Rozdział 58
Samogon
Syriusz
pomyślał, że jeśli tak ma wyglądać centrum kultury, to on woli nie mieć ze
sztuką nic wspólnego. Pustostan zajęty przez tych czarodziei - o ile w ogóle
mieli coś wspólnego z magią - o wiele bardziej przypominał mu Azkaban niż
elegancki budynek mugolskiego teatru w Nowosybirsku. Kolejnym minusem dla tych
"fanów kultury" był ich wygląd, zachowanie oraz zapach unoszący się we
wnętrzu skłotu.
- Z kulturą to oni mają kontakt tylko
na zdjęciach - Lucy potwierdziła jego przypuszczenia.
Młoda
skłoterka zareagowała nerwowo na słowa Brytyjki. Jednym ruchem wstała i
skierowała czubek różdżki na oponentkę. Ta siedziała niewzruszenie. Patrzyła spokojnie
na blondyna, zupełnie jakby młoda Rosjanka wcale nie mierzyła w nią różdżką. Ta
w między czasie odczuwała coraz większą furię. Nawet tak kiepski obserwator jak
Black dostrzegł, że ręce dziewczyny drżą, a jej oddech przyspiesza.
- Spójrz kurwa na mnie - warknęła
dziewczyna z irokezem.
Blueford
zignorowała i tą uwagę. Tym razem chyba przegięła, gdyż z różdżki młódki
trysnął brązowy promień. Lucy, jednak nie ignorowała jej aż tak jak się to
wszystkim wokół zdawało. Zgięła się w pół. Czar pofrunął kilka centymetrów nad
jej plecami i tuż obok ramienia Blacka. Uderzył w oparcie, które natychmiast
rozpadło się z trzaskiem. W odpowiedzi Łapa wyjął swoją różdżkę, ale nie zdążył
nic zrobić, gdyż natychmiast skierowało się w jego stronę sześć różdżek. Kolejna
celowała w dalszym ciągu w Lucy. Drzwi od pokoju rozwarły się z hukiem. Do
pokoju wparowało kolejnych kilkunastu czarodziei w czarnych, mugolskich
ubraniach. Jedynym co różniło ich od tych obecnych już w pokoju były czarne
kominiarki na ich twarzach.
- Co się dzieje? - warknął jeden z
zamaskowanych.
- Nic - odparł blondyn, w którego
przed chwilą wpatrywała się Lucy.
- Tacy honorowi - zakpiła Angielka.
Blondyn
zganił ją wzrokiem. Powiedział coś po rusku do bojowników, którzy właśnie
wparowali do pomieszczenia i gestem ręki nakazał im wyjść. Po upływie zaledwie
kilku sekund reszta pozostałych w pokoju mężczyzn - poza nim i Blackiem -
opuściła pokój. Zostali w piątkę.
Syriusz
był coraz bardziej ciekawy tego co wydarzy się dalej. Nie zdawał sobie, jednak
sprawy z tego jak bardzo światopogląd jego koleżanki różni się od tego, który
za jedyny słuszny uznawali mieszkańcy Sabatu.
- Misza - panna z irokezem zwróciła
się do Rosjanina - karz tej kurwie przestać albo ją ukatrupię.
- Spokojnie - odrzekł Misza, wykonując
przy tym niedbały ruch ręką.
- Nie gróź mi, bo jeszcze uznam, że
masz jakiekolwiek zdolności w pojedynkach - zakpiła po raz kolejny Lucy.
- Ta kurwa mnie wkurwia! - wykrzyknęła
skłoterka.
Blueford
nie odpowiedziała nic. Jej spojrzenie stało się nagle zimne i nieprzyjemne.
Syriusz nie musiał być mistrzem leglimencji żeby wpaść na to, że tym razem
gospodyni przegięła i Lucy jest na prawdę wściekła. Musiał to dostrzec również
Misza, gdyż wyczarował tarczę pomiędzy obiema kobietami.
- Możecie się powystrzelać albo
dogadać - zagadnęła druga z gospodyń.
- Wystrzelać się to może pierwszy
lepszy alfons w jej cipę! - młoda Rosjanka w dalszym ciągu była wulgarna.
Lucy
zaczęła się trząść. Jej ręce drżały, a oddech znacznie przyspieszył. W ułamku
sekundy różdżka znalazła się w wyprostowanej już ręce kobiety. Wycelowała ją
prosto w serce przeciwniczki. Zwężone źrenice nie zwiastowały niczego dobrego.
- Uspokój się młoda - rzucił przez
ramię Misza, który teraz stał już pomiędzy kobietami.
