Rozdział
60
Obóz
"łysych"
-
Zuch - pochwalił go jeden z skinów, tarmosząc przy tym jego grzywę.
-
Opierdol go na łyso - zawtórował drugi.
Syriusz nie potrafił ich rozróżnić.
Niby podawali mu co rusz swoje imiona, ale w skutek tego, że każdy był łysy i
ubierali się bardzo podobnie, nie potrafił ich rozróżnić. Tuż po jego
przebudzeniu dowiedział się, że odwiedziło go troje Ivanów, Dimitry, Vladimir
oraz Igor. Poza nimi w obozie miało być jeszcze czworo bojówkarzy.
-
Zostawcie moje włosy - odparł jednemu z gospodarzy, które bardzo możliwe, że
miał na imię Ivan.
- Może
ty z "konkurencji" jednak jesteś? - zapytał rozbawiony inny łysy.
Wszyscy zgromadzeni wybuchli
śmiechem. Wszyscy poza jedną osobom. Syriuszowi nie było do śmiechu. W młodości
- przed pobytem w Azkabanie - żył prawie jak mugolskie gwiazdy rocka. Oznaczało
to, że nie stronił od używek, także tych mocniejszych niż alkohol. Do tego
nosił długie - co mu pozostało do dziś - włosy i nie ubierał się w bojówki.
-
Słyszałem, że takich jak wy są w Rosji setki - odezwał się Black.
-
Setki to może za dużo powiedziane - odpowiedział się ten, który nazwał go
zuchem - osiągnęliśmy może z setkę ewentualnie dwie. Jak na liczbę czarodziei
na tym terenie to nie dużo. Musisz pamiętać, że nigdzie w Europie nie ma tylu
czarodziei co u nas.
- No
i są też degeneraci - zawtórował mu inny - bujają się z tymi brudasami i psują
nam opinię.
-
Podobno bardziej się już nie da - wtrącił ze śmiechem kolejny.
-
Słyszałem też, że lubicie szukać okazji do bitki - Syriusz postanowił poznać
bliżej nieszablonowych mężczyzn.
-
Takie życie.
-
Tzn.?
-
Razem pijemy, razem podróżujemy i razem się bijemy! - odkrzyknął Rosjanin.
Syriusz postanowił nie drążyć więcej
tego tematu. Na swój sposób zaczął podziwiać ten specyficzny rodzaj braterstwa
wśród obozowiczów. Może nie pochwalał przesadnego kultu siły i wspólnej walki,
co kojarzyło mu się zbyt bardzo z czarną magiom i kultem siły (Voldemorta)
wśród śmierciożerców, lecz w tym lesie to wszystko stawało się takie trywialne.
Do tego dochodziła jeszcze wdzięczność za ratunek z Sabatu. Łącząc to wszystko
można powiedzieć, że Black czuł może nie tylko sympatię, co szacunek do łysych,
potężnie zbudowanych - zwykle - mężczyzn.
Wieczorem jeden z gospodarzy
zapowiedział, że odbędzie się impreza. Z jakiej okazji? - dopytywał Black. Nikt
mu na to pytanie nie odpowiedział, chociaż jeden z obozowiczów wspominał coś o
prastarej słowiańskiej gościnności. Jeśli gospodarze na prawdę byli aż takimi
tradycjonalistami, trzymającymi się zwyczajów przodków z tej samej grupy
etnicznej, to można było ich uznać za najbardziej ciekawą grupę społeczną w
całym magicznym świecie.
-
Gotowy? - spytała go głowa Lucy, która znikąd pojawiła się w wejściu do jego
namiotu.
Nie czekając na odpowiedź weszła do
środka. Ubrana była tak pięknie jak jeszcze nigdy, a może po prostu nigdy nie
cieszyła go aż tak jej obecność. Gapił się tępo na mężatkę nie będąc w stanie
wydukać słowa.
-
Black? - jej głos nie był w stanie sprowadzić go na ziemię.
Po kolejnych kilkudziesięciu
sekundach wpatrywania się w Blueford stwierdził, że zrobiła coś z rzęsami i
teraz były tak samo długie i czarne jak u jej starszej siostry kiedy się
poznawali. Małe ciemne oczka patrzyły zaczepnie na czarodzieja. Długie do
połowy pleców, ciemne, kręcone włosy poruszały się wraz z wietrzykiem, który
wpadł do namiotu razem z kobietą. Haczykowaty, o wiele bardziej zaczepny niż
zwykle nos dodawał jej tylko odważnego charakteru. Po chwili Syriusz zdał sobie
sprawę skąd takie wrażenie zrobione na nim przez kobietę. Na stopy założyła
ponad 10cm szpilki o ciemnoczerwonym kolorze. Na nogi naciągnęła krótką,
czerwoną mini, która zgrabnie opinała tyłek Brytyjki. Reszta nóg skrywała się
pod rajstopami o nieco ciemniejszym niż cielisty kolorze. Do tego dobrała
czarną bluzkę na ramiączkach, z sporym dekoltem, przysłoniętym przez czerwone
korale z magicznie powiększonej jarzębiny.
