Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

poniedziałek, 18 listopada 2019

124. Zamiecenie pod dywan


Rozdział 124
Zamiecenie pod dywan

          Syriusz trzymał się nieco na uboczu, kiedy ministerstwem zatrząsnął największy skandal podczas trwających ponad rok rządów ministra Shacklebolta. Kontaktował się z Harry’m i kilkoma innymi osobami, lecz do tej pory nie brał czynnego udziału w zażegnaniu kryzysu. Do tej pory, ponieważ właśnie siedział w jednej z hogwarckich klas na spotkaniu, które pilnie zwołał minister.

          Poza Blackiem i Kingsleyem przybyli na nie Minerwa McGonagall, Artur Weasley, profesor Flitwick oraz Percy Weasley. Taki dobór towarzystwa był zaskoczeniem dla nauczyciela Obrony. Oznaczało to, że nie jest to ani zebranie nieaktywnego od ponad roku Zakonu Feniksa ani oficjalne spotkanie ministra z przedstawicielami szkoły.

- Pewnie zastanawiacie się po co was tutaj zaprosiłem – odezwał się swoim tubalnym głosem Kingsley.
- Tak – przytaknął Artur.

          Profesor McGonagall z kolei rzuciła ostre spojrzenie najważniejszemu urzędnikowi w kraju. Jej wzrok jasno mówił co myślała o użyciu przez niego słowa „zaproszenie” w odniesieniu do sytuacji jaka miała miejsce.

- Chodzi mi oczywiście o sprawę Severusa Snape’a – wyjaśnił minister nic sobie nie robiąc z dąsów Minerwy – Jak pewnie wiecie opinia publiczna pragnie dyskusji na jego temat – tłumaczył spokojnie a zebrani potakiwali ruchami głów – jako dobry minister chcę by pragnienie to zostało zaspokojone.

- Nie jesteśmy na wiecu Kingsley, nie musisz mówić w ten sposób – zwrócił mu uwagę Syriusz.

          Minister zbagatelizował ten komentarz.

- Mamy wakacje – zauważył kontynuując swój monolog – chciałbym aby na początku sierpnia odbyła się debata na temat dorobku Severusa.
- Gdzie miałaby się odbyć? – spytała surowym głosem McGonagall.
- Najlepiej tutaj, w szkole – odpowiedział Percy rzucając jej urażone spojrzenie – Z uwagi na temperaturę jaka zwykle jest w lipcu chcielibyśmy aby debata odbyła się na błoniach.
- Szkoła nie pracuje w wakacje – zauważył Flitwick.
- Personel ministerstwa zajmie się organizacją wszystkiego – wyjaśnił Percy – Hogwart musi jedynie udostępnić miejsce i nadzorować nasze prace.
- Dokładnie – potwierdził minister.

          McGonagall zamyśliła się nad słowami przedstawicieli ministerstwa. Następnie wyszła w towarzystwie nauczyciela zaklęć, a w jednej osobie również swojego zastępcy, aby się naradzić.

          W klasie tymczasem panowała cisza. Nikt się nie odzywał co odpowiadała Syriuszowi. Mógł w spokoju samodzielnie pomyśleć. Nie dostrzegł do tej pory po co na spotkanie zaproszono jego i Artura. Odnosił niejasne wrażenie, że jednym z punktów organizowanej przez ministra debaty będzie wystąpienie Harry’ego Pottera. Nie miał pojęcia jaki ma to związek z jego obecnością tutaj.

          Syriusz nie znał się zbyt dobrze na kwestiach wizerunkowych. Odnosił jednak dziwne wrażenie, że termin wybuchu sporu na temat honorowania Snape’a nie jest przypadkowy. Pomimo około dwóch tygodni czasu do odbycia się lub nie debaty, temat już jest głośny. Nie ulegało wątpliwości, iż jest to na rękę ministerstwu. Dzięki temu skandaliczne zachowanie dwójki aurorów w rezydencji Changów oraz ucieczka aurorki- renegata Heleny Yronwood zostawała przykryta inną aferą. Aferą, która nie mogła w żaden sposób uderzyć w administrację, lecz rozgrzewała opinię publiczną do znacznie wyższej temperatury.