- Karz jej się wynosić - poleciła mu
dziewczyna.
- Wyniosę się, kiedy się umyjesz -
wycedziła przez zęby Lucy.
Na
reakcję z drugiej strony nie trzeba było długo wyczekiwać. Teraz również
dziewka z irokezem stała na baczność z różdżką wycelowaną w Angielkę.
- Może rzeczywiście powinniśmy dać się
im rozładować? - zaproponowała druga z kobiet.
- Może - przytaknął Misza.
- A może nie - zaoponował Black.
- Nie masz prawa głosu! - ryknęła
młoda Rosjanka - możesz być następny zaraz po tej dziwce!
- Expulso! - wrzasnęła w odpowiedzi
Lucy, a tarcza pomiędzy kobietami eksplodowała. - Expelliarmus! - kontynuowała atak urokiem
rozbrajającym przeciwnika.
Rywalka
odskoczyła gwałtownie w bok. Urok chybił o kilka centymetrów. Lucy nie
poprzestała jednak na tym. W mgnieniu oka za Rosjanką poszybowały kolejne
uroki. Świetliste groty kolorowych promieni zniszczyły i tak już poważnie
uszkodzoną kanapę. Siedzący na niej Syriusz poczuł jak grunt wymyka mu się spod
tyłka. Sekundę później siedział już na podłodze na resztkach materiału i
drewna.
- STOP! - ryknął Misza.
Kobiety
spojrzały na niego. Wykorzystując to Syriusz rozbroił gospodynię, a druga z
mieszkanek Sabatu pozbawiła różdżki Lucy. Misza ponownie wyczarował tarczę
pomiędzy kobietami w ostatniej dogodnej ku temu chwili, gdyż zaraz potem obie
rzuciły się na siebie wściekle. Bójka w stylu mugolskim została jednak
zażegnana przez tarczę Miszy, od której obie kobiety odbiły się i z głuchym
łoskotem zwaliły na podłogę pod przeciwstawnymi sobie ścianami. Obydwie
patrzyły na siebie z nienawiścią i pogardą.
- Udzielił ci się światopogląd
siostry? - Misza zwrócił się do Blueford.
- Są takimi samymi sukami! - wtrąciła
krzykiem awanturniczka.
- Karz się jej zamknąć - odpowiedziała
Lucy, nie wrażliwa już na żadne obelgi.
- Nie mogę - odpowiedział blondyn - my
nie mamy hierarchii czy liderów.
- Teoretycznie - spuentowała Brytyjka.
Nikt
już nic na to nie odpowiedział. Rosjanin uniósł swoją różdżkę i ku zdziwieniu
Łapy, który spodziewał się ataku, wezwał z głębi budynku wielką beczkę. Ta
wylądowała z hukiem tuż obok niego. Następnie tuż obok wylądowały
niedoczyszczone szklanki. Prawie jak
"Pod Świńskim Łbem" - pomyślał Black.
- Napijemy się za interesy i
rozejdziemy, każdy w swoją stronę.
Starsza
z gospodyń podeszła do beczki i napełniła pięć szklanic. Za pomocą różdżki
rozesłała każdą do jednej z osób obecnych w pokoju. Syriusz złapał swoją, lecz
nie zatrzymał w ten sposób napoju w naczyniu, który rozlał się z chlupotem na
jego ubranie.
- Zdrowie! - ryknął Misza i uniósł
swoje naczynie do ust.
Kobiety
podążyły jego wzorem. Lucy i Syriusz zrobili to samo. Napój był gorzki i
strasznie palił w gardło. Whisky spożywana przez angielskich czarodziei była
przy tym napoju jak mugolskie piwo przy wódce. Black przez moment nawet
podejrzewał, że pije czystą wódkę, lecz stwierdził, że to nie możliwe żeby
trzymać tyle litrów wódki w beczce. Wobec tego musiał to być...
- Najlepszy samogon jaki mamy na
skłocie - oznajmił Misza, kończąc na głos myśl Syriusza.
- Nawet niezły ten bimber - przyznał
Black.
- Magicznie wzmocniony, łeb boli przez
kilka dni - powiedział z dumą skłoters.
Lucy
wyglądała jakby miała zacząć rzygać, ale mimo tego wychyliła wszystko na raz. Odrobina
alkoholu ściekała jej wąską strużką po policzku. Wyglądała w tym momencie na
prawdę uroczo.
- Chcecie nas upić - oznajmiła Lucy.
- Nie - zaprzeczyła równocześnie
trójka gospodarzy.
- W takim razie przejdźmy teraz do
interesów.
- Ok - zgodził się niechętnie blondyn.
