Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

czwartek, 7 stycznia 2016

60. Obóz "łysych"



Rozdział 60
Obóz "łysych"

- Zuch - pochwalił go jeden z skinów, tarmosząc przy tym jego grzywę.
- Opierdol go na łyso - zawtórował drugi.

            Syriusz nie potrafił ich rozróżnić. Niby podawali mu co rusz swoje imiona, ale w skutek tego, że każdy był łysy i ubierali się bardzo podobnie, nie potrafił ich rozróżnić. Tuż po jego przebudzeniu dowiedział się, że odwiedziło go troje Ivanów, Dimitry, Vladimir oraz Igor. Poza nimi w obozie miało być jeszcze czworo bojówkarzy.

- Zostawcie moje włosy - odparł jednemu z gospodarzy, które bardzo możliwe, że miał na imię Ivan.
- Może ty z "konkurencji" jednak jesteś? - zapytał rozbawiony inny łysy.

            Wszyscy zgromadzeni wybuchli śmiechem. Wszyscy poza jedną osobom. Syriuszowi nie było do śmiechu. W młodości - przed pobytem w Azkabanie - żył prawie jak mugolskie gwiazdy rocka. Oznaczało to, że nie stronił od używek, także tych mocniejszych niż alkohol. Do tego nosił długie - co mu pozostało do dziś - włosy i nie ubierał się w bojówki.

- Słyszałem, że takich jak wy są w Rosji setki - odezwał się Black.
- Setki to może za dużo powiedziane - odpowiedział się ten, który nazwał go zuchem - osiągnęliśmy może z setkę ewentualnie dwie. Jak na liczbę czarodziei na tym terenie to nie dużo. Musisz pamiętać, że nigdzie w Europie nie ma tylu czarodziei co u nas.
- No i są też degeneraci - zawtórował mu inny - bujają się z tymi brudasami i psują nam opinię.
- Podobno bardziej się już nie da - wtrącił ze śmiechem kolejny.
- Słyszałem też, że lubicie szukać okazji do bitki - Syriusz postanowił poznać bliżej nieszablonowych mężczyzn.
- Takie życie.
- Tzn.?
- Razem pijemy, razem podróżujemy i razem się bijemy! - odkrzyknął Rosjanin.

            Syriusz postanowił nie drążyć więcej tego tematu. Na swój sposób zaczął podziwiać ten specyficzny rodzaj braterstwa wśród obozowiczów. Może nie pochwalał przesadnego kultu siły i wspólnej walki, co kojarzyło mu się zbyt bardzo z czarną magiom i kultem siły (Voldemorta) wśród śmierciożerców, lecz w tym lesie to wszystko stawało się takie trywialne. Do tego dochodziła jeszcze wdzięczność za ratunek z Sabatu. Łącząc to wszystko można powiedzieć, że Black czuł może nie tylko sympatię, co szacunek do łysych, potężnie zbudowanych - zwykle - mężczyzn.

            Wieczorem jeden z gospodarzy zapowiedział, że odbędzie się impreza. Z jakiej okazji? - dopytywał Black. Nikt mu na to pytanie nie odpowiedział, chociaż jeden z obozowiczów wspominał coś o prastarej słowiańskiej gościnności. Jeśli gospodarze na prawdę byli aż takimi tradycjonalistami, trzymającymi się zwyczajów przodków z tej samej grupy etnicznej, to można było ich uznać za najbardziej ciekawą grupę społeczną w całym magicznym świecie.

- Gotowy? - spytała go głowa Lucy, która znikąd pojawiła się w wejściu do jego namiotu.

            Nie czekając na odpowiedź weszła do środka. Ubrana była tak pięknie jak jeszcze nigdy, a może po prostu nigdy nie cieszyła go aż tak jej obecność. Gapił się tępo na mężatkę nie będąc w stanie wydukać słowa.

- Black? - jej głos nie był w stanie sprowadzić go na ziemię.

            Po kolejnych kilkudziesięciu sekundach wpatrywania się w Blueford stwierdził, że zrobiła coś z rzęsami i teraz były tak samo długie i czarne jak u jej starszej siostry kiedy się poznawali. Małe ciemne oczka patrzyły zaczepnie na czarodzieja. Długie do połowy pleców, ciemne, kręcone włosy poruszały się wraz z wietrzykiem, który wpadł do namiotu razem z kobietą. Haczykowaty, o wiele bardziej zaczepny niż zwykle nos dodawał jej tylko odważnego charakteru. Po chwili Syriusz zdał sobie sprawę skąd takie wrażenie zrobione na nim przez kobietę. Na stopy założyła ponad 10cm szpilki o ciemnoczerwonym kolorze. Na nogi naciągnęła krótką, czerwoną mini, która zgrabnie opinała tyłek Brytyjki. Reszta nóg skrywała się pod rajstopami o nieco ciemniejszym niż cielisty kolorze. Do tego dobrała czarną bluzkę na ramiączkach, z sporym dekoltem, przysłoniętym przez czerwone korale z magicznie powiększonej jarzębiny.

