Rozdział 127
Ron i Kingsley
Lekcje z
siostrami Chang były przez Syriusz kontynuowane pomimo wyraźnie nie
przychylnego spojrzenia na jego kontakty z nimi ze strony władz. Ministerstwo
może i nie posuwało się bezpośrednio do ingerowania w ich relacje, ale niedawna
kontrola FPOW ze strony organów podległych Shackleboltowi wywołała zgrzyt
pomiędzy Syriuszem a ministrem.
Sama
kontrola nie wywołała żadnych konsekwencji dla Fundacji. Pomimo tego Syriusz
bardzo wahał się kiedy we wrześniu przeprowadzano badania aurorskie. Z jednej
strony niedawna kontrola zbulwersowała go, ale także jak podkreślała część
mediów – głównie opozycyjnych – miała wywrzeć nacisk na niezależną instytucję w
celu wystawienia odpowiednich zaświadczeń dla aurorów. Z drugiej strony
pojawiały się też głosy, że cała sprawa była wyreżyserowanym teatrzykiem.
- Musisz porozmawiać z Kingiem – mówił Harry do Syriusza
podczas jednej z wrześniowych kolacji.
- Nie mam okazji, a nie chcę się fatygować na plotki do
ministerstwa.
- Może nie będziesz musieć – wtrąciła Ginny.
- Co planujesz? – spytał podejrzliwie Black.
- Ja? Nic – odparła dziewczyna robiąc minę niewiniątka.
- Planuje tylko zagrać w meczu, na którym będzie minister –
wyjaśnił Potter.
Idąc za
sugestią młodzieży Syriusz zdecydował się wybrać na mecz Harpii ze Zjednoczonymi.
Był to drugi mecz sezonu, a Black poczuł się szczęśliwy, że mógł w końcu wybrać
się obejrzeć mecz. Na pierwszym meczu się nie mógł zjawić, ale też według słów
Harry’ego nic nie stracił. Harpie przegrały bowiem z Tajfunami 30 do 200.
Na meczu
pojawił się wraz z chrześniakiem. Jako bliscy znajomi jednej z zawodniczek
gospodyń mogli liczyć na miejsce w sektorze VIP. Niedaleko nich miejsce
zajmował Kinsgley, któremu towarzyszył Greengrass wraz ze starszą córką.
Syriusz przywitał się z całą trójką. Harry podążył za jego przykładem.
- Moglibyśmy porozmawiać po meczu? – szepnął ledwo
dosłyszalnie do ministra.
- Dziurawy Kocioł.
Harpie
wychodziły na murawy z wciąż niepewnymi minami. Szukająca, Cho Chang ciągle nie
poradziła sobie z niedawnymi wydarzeniami i była niepewnym punktem zespołu.
Nowa ścigająca, Ginny, z kolei pokazywała spory potencjał, ale brakowało jej
doświadczenia i zgrania z koleżankami.
Pomimo
gorszej formy gospodyń mecz był ciekawy i wyrównany. Po kwadransie wynik był
remisowy, a zaledwie 2 gole strzelone przez oba zespoły były rezultatem
doskonałej dyspozycji bramkarzy. Olivier Wood dwukrotnie powstrzymał Ginny
przed wyprowadzeniem Harpii na prowadzenie.
- Cześć, dużo straciłem? – Ron pojawił się na trybunie.
- Myślałem, że kibicujesz innemu zespołowi – odparł Harry.
- Tutaj mam bilety – bąknął lekko zaczerwieniony Ron
wskazując ruchem brwi w stronę nadlatującej Ginewry.
Dziewczyna
nie zwróciła jednak żadnej uwagi na pojawienie się brata na stadionie.
Pochłonięta była robieniem zwodu, dzięki któremu chciała uwolnić się od
śledzącego ją tłuczka. Udało się, a trybuny zareagowały na to zagranie burzą
oklasków.
- Syriusz – odezwał się cicho Ron.
- Słucham?
- Mam sprawę…
- Mów śmiało.
- Potrzebuję zapisać się na badania.
- Coś się stało?
- Nieeee- mówił Ron tłumiąc ziewnięcie.