-
Pięknie...- wychrypiał wreszcie Black przez ściśnięte gardło.
- Co
pięknie?
-
Wyglądasz. - odpowiedział, czując jak policzki mu się rumienią.
-
Dzięki - odparła dziewczyna spokojnie i wyciągnęła go za rękę z namiotu.
Poprowadziła go aż na dużą polanę za
obozowiskiem. Znajdowało się tam około 12 skinów i kilka kobiet - ubranych
jeszcze odważniej niż Lucy. Kobieta przywitała się ze wszystkimi uroczym
dygnięciem. Black podniósł dłoń i pomachał zgromadzonym już osobom.
Odwzajemnili gest.
Wtem gdzieś zza nich zabrzmiała
agresywna, ciężka, a przy tym i prosta muzyka. Dopiero po chwili zorientował
się, że tuż za nim na niewielkim wzniesieniu ustawiona jest mała scena. Na niej
znajdowała się dwójka mężczyzn oraz kobieta. Co dziwne jeden z muzyków miał
kilkumilimetrowe, ale jednak, włosy. Po chwili rozległ się śpiew w języku rosyjskim,
w związku z czym Black ze zrozumiałych względów nie mógł zrozumieć o czym
śpiewa wokalista.
Nie zorientował się jak grupa rozpędzonych
skinów pędziła na niego i Lucy. Dziewczyna przytuliła go do siebie, żeby
uniknąć staranowania, ale o dziwo nic takiego się nie stało. Łysi zatrzymali
się obok nich, pod sceną i tam oddali się tańcowi. Był to najdziwniejszy taniec
jaki Black w życiu widział. Mężczyźni udawali, że się biją, popychają a nawet i
przewracają, po czym pomagali sobie wstać i znowu udawali konfrontację. Co
chwilę ktoś upadał, potem zostawał podniesiony i uratowany zarazem przed
zdeptaniem przez tego samego czarodzieja, który rzucił go na glebę uprzednio.
Po upływie piosenki zdał sobie
sprawę, że wciąż przytula się do Blueford. Zdał sobie sprawę jak miło się czuje
czując jej biust na swojej klacie. Odsunął się od kobiety, a zdawała się
wyglądać na lekko zawstydzoną. Widocznie chcąc uniknąć pytania o to wskoczyła
jako pierwsza niewiasta w rozszalały tłum samców pod sceną. Po chwili w jej ślad
ruszyły pozostałe kobiety.
Syriusz w tym czasie stanął sobie w
pobliżu kraty piwa i otworzył sobie jedno z nich. Obok niego pozostała tylko
jedna kobieta. Była krótkowłosa i ruda. Na szyi widoczne było kilkucentymetrowe
zadrapanie.
-
Kak vy nazyvayete? - zapytała po rosyjsku.
-
Nie gadam po rusku - odparł w swoim rodzimym języku.
- Aa
- potaknęła ze zrozumieniem. - Brytol? - dopytała po angielsku.
-
Tak.
-
Ona też? - dopytała wskazując na Lucy, która właśnie padała potrącona przez
jednego z większych czarodziei.
Widząc to Syriusz chciał już się
rzucić jej na ratunek, lecz został złapany za rękaw przez Rosjankę. Ta pokiwała
przecząco głową i rzekła łamaną angielszczyzną.
-
Nie trzeba. Ty jej tylko zaszkodzić, gdy ty popsuć zabawa.
-
Ok.
-
Jak masz na imię? - zapytała otwierając sobie przy tym browar.
-
Syriusz, a ty?
-
Zwiesłana.
-
Ładnie - zauważył Black.
-
Dziękuję - odparła pociągając porządny łyk piwa.
W tym czasie przyszedł do nich jeden
z obozowców, który zaczął zachęcać kobietę do pójścia w tany. Wreszcie po kilku
minutach, gdy zaczęła się kolejna piosenka - tym razem ballada - ruda ruszyła
niespiesznym krokiem do bawiącej się ekipy. Wtedy Rosjanin zainteresował się
Brytyjczykiem.
- A
ty czemu nie idziesz?
-
Nie umiem tak - odparł wskazując pod scenę.
-
Szybka nauka - zaproponował łysy.
Nim Łapa zorientował się o co
chodzi, ten ruszył na niego całym ciężarem ciała. Upadł z trzaskiem na jedną z
leżących na ziemi gałązek. Nie zdążył się zorientować kiedy upadł, gdy został
momentalnie podniesiony.