          Sam Black doskonale znał przebieg zdarzeń podczas nalotu na rezydencję Changów. Doskonale pamiętał jak pod koniec roku szkolnego Luna Lovegood przyprowadziła do jego gabinetu Yui Chang. Młodsza Krunkonka była w opłakanym stanie. Wymusiła na nim zrealizowanie obietnicy pomocy, którą złożył jej kilka miesięcy wcześniej w innych okolicznościach.

          Od tego czasu regularnie spotykał się z Yui. Dziewczyna już wcześniej była uzdolniona w pojedynkach i szeroko pojętej magii bitewnej, lecz dopiero teraz zaczęła robić aż tak gigantyczne postępy. Wcześniejsze problemy z koncentracją oraz łatwość wyprowadzenia jej ze skupienia, równowagi przestały stanowić problem. Zacięta mina nie schodziła jej z twarzy.

          Dopiero dwa dni temu, Yui odważyła się opowiedzieć rzeczywisty przebieg zdarzeń. Poznawszy prawdę Syriusz poczuł się niczym ugodzony obuchem. Skronie pulsowały mu gniewem, a dłonie zacisnął w pięści.

- Panie Black? – odezwała się Yui.
- Jak Cho się trzyma? – spytał nieobecnym tonem.

          Wciąż jeszcze miał w pamięci smutną, ale energiczną i – przede wszystkim – niezwykle utalentowaną czarownicą. 

- Mogłoby być z nią lepiej – odparła wymijająco Yui.

          Po krótkiej rozmowie, polegającej głównie na wymianie uprzejmości i zapewnień Syriusza o chęci pomocy Yui, jej siostrze i reszcie rodziny. 

- Możemy spotkać się we trójkę – wyznała niepewnym głosem w końcu Chang.
- To znaczy?
- Ja, pan i Cho.
- Myślę, że to dobry pomysł – przyznał z namysłem Black – pogadaj z siostrą i daj znać kiedy będzie wam pasować.

          Yui oczy zalśniły.

- Po tym zamieszaniu związanym ze sprawą pro… - zawahała się widząc minę nauczyciela na wspomnienie zamordowanego dyrektora szkoły - Snape’a będzie trochę wolnego. Myślę, że wtedy będzie odpowiedni moment.
- Dobrze – zgodził się Black łagodząc swoje oblicze – Czekam na sowę z potwierdzeniem.
- Wyślę ją zaraz po rozmowie z Cho! – oświadczyła niemal radosny tonem Yui.

          Taka zmiana była u niej czymś zaskakującym. Dopiero w tym momencie Łapa zdał sobie sprawę w jak kiepskim stanie psychicznym musi być jej siostra. Tym bardziej nabrał ochoty do pomocy rodzinie Chang. Poczuł też uczucie, którego nie spodziewał się doznać ponownie. Pogardę dla aurorów. Oczywiście nie dla wszystkich, w końcu jednym z nich był jego chrześniak, ale czuł znów gniew do funkcjonariuszy zbrojnego ramienia ministerstwa. Czuł się jakby ponownie był poszukiwany przez aurorów. Wysiłkiem niemal całej swojej woli, siły umysłu oddalił od siebie te myśli.

          Niedługo potem spotkał się z Hermioną Granger, która zdała mu drobiazgową relację z przygotowań Harry’ego do udziału w debacie, która miała rozstrzygnąć sprawę Snape’a. Młody czarodziej nie miał brać udziału w rozmowach, ale musiał się na nich pojawić. Na szczęście Robards i Greengras pod wpływem ostatnich wydarzeń i chcąc ocieplić wizerunek stróżów prawa zdecydowali się wysłać tam Pottera służbowo. W związku z tym nie powinien on być niepokojony przez prasę i siły opozycyjne wobec ministra.

- Uważaj na Changów – ostrzegła go Hermiona – ojciec Cho ma niejasne powiązania z Heleną. Może okazać się, że jest zamieszany w jakąś aferę. Cała ta sprawa budzi wiele wątpliwości…
- Powinnaś aplikować do Departamentu Przestrzegania Prawa…

wtorek, 24 września 2019

123. Sprawa Snape'a


Rozdział 123
Sprawa Snape’a

          Kwestia skandalu w rezydencji Changów stała się głównym tematem plotek wymienianych pomiędzy pracownikami ministerstwa. Petenci ochoczo próbowali wdać się w rozmowę lub nawet dyskusje na ten temat, lecz minister bardzo szybko zapobiegł temu wydając pracownikom zakaz wypowiadania się na temat sprawy Changów.