- Pięknie...- wychrypiał wreszcie Black przez ściśnięte gardło.
- Co pięknie?
- Wyglądasz. - odpowiedział, czując jak policzki mu się rumienią.
- Dzięki - odparła dziewczyna spokojnie i wyciągnęła go za rękę z namiotu.

            Poprowadziła go aż na dużą polanę za obozowiskiem. Znajdowało się tam około 12 skinów i kilka kobiet - ubranych jeszcze odważniej niż Lucy. Kobieta przywitała się ze wszystkimi uroczym dygnięciem. Black podniósł dłoń i pomachał zgromadzonym już osobom. Odwzajemnili gest.

            Wtem gdzieś zza nich zabrzmiała agresywna, ciężka, a przy tym i prosta muzyka. Dopiero po chwili zorientował się, że tuż za nim na niewielkim wzniesieniu ustawiona jest mała scena. Na niej znajdowała się dwójka mężczyzn oraz kobieta. Co dziwne jeden z muzyków miał kilkumilimetrowe, ale jednak, włosy. Po chwili rozległ się śpiew w języku rosyjskim, w związku z czym Black ze zrozumiałych względów nie mógł zrozumieć o czym śpiewa wokalista.

             Nie zorientował się jak grupa rozpędzonych skinów pędziła na niego i Lucy. Dziewczyna przytuliła go do siebie, żeby uniknąć staranowania, ale o dziwo nic takiego się nie stało. Łysi zatrzymali się obok nich, pod sceną i tam oddali się tańcowi. Był to najdziwniejszy taniec jaki Black w życiu widział. Mężczyźni udawali, że się biją, popychają a nawet i przewracają, po czym pomagali sobie wstać i znowu udawali konfrontację. Co chwilę ktoś upadał, potem zostawał podniesiony i uratowany zarazem przed zdeptaniem przez tego samego czarodzieja, który rzucił go na glebę uprzednio.

            Po upływie piosenki zdał sobie sprawę, że wciąż przytula się do Blueford. Zdał sobie sprawę jak miło się czuje czując jej biust na swojej klacie. Odsunął się od kobiety, a zdawała się wyglądać na lekko zawstydzoną. Widocznie chcąc uniknąć pytania o to wskoczyła jako pierwsza niewiasta w rozszalały tłum samców pod sceną. Po chwili w jej ślad ruszyły pozostałe kobiety.

            Syriusz w tym czasie stanął sobie w pobliżu kraty piwa i otworzył sobie jedno z nich. Obok niego pozostała tylko jedna kobieta. Była krótkowłosa i ruda. Na szyi widoczne było kilkucentymetrowe zadrapanie.

- Kak vy nazyvayete? - zapytała po rosyjsku.
- Nie gadam po rusku - odparł w swoim rodzimym języku.
- Aa - potaknęła ze zrozumieniem. - Brytol? - dopytała po angielsku.
- Tak.
- Ona też? - dopytała wskazując na Lucy, która właśnie padała potrącona przez jednego z większych czarodziei.

            Widząc to Syriusz chciał już się rzucić jej na ratunek, lecz został złapany za rękaw przez Rosjankę. Ta pokiwała przecząco głową i rzekła łamaną angielszczyzną.

- Nie trzeba. Ty jej tylko zaszkodzić, gdy ty popsuć zabawa.
- Ok.
- Jak masz na imię? - zapytała otwierając sobie przy tym browar.
- Syriusz, a ty?
- Zwiesłana.
- Ładnie - zauważył Black.
- Dziękuję - odparła pociągając porządny łyk piwa.

            W tym czasie przyszedł do nich jeden z obozowców, który zaczął zachęcać kobietę do pójścia w tany. Wreszcie po kilku minutach, gdy zaczęła się kolejna piosenka - tym razem ballada - ruda ruszyła niespiesznym krokiem do bawiącej się ekipy. Wtedy Rosjanin zainteresował się Brytyjczykiem.

- A ty czemu nie idziesz?
- Nie umiem tak - odparł wskazując pod scenę.
- Szybka nauka - zaproponował łysy.