Black
przyjrzał się badawczo rudemu. Chłopak miał podkrążone oczy i wyraz twarzy
zdradzający ogólne zmęczenie organizmu. W okolicach lewego ucha miał też
tuszowane przy pomocy magii zadrapanie.
- Kot cię podrapał? – zagadnął Syriusz.
- Nie, ćwiczę.
W tym
momencie starszy czarodziej połączył wszystkie wątki. Ronald pragnął zostać
aurorem. Ćwiczył. Sądząc po wyglądzie dużo, solidnie i boleśnie. Miesiące
zaniedbań były ciężkie do nadrobienia.
- Przyjdź jutro – powiedział Syriusz mrugając
porozumiewawczo.
W między
czasie na boisku Armaty wyszły na prowadzenie 40:20. Cho ślamazarnie leciała w
okolicy własnych obręczy, podczas gdy szukający drużyny gości żwawo
przeczesywał kolejne sektory boiska.
Ostatecznie
mecz zakończył się wynikiem 200 do 90 dla Zjednoczonych. Dziewczyny lądowały
wyraźnie rozczarowane, podczas gdy Oliwer Wood i jego koledzy okrążali w
powietrzu boisku, ciesząc się z drugiej wygranej – jak poinformował spiker – w
sezonie.
- Komplet zwycięstw, Wood musi być szczęśliwy – stwierdził
Ron opuszczając sektor.
Weasley
wyraźnie cieszył się czasem spędzonym z najlepszym przyjacielem z czasów
szkolnych. Syriusz postanowił im nie przeszkadzać. Kiedy tylko zszedł z trybun,
udał się we własną stronę. Opuścił stadion bocznym wyjściem i deportował się
prosto do Londynu.
Wszedł do
świecącego jeszcze pustkami Dziurawego Kotła, gdzie barman Tom bez słów wskazał
mu schody do góry. Skinął porozumiewawczo głową i udał się na piętro.
Knajpa nie
była oczywistym miejscem na spotkanie z ministrem. Owszem wielu osobom zdarzało
się spotkać polityków lub ministerialnych urzędników – także tych wyższych
rangom – w podobnych lokalach. Nigdy jednak nie były to oficjalne spotkanie.
Także i te nie miało mieć takiego charakteru. Syriusz liczył uzyskać od
niedawnego sprzymierzeńca odpowiedzi na dręczące go pytania.
Shacklebolt
czekał na niego w najbardziej oddalonym od schodów pokoju. Był on tak samo
zakurzony jak cała reszta. Wyposażenie również nie było luksusowe, wprost
przeciwnie. Odnosiło się wrażenie, że było jeszcze bardziej surowe niż w
pozostałych pomieszczeniach.
- Witam – rozległ się basowy głos ministra.
W odpowiedzi
Syriusz wyciągnął przyjaźnie rękę. Uścisnęli dłonie niemal po przyjacielsku.
Przez cały czas minister bacznie spoglądał na Blacka, który zdawał się myśleć
czy na pokój narzucono zaklęcia chroniące prywatność.
- Rzuciłem kilka czarów – Kingsley rozwiał jego
niewypowiedziane wątpliwości.
- Rozumiem.
- Dobrze, w takim razie ja także chciałbym zrozumieć –
odparł Murzyn – O czym chciałbyś ze mną porozmawiać – dodał widząc
niezrozumienie.
- Czy to nie oczywiste? – prychnął Łapa.
- Kontrola.
Syriusz nie powiedział
nic w odpowiedzi. Czekał na ciąg dalszy wypowiedzi najważniejszego polityka w
czarodziejskiej części kraju. Nic takiego nie miało miejsca. Minister wyraźnie
chciał by rozmowa odbyła się na jego warunkach.
- Po co ten cyrk? Nie jesteśmy wrogami.
- Wiem – odparł sztywno Kingsley – Pomimo tego są osoby w
ministerstwie, które nieprzychylnie patrzą na twoje relacje z Changami.
- Nie robimy nic złego! – żachnął się Black.
Błąd. Winny
się nie tłumaczy. Zadziałał zbyt impulsywnie. Zdał sobie sprawę z tego zaraz po
tym jak skończył swoją krótką wypowiedź.