          Zaraz po pierwszych przeciekach, które miały miejsce po nalocie na rezydencję rodziców Cho i Yui, Biuro Aurorów podzieliło się na dwie frakcje. Pierwsza, której przewodziła Isabela Gage pragnęła przykładnego i bardzo surowego ukarania winnych skompromitowania Biura jak i całego ministerstwa w oczach magicznej społeczności. Drugiej przewodził Savage, który był dowódcą grupy przeprowadzającej przeszukanie i przesłuchanie seniorów rodu Chang.

          Gage i Savage mieli ze sobą coraz bardziej napięte relacje. Kwestią czasu pozostawało, kiedy dojdzie pomiędzy nimi do wymiany uroków lub klątw. Dowódcy grup odmawiali zajęcia konkretnego stanowiska, czego nie unikali ich podwładni.

          Grupa Proudfoota także była podzielona. McCarthy zdawał się sprzyjać dwójce podejrzanych aurorów. Słowo podejrzanych było tutaj kluczem. Auror podkreślał wielokrotnie, że żaden z aurorów nie został skazany, a do tej pory opinia na ich temat była nieposzlakowana. W końcu każdy z nich chciał dobrze dla magicznej społeczności. Inaczej nie przeszedłby postępowania prowadzonego rok temu przez Komisję Weryfikacyjną.

          Słowa Johna działały jak mugolska płachta na byka na Chichi. Azjatka poczuwała się do najwyższej solidarności z ofiarami aurorskiej przemocy. Wielu jej kolegów podejrzewało, że przyczynami jej solidarności jest po pierwsze ta sama płeć co Cho i jej matki, a po drugie azjatyckie pochodzenie.

          Williamson potępiał zachowanie aurorów. Uważał je za nieprofesjonalne, lecz unikał wypowiadania się w tej sprawie. Podobnie postąpił Harry Potter.

          To właśnie Chłopiec, Który Wygrał miał zostać wkrótce kimś kto poprawi PR ministerstwa. Sam był jeszcze nieświadomy roli jaką miał odegrać, ale odpowiednie osoby poczęły już kroki mające na celu zmienić główny temat dyskusji wśród brytyjskich czarodziejów.

          Kilka dni po wydarzeniach w rezydencji Changów, Prorok Codzienny piórem Rity Skeeter zawiadomił, iż konserwatywne środowiska zaczęły upominać się o godne upamiętnienie tragicznie zamordowanego rok temu dyrektora Hogwartu. W ich opinii – autorka nie mówiła dokładnie kim są dokładnie konserwatywne środowiska – Severus Snape, bo to o niego chodziło, był niezwykle zasłużonym dla edukacji kilkunastu roczników młodocianych czarodziejów nauczycielem, a także dyrektorem Wśród jego zasług miało znaleźć się wykształcenie kilku niezwykle utalentowanych i coraz bardziej cenionych eliksirowarów oraz innych czarodziejów, których kariera zawodowa mniej lub bardziej łączyła się z eliksirami.

          Po zakończeniu roku szkolnego na Grimmauld Place numer 13 w Londynie poza Harry’m i Syriuszem, który ciągle ostatnio gdzieś znikał, pomieszkiwała także Ginny Weasley. To właśnie najmłodsza pociecha Artura i Molly przekazała Potterowi wieści o nadchodzącej kolejnej burzy.

- Wiesz co to oznacza? – spytała kończąc swój wywód.
- Taaak – odparł Harry tłumiąc ziewnięcie nad swoim śniadaniem – zaraz będzie afera.
- W której kogo wszyscy będą pytać o opinie? – dopytała żywo rudowłosa.
-  Kinga?
- Ciebie!
- Dlaczego mnie?
- Bo jesteś…
- … Chłopcem, Który coś tam, coś tam – przerwał jej Harry żując kolejny kęs tostu.
- Dokładnie – przytaknęła chichrając się dziewczyna.

