie, że sytuacja w brytyjskim świecie magii wraca do normy. Ministerstwo zaoferowała Changowi powrót do kraju w zamian za dobrowolne poddanie się karze pół roku więzienia, a ten nie odrzucił tego zaraz po usłyszeniu oferty. Co prawda początkowo chłopaka dziwiło dlaczego Kingsley zlecił przekazanie oferty Syriuszowi, lecz Hermiona zasugerowała mu, że być może chodzi o udobruchanie ostatniego żyjącego Blacka. Uznał, że takie myślenie ma sens. W końcu minister na pewno nie pragnął zaognić relacji między nimi.

          Sam Syriusz był ostatnio nieuchwytny dla Harry’ego. Mężczyzna większość czasu spędzał załatwiając sprawy FPOW albo na lekcjach z Cho, co sprowadzało się do przebywanie w siedzibie fundacji.

          Okazję do rozmowy mieli dopiero gdy oddział aurora stawił się w rzeczonym budynku by przejść badania u psychouzdrowiciela Chichi, John, Proudfoot, Willimson i Harry zjawili się na badaniach jako drugi oddział. Do budynku jak i po nim byli oprowadzani nie przez pracownika fundacji, ale przez jednego z cywilnych członków Departamentu Przestrzegania Prawa.

          Harry nie pamiętał jego imienia. Był to starszy czarodziej, o siwych włosach i brodzie sięgającej obojczyków. Był przy tym niezwykle niski. 

          Jako pierwsza badanie przeszła Chichi. Spędziła samotnie w gabinecie uzdrowiciela kwadrans. Wyszła lekkim krokiem z uśmiechem na ustach. Nie zmieniając miny spojrzała na kolegów z zespołu – jakby chciała dodać im otuchy – i bez słowa opuściła pomieszczenie. Nim ktokolwiek zdążył wyrazić komentarz do gabinetu wezwany został John.

          McCarthy spędził w środku więcej czasu od koleżanki. Wyszedł też znacznie bardziej poirytowany niż wchodził. Na pewno daleko mu było do uśmiechu z jakim gabinet opuszczała Chichi.

- Twoja kolej – bąknłą auror do Harry’ego.

          Potter poczuł skurcz w żołądku. Miał wrażenie, że cofnął się w czasie. Znów ma 13 lat i zmajstrował coś z czego będzie musiał tłumaczyć się profesor McGonagall. Nie minęło kilka uderzeń serca a zdał sobie sprawę z własnej głupoty. Nie przyszedł tu by się z czegokolwiek tłumaczyć, a by zdać rutynowe – w jego przypadku badanie.

          Siląc się na sprężystość ruchów wszedł do środka. Musiało wyglądać to komicznie, gdyż zgromadzone w środku osoby wyszczerzyły zęby.

          Chłopak z zaskoczeniem odnotował, iż wewnątrz znajdują się Syriusz, Dafne Grenngrass i nieznany mu starszy mężczyzna. Black mrugnął do niego porozumiewawczo, a Dafne obdarzyła lustrującym od stóp do czubka głowy spojrzeniem. Intensywność spojrzenia, ale i nonszalancka postawa miały w sobie coś ekscytującego.

- Proszę usiąść, panie Potter – odezwał się mężczyzna.

          Harry posłusznie wykonał polecenie. Następnie odpowiedział na błahe pytania. Dotyczył jego ogólnego samopoczucia czy się dzisiaj wyspał itp. Nie widział związku między nimi a zawodem aurora.

- Przejdźmy do rzeczy Charles – odezwał się Syriusz.
- Tak, tak. – Zgodził się drugi mężczyzna – Pana dzieciństwo – zwrócił się do Harry’ego patrząc mu przy tym w oczy nieco tylko mniej intensywnie niż zrobiła to uprzednio Greengras – czy wydarzyło się w nim coś dla pana traumatycznego?

          Ślizgonka poruszyła się na krześle. Zadbała przy tym aby jej poza ciągle wyglądała na niedbałą, może nawet znudzoną przesiadywaniem tutaj.

          Harry tymczasem gorączkowo myślał co odpowiedzieć. Najchętniej odpowiedziałby, że całe jego dzieciństwo było traumą, przynajmniej to jakie pamiętał. Może mając 3 miesiące tak nie było, ale on tego z całą pewnością nie pamiętał.

