Rozdział
66
Brygada
Śmierci
Cho Chang była osiemnastoletnią,
angielską czarodziejką azjatyckiego pochodzenia. Rok temu ukończyła Szkołę
Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Podczas szkolnych lat była bardzo popularną
osobą wśród innych uczniów. Zawdzięczała to byciu szukającą w krukońskiej
drużynie quidittcha oraz atrakcyjnej, egzotycznej fizjonomii. Po ukończeniu
szkoły na nic jednak zdały się jej umiejętności w lataniu na miotle czy uroda.
Niedługo po zdaniu przez dziewczynę
kończących naukę w Hogwarcie Okropnie Wyczerpujących Testów Magicznych, do
władzy doszedł Lord Voldemort i jego poplecznicy. Podczas dokonania przewrotu
Cho i jej rodzice przebywali u rodziny w Tajlandii. Niestety wieść o przejęciu
władzy przez reżim czarnoksiężników dotarła do nich już po powrocie do
Anglii...
Jednego z wielu podobnych do siebie
sierpniowych dni rodzina Chang wróciła do swojego domu w hrabstwie
Northumberland nad rzeką Hartburn. Rodowa posiadłość jak zaczęto nazywać
domostwo zostało zbudowane przez ojca Cho kilkanaście lat temu. Był to
dwupiętrowy budynek, z okazałą piwnicą. Stworzono go z białej cegły. Znajdujący
się na wejściem taras opierał się na czwórce marmurowych kolumn. Wewnątrz
znajdowało się mnóstwo pomieszczeń w tym okazała biblioteka, czy też znajdujące
się w piwnicy basen i sauna.
Rodzina Chang aportowała się właśnie
na podjeździe, kiedy w ich stronę niewiadomo skąd ruszyło pięć postaci.
Dziewczyna nie wiedziała kto jest, lecz domyślała się dla kogo pracują. Wszyscy
nieproszeni gości ubrani byli w czarne peleryny, z postawionym kapturem, a na
twarze ubrane mieli maski. Śmierciożercy.
-
Panie Chang - jeden z nich skinął głową w kierunku ojca Cho.
Azjata nie wydawał się
przestraszony, lecz córka wiedziała, że to tylko pozory. W normalnej sytuacji
nigdy w życiu nie pozwoliłby komukolwiek na wtargnięcie na swoją posesję. Zwłaszcza
jeśli chodziło o wtargnięcie pod jego nieobecność.
- W
czym mogę pomóc, Crabbe?
Lider śmierciożerców najwyraźniej
został wybity z rytmu demaskacją na tak wczesnym etapie rozmowy. Otworzył usta
i nie był w stanie ich zamknąć jeszcze przez jakiś czas. Wobec tego ciężar
rozmowy wziął na siebie jeden z jego współtowarzyszy.
-
Chcemy porozmawiać o twoim biznesie - oświadczył bez ogródek.
- Co
Sami- Wiecie- Kto może chcieć od moich wyrobów? - zdziwił się Chang.
- Ty
nic nie wiesz... - zdziwił się czarnoksiężnik.
Rodzice Cho spojrzeli po sobie. Nie
mieli pojęcia co ma na myśli niechciany gość.
-
Wczoraj niedołęga Rufus S. zdechł - oświadczył Śmierciożeca.
Matka Cho jęknęła. Ojciec zakrył
usta dłonią. Sama dziewczyna przytuliła młodszą siostrę, która chyba nie
zdawała sobie sprawy co to oznacza, bo zapytała:
-
Kto jest teraz ministrem?
-
Pius Thickensse - odpowiedział Crabbe.
Oblicze pana Chang rozjaśniło się na
te słowa. Pius był starym urzędnikiem ministerialnym. Co oznaczało, że
Voldemort wciąż nie przejął władzy.
-
Nie cieszyłbym się tak na twoim miejscu Chang - warknął Crabbe - Bardzo
podobają nam się twoje córki - oświadczył oblizując obleśnie wargi - jak
myślisz co z nimi zrobimy, jeśli nie zgodzisz się na nasze warunki?
Pani Chang stanęła przed dziewczynkami
z szeroko rozłożonymi rękami. Ich ojciec z kolei wyjął różdżkę.
-
Nie bądź śmieszny Chang! - krzyknął stojący z tyłu mężczyzna.
Cho postąpiła za przykładem ojca i
wycelowała różdżkę w Crabbe'a ponad ramieniem matki. Intruzi zawyli ze śmiechu
na ten widok.
-
Podobasz mi się złotko- zawył jeden z nich skrzekliwym głosem.