          Tematu nie kontynuowali przy śniadaniu. Harry zdał sobie sprawę, że jego ukochana ma rację. Ostatecznie w większości spraw, gdy trzeba było skomentować czyjś bujny, kontrowersyjny życiorys to jego pytana zawsze o opinię. W związku z tym postanowił skorzystać z awaryjnego świstoklika by dotrzeć do pracy. Dzięki temu aportował się prosto do swojego boksu w Biurze Aurorów.

- Czytałeś? – zagadał Williamson znad swojego egzemplarza Proroka.
- Nie.
- To…
- … Ginny mi opowiedziała – przerwał mu Potter i usiadł za biurkiem z głośnym westchnieniem.

          Początkowo Harry zajął się papierkową robotą jaka nagromadziła mu się w związku z niedawną wizytą w okolicach Dworu Malfoyów i śledzeniem Narcyzy. On sam ciągle nie wiedział co dokładnie wpisać w treść swojego raportu. Z jednej strony powinien opisać co dokładnie widział, a także się domyślał. Z drugiej miał opory przed ujawnianiem osobistych spraw pani Malfoy. Zwłaszcza, że jej najbliższa rodzina mogła nie wiedzieć nic o jej spotkaniach z… czarodziejem, z którym widział ją Harry.

- Kiedy raport? – jego rozmyślania przerwał Proudfoot.

          Dowódca ciągle był rozdrażniony i łatwo ulegał nerwom, przez co był skory do wybuchów. W związku z tym Harry chciał już coś odpowiedzieć, lecz Proudfoot machnął tylko ręką i poszedł dalej.

          Już w południe tego samego dnia, ukazało się oświadczenie w sprawie Snape’a podpisane przez kilka ugrupowań politycznych. Były to Ruch Współpracy z Mugolami, Kongres Feministyczny, Partia Równości, Ruch Wolności, Unia Wspierania Magicznych Stworzeń oraz Partia Mugolaków. Wszystkie te organizacje kategorycznie potępiły odznaczenie Snape’a i honorowanie go na równi z innymi dyrektorami, w tym Albusem Dumbledore.

- Już jest niezły ambaras z tym Snape’em – zauważyła przy obiedzie Chichi.
- Będzie gorzej – dodał Harry, który najchętniej nie rozmawiałby wcale na ten temat.

          Azjatka przyjrzała mu się badawczo. Nie skomentowała jednak jego kiepskiego nastroju, gdyż dosiadł się właśnie do nich John McCarthy. Groźba wybuchu nowej afery zawisła w powietrzu.

- Radio Wolanda zabrało głos w sprawie Snape’a – odezwał się John na niespodziewany przez Pottera temat – chcą żeby przeprowadzić uczciwą i rzetelną debatę na temat jego dorobku i osiągnięć.
- To chyba dobrze – stwierdziła nieśmiało Chichi.
- Taaak – bąknął Harry.

          Teraz to John spojrzał na niego badawczo. Następnie auror wymienił spojrzenia z Chichi.

- Co tobie? – spytała aurorka.
- Harry…- ponaglił John.

          Najmłodszy auror nic nie odpowiedział.

- Kiedyś wytłumaczysz – rzekła Chichi po chwili milecznia.
- Będziesz musiał – John mrugnął do niego porozumiewawczo.

          Tego dnia Harry nie odzyskał już wewnętrznego spokoju. Zbyt wiele afer towarzyszyło ostatnio jego formacji. Dwa skandale zawodowe były już utrapieniem, chociaż nie przybijały go jakoś szczególnie, gdyż nie ponosił za nie odpowiedzialności. Co innego sprawa Narcyzy Malfoy i Severeusa Snape. Postanowił o tym porozmawiać z zaufanymi osobami.

          Jako pierwsza z problemem jego rozterek zmierzyć miała się Hermiona. Było to jeszcze tego samego dnia. Panna Granger po zakończeniu edukacji wróciła do mieszkania z rodzicami, chociaż miała zamiar wynająć wkrótce kawalerkę w magicznej lub mugolskiej części Londynu.

- Dlaczego Londyn? – pytał Harry.
- Wiesz to stolica, poza tym blisko do ewentualnej pracy czy kilku znajomych – odpowiadała Hermiona.
- Jesteś czarownicą, odległość nie jest problemem – drążył temat chłopak.
- Teleportacja na dłuższe odległości jest bardzo mecząca, podobnie korzystanie z świstoklików.