            Nim Łapa zorientował się o co chodzi, ten ruszył na niego całym ciężarem ciała. Upadł z trzaskiem na jedną z leżących na ziemi gałązek. Nie zdążył się zorientować kiedy upadł, gdy został momentalnie podniesiony.

- Kiepski z ciebie wojownik - zauważył skinhead.
- Nie sądzę.
- A ja tak.
- Całkiem dobry ze mnie czarodziej.
- Z refleksem szachisty.
- Jak ty... ty właściwie masz na imię? - Syriusz zmienił cel swojej wypowiedzi w toku jej wypowiadania, nie chcąc wywoływać skandalu.
- Andriej - odpowiedział mężczyzna, którego wcześniej nie było w obozie.
- Może zechcesz się zatem sprawdzić? - zaproponował gość.
- Zawsze - odrzekł Andriej z uśmiechem na ustach.
 
            Oddalili się jeszcze trochę od sceny i stanęli w odległości około piętnastu metrów od siebie. Za plecami Blacka znajdowały się już pierwsze drzewa. Jego stopa ocierała się o jeden z krzaków. Jego przeciwnik stał jeszcze na polanie, chociaż w pobliżu znajdowały się dwa duże głazy.

            Obaj przeciwnicy chwycili różdżki w dłonie i trzymali je przed klatką piersiową. Ukłonili się sobie płytko. W między czasie reszta dostrzegła co się święci i oderwała się od zabawy na rzecz podziwiania walki, chociaż zespół zagrał akurat wyjątkowo agresywny kawałek.

            Walkę rozpoczął skinhead rzucając w Blacka nieznaną klątwę, lecz ten zdążył zrobić unik. Zaraz potem kolejny urok świsnął tuż nad jego ramieniem. Zszokowany tempem rzucania uroków stał przez chwilę nieruchomo. W tym czasie złoty grot, kolejnego uroku śmigał w zawrotnym tempie w jego stronę. Nie zdążył pomyśleć jak uniknąć ataku za pomocą magii. Padł, więc na glebę i przeturlał w prawo. Miał przy tym niesamowity fart, gdyż inny atak przeciwnika trafił w miejsce, gdzie przed chwilą stał.
 
- Wstawaj! - krzyknął w jego stronę Rosjanin.

            Syriusz posłusznie zrobił to o co go proszono. Kiedy stanął prosto, wciąż jeszcze dyszał. Przeciwnik widocznie dawał ma czas na złapanie tchu. Anglik zrozumiał, że zlekceważył oponenta, który nie był pierwszoroczniakiem z Hogwartu, a wojownikiem jednej z najbardziej agresywnych subkultur.

- Expeliarmus! - ryknął wreszcie Black.

            Zaklęcie rozbrajające rozbiło się o tarczę wyczarowaną przez skina. Kontra nie nastąpiła. Syriusz czekał chwilę, po czym zrobił krok w prawo i zaatakował tym samym atakiem w sposób niewerbalny. Znów rozbiło się o tarczę.

- To wszystko na co cię stać? - przeciwnik bawił się z nim, to było jasne.

            Rozwścieczony Black zaatakował płomieniem ognia. Andriej zgasił ją strumieniem wody. Anglik wyczarował wielkiego węża, który został rozszarpany przez tuziny maleńkich żółtych ptaszków, którymi kiedyś wg opowieści Pottera Hermiona zaatakowała Rona Weasley' a w angielskiej Szkole Magii i Czarodziejstwa.

- Drętwota! - ryknął Black.
 
            Oszołamiacz był wyraźnie niecelny. Drugi, trzeci i kilka kolejnych także. Uniki Rosjanina były wyjątkowo szybkie. Syriusz w wyraźny dla wszystkich zebranych sposób tracił energię na rzecz kiepskich ataków.

- Dość tego - powiedział w końcu Andriej.

            Syknął coś niezrozumiałego dla Blacka, a spod ziemi wystrzeliły korzenie jakiegoś starego i wielkiego drzewa. Wystrzeliły z prędkością światła w stronę Anglika. Ten zdołał ściąć jednym z uroków kilka korzeni, lecz jeden z pozostałych zdołał go pochwycić. Kolejny zasłonił mu widok przeciwnika, a pozostałe dwa poruszały się powoli w poblizu. Korzenie poruszyły się w górę. Black znalazł się na wysokości kilku metrów nad twardym lądem.

- Co on mu robi? - rozległ się gdzieś z dołu przestraszony głos Lucy.