-
Ostra jesteś, pójdziesz ze mną na lody? - spytał kolejny, masując się
sugestywnie po kroczu.
Kątem oka osiemnastolatka zauważyła,
że jej ojciec traci nad sobą kontrolę.
-
Uważaj Mince ona była w tej bojówce Pottera - syknął Crabbe.
-
Uczyła się ssać bojowa tej łachudrze? - odpowiedział Mince wybuchając śmiechem.
- Expelliarmus! - Cho i jej ojciec
równocześnie wypowiedzieli zaklęcie.
Czary trafiły Mince'a i klatkę
piersiową. Różdżka wypadła mu z rąk i wylądowała daleko poza czarnoksiężnikami.
On sam poleciał jeszcze dalej i zatrzymał się dopiero na ścianie budynku,
tracąc przy tym przytomność.
- Crucio! - ryknął Crabbe.
- Drętvota! - zawtórowali mu dwaj inni.
Pani Chang wyleciała w powietrze z
głośnym krzykiem, po czym padła na ziemię drąc się w niebogłosy. Klątwa
Cruciatus rzucona przez, któregokolwiek ze sługusów Voldemorta nie była niczym
przyjemnym. Ojciec i siostra Cho padli nieprzytomni. Ona sama była w takiej
panice, że zapomniała o wszystkim co mogła zrobić. Prawdę powiedziawszy za
wiele zdziałać nie mogła.
-
Podejdź do nas, a cofnę klątwę z twojej matki - syknął Crabbe.
Krukonka czuła jak nogi odmawiają
jej posłuszeństwa. Rozpaczliwe wycie jej matki przywróciło jej jednak zdolność
chodzenia. Nieśmiało podeszła do oprawców.
-
Dobra dziewczynka - zarechotał ojciec Vincenta i cofnął tortury jakim poddawał
jej matkę.
-
Będziesz z nami rozmawiać kulturalnie czy mamy sprawdzić jak się mają sprawy
twojej cnoty? - warknął inny.
-
Myślę, że już dawno ją straciła - wtrącił kolejny.
Nie zważając na rozważania mężczyzn
na temat swojego dziewictwa podeszła do matki. Nic nie mówiąc przytuliła ją do
piersi, łkając przy tym cicho.
-
Zostaw starą i odpowiedz na moje pytanie?! - ryknął na nią Śmierciożerca.
-
Będę... - zawahała się - będę rozmawiać.
Kiedy zgodziła się podpisać
nazwiskiem zrzeczenie się 50% zysków rodzinnej firmy na rzecz Śmierciożerców,
została puszczona wolno do domu. Na pożegnanie otrzymała jeszcze mokrego
buziaka w policzek od rozbrojonego wcześniej przez siebie intruza.
Po tej sytuacji życie rodziny Chang
powróciło do względnej normy. Rodzicie zajmowali się prowadzeniem
przedsiębiorstwa, chociaż umowa z Czarnym Panem zmusiła ich do zmniejszenia
wydatków. Yui, młodsza siostra wróciła do Hogwartu, gdzie była uczennicą
piątego roku. Cho zaś nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w życiu. Rodzice bali
się wypuścić ją samą Pokątną czy do Hogsmeade, gdzie mogłaby wykonać sprawunki
czy też spotkać się ze znajomymi. Przestraszeni rządami Śmieerciożerców
uniemożliwili jej nawet spotykanie z chłopakiem, Micheal'em Corner'em. Skutkiem
tego lista jaki otrzymała tydzień po napaści. Chłopak zerwał z nią.
***
-
Cho - ojciec wszedł do jej pokoju.
-
Słucham tato?
-
Mam dla ciebie zadanie - powiedział poważnie.
Dziewczyna leżała n brzuchu na łóżku
i machając zgiętymi w górę nogami, czytała "Czarownicę", pismo dla
młodych czarodziejek zanim wszedł. Spodziewając się kolejnej nudnej pracy
domowej jaka na nią czekała, nawet się nie oderwała od lektury.
- Co
mam posprzątać? - spytała przekartkowując stronę.
-
Pójdziesz ze mną..
Dziewczyna nagle się zerwała na
równe nogi.
-
... na spotkanie - dokończył pan Chang.
- Dokąd?
Z kim? Po co? Kiedy? - zasypywała go gradem pytań.
- Za
godzinę, reszty dowiesz się na miejscu.
- Ok
- zgodziła się Cho - jak się ubrać?
Ojciec zmarszczył brwi.
-
Elegancko, ale nie wyzywająco.
Brunetka skinęła głową.