Blueford
wyjęła z kieszeni olbrzymi, kilkukilogramowy worek jakiegoś zielska i położyła
przed sobą. Spojrzała uważnie po gospodarzach, jakby spodziewała się podstępu z
najmniej spodziewanej strony. Żaden z nich nie wykonał nawet ruchu ręką,
chociaż wszyscy utkwili spojrzenia w worku.
- Ile? - spytał Misza.
- Sześć kilo - odparła z dumą Lucy.
Oczy
kobiet z Sabatu, aż się zaświeciły. Wpatrywały się leżący przed Angielką worek z
dzikim pożądaniem, Syriusz odniósł wrażenie, że mogą być zahipnotyzowane i będą
siedzieć tak aż do jutra - jak nie dłużej.
- Podwójna stawka - zimny ton Lucy,
sprowadził je na ziemię.
-Czemu?
- Bo?
- Jak to kurwa? - dopytywali
gospodarze.
- Za chamstwo tej małej pindy -
odpowiedziała cicho Lucy, chociaż jej ton tylko spotęgował efekt.
Twarze
Rosjanek wyglądały jak z kamienia. Zupełnie straciły wyraz. Łapa uznał, że
musiały uznać cenę za astronomiczną, a zważywszy na ich niezbyt schludny wygląd
posunął się nawet do myśli, że zwyczajnie nie będzie ich stać na zakup tylu
kilogramów zielska.
- Wiesz, że jest was tylko dwoje, a
nas cała masa - rzekł Misza.
- Wiem - odparła Lucy zdecydowanie,
chociaż Łapa domyślił się, że ona boi się. - Expecto Patronum! - syknęła, a z
jej różdżki wystrzelił jakiś srebrzysty kształt, który wybiegł przez okno nim
Łapa się zorientował co jest patronusem pani Blueford.
- Wzywasz federalnych! - oskarżyła ją
przeciwniczka.
- Skądże znowu - zaprzeczyła Lucy -
poinformowałam tylko znajomych, że jeśli nie opuszczę tego miejsca za pół
godziny to mają spalić tą ruderę.
- Jak śmiesz? - warknęła starsza
skłoterka.
- Ubezpiecza się - stwierdził Misza -
udaje gieroja, ale boi się nas.
- No i? - wycedziła Lucy.
- Nie mamy tyle monet - odparł
spokojnie blondyn.
- To kupicie mniej.
- Nie.
Sytuacja
stawała się coraz bardziej napięta. Towarzyszka Blacka przysunęła worek do
siebie i położyła sobie na kolanach. Trójka gospodarzy wpatrywała się w niego
pożądliwie, ale równocześnie zdawali się coraz bardziej zdesperowani. Misza
wydawał się najmniej rozgniewany i to on zabrał w końcu głos:
- 150% zwykłej stawki.
- 175 - negocjowała twardo Blueford.
- Śmierć kapitalistom! - ryknęła jedna
z kobiet za Miszą.
Syriusz
teraz już kompletnie nie wiedział o co chodzi i jaki jest temat kłótni.
Mugolskie systemy ekonomiczne są przecież inaczej urządzone niż te w świecie
czarodziejów, gdzie nie występują nawet w teorii systemy takie jak komunizm czy
też "czysty" wolny rynek.
- Co ty pierdolisz? - warknęła Lucy.
- Nie tak się umawialiśmy - tonował
nastroje Misza.
- Dawajcie 175% normalnej stawki albo
spierdalamy - oznajmiła Lucy i wstała.
Nie
zdążyła zrobić nawet kroku, ponieważ drzwi otworzyły się z hukiem i wpadli
przez nie ci sami mężczyźni w mugolskich kominiarkach co wcześniej. Wyraźnie
widać było, że są w stanie paniki. Dostrzegli to także inni obecni w
pomieszczeniu mieszkańcy Sabatu.
- Czego?! - ryknął w ich stronę Misza.
- Za oknem - odburknął jeden z nich.
Wszyscy
niezamaskowani ludzie w pokoju - poza Blackiem i Lucy - rzucili się do okna.
Widok za nim musiał być kiepski, gdyż ramiona Miszy zaczęły się trząść. Kobiety
obróciły się z nową furią i wycelowały różdżki w Lucy. Za ich wzorem podążyli
zamaskowani ludzie. Osiem drewnianych badyli skierowanych było w głowę i piersi
Angielki.
- Ktoś mi wyjaśni o co biega? - spytał
Black, siląc się przy tym na spokój.
- Przed budynkiem jest kilkunastu
czarodziei, którym nie podoba się to jak nas traktują ci ludzie - wyjaśniła
Blueford.