-
Kiepski z ciebie wojownik - zauważył skinhead.
-
Nie sądzę.
- A
ja tak.
-
Całkiem dobry ze mnie czarodziej.
- Z
refleksem szachisty.
-
Jak ty... ty właściwie masz na imię? - Syriusz zmienił cel swojej wypowiedzi w
toku jej wypowiadania, nie chcąc wywoływać skandalu.
-
Andriej - odpowiedział mężczyzna, którego wcześniej nie było w obozie.
-
Może zechcesz się zatem sprawdzić? - zaproponował gość.
-
Zawsze - odrzekł Andriej z uśmiechem na ustach.
Oddalili się jeszcze trochę od sceny
i stanęli w odległości około piętnastu metrów od siebie. Za plecami Blacka
znajdowały się już pierwsze drzewa. Jego stopa ocierała się o jeden z krzaków.
Jego przeciwnik stał jeszcze na polanie, chociaż w pobliżu znajdowały się dwa
duże głazy.
Obaj przeciwnicy chwycili różdżki w
dłonie i trzymali je przed klatką piersiową. Ukłonili się sobie płytko. W
między czasie reszta dostrzegła co się święci i oderwała się od zabawy na rzecz
podziwiania walki, chociaż zespół zagrał akurat wyjątkowo agresywny kawałek.
Walkę rozpoczął skinhead rzucając w
Blacka nieznaną klątwę, lecz ten zdążył zrobić unik. Zaraz potem kolejny urok
świsnął tuż nad jego ramieniem. Zszokowany tempem rzucania uroków stał przez
chwilę nieruchomo. W tym czasie złoty grot, kolejnego uroku śmigał w zawrotnym
tempie w jego stronę. Nie zdążył pomyśleć jak uniknąć ataku za pomocą magii.
Padł, więc na glebę i przeturlał w prawo. Miał przy tym niesamowity fart, gdyż inny
atak przeciwnika trafił w miejsce, gdzie przed chwilą stał.
-
Wstawaj! - krzyknął w jego stronę Rosjanin.
Syriusz posłusznie zrobił to o co go
proszono. Kiedy stanął prosto, wciąż jeszcze dyszał. Przeciwnik widocznie dawał
ma czas na złapanie tchu. Anglik zrozumiał, że zlekceważył oponenta, który nie
był pierwszoroczniakiem z Hogwartu, a wojownikiem jednej z najbardziej
agresywnych subkultur.
-
Expeliarmus! - ryknął wreszcie Black.
Zaklęcie rozbrajające rozbiło się o
tarczę wyczarowaną przez skina. Kontra nie nastąpiła. Syriusz czekał chwilę, po
czym zrobił krok w prawo i zaatakował tym samym atakiem w sposób niewerbalny.
Znów rozbiło się o tarczę.
- To
wszystko na co cię stać? - przeciwnik bawił się z nim, to było jasne.
Rozwścieczony Black zaatakował
płomieniem ognia. Andriej zgasił ją strumieniem wody. Anglik wyczarował
wielkiego węża, który został rozszarpany przez tuziny maleńkich żółtych
ptaszków, którymi kiedyś wg opowieści Pottera Hermiona zaatakowała Rona Weasley'
a w angielskiej Szkole Magii i Czarodziejstwa.
-
Drętwota! - ryknął Black.
Oszołamiacz był wyraźnie niecelny.
Drugi, trzeci i kilka kolejnych także. Uniki Rosjanina były wyjątkowo szybkie.
Syriusz w wyraźny dla wszystkich zebranych sposób tracił energię na rzecz
kiepskich ataków.
-
Dość tego - powiedział w końcu Andriej.
Syknął coś niezrozumiałego dla
Blacka, a spod ziemi wystrzeliły korzenie jakiegoś starego i wielkiego drzewa.
Wystrzeliły z prędkością światła w stronę Anglika. Ten zdołał ściąć jednym z
uroków kilka korzeni, lecz jeden z pozostałych zdołał go pochwycić. Kolejny
zasłonił mu widok przeciwnika, a pozostałe dwa poruszały się powoli w poblizu.
Korzenie poruszyły się w górę. Black znalazł się na wysokości kilku metrów nad
twardym lądem.
- Co
on mu robi? - rozległ się gdzieś z dołu przestraszony głos Lucy.