Zaraz po wyjściu ojca pozbyła się
dotychczasowych ubrań i rzuciła się do szafy. Zmieni wszystko poza bielizną. Na
nogi naciągnęła cieliste rajstopy i sięgającą do kolan obcisłą spódniczkę. Do
tego dobrała białą koszulę, pozostawiając ostatnie dwa guziki rozpięte, oraz
czarny żakiet ze srebrnymi wykończeniami. Nałożyła delikatny makijaż,
podkręciła rzęsy i gotowa była do akcji.
Chang czekał na nią pod drzwiami
wejściowymi. Nic nie powiedział. Skinął tylko z milczącą aprobatą dla jej
ubioru i całokształtu wyglądu. Złapał za dłoń i nadal nic nie mówiąc, obrócił
się wokół własnej stopy. Deportowali się z cichym trzaskiem.
Przenieśli się do jednej z wąskich,
bocznych uliczek, zachodniego Londynu. Cho znała tą okolicę, ponieważ dawniej
ojciec często zabierał ją i Yui na serwowaną przez mugoli kawę w jednym z
pobliskich lokali. Zwyczaj ten był dość dziwny jak na staroczarodziejski ród
czystej krwi, lecz wypady te wolne były od ideologii. Ich celem była zwyczajna
konsumpcja kawy.
-
Chodź - słowa ojca wyrwały ją z rozmyślań nad dawnymi czasami.
Poprowadził ją do jednego z barów,
którego nie pamiętała z lat swojego dzieciństwa. Po przekroczeniu progu nozdrza
Cho uderzył odór taniego alkoholu. Klienci także zdecydowanie nie byli z
wyższych sfer.
-
Tam - ojciec wskazał jej dwójkę mężczyzn w samym koncie lokalu.
Podeszli w ich stronę. W miedzy
czasie dziewczyna zdołała przyjrzeć się im bliżej. Jeden był całkiem siwy i
pomarszczony. Drugi miał co najwyżej trochę ponad trzydzieści lat, długie do
ramion, kręcone, ciemne włosy i wydał się Cho skądś znajomy.
-
Hans Faust IV - przestawił się starzec - a to mój towarzysz Syriusz.
Nazwisko starca wydało się Cho skądś
znajome. O ile dobrze pamiętała to w Niemczech żył pradawny rów Faustów, którzy
również byli czarodziejami czystej krwi i wielkich wpływów w dawnych czasach.
Jak wyglądała ich sytuacja dziś nie miała pojęcia. Z kolei imię drugiego z
mężczyzn kojarzyło się jej ze znanym, nieżyjącym zbiegiem z Azkabanu, Syriuszem
Blackiem. Niemożliwym jednak było żeby to był on, przecież prawdziwy Black
zginął jeszcze kiedy była na szóstym roku w Hogwarcie.
- ...
a to moja córka Cho - słowa ojca wyrwały ją z letargu.
-
Piękna młoda dama - komplementował starzec.
-
Usiądźcie - powiedział Syriusz.
Jeszcze nim Changowie to zrobili,
trzydziestolatek obdarzył dziewczynę delikatnym uśmiechem jak gdyby chciał
dodać jej dyskretnie otuchy.
- Co
możemy dla pana zrobić? - spytał Hans.
-
Mam problemy z... - zaciął się Chang - ... z dobrze... - ewidentnie nie wiedział
jak ubrać swoje zmartwienie w słowa - dobrze wiecie kim. Wiele osób, takich jak
my, ma teraz z nim problem.
-
Istotnie - zgodził się sobowtór zbiega.
-
Sądzę, że ludzie tacy jak wy moglibyście mi pomóc - powiedział cicho.
Syriusz i Faust IV spojrzeli na
siebie porozumiewawczo. Cho i jej ojciec zdaje się także nie wiedzieli co
mężczyźni próbowali bezgłośnie ustalić, lecz chyba się im to udało, gdyż
młodszy rzekł:
-
Nie budźmy sensacji i zamówmy coś do picia.
- Ja
stawiam! - poparł go Hans.
Syriusz podniósł się do lady,
delikatnie i dyskretnie klepnięta w udo przez ojca dziewczyna ruszyła za nim by
mu pomóc.
- Na
co masz ochotę? - spytał ją Black, wskazując na szeroką gamę serwowanych
drinków.
-
Może.. - zamyśliła się Cho.
Przewertowała błyskawicznie spis i
jej uwagę przykuły dwie nazwy. Rzuciła jeszcze okiem na skład drinków i już
wiedziała co powie.