- Zginiesz - wycedziła przez zęby
młoda Rosjanka.
- To jest ta legendarna skłoterska
gościnność - zakpiła Brytyjka.
- Crucio! - klątwa chybiła o cal nad
ramieniem Lucy, robiąc ogromną dziurę w ścianie.
- Expeliarmus! - blondyn pozbawił
swoją koleżankę różdżki.
Zamaskowani
mężczyźni wyprowadzili ją pod ręce z pokoju. W pokoju poza Anglikami, pozostała
starsza skłoterka, Misza i czworo bojówkarzy.
- Nie mamy tyle żeby wam dać aż tyle
więcej - tłumaczył nieskładnie blondyn.
- Trudno - powtórzyła się Lucy.
Rosjanin
ściągnął brwi ku sobie. Zaczął nad czymś gorączkowy myśleć. W tym czasie jego
towarzyszka rozpaczała na głos, że minęło już prawie pół godziny, po upływie
której miał nastąpić atak na Sabat.
- Ty wcale nie chcesz nam tego
sprzedać! - wypalił wreszcie Misza.
- Inteligentem to ty nie jesteś -
zakpiła Brytyjka.
- Powiedz do niego tak jeszcze raz, a
do końca życia będziesz ssać kutasy naszych chłopaków - zagroziła jej
gospodyni.
Misza,
jednak nic sobie nie robił z kpin handlarki i uciszył usiłującą bronić go
kobietę gestem ręki. Podszedł do okna i mamrotał coś pod nosem po rosyjsku sam
do siebie.
- Naliczyłem 26 osób - rzekł do Lucy -
musiałaś ściągnąć albo FSMB* albo wszystkich debili z całego kraju.
- Z federalnymi nie współpracuję -
odpowiedziała wymijająco Lucy.
- Lata walk ulicznych wracają -
wtrącił jeden z magów w kominiarce.
- Dokładnie Andrieju - przytaknął mu
blondyn - czarodzieje uważający się za skinów zebrali się pod naszym Sabatem.
Czyż będziemy mieć lepszą okazję do zlikwidowania ich? - spytał retorycznie -
Jeśli zgładzimy, chociaż połowę z nich to otrzymasz nawet 250% standardowej
ceny - zapowiedział pani Blueford - jak zginiemy to nie sprzedasz nic.
Słysząc
to Lucy podeszła do beczki i nalała sobie samogonu. Wypiła całość jednym
haustem. Widać było, że nie zdawała sobie sprawy, że akcja może przybrać taki
obrót.
Syriusz
był równie przerażony co ona. Nie po to godził się wspomóc ją w
dalekowschodniej eskapadzie, żeby zginąć w jakimś obskurnym pustostanie. Jego
śmierć tu na nic zda się jego chrześniakowi, a to właśnie Harry potrzebował
najbardziej jego pomocy. Przy całej sympatii do Lucy nie chciał, a raczej ze
względów psychicznych nie mógł walczyć po jej stronie tego dnia. Tylko jak jej
to powiedzieć, gdy wokół sami wrogowie?
- Pogadajmy - powiedział do Miszy.
- O czym?
- Chce ugrać trochę czasu dla łysych -
warknął Andriej - zabijmy gnoja - rzucił od niechcenia, celując różdżką prosto
w serce Łapy.
2
do 6 - Syriusz błyskawicznie przeanalizował stosunek sił w pokoju. Za drzwiami
jest ich na pewno kolejna czwórka + nie wiadomo ile jeszcze gdzieś w głębi
budynku. Skoro chcą walczyć z niemal trzydziestką napastników musi ich być co
najmniej tyle samo. Walka wewnątrz odpada - przynajmniej do chwili kiedy
nastąpi szturm.
Wtem
jego myślenie zostało przerwane przez czerwony promień, który roztrzaskał okno.
Kilka sekund potem w pomieszczeniu nie było już żadnej szyby.
- Ostrzeliwują nas - potwierdził Misza
- Andriej i Iwan pod północne okno, reszta pod południową ścianę! - rozkazał.
Sam ustawił się po środku. - Strzelać bez rozkazu - poinformował swoich
towarzyszy.
Syriusz
spojrzał na Lucy, a ta wyraźnie cieszyła się z takiego obrotu wydarzeń.
*FSMB - Federalna Służba Magicznego Bezpieczeństwa. Jest odpowiednikiem mugoslkiego FSB - ros. Federalna Służba Bezpieczeństwa. FSMB pełni role, za które w Wielkiej Brytanii są odpowiedzialni aurorzy oraz Patrol Przestrzegania Prawa.