- Wie pan – zaczął niepewnie – kiedy miałem rok zamordowano moich rodziców…
- … faktycznie głupie pytanie – zganił się Charles – Czy poza zdarzeniami dotyczącymi Sam-Pan-Wie-Kogo miały miejsce inne ciężkie przeżycia, traumy?

          Kątem oka Harry zauważył, że Syriusz uśmiecha się do niego ciepło jakby chciał zachęcić do mówienia, a Dafne przybiera pozę zwiastującą zainteresowanie tym co powie. Nie wiedzieć czemu poczuł z tego powodu, po raz kolejny tego dnia, nieprzyjemny skurcz w żołądku.

- Eee… tak – bąknął wreszcie Harry.

          Przez kolejne, zdające się wiecznością chwile, Harry opowiadał o życiu z Dursleyami. Syriusz i dziewczyna się nie odzywali. Charles z kolei zadawał krótkie pytania. Zdaje się, że Harry był dla niego niezwykle ciekawym obiektem badań. 

- Wystarczy – powiedziała niespodziewanie Dafne. Sposób w jaki to mówiła był jednocześnie kulturalny, ale również nie znoszący sprzeciwu – Dla wszystkich z nas jasnym jest, że pan Potter miał traumatyczne dzieciństwo. Tak samo jasnym jest, że nikogo nie zdziwiłoby gdyby zamiast do Biura Aurorów trafił do śmierciożerców lub ich naśladowców. Oczywiście o ile ci nie próbowaliby go zamordować…
- … ale… - próbował jej przerwać Harry. Nieskutecznie.
- … tak się nie stało – dziewczyna mówiła to co chciał powiedzieć – Świadczy to o silnym kręgosłupie moralnym. Może trochę o kompleksie bohatera, ale to nie temat tej rozmowy.
- Sugeruje pani przejście do następnego tematu? – odezwał się rozczarowany Charles.
- Dokładnie.

          Przez kolejne kilka minut Harry opowiadał o uczuciach i emocjach jakie żywi do przeciwników, przestępców. Jak zachowuje się w sytuacjach stresowych. W jaki sposób odreagowuje. Kiedy skończył pozwolono mu odejść. Bez komentarza.

- Zdałem? –spytał niepewnie.
- To nie był szkolny test – rzucił Black.

          Harry uśmiechnął się i ruszył do wyjścia.

- 5 minut przerwy – stwierdziła za jego plecami Greengrass – Potter! Poczekaj.

          Z zaskoczeniem zatrzymał się, ale poczuł jak ktoś łapie go za mankiet szaty i wyprowadza z gabinetu. „Nie tu” zaświtało mu w uchu. Następnie poczuł zapach kwiatów. Podobny do tego jaki towarzyszył Ginny. Poczuł się tym tak oszołomiony, że nie odnotował zszokowanych spojrzeń czekających pod gabinetem towarzyszy.

- Mam sprawę – rozległ się damski głos.

          Podniósł oczy. Stał w korytarzu ministerstwa. Przed nim stała Dafne Grenngrass w całej okazałości. No może nie całej, bo stała stanowczo zbyt blisko i widział wyłącznie jej twarz.

- Mamy interes – powiedziała cofając się nieznacznie do tyłu.
- My?
- Ty, ja, ministerstwo i świat czarodziejów.
- Nie rozumiem.
- Tu ci nie wyjaśnię.
- A gdzie? – spytał tępo.
- Bądź o 20 w gabinecie mojego ojca w ministerstwie. Będzie otwarty.
- Dobrze – zgodził się niewiele myśląc.
- Super. Muszę wracać. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia – odparł zbierając myśli.

          Tego dnia nie wracał już do Biura Aurorów. Zamiast tego udał się do ośrodka treningowego, gdzie Ginny kończyła trening.

- Myślałam, że zobaczymy się na kolacji – powiedziała odziana wciąż w szatę treningową.
- Ja w tej sprawie.
- Wychodzimy gdzieś czy coś się stało?
- Sam nie wiem – powiedział uciekając wzrokiem.
- Harry.