            Andriej wymówił kolejną formułę, a ucisk korzeni zwiększył się znacznie. Nabierania powietrza przez Syriusza stało się bardzo uciążliwe, chociaż wciąż nie było to klasyczne duszenie. Black postanowił oszczędzać tlen. Wymówił w myślach jedno z zaklęć niewerbalnych, nie oddychając przy tym. Strumień pomarańczowego światła pomknął w stronę skinheada, ale ten odsunął się o dwa kroki w bok i pozostał nieuchwytny dla przeciwnika. Nieznaczny ruch jego różdżki i jeden z wolnych korzeni pacnął Blacka w dłoń na tyle mocno, że różdżka Syriusza wypadła z jego dłoni. To koniec walka była przez niego przegrana.

- WYGRAŁEM! - ryknął rozradowany zwycięzca.
 
            Black upadł na ziemię z o wiele mniejszej wysokości niż znajdował się pod koniec pojedynku. Było mu głupio z powodu tego, że nie sprawił żadnego zagrożenia dla antagonisty. Jednocześnie podziwiał zdolności Andrieja, który sprawiał wrażenie znudzonego walką, ale cieszył się jak dziecko z powodu tryumfu.

- Nie było źle - ocenił jeden z widzów.
- Jak to? - zdziwił się Anglik.
- Nikt nigdy nie wygrał pojedynku z Andriejem.
- Aha - przyznał Black, chociaż odczuł wyraźną ulgę.

            Nim ktoś zdołał coś jeszcze wymówić Lucy wepchnęła mu łapę piwo, a część łysych wraz z towarzyszkami udała się pod scenę by znów pląsać w specyficzny sposób do muzyki typu Oi, bo taka była nazwa tego gatunku według bohatera walki.

            Syriusz duszkiem wypił piwo, chcąc wymazać z pamięci przebieg pojedynku. Ulga z powodu rekordu pojedynków ustanowionego przez Andrieja to jedno, ale wstyd z powodu łatwizny przegranej to co innego. Migiem sięgnął po kolejne piwo i jeszcze jedno i następne... Nim Syriusz się zorientował znajdował się pod sceną i przewracał się razem z obozowcami, Lucy i resztą kobiet. Wtem jeden z słusznych gabarytami Rosjan staranował go tak mocno, że nie łatwo było go podnieść.

- Ja się nim zajmę - zachrypiała mocno już wstawiona Blueford.

            Wyjęła różdżkę, wymówiła odpowiednią formułę i przetransportowała Blacka do jego namiotu. Weszła tam za nim. Ułożyła go na posłaniu. Uklękła obok. Dalej wyczarowała chłodny okład i nałożyła mu na czoło. Pochyliła się przy tym tak bardzo, że pijany i zamroczony Syriusz zaczął podziwiać jej piersi - nie miała na sobie stanika. Widok sutków kobiety podniecił go nie lada. Nie wiele myśląc przyciągnął ją do siebie i zatopił usta w jej wargach. Rękoma krążył po jej plecach i ramionach. Chwilę potem zdarł z niej bluzkę. Miniówka sama zjechała z kształtnych bioder, kiedy kobieta nieco się podniosła. Popatrzyli sobie w oczy. Oboje wiedzieli, że robią coś złego, coś niemoralnego, a jednak... Ponownie zatopili w sobie usta. Język Brytyjki penetrował podniebienie Syriusza. Chwilami kobieta stawała się wręcz nachalna w tym co wyczyniała całując Anglika. Rozdarła jego koszulę. Jej usta zjeżdżały coraz niżej po szyi, torsie i brzuchu Blacka. Każdy jej pocałunek sprawił mu niewyobrażalną wręcz rozkosz. Wreszcie kobieta dotarła do strategicznego miejsca każdego mężczyzny. Kilka ruchów i Syriusz osiągnął pierwszy tej nocy szczyt. To była wyjątkowo długa noc dla nich obojga, chociaż rano nie pamiętali wszystkich szczegółów i pozycji, w których sobie dogadzali.

            Kiedy Syriusz się obudził głowa Blueford spoczywała na jego klatce piersiowej. Poza nią towarzyszył mu ból głowy oraz uczucie suchości w ustach. Kobieta ubrana była w same majtki, podczas gdy ona wciąż pozostawał nagi. Nie chciał jej budzić, więc pozostał w pozycji leżącej. Wreszcie stała się tak nieznośna, że musiał ją podnieść i położyć obok siebie. Nie obudziła się przy tym. To dobrze - pomyślał Black. Dorwał się do menażki z wodą i wypił całą jej zawartość. Poczuł się delikatnie lepiej. Spojrzał na swoją kochankę. Leżąc tak jak leżała zdawała się mniej seksowana niż w nocy, lecz wciąż była niezwykle atrakcyjna. Syriusz miał twardy orzech do zgryzienia - co zrobić z tym co wydarzyło się w nocy?