          Harry nie potrafił dostrzec drugiego dna w decyzji przyjaciółki. Nie potrafił też uwierzyć w tak prozaiczne wytłumaczenie jej planów. Uznał, że rozwiązanie tej zagadki może być łatwiejsze niż sądzi. Opowiedzenie o własnych strapieniach było dobrym pretekstem do spotkania i wybadania sytuacji.

          Umówili się na wieczór w mugolskiej kawiarni na przedmieściach angielskiej stolicy. Harry nie był tam nigdy wcześniej, lecz jego przyjaciółka twierdziła, że była tutaj nie raz i jest zawsze miło i przytulnie.

          Rozmowa z Hermioną nie pomogła młodemu aurorowi zbyt mocno. Co prawda panna Granger wykazała typową dla siebie empatię i zrozumienie intencji zarówno Harry’ego jak i osób, których dotyczyły jego rozterki, jednakże nie była w stanie dać mu jasnej odpowiedzi co powinien zrobić.

- Jak twoje plany mieszkaniowe? – spytał ją by nieco rozluźnić atmosferę.
- Bez postępu. Czekam jeszcze aż się okaże gdzie będę pracować.

          Harry zamyślił się nad tymi słowami.

- Zdecydowałaś już gdzie będziesz się starała dostać? – spytał wreszcie.
- Tak – odparła poprawiając nerwowo włosy – chciałabym robić coś pożytecznego. Coś przy czym będę mogła wykorzystać swoją wiedzę i pomysły żeby poprawić… poprawić czyjś los…
- … los magicznych zwierząt – dokończył za nią z uśmiechem Harry.

          Pierwszy raz tego dnia na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wobec tego czas spędzony z Hermioną nie okazał się stracony. Natychmiast zganił sam siebie za samą myśl na temat tego, że czas spędzony z najlepszą przyjaciółką mógłby być stracony.

- Dziękuję – bąknął żegnając się.
- Za co? – odparła autentycznie zdziwiona Hermiona.
- Za bycie Hermioną – wyjaśnił koślawo, lecz uśmiech na twarzy dziewczyny wyjaśnił mu, że ona zrozumiała.

          Z kolejną rozmową na ten temat musiał poczekać do kolejnego dnia. Ginny od zakończenia szkoły trenowała bowiem wiele godzin dziennie aby dostać się do Brytyjskiej Ligi Quidittcha. Ona sama mówiła, że wszystko jej jedno do jakiego zespołu się dostanie, lecz Harry wiedział, że jej marzeniem pozostaje gra dla Harpii.

          Nabór do Harpii miał odbywać się za półtora tygodnia. Do tego czasu Ginny miała wziąć udział w testach do ekipy Wędrowców z Wigtown. Dostanie się do Wędrowców było dla dziewczyny dobrą okazją do wypromowania się w debiutanckim sezonie, w razie gdyby nie udało się dostać do Harpii.

          Kolejny ranek zwiastował kolejnym głosem w sprawie osądzenia hogwarckich rządów Snape’a. Tym razem na łamach Proroka Codzinnego wypowiedział się Lucjusz Malfoy. Śmierciożerca dumny był z nazywania go „nawróconym” jako, że społeczeństwo uznało, iż opuścił on Czarnego Pana jeszcze przed jego śmiercią. W swojej wypowiedzi Lucjusz twierdził, że Snape ma prawo zostać sprawiedliwie osądzony przez czarodziejów i czarodziejki, lecz niezależnie od tego jaki będzie ostateczny werdykt nie powinno zacierać się pamięci o nim jako dyrektorze Hogwartu.

          W prenumerowanym wciąż przez Ginny miesięczniku „Czarownica”, którego najnowszy numer także tego dnia dotarł do Londynu z kolei wypowiadał się z kolei nowy dyrektor Departamentu Przestrzegania Prawa. Pan Greengras uważał, że absolutnie nie ma podstaw do pozbawiania zmarłego przywilejów z jakie przysługują nieżyjącym już dyrektorom Szkoły Magii i Czarodziejstwa.

- Parszywa sprawa – mruknął Harry jedząc owsiankę.
- Co się stało, koooooochanie? – spytała Ginny wchodząc do kuchni i ziewając potężnie.
- Znowu Snape.
- Nawet po śmierci cię prześladuje – skomentowała żartobliwie czarownica.