Andriej wymówił kolejną formułę, a
ucisk korzeni zwiększył się znacznie. Nabierania powietrza przez Syriusza stało
się bardzo uciążliwe, chociaż wciąż nie było to klasyczne duszenie. Black
postanowił oszczędzać tlen. Wymówił w myślach jedno z zaklęć niewerbalnych, nie
oddychając przy tym. Strumień pomarańczowego światła pomknął w stronę
skinheada, ale ten odsunął się o dwa kroki w bok i pozostał nieuchwytny dla
przeciwnika. Nieznaczny ruch jego różdżki i jeden z wolnych korzeni pacnął
Blacka w dłoń na tyle mocno, że różdżka Syriusza wypadła z jego dłoni. To koniec
walka była przez niego przegrana.
-
WYGRAŁEM! - ryknął rozradowany zwycięzca.
Black upadł na ziemię z o wiele
mniejszej wysokości niż znajdował się pod koniec pojedynku. Było mu głupio z
powodu tego, że nie sprawił żadnego zagrożenia dla antagonisty. Jednocześnie
podziwiał zdolności Andrieja, który sprawiał wrażenie znudzonego walką, ale
cieszył się jak dziecko z powodu tryumfu.
-
Nie było źle - ocenił jeden z widzów.
-
Jak to? - zdziwił się Anglik.
-
Nikt nigdy nie wygrał pojedynku z Andriejem.
-
Aha - przyznał Black, chociaż odczuł wyraźną ulgę.
Nim ktoś zdołał coś jeszcze wymówić
Lucy wepchnęła mu łapę piwo, a część łysych wraz z towarzyszkami udała się pod
scenę by znów pląsać w specyficzny sposób do muzyki typu Oi, bo taka była nazwa
tego gatunku według bohatera walki.
Syriusz duszkiem wypił piwo, chcąc
wymazać z pamięci przebieg pojedynku. Ulga z powodu rekordu pojedynków
ustanowionego przez Andrieja to jedno, ale wstyd z powodu łatwizny przegranej
to co innego. Migiem sięgnął po kolejne piwo i jeszcze jedno i następne... Nim
Syriusz się zorientował znajdował się pod sceną i przewracał się razem z
obozowcami, Lucy i resztą kobiet. Wtem jeden z słusznych gabarytami Rosjan
staranował go tak mocno, że nie łatwo było go podnieść.
- Ja
się nim zajmę - zachrypiała mocno już wstawiona Blueford.
Wyjęła różdżkę, wymówiła odpowiednią
formułę i przetransportowała Blacka do jego namiotu. Weszła tam za nim. Ułożyła
go na posłaniu. Uklękła obok. Dalej wyczarowała chłodny okład i nałożyła mu na
czoło. Pochyliła się przy tym tak bardzo, że pijany i zamroczony Syriusz zaczął
podziwiać jej piersi - nie miała na sobie stanika. Widok sutków kobiety
podniecił go nie lada. Nie wiele myśląc przyciągnął ją do siebie i zatopił usta
w jej wargach. Rękoma krążył po jej plecach i ramionach. Chwilę potem zdarł z
niej bluzkę. Miniówka sama zjechała z kształtnych bioder, kiedy kobieta nieco
się podniosła. Popatrzyli sobie w oczy. Oboje wiedzieli, że robią coś złego,
coś niemoralnego, a jednak... Ponownie zatopili w sobie usta. Język Brytyjki
penetrował podniebienie Syriusza. Chwilami kobieta stawała się wręcz nachalna w
tym co wyczyniała całując Anglika. Rozdarła jego koszulę. Jej usta zjeżdżały
coraz niżej po szyi, torsie i brzuchu Blacka. Każdy jej pocałunek sprawił mu
niewyobrażalną wręcz rozkosz. Wreszcie kobieta dotarła do strategicznego
miejsca każdego mężczyzny. Kilka ruchów i Syriusz osiągnął pierwszy tej nocy
szczyt. To była wyjątkowo długa noc dla nich obojga, chociaż rano nie pamiętali
wszystkich szczegółów i pozycji, w których sobie dogadzali.
Kiedy Syriusz się obudził głowa
Blueford spoczywała na jego klatce piersiowej. Poza nią towarzyszył mu ból
głowy oraz uczucie suchości w ustach. Kobieta ubrana była w same majtki,
podczas gdy ona wciąż pozostawał nagi. Nie chciał jej budzić, więc pozostał w
pozycji leżącej. Wreszcie stała się tak nieznośna, że musiał ją podnieść i
położyć obok siebie. Nie obudziła się przy tym. To dobrze - pomyślał Black.
Dorwał się do menażki z wodą i wypił całą jej zawartość. Poczuł się delikatnie
lepiej. Spojrzał na swoją kochankę. Leżąc tak jak leżała zdawała się mniej
seksowana niż w nocy, lecz wciąż była niezwykle atrakcyjna. Syriusz miał twardy
orzech do zgryzienia - co zrobić z tym co wydarzyło się w nocy?