- Wierzę – zapewnił Kingley rozkładając ręce – Nie moje
zdanie jest w tej sprawie najważniejsze. W ministerstwie jest wiele osób, które
patrzą na te sprawę inaczej lub… pragną się wykazać.
Syriusz
zrozumiał w jaką stronę zmierza ta rozmowa.
- Chcecie w dalszym ciągu tuszować sprawę afery w Biurze
Aurorów!
- Ty to powiedziałeś.
- A ty nie zaprzeczyłeś!
- Darujmy sobie te dziecinadę, Syriuszu – powiedział stanowczo
Kinglsey – Czy wiesz gdzie przebywa Chang?
- Cho właśnie zagrała w meczu.
- Dobrze wiesz, że nie o niej mówię.
- Wyjechał do Azji. Każdy o tym wie. Na pewno nie potrzebujecie
mnie by móc to ustalić…
Kinglsey
zamilkł na chwilę. Sprawiał wrażenie jakby warzył kolejne słowa jakie miały
paść z jego ust.
- Możesz pomóc nam sprowadzić go do kraju.
- I ukarać, dzięki czemu wyszlibyście lepiej w oczach
społeczeństwa. Chcesz zrobić z niego kozła ofiarnego!
- Niezupełnie. Pragniemy sprawiedliwości.
Syriusz nie
odpowiedział. Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Wyczulone przez
animagię zmysły nakazały wykonać mu gwałtowny obrót w stronę ministra. Shacklebolt
trzymał dłoń na wystającej z kieszeni różdżce.
- Chcesz mnie zaatakować? – warknął Black.
- Nie –uciął minister prostując rękę – Mam ofertę dla
Changa. Sprawiedliwą. Przekaż jego rodzinie, że oferujemy mu amnestię dla
wszelkich rzeczy jakie zrobił do dnia dzisiejszego.
- Czego chcecie w zamian? – spytał Black nie wierząc w
bezinteresowność ministerstwa.
- Zgodzi się spędzić pół roku w Azkabanie.
- Cóż… Barty Crouch pokazał, że zsyłanie tam ludzi bez
procesów nie jest dobrym rozwiązaniem – powiedział Syriusz czując jak
momentalnie utracił sympatię dla stojącego przed nim polityka, bo tym był teraz
dla niego Shacklebolt. Politykiem, nie przyjacielem.
- To nie tak – zaprzeczył Murzyn – Pół roku będzie karą
jaką uda się nam przeforsować przed Wizengamentem. Chang spędzi tam pół roku za
korumpowanie aurorów.
Black skinął
głową ze zrozumieniem. Nie sposób było nie przyznać poprawiającym się
umiejętnościom politycznym Shacklebolta oraz jego administracji. Chang miałby
mieć zupełnie odpuszczone dawne winy w zamian za przyznanie się do jednego
przestępstwa. Poważnego – oczywiście – lecz nie dyskredytującego go w oczach
społeczeństwa. Zręczny gracz z pewnością ugra coś na tym zarówno politycznie
jak i biznesowo. Zyska też spokój. Jeżeli Chang nie miał nic za uszami – a Syriusz
nic o tym nie słyszał – mógł się jednak nie zgodzić. Jeśli było przeciwnie, to
biznesmen stawi się w Londynie z pewnością zaraz po przekazaniu mu propozycji
ministra.
- Przekażę ofertę ministerstwa – zapewnił Kingsleya.
- Ta rozmowa…
- … nigdy się nie odbyła.
- Cieszę się, że się rozumiemy – stwierdził minister z
uśmiechem.
Black nie
odwzajemnił gestu. Zmusił się do uściśnięcia dłoni Shacklebolta i natychmiast opuścił
Dziurawy Kocioł. Deportował się na Grimmauld Place. Polityczne gierki nie były
tym czego oczekiwał od swojego życia po powrocie do świata żywych.
- Jesteś roztrzęsiony – zauważyła Ginny.
- A to ty powinnaś…
- zaczął lecz ugryzł się w język.
- Bo przegrałam? Daj spokój, ludzie przeżywają gorsze
dramaty – odpowiedziała pogodnie Ginny – potrenujemy i zaczniemy wygrywać.
Gweong mówi, że kwestią czasu jest aż coś wygramy. Robimy postępy to widać
nawet po naszych wynikach.