          Spojrzał jej w oczy. Westchnął głęboko i powiedział:

- Dafne Greengrass zaprosiła mnie na jakieś spotkanie w interesach magicznego świata do jej ojca.
- Wybieramy się do ich rezydencji? – spytała niepewnie ruda.
- Nie do rezydencji a do biura w ministerstwie i nie ma, a ja.
- Aaaa – westchnęła rozczarowana ścigająca – no dobra.
- Nie jesteś zła?
- To spotkanie w interesach świata czarodziejów czy randka z ponętną ślizgonką?
- Coo
- Powinieneś zobaczyć teraz swoją minę – Ginny wybuchła śmiechem. 

          Punktualnie o 20 Harry złapał za klamkę do biura pana Greengrass. O tej porze ministerstwo było opustoszałe, więc nikt nie pytał go czego tu szuka. Nie daleko znajdowało się Biuro Aurorów, ale oparł się pokusie by odwiedzić kolegów i koleżanki na dyżurze. W końcu oficjalnie nie miał dzisiaj zmiany.

          Wszedł do środka. Gabinet urządzony był w typowym, ministerialnym stylu. Brak rzeczy osobistych świadczył, że lokator przebywał w nim od niedawna i nie zdążył jeszcze się zaaklimatyzować.

- Cześć – głos Dafne sprawił, że Harry aż podskoczył.
- Hej – odparł odnajdując ją w kącie pomieszczenia. Stała w mroku.
- Niezbyt czujny jak na aurora i znanego łowce czarnoksiężników.
- Żadnego jeszcze nie złowiłem…
- Poza tym najbardziej znanym i najgroźniejszym.

          Harry nie odpowiedział. Zdał sobie sprawę, że nie ma szans w takiej słownej szermierce z dziewczyną. Hermiona by miała. On nie.

- Powiesz mi po co tu przyszedłem?
- Jasne, usiądź – odpowiedziała wychodząc z cienia.

          Bizneswoman ubrana była w zieloną obcisłą sukienkę. Niewielki dekolt odsłaniał perły, które podobno uwielbiała nosić panna Greengrass.

- Więc? – spytał Harry zajmując wskazane mu miejsce.
- Nie zaczynamy w ten sposób zdania – ripostowała Dafne siadając naprzeciwko niego, za biurkiem jej ojca – napijesz się czegoś?
- Dzięki. Nie.
- Jak wolisz. Accio kremowe.

          Z kredensu w rogu biura przyleciała do dziewczyna butelka piwa. Otworzyła je i wzięła łyk trzymając Pottera w niepewności. Zaczął odnosił wrażenie, że jego napięcie dobrze ją bawi

- Ojciec szykuje zmiany w Departamencie Przestrzegania Prawa. Dotkną one także twoje biuro.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
- Bo możesz odegrać w nich duuuuża rolę.
- Dlaczego?
- To twoje ulubione pytanie? Nie odpowiadaj. – mówiła z lekkim uśmiechem – jesteś najbardziej utalentowanym aurorem. Nowy porządek, wymaga nowych twarzy.
- Nie chcę być twarzą niczego?
- A aurorów, którzy nie kompromitują się napastowaniem twoich byłych? Może warto byłoby zostać częścią tego projektu… Z resztą nie oferuję ci stania się medialną maskotką, tylko człowiekiem na odpowiednim stanowisku.
- To znaczy?
- Na początek potrzebujemy złapać Changa. Udasz się do Chin z oficjalną wizytą i sprowadzisz go do Wielkiej Brytanii. Następnie wracając staniesz się kluczowym 
składnikiem Nowego Biura Aurorów. Mogę ci opowiedzieć na czym polega ta koncepcja.

          Przez kolejne kilka minut blondynka opowiadała o tym jakie zmiany w Biurze Pottera pragnie wprowadzić jej ojciec. Harry musiał przyznać, że wiele z nich przypominało mu organizację jaka funkcjonuje w mugolskiej policji. Było coś intrygującego w tym, że z taką propozycją wychodzi Czystej Krwi czarodziej z potężnego, starego rodu. Może Greegrass jest naprawdę odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu?
- Chang sam wróci. Minister złożył mu propozycję.
- Która nie została zaakceptowana. Jeszcze.