- "Sex
on the beach" - powiedziała w końcu z nieśmiałym uśmiechem.
Syriusz spojrzał na nią uważnie, ale
nic nie powiedział. Widocznie domyślał się, że dziewczyna próbuje sprowokować
go do zrobienia czegoś głupiego, co rozbawiło by ją do łez. Zamówił drinka dla
niej i po jasnym, niepasteryzowanym piwie dla pozostałych. Zapłacił zostawiając
barmance napiwek. Podał Cho drinka i piwo dla ojca. Przy okazji zajrzał ostrożnie
w jej nieco odsłonięty biust. Chang nie dała po sobie poznać, że to dostrzegła
nie chcąc psuć negocjacji jej ojca. Pomimo tego jej policzki zaróżowiły się
odrobinę.
-
Wracajmy - oznajmił dziarsko Black.
-
... wiem, więc o was od mojego partnera w interesach - pan Chang tłumaczył coś
podstarzałemu Niemcowi.
- A
jej możemy zaufać? - dopytywał Hans wskazując na Cho.
-
Sądzę, że tak - odparł Syriusz.
- Ja
też - poparł go jej ojciec.
Długowłosy i dziewczyna postawili
napoje na stole. Każdy sięgnął po ten przeznaczony dla niego. Nastolatka
skwapliwie zanurzyła wargi w alkoholu. To był pierwszy raz, kiedy ojciec
pozwolił jej skosztować czegoś zawierającego tę substancję w swoim
towarzystwie. Oznaczało to, że sprawa, którą załatwiał z Germanami, na prawdę była najwyższej wagi. Być może
będzie próbował zaprzestać oddawania znacznej części dochodów siłom ciemności?
Z każdą chwilą w tym lokalu Cho utwierdzała się w takim przekonaniu.
-
Kiedy? - pytanie Syriusza wybiło ją z rozmyśleń.
- Za
3 lub 4 dni - odparł Chang - jak panowie wolą.
- 4.
-
Lepiej zaplanujemy wszystko przez ten czas - potwierdził Hans, biorąc kolejny
łyk złocistego trunku.
-
Miejsce i czas - recytował długowłosy.
-
Sądzę, że pod samym wejściem do firmy będzie najlepiej - tłumaczył pan Chang -
szmalcownicy, których mamy na karku wychodzą z niej zwykle o 16:10. Pod
wyjściem nie ma wtedy zbyt wielu ludzi.
-
Brzmi nienajgorzej. - entuzjazmował się Faust.
-
Szybka robota dla max trzech osób - dodał Black.
-
Potrzeba nam tylko przewodnika - głos Niemca przygasł.
Oczy wszystkich zebranych spoczęły
na dziewczynie. Ta nie zauważywszy tego dopiła spokojnie drinka. Dopiero po
chwili zdała sobie sprawę jak natarczywie wpatrują się w nią rozmówcy jej ojca.
Zawstydziła się ponownie, ale nie dała tego po sobie poznać - a przynajmniej tak sądziła. Opuściła głowę i
sprawdzała czy czasem nie odpiął się jej kolejny guzik.
-
Córka panów poprowadzi - głos ojca zabrzmiał jak wyrok.
Wyrok do... Cho sama nie wiedziała
do czego. Ojciec rozmawiał jeszcze przez chwilę z cudzoziemcami i wyszli.
Dziewczyna w dalszym ciągu nie widziała w jakim właściwie celu udała się z nim
na to spotkanie.
- O
nic nie pytaj - rzekł rodzic zanim zdążyła sformułować pytanie.
-
Dobrze.
Pociągnął ją za rękę do jednego z
zaułków. Tam ponownie wykonał teleportację łączną. Zmaterializowali się przed
bramą rodzinnej posiadłości. Dopiero po jej przekroczeniu pan Chang zaczął
mówić:
-
Kilku moich pracowników zostało tak zwanymi szmalcownikami, czyli ludźmi
wykonującymi najmniej honorową robotę dla Sama- Wiesz- Kogo. Donoszą na ludzi
mugolskiego pochodzenia. Wtedy wpadają Śmierciożercy i dokonują aresztowania.
Przesłuchują też innych pracowników, jeśli pomyślą, że ktoś wiedział o
pochodzeniu aresztowanego rozpętuje się prawdziwe piekło. W związku z tym muszę
się ich pozbyć, a "Brygada Śmierci" ma w tym pewne doświadczenie...
/// Rozdział nieco inaczej napisany niż inne, ale mam nadzieję, że znośny.
/// Rozdział nieco inaczej napisany niż inne, ale mam nadzieję, że znośny.